Do góry

16 Polaków zginęło w czasie pracy

Od 2002 roku zginęło na brytyjskich budowach, farmach i w przedsiębiorstwach 16 Polaków, co stanowi aż 38% ogólnej liczby ofiar śmiertelnych wśród obcokrajowców. Dlaczego Polacy?

Dlaczego tak wielu? Odpowiedzią jest raport "Wypadki śmiertelne imigrantów w miejscu pracy w Wielkiej Brytanii", opracowany przez Centre for Corporate Accountability (CCA) i kancelarię prawną Irwin Mitchell.

Do kwietnia 2008 roku brytyjscy inspektorzy pracy (The Health and Safety Executive) nie uwzględniali w swoich statystykach narodowości pracownika – ofiary wypadku. Dlatego też badania prowadzone przez Centre for Corporate Accountability przy współpracy z kancelarią prawną Irwin Mitchell były szczególnie utrudnione i polegały na sprawdzeniu dostępnych raportów powypadkowych i wyodrębnieniu obcobrzmiących nazwisk.

W większości sektorów możliwe było sprawdzenie danych od roku podatkowego 2005/2006, zaś w budownictwie już od roku 2002/2003. Ostatecznie powstał szokujący raport "Wypadki śmiertelne imigrantów w miejscu pracy w Wielkiej Brytanii" ("Migrants’ Workplace Deaths in Britain"). Ujawnia on między innymi, że imigranci stają się ofiarami śmiertelnymi wypadków w pracy co najmniej dwa razy częściej, niż wynika ze zwykłego udziału procentowego zatrudnionych imigrantów do ogólnej liczby pracowników.

Niebezpieczna budowlanka

Najbardziej drastycznie sytuacja przedstawia się w sektorze budowlanym. Według różnych statystyk pracownicy imigracyjni stanowią od 2,4% do 8% wszystkich zatrudnionych w tym sektorze. Tymczasem w roku 2007/2008 wypadki śmiertelne imigrantów stanowiły prawie 17% ogólnej liczby wypadków śmiertelnych przy pracy w Wielkiej Brytanii. Alarmująco wygląda również sześciokrotny wzrost ogólnej liczby wypadków śmiertelnych w budownictwie w stosunku do danych z roku 2002/2003.

"W branży budowlanej, przy przestrzeganiu wszystkich przepisów bezpieczeństwa pracy, wypadki śmiertelne nie powinny się zdarzać w ogóle" – komentuje Colin Ettinger, prawnik kancelarii Irwin Mitchell i specjalista do spraw wypadków w miejscu pracy. "Statystyki te pokazują, że niektórzy pracodawcy muszą łamać prawo, bo inaczej nie da się wyjaśnić tego zjawiska."

Dramatyczne statystyki

Niebezpieczna dla imigrantów jest nie tylko budowlanka, ale też praca w przemyśle, usługach i rolnictwie. W latach 2001/2002 do 2007/2008 zginęło aż 11 pracowników imigracyjnych sektora usług, sześciu w rolnictwie i trzech przy produkcji. Statystyki prezentujące występowanie wypadków śmiertelnych w poszczególnych regionach ujawniają z kolei, że najbardziej niebezpieczny dla pracowników imigracyjnych jest Londyn (aż 16 wypadków śmiertelnych) i południe Anglii.

Najbardziej szokujące są jednak dane na temat kraju pochodzenia pracowników imigracyjnych, którzy zginęli w wyniku wypadku w pracy. Tu Polacy są na niechlubnym pierwszym miejscu – a co gorsza – od kolejnych narodowości w tabeli dzieli nas ogromna przepaść. Tę statystykę prezentuje tabela numer 2.

Nazwiska za statystykami

Raport nie polega tylko na wyliczeniu statystycznym i procentowym. Przedstawia też szczegółowe opisy różnych wypadków, próbując dociec, dlaczego doszło do wypadku i czy można było temu przeciwdziałać. Drastyczność niektórych opisów i obrażeń szokuje, ale równocześnie powinna być poważną przestrogą dla tych, którzy lekceważą sobie zasady bezpieczeństwa w pracy. Zarówno dla pracowników, jak i dla pracodawców. Z tych względów decyduję się właśnie przytoczyć szczegóły i opisy wypadków Polaków.

Zmiażdżeni, porażeni prądem i wkręceni w maszyny

Najczęstszą przyczyną śmierci na budowach jest przygniecenie przez ciężkie obiekty. 12 kwietnia 2006 roku kilkutonowy mur przygniótł 28-letniego Krzysztofa Begiera na Whitelands Road w High Wycombe. Kilka miesięcy wcześniej, 2 listopada 2005 roku, podczas rozładowywania kamiennego bloku w Stoneville UK Ltd w podlondyńskim Brentford, zginął 37-letni Jerzy Pedja. 15 stycznia 2007 roku na budowie na Seel Street w Liverpoolu 35-letni Zbigniew Roman Swirzynski (pisownia nazwiska zgodna z raportem) został z kolei przygnieciony betonowymi kolumnami, które spadły na niego z wysokości około 9 metrów w wyniku awarii dźwigu.

W dniu 1 sierpnia 2007 roku na budowie w Manchesterze zginął przy pracy 47-letni Jan Tobolski. Zginął, bo spadł na niego metalowy dźwigar, który usiłował podnieść przy pomocy wielokrążka. Inny Polak – Sławomir Kocoń (lub Kocon) – zginął przygnieciony częścią komina, która spadła na niego podczas remontu. Do zdarzenia doszło w Northwood, dzielnicy Londyn w dniu 29 kwietnia 2003 roku, gdy ofiara miała 25 lat.

Kolejna przyczyna śmierci to upadek z wysokości. 27-letni Tomasz Sarachman – zginął na budowie, wypadając z okna i spadając 8 metrów w dół na barierki. Wypadek miał miejsce 18 października 2004 roku w londyńskiej dzielnicy Hammersmith. Chociaż Polak był zatrudniony na tej budowie jako osoba wprawiająca okna, to jednak w chwili wypadku miał przerwę i siedział w otwartym oknie w miejscu, które nie było jego miejscem pracy.

19 lipca 2005 roku, spadając z wysokości 26 metrów zginał Janusz Jakub Trybała. Do zdarzenia doszło na budowie elektrowni Allington Waste Energy Plant w Maidstone w hrabstwie Kent. 47-letni Janusz był zatrudniony przez polskiego podwykonawcę – firmę Rafako SA. Do wypadku doszło, gdy pracownik mocował metalowe kratownice. Chociaż miał założone szelki bezpieczeństwa (uprzęż), nie były one do niczego przymocowane.

Upadek z drabiny był natomiast przyczyną śmierci 35-letniego Emila Feliksa. Zdarzyło się to dnia 9 grudnia 2005 roku podczas robót dachowych na prywatnej posiadłości na London Road w Twickenham.

Niewiarygodny może wydawać się kolejny przypadek śmierci na budowie, gdyż śmierć ta nastąpiła w wyniku utonięcia. 30 czerwca 2006 roku w pierwszym dniu pracy przy przebudowie domu na Wembley 21-letni Peter Juszczyz wpadł do wykopu pełnego wody i utopił się.

W nieokreślonym bliżej incydencie na budowie w londyńskim Brent 31 stycznia 2008 roku zginął Kazimierz Solarski.W dwóch przypadkach przyczyną śmierci Polaka przy pracy było porażenie prądem. 30 kwietnia 2007 roku podczas prac przy demontażu namiotu na kiermaszu w Sudeley Castle zginął Krzysztof Więcek. Miał 45 lat i zginął porażony prądem, gdy niesiony przez niego słup zahaczył o przewody pod napięciem.

W podobny sposób zginął 24-letni Marek Mikołajczyk. Do zdarzenia doszło 27 kwietnia 2007 roku na farmie w Offensham, Evenshaw, gdy obsługiwana przez Marka rura irygacyjna dotknęła przewodów pod napięciem. Jak wykazało śledztwo, pracownika nie poinformowano o zagrożeniu porażeniem prądem, a wszystkie znaki ostrzegające przed zwisającymi nad głową przewodami były napisane w języku angielskim.

Praca na farmie okazała się też śmiertelnym zagrożeniem dla dwóch Polaków, którzy 11 października 2002 roku zginęli przy obsłudze zwijarki do lin na Sheeplands Farm w Twyford. Marcin Skorupski miał wtedy 21 lat, a jego kolega, Adam Borowik – 27. Pracownicy nie zachowali bezpiecznej odległości od maszyny (5 metrów) i zostali przez nią wciągnięci i rozszarpani. "To był najgorszy wypadek w rolnictwie, jaki kiedykolwiek widziałem" – powiedział Inspektor HSE Matthew Lee. "Przez 30 lat nie widziałem podobnie ciężkich obrażeń."

Inna maszyna wciągnęła ubranie polskiego pracownika, powodując jego uduszenie. Zdarzenie to miało miejsce w wesołym miasteczku w miejscowości Marazion koło Penzance w sierpniu 2004 roku. Dariusz Antosik obsługiwał karuzelę typu "Chairoplane" i jego ubranie zostało wkręcone w mechanizm wewnętrzny karuzeli. Powodami zdarzenia było użycie niestandardowych śrub w mechanizmie, brak doświadczenia pracownika, a także jego słaba znajomość angielskiego. Dariusz miał w chwili śmierci 32 lata.

Nieprzestrzeganie surowych zasad bezpieczeństwa podczas pracy przy piecu hutniczym było natomiast przyczyną śmierci 24-letniego Patrycjusza Handzela. Do wypadku doszło 14 marca 2007 roku w fabryce Transition Metals Ltd w Sheffield. Patrycjusz został poparzony parą, doznał licznych obrażeń i zmarł trzy dni później w szpitalu. W chwili wypadku nie miał na sobie wymaganego ubrania ochronnego.

Jak uniknąć wypadku w miejscu pracy?

Podstawowa zasada to przestrzeganie zasad bezpieczeństwa obowiązujących w miejscu pracy. Dotyczy to zarówno używania odzieży ochronnej i innych środków osobistej ochrony (PPE – personal prorective equipment) jak okulary, gogle, maski, rękawice, zatyczki do uszu czy hełmy, jak i właściwej obsługi maszyn i urządzeń oraz zachowania ostrożności. Pracodawca ma obowiązek przeszkolenia pracownika w zakresie procedur BHP (ang. Health and Safety procedures).

Jeżeli pracownik zauważy jakąś nieprawidłowość lub zagrożenie, powinien zgłosić ten fakt zwierzchnikowi lub wyznaczonemu pracownikowi odpowiedzialnemu za bezpieczeństwo i higienę pracy. Może to być uszkodzona wtyczka, słabe oświetlenie, niewystarczająca wentylacja pomieszczenia czy też nierówna podłoga.

W świetle prawa pracownik ma prawo odmówić wykonania pracy czy zadania, które uważa za niebezpieczne. Bardzo istotne jest również zgłaszanie nawet drobnych wypadków lub sytuacji, gdy niewiele brakowało, aby doszło do wypadku. Zgłoszenia takie są odnotowywane w księdze wypadków (accident book), pozwalają więc na analizę zaistniałej sytuacji i wyeliminowanie zagrożenia w przyszłości.

Należy pamiętać, że bardzo często przyczyną wypadków jest tzw. czynnik ludzki – stres, zmęczenie, niewyspanie, brawura, alkohol, narkotyki. Ofiarą pijanego lub przemęczonego pracownika może stać się jego trzeźwy i wypoczęty kolega z pracy. W trosce o własne bezpieczeństwo należy więc zgłaszać przełożonemu niepokojące zachowania współpracowników. Zanim będzie za późno.

Jeżeli zgłaszane kwestie są ignorowane przez zwierzchnika, należy je zgłaszać do przedstawiciela związków zawodowych lub do brytyjskiego odpowiednika inspekcji pracy – The Health and Safety Executive.

A co po wypadku?

Jeżeli już doszło do wypadku, to należy pamiętać o możliwości domagania się odszkodowania za uszczerbek na zdrowiu, koszty leczenia czy za utratę zarobków, spowodowaną niezdolnością do pracy po wypadku. Sprawy sądowe doprowadzają również do ukarania winnych i wymuszenia usunięcia zagrożenia w przyszłości.

Oczywiście żadne pieniądze nie zwrócą życia ofierze wypadku. Pomogą jednak jej bliskim w pokryciu kosztów sprowadzenia zwłok do Polski i pochówku. Mogą stanowić finansowe zabezpieczenie przyszłości dzieci i żony pracownika, który zginął w miejscu pracy. Osobie, która została ranna w wyniku wypadku przy pracy, odszkodowanie pomoże pokryć koszty leczenia i rehabilitacji.

Przy dochodzeniu roszczenia istotne jest jego udokumentowanie jako wypadku przy pracy. Dlatego należy zadbać o sporządzenie szczegółowego raportu w tej sprawie w miejscu pracy, ewentualnie w szpitalu lub u lekarza.

"Polscy pracownicy z obawy przed utratą pracy często nie zgłaszają takich wypadków" – mówi Rachel di Clemente, zajmująca się roszczeniami powypadkowymi w kancelarii Irwin Mitchell. "Brak raportu może spowodować, że sąd odrzuci roszczenia, kwestionując okoliczności i miejsce wypadku."

W sprawie odszkodowania najlepiej skontaktować się bezpośrednio z renomowaną kancelarią prawną zajmującą się odszkodowaniami. Załatwianie odszkodowania przez polskiego pośrednika (middleman) może spowodować opóźnienie w uzyskaniu odszkodowania i wpłynąć na wysokość samego odszkodowania.

"Renomowane kancelarie prawnicze, zajmujące się odszkodowaniami za wypadki w pracy, są w stanie zapewnić pełne usługi tłumaczeniowe, a nawet mają polskich prawników pracujących dla nich na pełnym etacie" – wyjaśnia Rachel di Clemente.

Komentarze 9

Mazio
10 190 1
Mazio 10 190 1
#111.07.2009, 11:08

polacy giną w pracy
rodacy!
robią nas na cacy!
podają jak na tacy
tacy owacy!
nie dajmy się rodacy
nie gińmy wcale w pracy
niech giną austriacy
bośniacy i burłacy
cherlacy i chłopacy
lwowiacy i pankracy
nie gińcie żesz rodacy
ni w domu, ani w pracy!

tu poeta otarł pot z czoła i zginął przygnieciony ciężarem swojego wiersza. Kurtyna jak zwykle się zacięła.

Bartosz
61
Bartosz 61
#211.07.2009, 12:46

Sami sobie zgotowali ten los. Nieznajomość j. angielskiego i polska mentalność olewania wszystkiego - bo przecież ja wiem lepiej, a nie oni. Cwaniaczków jest pełno, a największych ignorantów spotyka właśnie taka kara.

gutekddz
27
#311.07.2009, 13:04

Nie mądruj się koleś z czyjejś tragedii ,że robisz na zmywaku albo w mc donaldzie to nie znaczy ,że nic ci się nie może stać. a jak masz coś do polskiej mentalności to jesteś rumunem i tyle

companero
945
companero 945
#411.07.2009, 13:50

nie no Lukasz, sorry, ale Bartek ma sporo racji. Nie trzeba byc Rumunem, zeby stwierdzic, ze jestesmy nacja slynaca z podejscia typu "ja wiem lepiej". Nie powiem, czasami faktycznie wiemy lepiej, ale to tylko czasami. Czesto niestety dziala to na nasza niekorzysc. Szkoda, ze ktos musial przyplacic za to zyciem.
Sorry, ale pracowac w uprzezy na wysokosci i nie byc podpietym do niczego?! No tak, przeciez ja nie spadne. A jednak...

Ray
1 370
Ray 1 370
#511.07.2009, 14:24

A nie przyszlo nikomu do glowy ze nie ktore z tych zdarzen
byly po prostu kryminalnimi psikusami. Na za zasadzie: Kolega
Koledze.
Pilnujcie Sie Panie i Panowie

pypcio
610
pypcio 610
#611.07.2009, 15:17

a moze to akt desperacji? pracujemy nie zwazajac na warunki, aby tylko pracowac. Winy mozna szukac wszedzie poprzez nasza ojczyzne, pracodawcow i nas samych.

envi
656
envi 656
#711.07.2009, 17:34

Jak wykazało śledztwo, pracownika nie poinformowano o zagrożeniu porażeniem prądem, a wszystkie znaki ostrzegające przed zwisającymi nad głową przewodami były napisane w języku angielskim.

no tak, powinny byc napisane w jezyku polskim...

Profil nieaktywny
sklejacz
#812.07.2009, 08:52

Sa statystyki i statystyki. Jak znam zycie, to oni liczyc dobrze nie umia, albo nie wzieli pod uwage pewnych zmiennych. Dla nich nazwisko Slowackie albo Czeskie brzmi podobnie jak polskie... badania trzeba robic rzetelnie... to ze nazwisk o brzmieniu slowianskich jest duzo, wynika poprostu z tego ze wielu slowian pracuje na budowach. I nie wierze ze ginie ich procentowo nie wiadomo jak wielu... Juz kiedys widzialem ich statystyki na temat przestepczosci Polakow jeden policzyl ze odbiega kilkakrotnie od normy a drugi zaprzeczyl badaniom poprzednika....
Teraz zrobili, ze Polacy zawyzaja statystyki, a pozniej okaze sie ze policzyli ogolna liczbe ofiar z liczby oficjalnie zarejestrowanych pracownikow w homme office a nie wzieli pod uwage ze czesc poszkodowanych nigdy homme office nie mialo... I sprawa sie rypnie.... Nie trzeba byc orlem zeby wiedziec ze wielu wasatych murarzy z pod Bydgoszczy i nie tylko zadnego HO nie ma ale takze nie wie co to jest. Tylko sie nazrec najebac, przywiesc tanie fajki i kase wysylac do PL.

Troche przypominaja mi sie dowcipy o radiu Erywan. Ze w moskwie na placu czerwonym rozdaja samochody. Sluchacze sprawdzili informacje i okazalo sie ze nie w moskwie tylko w Leningradzie, nie samochody ale rowery, i nie rozdaja ale kradna....

marcypan
495
marcypan 495
#915.07.2009, 14:23

Cezary Iksinski - pracujac tu na samozatrudnieniu nie musisz sie rejestrowac w H.O. Jezeli bys znal ta branze z praktycznej strony to bys rowniez wiedzial, ze spora czesc wlasnie tak funkcjonuje wiec skad to skojarzenie z rejestracja WRS ? Poza tym praca na budowie sila rzeczy jest niebezpieczna i niesie ze soba zwiekszone ryzyko wypadku. Pamietajcie, ze w czasie gdy zginelo 18 rodakow jednoczesnie przez wszystkie site'y w UK przewinelo sie kilkaset tysiecy budowlancow.
38% ofiar to Polacy... a czemu nie ma wzmianki jak procentowo przedstawia sie udzial naszej nacji wsrod obcokrajowcow zatrudnionych w tej branzy ? jestesmy number 1 i stad te wskazniki a ulanska fantazja i odwieczne zamilowanie do lamania przepisow to inna kwestia. Powazne budowy nie toleruja 'bohaterow' i skutecznie ich eliminuja.