Do góry

Emigracja a dziecko

Większość rodziców po przyjeździe do Wielkiej Brytanii wcześniej czy później zaczyna się zastanawiać jak ich dziecko przyjmie nową rzeczywistość, nowy język, zupełnie obce otoczenie, kolegów i wreszcie szkołę. Dla samych rodziców wyjazd jest często dużym przeżyciem a przystosowanie do nowych realiów wymaga czasu. Dla dziecka, które dotąd wychowywało się w znajomej rzeczywistości, będzie to także na pewno duża zmiana. Jednak z pewnością nie musi ona negatywnie wpłynąć na rozwój dziecka. To, czy pozostawi ślad w jego delikatnej psychice zależy w dużej mierze od samych rodziców.


Przygotować na nowe

Emigracja jest dla dziecka nagłym przeskoczeniem z tego, co oswojone i lubiane w coś zupełnie nieznanego. Nieznane nie musi tu oznaczać „gorsze, niedobre, niebezpieczne”. Co zatem zrobić aby dziecko polubiło nowe miejsce? Przede wszystkim należy dziecko na nie przygotować. Takie przygotowania powinny rozpocząć się już przed wyjazdem z ojczystego kraju. Dziecko to bardzo wrażliwa, niezwykle mądra istota, która doskonale wyczuwa, jeśli coś przed nim ukrywamy. Musi wiedzieć co się wydarzy w jego życiu, wtedy łatwiej będzie mu to przyjąć i się z tym pogodzić. W przeciwnym razie, rzucone w nową rzeczywistość będzie bardzo zagubione.

Co jednak zrobić, gdy wiemy że nie udało nam się z jakiś przyczyn przygotować dziecka na wyjazd? Wciąż jeszcze w dużym stopniu możemy mu pomóc. Pomórzmy mu zaprzyjaźnić się z nową rzeczywistością. Najlepiej sprawdza się metoda „ małych kroków”. Chodzi o to, by  pozwolić dziecku w łagodny sposób przejść od tego, co znane do tego, co nieoswojone. Stwórzmy mu w domu warunki, które pamięta z Polski, niech słucha polskich piosenek, czytajmy mu znane bajeczki, wyślijmy list do babci, w który spakujemy rysunek dziecka. Nawet soczek kupiony w polskim sklepie bardzo może pomóc oswoić nową rzeczywistość. Sposobów jest dużo, wiele zależy od wieku dziecka. Poszukajcie, może czy w sąsiedztwie mieszka polska rodzina z dzieckiem, z którym wasza pociecha mogłaby się pobawić choć raz w tygodniu. To bardzo ważne. Nie chodzi tu jednak o odcinanie dziecka od nowej rzeczywistości i stwarzanie mu namiastki tego co miało w Polsce. Tak jak już było to wspomniane, chodzi o płynne, stopniowe pokazywanie dziecku tego, co nowe nie pozbawiając go jednocześnie tego co jest mu bliskie i znane.

Wsparcie w rodzicach

Kierując się tą zasadą, nie wymagajmy od dziecka zbyt wiele, nie popychajmy za wszelką cenę do czegoś czego się boi. Bądźmy dla niego podporą emocjonalną. Wysłuchajmy dlaczego jest mu trudno zaprzyjaźnić się z kolegami z placu zabaw, czy ze szkoły. Nie strofujmy go za to, że czegoś nie rozumie, czegoś się boi czy unika pewnych sytuacji. Jeśli dziecko znajdzie wsparcie w rodzicach, którzy pozwolą mu oswoić nowe, trudne sytuacje to z pewnością z większą odwagą podejmie próbę stawienia im czoła. Takie dziecko potrzebuje poczucia, że rodzice zawsze zrozumieją jego problem i będą go w nim wspierać. Wbrew temu, co mówi stare powiedzenie, „rzucanie na głęboką wodę” nie zawsze oznacza, że ktoś nauczy się pływać. Częściej, takie działanie pozostawia głęboki uraz w psychice człowieka, prowadzi do wyparcia i unikania pewnych sytuacji.


Oswoić emigrację

Wasze dzieci nie muszą być skazane na te wszystkie negatywne przeżycia, o których się mówi. Emigracja nie musi być dla dziecka „traumą” jak to się ostatnio przyjęło uważać. Z błędnego poglądu dotyczącego adaptacji w nowym środowisku mogą wynikać poważne zagrożenia nie tylko dla dzieci, ale dla całych rodzin. Rodzice wierząc, że „tak musi być”, że emigracja to nowy problem społeczny, przyjmują za normalne to, że dziecko boleśnie klimatyzuje się w nowym miejscu. W ten sposób sami, tak naprawdę, je na to skazują. Nie można do tego dopuszczać. Emigracja to kolejna sytuacja, z którą przychodzi nam się w życiu zmierzyć. Żeby to zrobić należy się z nią oswoić. Dziecko z ogromną łatwością i niewiarygodną ekscytacją chłonie świat je otaczający, nie ma problemów z adaptacją, szybko uczy się języków, nawiązuje przyjaźnie. Jednak tak łatwo jak chłonie to, co dobre, równie szybko nasiąka tym co złe. Jest bardzo wrażliwe i mocno przeżywa wszelkie niepowodzenia. Wiedząc o tym, możemy stać się odpowiedzialni za to, jakiego świata dziecko doświadczy. Najprościej, choć może najtrudniej, spróbować spojrzeć na niego właśnie oczami dziecka.


Magdalena Kaniewska-Matulewicz
Dyrektor Metodyczny i Fonetyk Przedszkoli Polskich i Szkol Języka Polskiego „Nasze Dzieci”

www.naszedzieci.co.uk

  

Komentarze 5

Bartek
413
Bartek 413
#117.05.2008, 11:08

Juz kiedys dyskutowalismy ten watek na szkocji.netZ przykroscia skonstatowalem, ze spora grupa rodzicow uwaza, ze wszystko jest w porzadku, nie przyjmujac do wiadomosci innego scenariusza. W kocu wyjechali dla dobra ich podopiecznych i teraz \'nie moze byc im tu zle\'.Pracuje z wlasnie takimi dziecmi (EAL - English as Addtional Language teacher) i wydaje mi sie, ze odkrylem jeszcze jedno zjawisko. Dzieci (od powiedzmy polowy podstawowki) czesto dosc skutecznie maskuja swoj lek, strach i zagubienie. Byc moze stad rodzicom wydaje sie, ze jest OK, bo w domu maja z pozoru normalnie funkcjonujace pociechy. Niestety w warunkach szkolnych bardzo roznie z tym bywa. A to dziecko opowie jakas przerazajaca historie, a to narysuje cos odbierajacego mowe, albo najzwyczajniej w swiecie sie roplacze bez wyraznego powodu.Doskonale zdaje sobie sprawe z tego, ze nie trzeba emigracji, by dzieci tak sie zachowywaly, ale z drugiej strony czestotliwosc i rodzaj takich objawow z mojego punktu widzenia jest niepokojacy. nie ulega watpliwosci, ze srodkiem przynajmniej czesciowo lagodzacym powinna byc szczera rozmowa z dzieckiem, a to juz nalezy do rzadkosci. Rodzice wiedza lepiej. Syndrom dziecka \'spakowanego do walizki\' jest (przynajmniej w mojej praktyce) wszechobecny. Malo tego, spora czesc dorozlych sama nie wie, co dalej a zatem nie sa w stanie chocby naszkicowac jasnej wizji dziecku.Podkreslam, ze to sa tylko i wylacznie moje przemyslenia na bazie obserwacji w CODZIENNEJ pracy z prawie 150 dziecmi z calego swiata (w przewadze z Europy Srodkowo-Wschodniej).

Ja ;)
953
Ja ;) 953
#217.05.2008, 11:31

masz racje bartekk, ale niestety cos za cos, wielu z nas wyjechalo nie dla naglego kaprysu, po prostu z musu, moje dzieci mialy tak w pierwszym roku pobytu, rozmowy i jeszcze raz rozmowy, z dziecmi i z nauczycielami, trzeba jakos przez to przejsc, a traume mozna zamienic w cos bardzo pozytywnego: co cie nie zabije to cie wzmocni

Ja ;)
953
Ja ;) 953
#317.05.2008, 11:31

...nasze dzieci moga byc silniejsze od nas

madzia_ozorek
814
#417.05.2008, 19:05

Generalizowanie, ze WIEKSZOSC rodzicow mysli o tym dopiero po wyjezdzie, moze byc krzywdzace. Moze niektorzy, a moze wielu tak robi. Z perspektywy moich znajomych, przyjaciol, a wreszcie nas samych - moge powiedziec, ze mysli sie o tym sporo wczesniej. My postanowilismy, ze na poczatek zostane z dziecmi w domu, zeby dac im wsparcie, pomoc w nauce, odkrywac razem z nimi \"nowy swiat\". Szok bedzie wielki, zwlaszcza dla syna. Ale po raz pierwszy beda miec mame w domu.

Profil nieaktywny
spoko_koko
#511.06.2008, 11:41

, l, ;,