Do góry

"Jeśli wszystko Ci się udaje to znaczy, że za mało próbujesz..." - wywiad z potentatem branży odzieżowej Jackiem Ostrowskim

Młody polski biznesmen, który zawsze wiedział, że kariera “korpo-ludzika” nie jest dla niego. Przyjechał do UK, ale jak mówi, przedsiębiorcą zostałby wszędzie. Myślał, planował, obliczał i wystartował z własną firmą. Na swoje osiągnięcia harował jak przysłowiowy wół. Dziś jego firma - Yellow Octopus - jest potężnym przedsiębiorstwem, a on sam zalicza się do najbardziej utalentowanych młodych przedsiębiorców w Wielkiej Brytanii. W 2010 r. otrzymał niezwykle prestiżową The Queen’s Awards for Enterprise. Oto Jacek Ostrowski - dziś w rozmowie z Emito.net.

Jacek Ostrowski podczas wizyty brytyjskiej telewizji w siedzibie jego firmy.

Emito.net: Co różni Pana od innych osób, które otwierają biznes - dlaczego to właśnie Pan odniósł sukces?

Jacek Ostrowski: Myślę, że w momencie startu większość osób kieruje się podobnymi pobudkami: to potrzeba wolności, niezależności, chęć decydowania o własnym życiu oraz - w przypadku osiągnięcia zamierzonych celów - upragniona niezależność finansowa. Mnie przyświecały te same motywy - chciałem być reżyserem własnego życia, a nie aktorem odgrywającym role w scenariuszu napisanym przez kogoś innego. Udało mi się to osiągnąć i to uważam za mój największy zawodowy sukces. Różnica pomiędzy tymi, którym udało się “przetrwać” - bo pierwsze lata w życia każdego “start-up’u” to prawdziwa walka o przetrwanie - polega na weryfikacji biznesowego pomysłu przez rynek oraz wykazaniu się olbrzymią determinacją założycieli danego biznesu, aby zdobyć klientów, nie stracić płynności finansowej oraz zachować pogodę ducha i optymizm, kiedy nie wszystko idzie tak, jak chcielibyśmy, aby było…

Łatwo się mówi: otworzyć firmę, ale tak naprawdę to przecież bardzo trudne. Skąd Pan wiedział jak zacząć i co właściwie robić?

Jeśli ktoś nie jest w stanie samemu założyć firmy to jest to pierwszy znak, że prawdopodobnie nie powinien jej zakładać w ogóle (śmiech). Problemy, które przyjdą później są nieporównywalnie większe i wymagają o wiele więcej wysiłku i kreatywności. Żyjemy w czasach, w których dzięki internetowi i ilości informacji w nim się znajdujących dostęp do wiedzy nigdy nie był łatwiejszy. Przy dobrym research’u można tam znaleźć super ciekawe i bardzo pożyteczne dane i informacje… Info o tym, jak założyć firmę w Anglii, Polsce czy Dubaju jest również powszechnie dostępne.

Jak wyglądały pierwsze dni Pana firmy?

Miały one miejsce na długo zanim fizycznie zarejestrowałem działalność gospodarczą… Najpierw były pomysły w mojej głowie, potem prowadzenie research’u moich pomysłów, analiza ich mocnych i słabych stron, szans i zagrożeń stawianych przez rynek i otoczenie, w którym funkcjonowałem. Potem - weryfikacja produktów, cen, rozmowy z potencjalnymi klientami itd. Dopiero na samym końcu było założenie firmy, a jeszcze później - w moim przypadku trzy miesiące później - rezygnacja z pracy na etacie - kiedy po pierwszych trzech miesiącach pracy wieczorami i nocami wiedziałem, że firma zaczyna generować przychody i ja i moja rodzina jesteśmy w stanie z tych dochodów się utrzymać.

Skąd w codziennym życiu rozpoznaje Pan, jaka decyzja jest słuszna? Że przyniesie Pańskiej firmie korzyści?

To, czy podejmowana decyzja jest słuszna wiem dopiero po wprowadzeniu jej w życie. Nigdy wcześniej. Podejmując wybory kieruję się moim dotychczasowym doświadczeniem oraz skłonnością do ryzyka w danym momencie. Życie pokazuje czasami, że miałem rację, a czasami, że byłem na zupełnie drugim biegunie… W biznesie jak w życiu - cala sztuka polega na tym, żeby uzyskać dodatni bilans, czyli aby tych dobrych decyzji było więcej niż tych złych. Amerykanie mają takie powiedzenie: “Jeśli wszystko Ci się udaje, to znaczy, że zdecydowanie za mało próbujesz…” - i ja się z tym zgadzam. Popełnianie błędów i złe decyzje to część aktywnego biznesowego życia.

Czy sądzi Pan, że mógłby odnieść taki sam sukces otwierając firmę w Polsce? Czy Wielka Brytania jest lepszym gruntem dla przedsiębiorczości?

Znalazłem się w Wielkiej Brytanii z własnego wyboru - przeniosłem się z polskiego do brytyjskiego oddziału dużej amerykańskiej korporacji - więc w Polsce nie przymierałem głodem i do emigracji pchnęła mnie zwykła chęć poznawania i odkrywania świata. Gdybym urodził się Anglikiem pewnie mieszkałbym teraz w Australii lub Stanach Zjednoczonych. Za mój wyjazd nie winię wiec Polski, a raczej swój charakter (śmiech). Polska w ostatnich 25 latach ma przykłady wielu przedsiębiorców odnoszących naprawdę spektakularne sukcesy, ale także tych mniej znanych, którzy na mniejszą skalą zapewnili dobrobyt swoim firmom, rodzinom i samym sobie.

Aby nie tracić dobrego samopoczucia chcę wierzyć, że gdybym nie wyjechał też byłbym w tej grupie, gdyż szybko po rozpoczęciu pracy na etacie, jeszcze będąc w Polsce, zdałem sobie sprawę, ze za długo kariery jako “korpo-ludek” robić nie będę. Jednak porównując oba kraje oczami przedsiębiorcy i skupiając się tylko na twardych faktach muszę szczerze przyznać, że prowadzenie biznesu w Wielkiej Brytanii jest o wiele prostsze niż w Polsce. Głównie z uwagi na fakt, że zarówno angielska administracja jak i system podatkowy aktywnie wspiera rozwój firm. W kontaktach z urzędnikami w UK naprawdę czuć tą przychylność i wsparcie. Myślę, że brytyjskie państwo rozumie, iż prowadzenie biznesu i działanie na silnie konkurencyjnym rynku jest wystarczająco trudne i wyczerpujące samo w sobie i wspieranie przedsiębiorców to obowiązek rządu, gdyż to dzięki tej grupie - przedsiębiorców z sektora MSP i podatkom, które płacą - może rozwijać się cały kraj.

Pański bohater - Richard Branson - ogłosił właśnie, że wyprowadza się z UK. Czy i Pan planuje takie posunięcie?

Jeśli chodzi o Richarda Bransona to on tak naprawdę od wielu lat mieszka już poza Wielką Brytanią a obecna “przeprowadzka” jest związana bardziej z porządkowaniem jego spraw podatkowych i statusu jego rezydencji… choć on oczywiście temu oficjalnie zaprzecza (śmiech). Jeśli chodzi o mnie, to na obecnym etapie swój czas prywatny dzielę pomiędzy Londyn a Warszawę, choć z racji obowiązków biznesowych czasami mam wrażenie, że mieszkam… w samolocie. Tylko w najbliższych czterech tygodniach czekają mnie dwie osobne podróże do Azji, podczas których będę w Hong-Kongu, Singapurze, Malezji, Kambodży oraz Indonezji i - znając życie - pewnie jeszcze gdzieś indziej, o czym na dzień dzisiejszy jeszcze nawet nie wiem.

Jest coś takiego jak “ciężar sławy” - czy miewa Pan problem ze swoim sukcesem?

To pytanie do Roberta de Niro lub Justina Biebera - na pewno nie do mnie. A jeśli chodzi o sukcesy - to spokojnie - największe jeszcze przede mną.

Czy sądzi Pan, że gdy zdobywamy prawdziwe pieniądze tracimy prawdziwych przyjaciół?

Myślę, że prawdziwych przyjaciół nie traci się nigdy. Na tym, moim zdaniem, polega istota prawdziwej przyjaźni: że jeśli obie strony wzajemnie się wspierają się i są wobec siebie zawsze lojalne, ich przyjaźń będzie trwać.

Podobno uczy się Pan obecnie w prestiżowej Harvard School. W jaki sposób zdobyta tam wiedza pomoże Panu w prowadzeniu firmy?

Nauka w Harvard Business School to przede wszystkim “case-studies” czyli studium przypadku, a więc omawianie realnych sytuacji biznesowych i dochodzenie do wniosków, wybór najlepszych rozwiązań i dyskusja nad nimi. Ta właśnie dyskusja pozwala uczyć się nie tylko od prowadzących zajęcia, ale przede wszystkim od pozostałych uczestników zajęć. W przypadku mojej grupy to przedsiębiorcy z wielu zakątków świata, co pozwala na czerpanie z zajęć naprawdę wiele. To, że wszyscy pochodzą z rożnych krajów, rośli w różnych kulturach i różnych systemach pozwala na naprawdę szeroką wymianę myśli i obserwacje najróżniejszych punktów widzenia. Myślę, że w codziennym prowadzeniu firmy - bardziej niż zdobyta wiedza - pomaga umiejętność podejścia do tego samego problemu na bardzo wiele różnych sposobów i zauważanie przeróżnych aspektów, które na pierwszy rzut oka mogły wydawać się nieistotne.

W jaki sposób można dostać się do takiej szkoły?

Z tego co mi wiadomo to dostać się na wieloletnie studia dzienne na Harvard jest niezmiernie trudno i trzeba być super bystrym. Ja nie należę do grupy jakiś nadzwyczajnie zdolnych, więc uczyłem się w systemie “Executive” - jest to bardziej nauka podyplomowa i w przypadku moich zajęć dla przedsiębiorców i właścicieli firm elementem branym pod uwagę przy rekrutacji jest właśnie historia przedsiębiorcy i profil jego firmy.

Kogo spotyka Pan na zajęciach - kto je prowadzi i kto na nie przychodzi?

Ponad 100 przedsiębiorców z ogromnej ilości krajów, praktycznie z każdego zamieszkałego kontynentu. Zajęcia prowadzą wykładowcy Harvard Business School, którzy w większości są również praktykami biznesu z ogromnym doświadczeniem. Ja w mojej grupie na przykład, wśród wielu naprawdę wybitnych międzynarodowych przedsiębiorców, miałem także Tyrę Banks, kiedyś znaną głównie z tego, że była światowej klasy supermodelką, a obecnie jest właścicielką dużej grupy medialnej. Jej produktem flagowym, wymyślonym przez nią i licencjonowanym na całym świecie, również w Polsce, jest program telewizyjny “TOP MODEL”.

Czy ma Pan jakąś radę dla osób, które też chciałyby odnieść sukces?

Nie mam - gdyż sukces to sprawa bardzo indywidualna. Moim zdaniem nie ma uniwersalnego zbioru rad, jak odnieść sukces - z prostej przyczyny: ponieważ nie ma jednej definicji sukcesu. Dla jednego sukcesem będą pieniądze, dla kogoś innego władza, dla jeszcze kogoś popularność, a dla większości z nas - szczęśliwa rodzina oraz zdrowie. Każdy z tych powyżej wspomnianych “sukcesów” wymaga innego rodzaju działań. Jeśli miałbym powiedzieć o jakimś “mianowniku” sukcesu, to nie będzie to nic oryginalnego. Liczą się: a) wiara we własne możliwości i b) wytrwałość w realizacji zamierzonych celów.

Każdy z nas na jakimś etapie życia wyobraża sobie siebie w przyszłości. Czy kiedyś Pan wyobrażał sobie siebie jako odnoszącego sukcesy brytyjskiego biznesmena?

Będąc małym chłopcem chciałem być kierowcą Formuly 1, ale jako że przygodę ze ściganiem się zakończyłem na etapie kartingu, trzeba było zorganizować sobie jakoś resztę życia (śmiech). Jest ono pasmem nieustannych wyzwań, ale też wielu momentów spełnienia i za to jestem losowi bardzo wdzięczny. Trzeba stawiać sobie śmiałe cele i wizje, ale najważniejsze to skupić się na ich codziennej mozolnej realizacji. To, moim zdaniem, najczęściej odróżnia właśnie sukces od porażki. Zakończę może jednym z moich ulubionych powiedzeń: “Skup się na tym, co tu i teraz, a twoja przyszłość zaopiekuje się sobą sama.”


Jacek Ostrowski: założyciel i dyrektor zarządzający Yellow Octopus Ltd. Firmę założył w Wielkiej Brytanii w 2006 r. i za jej osiągnięcia zdobył prestiżową nagrodę Queen’s Awards for Enterprise wręczaną przez królową angielską Elżbietę II w Pałacu Buckingham. Jego przedsiębiorstwo specjalizuje się w zarządzaniu stokami magazynowym oraz produkcji odzieży w sektorze “value”. Obecnie firma prowadzi działalność handlową w ponad 20 krajach na trzech kontynentach.

Przez prestiżowy brytyjski miesięcznik “Growing Business” zaliczony do grona 30 najbardziej obiecujących przedsiębiorców młodego pokolenia w Wielkiej Brytanii. Wyróżniony również przez centralę banku HSBC w Londynie w konkursie “Business Thinking” a także przez British Telecom w kategorii “Essence of the Entrepreneur”.

Przed rozpoczęciem pracy na własny rachunek doświadczenie zawodowe zdobywał w działach sprzedaży i marketingu międzynarodowych korporacji w Polsce i Wielkiej Brytanii. Jest absolwentem Leeds Metropolitan University - studia magisterskie na kierunku International Enterprise ukończone z wyróżnieniem. Obecnie kontynuuje edukację w Harvard Business School na trzyletnim programie dla przedsiębiorców Owner/President Management Program.

Komentarze 6

Profil nieaktywny
Bebej
#107.07.2014, 18:51

Jego przedsiębiorstwo specjalizuje się w zarządzaniu stokami magazynowym - A nie można było tego zdania po polsku napisać?
No bo co? W magazynie są stoki i... Zbocza?
Cała reszta interesująca.

Esha_
42 985
Esha_ 42 985
#307.07.2014, 23:52

Bebej, język ewoluuje (czasem: niestety), słowo jest dosc powszechnie używane także w Polsce i tylko czekać, aż wlezie (w tym znaczeniu) do sjp.
...co nie oznacza, że to mi się podoba.

Esha_
42 985
Esha_ 42 985
#407.07.2014, 23:58

Pytam, daj sobie spokój z pytaniem.

Nie zaczał od Polski, tak jak nie zaczął od Madagaskaru czy Filipin- możliwe, ze w Polsce po prostu prowadziłby biznes na inną skalę i w innej branży. To, że koszta sa inne, nie oznacza, ze pozostawiony bez wyboru, nie zarejestrowałby dzialalności w Polsce. Zarejestrował tam, gdzie mułatwiej, ale to nie wyklucza, ze nie zajmowałby się własnym biznesem w Polsce. Kto raz posmakuje tego chleba, niechętnie się z nim rozstaje, nawet pomimo niepowodzeń.

...Ech, to małomiasteczkowe, lokalne myślenie- troche dziwne w czasach UE i w XXI wieku. Takie szukanie dziury w całym - na ogół przez ludzi, którzy w żadnym kraju nie potrafią zmierzyć się z takim wyzwaniem i/lub klepią biedę, obwiniajac za to wszystkich dookoła, tylko nie siebie.

sheen1
2 942
sheen1 2 942
#613.07.2014, 16:47

chwila, za co mój post wyleciał? :-\

Odpowiedzi pewnie nigdy nie uzyskam, często się zastanawiam czy jest sens jakiś jeszcze pisać na tym forum.