Do góry

Polskie firmy w Wielkiej Brytanii szykują się na Brexit

„Gazeta Wyborcza” opublikowała obszerny tekst na temat polskich firm, które rozkwitły po 2004 roku, gdy na Wyspach pojawiły się setki tysięcy imigrantów znad Wisły. Aby polskiemu czytelnikowi zobrazować, jak wielu Polaków wyjechało do UK, we wstępie „Gazeta” informuje, że sieć polskich piekarni w tłusty czwartek sprzedała w Wielkiej Brytanii ponad ćwierć miliona pączków. Czy Brexit zagraża temu eldorado? - pyta „Gazeta”.

Murarze, malarze

Autor tekstu Maciej Czarnecki informuje, że w Wielkiej Brytanii działa ok. 30 tys. firm założonych przez Polaków. Do tego trzeba doliczyć ok. 80 tys. samozatrudnionych, w tym wielu w branży budowlanej i wykończeniowej: murarzy, malarzy, elektryków, czy hydraulików. Brexit oznacza dla nich jedno: niepewność - dostrzega „Gazeta”.

Dotyczy to zwłaszcza firm skupionych na imporcie polskich produktów. To absurdalna sytuacja: rząd najpierw ogłasza po referendum, że wystąpi z Unii, a dopiero potem zastanawia się, jak będzie wyglądało to wyjście

– mówi Roman Mazur, pomysłodawca nowych studiów podyplomowych - psychologia biznesu w warunkach Brexitu, na Polskim Uniwersytecie na Obczyźnie w Londynie.

„Gazeta” twierdzi, że polscy szefowie firm działają „w rozkroku” między Polską a Wielką Brytanią. Że już teraz miewają problemy z uzyskaniem krótkoterminowych kredytów obrotowych.

Ludzie zajmujący się zakupami czy promocją nie mogą planować dłużej niż na dwa lata do przodu. Prawdopodobnie wiele produktów sprowadzanych z Polski, np. mlecznych czy browarniczych, zostanie obłożonych wysokimi cłami. Obecnie, gdziekolwiek byśmy pojechali nad morze w Wielkiej Brytanii, przy ławkach w miejscach widokowych wszędzie leżą puszki po polskim piwie. To się skończy

– przewiduje Mazur.

A może tak jak Niemcy?

Jego zdaniem kluczem do sukcesu polskich produktów jest cena. Gdy trzeba będzie dodać cło, polski serek za 49 pensów może przegrać z tym z Lidla, który ma na Wyspach swoje linie produkcyjne.

Roman Mazur radzi, aby polskie mleczarnie czy browary, które teraz eksportują do Wielkiej Brytanii, podążały drogą wytyczoną przez Niemców i przenosiły produkcję na Wyspy.

Z tekstu można się też dowiedzieć, że „po referendum nie wszyscy Brytyjczycy są przyjaźnie nastawieni do Polaków. Jako przykład „Gazeta” podaje pożar w polskim sklepie Miodzio, do którego w paździrniku doszło w Coventry.

„Gazeta” dostrzega jednocześnie, że w UK nadal jest duże zainteresowanie twórcami polskich start-upów. Z drugiej strony oni sami traktują Wielką Brytanię jako odskocznię na rynki pozaunijne: do Ameryki, na Bliski i Daleki Wschód. Poza tym branża budowlana też jest chłonna, bo odpowiada na wciąż wielki popyt.

Cały tekst do przeczytania na stronie wyborcza.pl.

Komentarze 2

TomassX
311
TomassX 311
#117.03.2017, 15:37

"Obecnie, gdziekolwiek byśmy pojechali nad morze w Wielkiej Brytanii, przy ławkach w miejscach widokowych wszędzie leżą puszki po polskim piwie. To się skończy"

z tego powodu płakać nie będę, Polskiego piwka można się w Polsce napić a tu marek piwa nie brakuje, hurtownicy, sprzedawcy zawsze narzekają, ale chyba marża 100%+ to nie głodówka dla nich.

Profil nieaktywny
Konto usunięte
#218.03.2017, 14:05

Male sklepy to beda mialy niewesolo raczej :(

Jakos nie widze zeby paprykarza zaczeli predko mienszac w okolicy