Do góry

Polskiego górnika z Leeds mogło porwać UFO

Urodzony w 1923 roku Zygmunt Adamski przyjechał do Wielkiej Brytanii w 1945 roku. O tym, co robił wcześniej, niewiele wiadomo. Po przyjeździe do Anglii zamieszkał we wsi Tingey koło Leeds. Pracował jako górnik. Jego żonę Leokadię sąsiedzi nazywali Lottie. Zajmowała się domem, a kiedy ciężko zachorowała, Adamski planował przejść na wcześniejszą emeryturę, żeby móc się nią opiekować. Wtedy właśnie doszło do wydarzeń, których do dziś nie wyjaśniono.

6 czerwca 1980 roku to był w piątek. Po południu Adamski wyszedł z domu mówiąc, że idzie do sklepu i zaraz wróci. Ostatnim, który go widział żywym był napotkany po drodze sąsiad. Gdy Adamski nie wrócił na noc, wszczęto alarm, zwłaszcza że następnego dnia miał się odbyć ślub jego córki chrzestnej. Uroczystość przebiegła w bardzo nerwowej atmosferze, gdyż poszukiwania Adamskiego nie dawały rezultatów.

Ciało na hałdzie węgla

Pięć dni później ciało Adamskiego znalazł Trevor Parker, syn właściciela składu węglowego w Todmorden, 30 km od wioski Polaka. Leżało na pryzmie węgla. Parker natychmiast zadzwonił po pogotowie i na policję. Lekarz stwierdził zgon, a policja ustaliła, że chodzi o Adamskiego.

Parker nie miał pojęcia, jakim cudem ciało trafiło na pryzmę, bo plac otaczało ogrodzenie, którego nie można było ot tak sforsować. Zaskakujące były ustalenia policji: denat nie miał na sobie koszuli, nie było jego portfela oraz zegarka. Co dziwniejsze zarost Adamskiego był jednodniowy, a zaginął pięć dni wcześniej. Na jego ciele nie było siniaków, zadrapań, ani innych śladów sugerujących, że mógł być ofiarą napadu. Za to na karku i plecach Adamskiego można było dostrzec ślady oparzeń oraz tajemniczą maź, której składu nie udało się ustalić.

Atak serca?

Przeprowadzający sekcję zwłok dr Alan Edwards nie potrafił ustalić dokładnej daty śmierci górnika. Problemy miał też koroner James Turnbull, który po roku uznał, że przyczyną zgonu był atak serca. Turnbull żalił się dziennikarzom, że z tak dziwną sprawą nie spotkał się w karierze. Ustalono, że w czasie zaginięcia Adamski nie był w szpitalu, nie uległ wypadkowi, nie został pobity. Nie wyjaśniono za to, czy zmarł na hałdzie węgla, czy ktoś go tam zawlókł.

Policjant Alan Godfrey, który pierwszy przybył na wezwanie Parkera, wspominał, że ubranie Adamskiego było czyste, więc nie ciągnięto go po kupie węgla. Godfrey do dziś ma przed oczyma przerażający wyraz twarzy Polaka, który leżał z otwartymi, przerażonymi oczami wpatrzony w niebo.

„To robota Obcych!”

Wobec tylu niewiadomych i niedających się wyjaśnić okoliczności sprawy, w prasie pojawiła się wersja, że to robota „Obcych”, czyli istot pozaziemskich. Według niektórych dziennikarzy Adamskiego mogli porwać kosmici, którzy go badali, na koniec zrzucając z kosmicznego pojazdu na pryzmę węgla.

O dziwo ta wersja przemawiała do wielu, zwłaszcza że śledztwo nie odpowiedziało na podstawowe pytania: jak Polak znalazł się na ogrodzonym terenie, którego nie dało się łatwo przeskoczyć; jak to możliwe, że znajdując się na szczycie sporej pryzmy węgla jego ubranie i buty były zupełnie czyste; co robił w czasie, gdy go szukano i najważniejsze: co naprawdę było przyczyną jego śmierci?

Sprawa wciąż żyła podsycana przez badaczy UFO i coś jeszcze. Niespełna pół roku później, rankiem 28 listopada doszło do dziwnego zdarzenia, którego bohaterem był wspomniany policjant Godfrey. Kończył nocny patrol, gdy kazano mu ruszyć w pościg za rabusiami bydła.

Policjant ruszył do Todmorden, tego samego, w którym znaleziono ciało Adamskiego. Jechał drogą, gdy nagle wyrósł przed nim świecący obiekt o owalnym kształcie. Myślał, że wywrócił się autobus z górnikami, którzy jechali na szychtę. Podszedł bliżej i zobaczył obiekt unoszący się kilka metrów nad ziemią. Towarzyszyły temu silne podmuchy, które rzucały radiowozem jak zabawką.

Godfrey nie mógł skontaktować się z dyżurnym, bo radio nagle przestało działać. Aby mieć dowód, że to naprawdę się dzieje, zdesperowany policjant zaczął w służbowym notatniku rysować pojazd, który blokował mu drogę. Później musiał stracić przytomność.

Wirujące światła

Gdy ocknął się w radiowozie, obiekt znikł, a przerażony constable zorientował się, że jego służbowy samochód znajduje się kilkanaście metrów od miejsca, w którym wcześniej zaparkował. Jego buty były ubrudzone błotem, jakby ciągnięto go po ziemi. Do dziś nie ma pojęcia, co się stało. Gdy poddano go potem hipnozie, narysował dokładnie to samo, co widział tamtego poranka.

Po tych przeżyciach Godfrey chłonął wszystko, co miało związek z UFO i Obcymi. Stał się jednym z najlepszych znawców tej problematyki. Niedowiarkom jego spotkania z UFO przytaczał opinie kolegów policjantów z innych komisariatów: oni też widzieli tego listopadowego ranka przemieszczające się po niebie wirujące światła.

Rewelacje Godfreya i innych policjantów kazały ufologom wrócić do śmierci Adamskiego. W 2006 roku ufolodzy z BUFORA (Brytyjskiego Towarzystwa Badań UFO) opublikowali raport, w którym zawarto tezę, że Adamski mógł być ofiarą spotkania z istotami pozaziemskimi.

W końcu lat 70. ubiegłego wieku nad północną Anglią zaobserwowano całą masę dziwnych świateł na niebie. Do posterunków policji napływały dziesiątki doniesień o „dziwnych helikopterach”. W głębi zimnej wojny i trwającej rozprawie z IRA w Irlandii raporty te były traktowane bardzo poważnie przez władze lokalne i policję. Być może armia testowała nowe technologie?

Niezależnie, czy tak było, historia polskiego górnika stanowi jedną z największych niewyjaśnionych tajemnic na Wyspach i wciąż budzi zainteresowanie badaczy zjawisk paranormalnych.