Do góry

Powrót rodziców, dramat dzieci. Rozmowa o niełatwym wracaniu z emigracji

Niepowodzenia edukacyjne kojarzą się przeważnie z dziećmi mającymi trudną sytuację w domu lub trudności w nauce - tymczasem dotyczą one także dzieci, które zmieniają kraj edukacji. Na temat ich trudności rozmawiamy z Zuzanną Wiącek, specjalistką do spraw niepowodzeń edukacyjnych z Lublina.

Czym różni się powrót z dzieckiem od powrotu samodzielnie?

Wszystko zależy od wieku dziecka. Rodzice lub przyszli rodzice często traktują jako moment graniczny narodziny - gdzie dziecko się urodzi, tam lepiej żeby zostało. Tak naprawdę nie ma to dla dziecka żadnego znaczenia w kontekście jego rozwoju. Na tym etapie dużo ważniejsze jest nastawienie państwa do rodziców - urlop macierzyński, opieka lekarska i generalnie to wszystko, co skierowane jest do rodziców. Natomiast gdy dziecko dorasta do około trzech lat - jest to moment na podjęcie wiążącej decyzji. Zaczyna nawiązywać kontakty z innymi dziećmi, w tym momencie zaczynają się procesy kształtujące osobowość poza rodziną.

Odpowiadając na pytanie - jeśli wracamy z niemowlęciem, to powrót, oprócz oczywistych kwestii logistycznych, nie różni się niczym. Jeśli z dzieckiem starszym - to już zupełnie inna rozmowa.

Co się zmienia w sytuacji gdy dziecko jest starsze?

Im starsze dziecko tym więcej czasu spędziło w brytyjskim systemie edukacji. Różnice objawiają się wtedy dwutorowo. Po pierwsze są to różnice kultury szkolnej. Rozmowa z nauczycielem staje się skarżeniem, normą stają się próby ściągania. Czasem mówi się, że dzieci chłoną wiedzę lub zwyczaje jak gąbka. To powiedzenie jest też prawdziwe z tego względu, że znajdując się później w innym środowisku i w innej kulturze, trudno jest z takiego dziecka “wycisnąć” poprzednie nawyki, ale nowe środowisko będzie się bardzo starało. Młodsze dzieci bardzo szybko w szkole wyłapują każdą odmienność i ją tępią, często podłapując pewną zawiść rodziców. Jeżeli w domu mówi się źle o sąsiadach, którzy wrócili z emigracji - to ich dzieci będą miały jeszcze ciężej.

A w kwestii edukacyjnej?

Im więcej lat dziecko spędziło z rówieśnikami i w szkole, tym mocniej na jego język wpływa kultura danego miejsca. Zakorzenienie pewnych powiedzeń, sformułowań. Jeśli wracamy z dzieckiem, które powinno iść do drugiej klasy podstawówki - problemem jest najczęściej język polski. Tak naprawdę powinien on być nauczany jako język obcy, bo to inna metodologia i inny system niż nauczanie polskiego jako języka ojczystego. W dużych miastach zdarza się, że jest nauczyciel przygotowany w ten sposób, zwłaszcza w prywatnych szkołach. Im dalej jednak od dużego miasta, tym bardziej mrzonką się to staje.

Nie ma organizowanej pomocy dla takich dzieci?

Ustawa nakłada obowiązek zorganizowania przez lokalne władze edukacyjne zajęć dodatkowych i wyrównawczych dla nich. Z tego, co opowiadają rodzice wracający z Wielkiej Brytanii - tam taki system funkcjonuje bardzo dobrze. Dzieci mają asystentów, którzy z nimi są i z nimi pracują. W Polsce - nawet jeśli jest to zorganizowane, to najczęściej w ramach dodatkowych lekcji polskiego jako języka ojczystego. Doceniając wkład i wysiłek nauczycieli, którzy robią to też w ramach darmowych zajęć dodatkowych (gmina rzadko ma na to pieniądze), trzeba zauważyć, że nauczyciel często nie ma do tego przygotowania, więc stara się zrobić jak najlepiej to, do czego jest faktycznie przygotowany.

Jak sobie radzą starsze dzieci?

Tutaj problem językowy jest nieco inny - dotyczy głównie słownictwa przedmiotowego. Absolutną fantastyką są dla nich nazwy w nauczaniu języka polskiego - części mowy, części zdania. Praktyka pokazuje, że polskie dzieci też z tym mają problemy, więc to jest jakoś niwelowane grupą odniesienia. Na innych przedmiotach jest jednak też problematycznie, wybija się tu matematyka. Teoretycznie jest to język uniwersalny. Problem polega na tym, że do jego opisu używa się wcale nie uniwersalnych nazw, tylko specjalistycznych pojęć. Takie dzieci nie znają pojęcia iloczyn, suma. Naturalnie to jest wszystko do opanowania - ale te trudności się piętrzą. Trudno jest zrozumieć materiał, jeśli się nie rozumie podstawowych słów.

Nieco inna kwestia jest na przykład z historią. Naturalną koleją rzeczy różne narody przykładają różną wagę do wydarzeń historycznych. W Polsce pierwsza wojna światowa omawiana jest w kontekście odzyskania niepodległości. Tymczasem dla państw Zachodu jest to bardzo traumatyczne przeżycie. Lata spędzone w okopach okaleczały fizycznie i psychiczne bardzo wielu młodych mężczyzn. W tym konflikcie wzięli udział praktycznie wszyscy z danego pokolenia - to ukształtowało pewien rodzaj podejścia do tych wydarzeń, podkreśla tragizm i straszne efekty wojny. W Polsce z kolei wiele uwagi poświęcane jest powstaniom i ich szlachetnym pobudkom - tymczasem w Anglii Powstanie Wielkanocne umieszczone jest w kontekście terroryzmu irlandzkiego.

Dobra znajomość angielskiego zapewne jednak procentuje?

Niestety, tutaj też nie jest kolorowo. Po raz kolejny sprawdza się zasada, że im dalej od dużego miasta, tym mniej prawdopodobne jest dobre wykorzystanie zdolności takiego ucznia. Dzieci te muszą chodzić na lekcje języka angielskiego, na których uczą się gramatyki, którą już świetnie znają. Często kończy się to tak, że otrzymują po prostu zwolnienie z tych zajęć. Większość klasy uczy się słownictwa i gramatyki, tymczasem dwujęzyczne dziecko bardziej potrzebuje zajęć z literatury swojej drugiej ojczyzny.

Komentarze 4

macmac
415
macmac 415
#123.08.2016, 10:48

W Polsce system edukacyjny oparty jest na minimum programowym a nauczyciele i system edukacyjny sa po to aby zmusic/sklonic dziecko do jego opanowania.

Na zachodzie rola nauczyciela jest zachecenie/sklonienie uczniow do zainteresowania przedmiotem.

Roznice te wynikaja z finansowania oswiaty i rozwoju historycznego tego typu nauczania.

Profil nieaktywny
beato
#223.08.2016, 18:09

Ekolodzy chcą wprowadzić podatek od urodzenia dziecka.

http://www.pch24.pl/zwolennicy-teorii-globalnego-ocieplenia-proponuja-wp...