Do góry

Szkocki patent: zabytek schowany w wielkiej klatce

Imponujący Hill House stoi na wzgórzu nad rzeką Clyde w miasteczku Helensburgh, niecałą godzinę drogi samochodem od Glasgow.

Zamówił go u Mackintosha zamożny wydawca, Walter Blackie. Nie chciał klasycznego, szkockiego domu. Zażyczył sobie, by rezydencja miała dach z łupków i szarą surową elewację. Architekt zaś uparł się, by spędzić z jego rodziną kilka dni, poznać ich nawyki i zwyczaje. Blackie napisał potem, że piękno projektów Mackintosha „bierze się z jego dążeń do zaspokojenia praktycznych potrzeb mieszkańców”.

„Nie jest to włoska willa, angielska rezydencja, szwajcarska chata ani szkocki zamek. To dom mieszkalny” – miał powiedzieć klientowi Mackintosh w 1904 roku, kiedy Hill House był gotowy. Architekt oddało dzieło kompletne, bo zaprojektował także – wraz z żoną, malarką Margaret MacDonald - każdy detal wystroju tego wnętrza. Opisali nawet, jaki kolor kwiatów będzie pasował do wazonu w salonie.

Cement portlandzki działa jak gąbka

Hill House uważany jest dziś za arcydzieło. Jak pisze dziennik The Guardian to „drogowskaz na drodze do modernizmu”. Jasne, ciężkie ściany budynku, bez modnych wówczas ozdobników kontrastują z przytulnym, oryginalnie wykończonym wnętrzem. „Według koncepcji Macintosha minimalizacja zewnętrznych dekoracji miała uwypuklić niezwykłość wnętrza, które obrazowało zamiłowanie pary projektantów do stylu secesyjnego” – czytamy na portalu Architectu.pl.

Macintosh chciał stworzyć dom przyszłości, użył więc także – jak mu się wydawało – materiału przyszłości. I to doprowadziło do tragedii. By nadać budynkowi gładkie, białe wykończenie, wybrał cement portlandzki, który zupełnie nie sprawdził się w wilgotnych, szkockich warunkach. Zadziałał jak gąbka. Ściany przez lata nasączały się wilgocią i powoli zaczęły kruszeć. Trzeba było działać, by zatrzymać proces niszczenia. W 2019 roku organizacja National Trust of Scotland, która dziś jest właścicielem budynku, zdecydowała się zamknąć go w wielkiej klatce.

Wielka klatka

Wybudowanie nietypowej konstrukcji zajęło pięć miesięcy. Półprzezroczyste pudło składa się z metalowego dachu i szkieletu osłoniętego czymś, co przypomina kolczugę. Materiał składa się bowiem z 30 milionów pierścieni. Wielka klatka waży ponad osiem ton. Przepuszcza tylko ok. 13 proc. deszczu. Chroni zatem przed nadmierną wilgocią, ale nie pozwala też budynkowi za szybko wyschnąć, bo mogłoby to spowodować kruszenie tynku. Dopiero kiedy Hill House wyschnie zupełnie (a początkowo szacowano, że zajmie to około trzech lat), będzie można zacząć jego renowację. Prace mogą więc potrwać w sumie nawet dziesięć lat.

Ale budynek jest cały czas dostępny dla zwiedzających. Twórcy ochronnej konstrukcji stworzyli w niej kilka ścieżek, wokół wyższych pięter budynku i pod dachem. Dzięki temu można podziwiać działo Mackintosha nie tylko wewnątrz, ale i z zewnątrz. Przy okazji na miejscu powstało nowe centrum dla turystów i kawiarnia. Całość kosztowała 4,5 mln funtów.

Architekt wyprzedził swoje czasy

Hill House Box – bo tak nazwano ochronną konstrukcję – zyskał uznanie w środowisku architektów. W 2022 roku trafił na tzw. krótką listę czterdziestu realizacji nominowanych do Nagrody Unii Europejskiej w konkursie architektury współczesnej im. Miesa van der Rohe.

Sam Hill House nie dostał ani jednej pozytywnej recenzji za życia Mackintosha. Architekt miał tego pecha, że wyprzedzał swoje czasy. Po jego ukończeniu dostał jeszcze kilka zleceń w Glasgow, ale wkrótce musiał rzucić karierę architekta. Przeniósł się do Londynu, gdzie zajął się projektowaniem okładek w wydawnictwie Waltera Blackiego, potem malował akwarele we Francji. Zmarł w 1928 roku, zapomniany i ubogi, po ciężkiej chorobie, która sprawiła, że w ostatnich miesiącach życia nie mógł mówić.

Komentarze