Do góry

Triumf konserwatystów: co nam mówią wyniki ostatnich wyborów

23 lutego Partia Konserwatywna wygrała wybory do Izby Gmin w okręgu Copeland w Kumbrii, gdzie od zawsze bez problemu wygrywali kandydaci Partii Pracy. Ta ostatnia obroniła mandat w okręgu Stoke-on-Trent w West Middlands, ale uzyskała gorsze wyniki niż w poprzednich wyborach.

„Wyborów się nie wygrywa, wybory się przegrywa”. O czwartkowych wyborach uzupełniających do brytyjskiego parlamentu można więc przede wszystkim powiedzieć, że pokazują słabość Partii Pracy. Na kilka tygodni przez rozpoczęciem procesu Brexitu Partia nie tylko nie znalazła sposobu na skuteczne przeciwstawienie się polityce premier May, ale nawet nie zaczęła go jeszcze szukać.

Wybory w oku cyklonu

Wybory uzupełniające musiały zostać ogłoszone, ponieważ dwóch posłów Partii Pracy: Tristram Hunt (Stoke) i Jamie Reed (Copeland) zrezygnowało ze sprawowania mandatu w Izbie Gmin. W obydwu przypadkach jasne było, że za ich decyzją stoi przede wszystkim rozczarowanie przywództwem Jeremy’ego Corbyna. Spadające do rekordowo niskich poziomów poparcie partii w sondażach i niejasna strategia w sprawie Brexitu sprawiły, że obaj posłowie zdecydowali się przejść na dyrektorskie stanowiska. Jeden będzie pracować w Victoria & Albert Museum, drugi w lokalnej przetwórni odpadów nuklearnych. Zgodnie z regułami brytyjskiego systemu politycznego ich odejście wymusiło ponowne przeprowadzenie wyborów do parlamentu w obu okręgach.

Wybory uzupełniające w Wielkiej Brytanii to czas, gdy wielka polityka puka do drzwi małych wsi i miasteczek: miejsc, do których krajowa telewizja zagląda tylko z okazji nadzwyczajnych zjawisk atmosferycznych lub spektakularnych katastrof.

Tym razem oba udało się połączyć. W smaganej huraganem Doris Kumbrii (okręg Copeland, labourzystowski od 1983 roku) Partia Pracy poniosła spektakularną porażkę, oddając mandat rządowi pierwszy raz od 1982 roku. W West Middlands zaś (okręg Stoke-on-Trent-Central, labourzystowski od 1950 roku), kandydat Partii Pracy zaledwie obronił się przed próbą odebrania mandatu przez nowego lidera UKIP-u, zyskując mniej głosów niż w poprzednich wyborach.

Brexit, UKIP i „kamieni kupa”

W okręgu Stoke tematem numer jeden był Brexit. Nie mogło być inaczej, bo głównym rywalem laburzystów był nowy lider eurosceptycznej partii UKIP, Paul Nuttall. Co więcej, miasto Stoke w unijnym referendum w 70 procentach poparło opcję „Leave”. Swoją strategię na zwycięstwo Nuttall przedstawił jeszcze w 2014 roku, atakując Partię Pracy: mówił, że ta uznała, że poparcie w regionie ma dane raz na zawsze i straciła kontakt z wyborcami.

Lider UKIP-u sam jednak stopniowo tracił wiarygodność wśród głosujących. Powodem były wpadki i półprawdy – na przykład rzekoma utrata bliskiej osoby w tragedii na stadionie Hillsborough. Zdobył ostatecznie trochę ponad 5 tys. głosów, o blisko 2 tys. mniej niż UKIP zebrał tu w wyborach powszechnych dwa lata temu. Partia Konserwatywna także próbowała grać kartą Brexitu, informując w ulotkach, że Partia Pracy chce zablokować Brexit (mimo że trudno ocenić, co ta o Brexicie sądzi).

W Stoke wygrał jednak młody kandydat Partii Pracy Gareth Snell, który zasłynął między innymi z tego, że na Twitterze opisał Brexit słowami, których kulturowym odpowiednikiem w Polsce byłby cytat z ministra Sienkiewicza kończący się zwrotem „kamieni kupa”. Trudno jednak mówić o spektakularnym zwyciestwie: do urn w Stoke pofatygowała się zaledwie jedna trzecia wyborców i ogółem partia zanotowała spadek poparcia o dwa punkty procentowe.

Służba zdrowia to za mało

Zupełnie inaczej wyglądała batalia w Copeland. O tym, że torysi poważnie biorą pod uwagę możliwość zwycięstwa w tym okręgu miała świadczyć zaskakująca wizyta samej premier w mieście. Przed i po niej ulice Copeland przemierzyła także większość ministrów i setki aktywistów. Wiara w to, że uda się pokonać partię Corbyna miała solidne podstawy – jednym z głównych pracodawców w okręgu jest bowiem sektor atomowy, a lider Partii Pracy znany jest ze sprzeciwu wobec wykorzystywania tego rodzaju energii.

Partia Pracy liczyła w kampanii na swoją magiczną kartę – kryzys w służbie zdrowia, a szczególnie na groźbę zamknięcia lokalnego oddziału położniczego. Między innymi dlatego Partia zdecydowała się wystawić Gillian Troughton, kandydatkę z doświadczeniem w NHS: byłą lekarkę, obecnie kierowcę karetki. W czasie kampanii, opierając się na własnym doświadczeniu, Gillian mówiła wprost, że przeniesienie lokalnej porodówki, co planują torysi, narazi życie i zdrowie wielu kobiet. Ostatecznie jednak o ponad dwa tysiące głosów przegrała z kandydatką konserwatystów Trudy Harrison.

Wynik wyborów uzupełniających – koncentracji zainteresowania mediów i środków przeznaczonych na kampanię na stosunkowo niewielkim obszarze – jest zawsze wypadkową spraw istotnych na poziomie lokalnym i poważnych sporów na poziomie narodowym, dlatego na ogół ostrożnie należy podchodzić do traktowania ich jako barometru sympatii politycznych w kraju.

Jednak tutaj mówimy o wyborach w tzw. „safe seats” – okręgach, które na przestrzeni wielu lat sprzyjały jednej partii, i gdzie zwycięstwo powinno przyjść Partii Pracy bez najmniejszego trudu. Wszelkie zmiany i niespodzianki są więc wiarygodną wskazówką w ocenie aktualnego poparcia.

W przypadku Partii Pracy: braku poparcia.

Komentarze 2

Profil nieaktywny
panalberiko
#124.02.2017, 14:33

W Stoke niejaki "Incredible Flying Brick" zajal zacne siodme miejsce (127 glosow) wyprzedzajac kandydata wielce szanownej BNP :)

Profil nieaktywny
panalberiko
#226.02.2017, 14:18

" drugi w lokalnej przetwórni odpadów nuklearnych"

cholibka, mam nadzieje, ze nie musimy sie zaczac niepokoic?

mam nadzieje, ze chlopak zdazy sie przeszkolic w tym "przetwarzaniu" i krzywdy zadnej lokalnej spolecznosci nie wyrzadzi.

trzymam kciuki :)