Polish Association Aberdeen, stowarzyszenie założone przez potomków polskich kombatantów w Szkocji, świętuje 25-lecie swojego istnienia. O historii organizacji, przekształceniu się w placówkę dla młodej Polonii i bieżących przedsięwzięciach opowiadają obecni i byli członkowie zarządu PAA w rozmowie z Dorotą Peszkowską.
Dorota Peszkowska: 25 lat to nietypowy wiek dla polskiej organizacji w Wielkiej Brytanii; większość polonijnych instytucji została założona dużo wcześniej, przez polskich kombatantów albo dużo później, po 2004 roku, by odpowiedzieć na potrzeby polskiej imigracji po wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej. Jakie w zasadzie były więc początki PAA w 1993 roku?
Andrzej Medwid (prezes PAA w latach 1998 – 2006): Przez lata w Aberdeen – i nie tylko, w całej Wielkiej Brytanii – funkcjonowały Stowarzyszenia Kombatantów Polskich, gdzie spotykali się polscy żołnierze, którzy po II wojnie światowej nie mogli wrócić do Polski. Ja sam jestem synem polskiego żołnierza. W latach 90., członkowie SPK w Aberdeen stwierdzili, że trzeba założyć nową organizację, by potomkowie kombatantów oraz Szkoci polskiego pochodzenia i wszyscy sympatycy kultury polskiej, którzy przecież nie mogli należeć do SPK, mogli się spotykać i kultywować polskie tradycje.
W tamtym czasie spotkania PAA były czysto towarzyskie: w grudniu zabawa w eleganckim lokalu, na wiosnę – Easter Party, latem grill. Na te przyjęcia zjeżdżali ludzie z Aberdeen i okolic. Rodziny wykupywały całe stoły. Pojawiali się specjalni goście. W 2004 roku na Easter Party był reżyser Krzysztof Zanussi. Akurat trwał festiwal jego filmów w kinie Belmont.
Przełomowy rok 2004, rok wstąpienia Polski do Unii, przypadł na lata urzędowania pana Medwida. Jak wyglądała transformacja Polonii w Aberdeen?
Andrzej Medwid: W Aberdeen nie było w tym czasie polskiego kościoła. Tylko raz w miesiącu na polską mszę przyjeżdżał do nas ksiądz Łękawa z Glasgow. Przychodziło na mszę pięćdziesiąt, może sześćdziesiąt osób, kościół był w zasadzie pusty. Wracam do Aberdeen zza granicy, wchodzę na polską mszę – oczom nie mogłem uwierzyć! Kościół był pełen! Wracam do Aberdeen zza granicy, wchodzę na polską mszę – oczom nie mogłem uwierzyć! Kościół był pełen!
Ale to oczywiście nie była jedyna różnica. Zaczęła się zmieniać funkcja stowarzyszenia. Z instytucji towarzyskiej i kulturalnej trzeba było się przeistoczyć w organizację pomocową. Ci nowi Polacy potrzebowali zupełnie innych rzeczy. Nie było po co organizować im grilla. Trzeba było za to tłumaczyć dokumenty, wypełniać formularze.
Mariusz Niedziółko (wolontariusz i kronikarz PAA, wiceprezes w latach 2002-2006): Transformacja organizacji to w dużej mierze zasługa Grażyny Jeffreys, która została prezesem PAA po Andrzeju. To ona zajęła się zakładaniem w Aberdeen pierwszej polskiej szkoły, co okazało się bardzo trudne. Poza tym pani Grażyna dawała swój numer telefonu potrzebującym, odpowiadała na wszystkie zapytania, radziła, dokąd iść z problemem, gdzie załatwiać formalności. Trudno było uwierzyć, z czym ludzie przychodzili! Pamiętam na przykład taką panią, dorosłą kobietę, którą tu na miejsce sprowadziła agencja pracy. Miała dostać mieszkanie służbowe, ale na miejscu okazało się, że ma dzielić łóżko z obcym facetem! Trzeba było jej znaleźć inne lokum. Pamiętam kobietę, którą sprowadziła tu agencja pracy. Miała dostać mieszkanie służbowe, ale na miejscu okazało się, że ma dzielić łóżko z obcym facetem!
Grażyna mówiła, że to było bardzo absorbujące i wyczerpujące przedsięwzięcie. Ale zrealizowała cel, powstała dzięki niej w Aberdeen polska szkoła.
Marta Biskup (prezes stowarzyszenia w latach 2011-2015): Zaczęli też pojawiać się nowi ludzie gotowi pomóc. Na przykład Piotr Szumnarski, który został prezesem po Grażynie Jeffreys. To on mnie wciągnął do organizacji. Mieliśmy ciągle nowe pomysły: żeby zapraszać konsula na dyżury, organizować lekcje angielskiego dla Polaków. Ja sama bardzo chciałam stworzyć polską bibliotekę. Wtedy nie było jeszcze księgarni internetowych, książki nosiło się sobie od domu do domu. Postanowiliśmy przy bibliotece stworzyć świetlicę, pełnić dyżury, na których będziemy udzielać pomocy i potrzebnych informacji. Do tej pory pamiętam te emocje przy wypełnianiu pierwszego wniosku o grant do Big Lottery Fund! Drżały mi ręce, ale się udało. Wsparcie na bieżącą działalność i organizację dyżurów konsularnych otrzymaliśmy też z polskiego MSZ. Nasza siedziba mieści się teraz przy głównej ulicy miasta, 35A Union Street.
Mariusz Niedziółko: Wtedy też przyszła rewolucja informatyczna: powstała strona internetowa PAA. Spisano oficjalny statut organizacji, by stała się charity i mogła się starać o dotacje. Wcześniej PAA utrzymywało się ze składek i niewielkiego dochodu z zabaw. Wtedy już ich nie organizowano, choć dalej działy się rzeczy kulturalne, parady, Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, kolędowanie.
Jakie usługi oferuje PAA obecnie?
Mateusz Łagoda (obecny prezes PAA): Wciąż działa biblioteka, oferujemy m.in. lekcje angielskiego i polskiego dla obcokrajowców, porady w sprawie systemu socjalnego, porady prawne, psychologiczne, pedagogiczne. Bierzemy udział w akcjach społecznych, jak zachęcanie do głosowania, organizujemy spotkania z politykami. W 2017 roku zorganizowaliśmy pierwszy polsko-szkocki mini-festiwal muzyczny. Zdecydowanie stawiamy na promocję polskiej kultury i na integrację, nie tylko ze Szkotami, ale też z innymi mniejszościami narodowymi. Ale to nie znaczy, że zawieszamy inne formy działalności. Dalej największym powodzeniem cieszą się dyżury konsularne, bardzo dużo ludzi korzysta też z bezpłatnych porad psychologa. Dużą popularnością cieszy się program Smart Recovery, dla ludzi walczących z uzależnieniami.
Paweł Furman (członek zarządu, prezes PAA w latach 2015-2017): Nasi wolontariusze dalej prowadzą też dyżury dla potrzebujących. Każdy Polak można przyjść do nas z problemem i dostać wsparcie. Zarząd tworzą obecnie trzy osoby. Liczba wolontariuszy wciąż się zmienia i oscyluje w granicach 10-15.
Jaka przyszłość czeka PAA?
Paweł Furman: Obecnie mniej osób przychodzi z prostymi sprawami urzędowymi czy dokumentami do tłumaczenia. Teraz widzę dwa główne typy klientów. Po pierwsze, w związku z tym, że nowa Polonia trochę okrzepła, ludzie nauczyli się języka, to sami zaczęli sobie pomagać. I powstały też instytucje pomagające odpłatnie. Z jednej strony przychodzą więc osoby, które nie nauczyły się języka lub nie mają tych kilku funtów na płatną pomoc, a z drugiej: osoby, których historie są tak skomplikowane, że odbiły się już od kilku instytucji i nie wiedzą, co robić dalej. To smutne i naprawdę poważne sprawy, mówię tu o bezdomności lub zagrożeniu bezdomnością, zagrożeniu deportacją, a także o ofiarach handlu ludźmi. Szkoci starają się pomagać, ale system ma swoje dziury i my jesteśmy dla ludzi, którzy w nie wpadną.
Andrzej Medwid: Myślę, że tak długo, jak Polacy będą przyjeżdżać do Aberdeen, to PAA będzie im pomagać. Brexit tu nic nie zmieni. Polacy dalej będą przyjeżdżać i tym razem trzeba będzie im pomagać wypełniać wnioski o wizy!
Mateusz Łagoda: Mam nadzieję, że Festiwal Polsko-Szkocki już na stałe wpisze się w styczniowy kalendarz wydarzeń w Aberdeen. W tym roku, na drugą edycję zjechało kilkunastu muzyków z Polski, grają przy wsparciu lokalnym artystów. Na nasze polsko-szkockie Ceilidh przyszło ponad 150 osób, nie tylko Polaków i Szkotów. Wraz z artystami z Polski zostaliśmy też zaproszeni na zwiedzanie ratusza. Wyszedł do nas sam Lord Provost, Barney Crockett, zaznaczając, że robi to z wielkiego szacunku dla Polaków.
Andrzej Medwid: I koniecznie trzeba będzie uczyć Szkotów polskiego! Bo w Aberdeen polski słychać na każdym rogu.
Dziękuję za rozmowę.
Polish Association Aberdeen (PAA) powstało w 1993 roku z inicjatywy mecenasa Williama Pyki, prezesa SPK w Aberdeen. Całą historię stowarzyszenia można znaleźć na stronie internetowej w zakładce O nas. Na 25-lecie stowarzyszenia w Aberdeen odbył się Festiwal Polsko-Szkocko, na który przyjechali artyści z Polski, urządzono wspólne Ceilidh. Pełną wersję rozmowy z byłymi i obecnymi członkami zarządu PAA można znaleźć w drukowanej wersji Tygodnia Polskiego.
Komentarze 23
Do rozmowy czy spowiedźi z Bogiem najlepsze jest wyjście 2 plener i tam sobie z Nim pogadać. No co mi kościół???
Przestancie najezdzac na ten Kosciol w koncu....nie chcesz, nie chodz ale badz tolerancyjny dla tych ktorzy potrzebuja poczuc wspolnote I wiez z innymi ludzmi o podobnym swiatopogladzie.....
Ale gdzie tu widzisz najazd?
Mam wrazenie, ze najwiecej na Kosciol najezdzaja ci, ktorzy twierdza, ze wiara, a szczegolnie chrzescijanska wogole ich nie obchodzi.
Ja tam lubie chodzic do starych kosciolow. Panuje w nich taka fajna atmosfera. Tylko ksiezy (ksiedzow?) unikam :)
Wiara fajna rzecz, jednak zbyt wiele kosciolow (czyli ludzi, wyznanie niewazne) zrobilo sobie z niej biznes.