Do góry

To my głosowaliśmy za Brexitem – rozmowy z Anglikami

Londyn jako całość zagłosował za pozostaniem w Unii Europejskiej - jako jedyny obszar administracyjny Anglii. Jest jednak jedna niewielka osada dająca odpór Wspólnocie. Romford leży na dalekim wschodzie miasta, w szóstej strefie.

Jadąc pociągiem dojeżdżamy do Chadwell Heath, później mijamy pola, kontenery, tor wyścigów psów i dopiero dojeżdżamy do małego miasteczka, którego centrum zmieniło się w wielką galerię handlową.

Mieszkańcy wyróżniają się na tle aglomeracji londyńskiej. 83 proc. mieszkańców jest biała, połowa ma więcej niż 40 lat. Stosunek głosów 70:30 pokazał, że to głęboki wschód Londynu należy do najbardziej eurosceptycznych części kraju.

Owoce pracy, owoce morza

Dave Crosbie jest sprzedawcą ryb i owoców morza na romfordzkim ryneczku (otwieranym we środę, w piątek i sobotę), jego budka nazywa się Better Plaice. Opowiadał o swoim podejściu do Brexitu pod powiewającym Union Jackiem: “Ludzie mieszkający tutaj zostali wypchnięci z centralnego Londynu. Przez obcych, przez obce kultury i przez ceny domów (…) Wynieśli się na obrzeża, bo to jedyne miejsce w stolicy, na które ich stać.” Wskazuje też oczywiste dla niego negatywne skutki dołączenia do Unii Europejskiej: “Mój ojciec handlował rybami już w latach 50. Należę do trzeciego pokolenia w rodzinie, które się tym zajmuje. Kiedy dołączaliśmy do UE, 12 mil od wybrzeży Brytanii należało do naszych kutrów. Teraz tego nie mamy, ponad 20 krajów łowi na naszych wodach, na łowiskach, o które my dbaliśmy”.

Dodaje, że wyjście z Unii z pewnością będzie korzystne dla jego biznesu w długim okresie czasu. Narzeka też na imigrację: “Mamy niekontrolowane poziomy imigracji. Ludzie przyjeżdżają z powodu pracy, po czym ściągają swoją rodzinę. A ponieważ nasz system opieki zdrowotnej jest bardzo gościnny - eksploatują go bezlitośnie”.

“Płacimy podatki, płacimy za cały system przez całe życie. A później ktoś przyjeżdża i dostaje mieszkanie, dostaje wszystkie przywileje, na które my musimy zapracować. A dla nas nie zostaje nic” - kończy wypowiedź.

Flaga Wspólnoty nad podzielonym małżeństwem

Emma Hamblett i Tony Bush są małżeństwem od 14 lat. Ona głosowała za pozostaniem, on - za wyjściem. Mają niepełnosprawnego syna, który wymaga opieki. “Myślałam, że mnie podpuszcza, kiedy mówił, że zagłosuje za wyjściem” - mówi Emma. Boi się utraty ochrony prawodawstwa unijnego. “Będziemy na łasce rządu konserwatystów. Oni nie troszczą się o biednych, niepełnosprawnych, o prawa pracowników. Nie chodzi tylko o mojego syna - boję się, że cała społeczność niepełnosprawnych będzie w dużo gorszej sytuacji kiedy nie będzie komu pilnować zapędów cięć budżetowych rządu” - martwi się.

Tony też obawia się o syna. Ale zagrożenia upatruje w imigracji: “Nie mam nic przeciwko niewielkiej imigracji. Gdzieś jednak musi być granica. Jeśli za dużo osób osiedli się w Wielkiej Brytanii - to nasze dzieci zapłacą cenę. Budownictwo, służba zdrowia, zatrudnienie - to wszystko cierpi z powodu imigracji”.

The market place by Paul Farmer, (CC BY-SA 2.0)

Ludzie i towary “made in UK”

Graeme Gibbons ma 50 lat. Prowadzi stoisko z tanimi towarami, na przeciwko którego wyrósł niedawno Poundland - przejął istniejący tam wcześniej 99p Store. Mimo, że o klientów musi konkurować z takim gigantem, Gibbons walczy o utrzymanie stoiska. Zagłosował przeciwko i nie żałuje.

“Jesteśmy krajem lwów, a rządzą nami owce” - rozpoczyna rozmowę. “Musimy sami decydować o prawach obowiązujących w naszym kraju, niepotrzebni nam biurokraci bez twarzy narzucający nam obowiązki w życiu zawodowym i prywatnym” - dodaje.

Deklaruje, że przemyślał kwestię głosowania: “Wiele z towarów, którymi handluję, pochodzi z Europy. Rozważyłem, co mogę stracić, jeśli nie będziemy mieli dostępu do wspólnego rynku. Myślę jednak, że warto tę cenę zapłacić”. Jego marzeniem jest boom na produkty wytwarzane w Wielkiej Brytanii. Deklaruje, że państwo jest tak silne, jak jego produkcja.

Również Gibbons wskazuje na problemy ze służbą zdrowia, rynkiem pracy i mieszkalnictwem związane z imigracją. Jest żywym dowodem na to, że przesłanie kampanii Leave było głośne i wyraźne. “Czasami stoisz na stoisku i w ogóle nie słyszysz angielskiego, a to nie jest dobre dla nikogo. Nie jest dobre dla nas i nie jest dobre dla nich” - według niego, początkowe trudności okresu transformacji warte są przecierpienia w imię długofalowych interesów kraju.

Rybne prawo po raz drugi

Connor Crosbie ma 21 lat, studiuje prawo na Swansea University w Walii. Kiedy nie jest na uczelni, pomaga ojcu w prowadzeniu Better Plaice. Zagłosował za wyjściem z Unii między innymi z powodu £350 mln rzekomo wysyłanych do UE. Jest zły na polityków, że wprowadzili go w błąd - jednak inne argumenty za wyjściem dalej są w jego rozumieniu aktualne.

“Na uczelni mieliśmy wiele dyskusji na temat przyszłości Wielkiej Brytanii w Unii” - mówi. “Nie podejmowałem decyzji pochopnie, wahałem się do mniej więcej tygodnia przed głosowaniem. Nie chciałem jej podejmować pod wpływem impulsu tylko po to, żeby później żałować” - mówi. Ma nadzieję, że nie wszystko się zmieni: “Liczę, że politycy wynegocjują umowę podobną do Szwajcarii lub Norwegii. To byłoby najlepsze, chociaż Unia może być zbyt zdenerwowana, by na to pozwolić”.

Chciał pracować w Belgii jako prawnik. Teraz jednak widzi, że po Brexicie będzie to trudniejsze: “Obecnie językiem Unii Europejskiej jest angielski. To się pewnie teraz zmieni” - kończy.

Komentarze 1

Profil nieaktywny
beato
#119.07.2016, 22:50

Brexit dla nas to niepewnosc jutra, ale dla uk to szansa