Polonię można podzielić na kilka grup: Polonię taką, co sobie radzi i Polonię taką, co sobie w ogóle nie radzi. Są i też tacy pośrodku, którzy ogólnie sobie radzą, ale czasami to radzenie sobie z emigracyjną rzeczywistością kompletnie im nie wychodzi.
Na szczególną uwagę zasługują ci, co sobie radzą. Często nie znają języka, ale okazuje się, że jak Polak zakombinuje, to mądrzejszego nie ma. Później takich kombinatorów obgaduje się na zapleczach restauracji, sklepów, domówkach czy przypadkowym spotkaniu znajomego na ulicy i zaczyna się:
– Aga z Bartkiem dostali councilowski dom w zeszłym miesiącu. Przy jakich dochodach, ja się pytam? Przecież ona ma własny biznes, on nadal pracuje w fabryce, mają tylko jedno dziecko. Gośka ma pierwszą grupę inwalidzką i czeka na swój przydział od pięciu lat, a ci tylko poszli i załatwili. Szukają pieniędzy, gdzie się da. Ściągają benefity, jakie tylko można wydrzeć od państwa. Wstyd! Potem mówią, że Polacy przyjechali tylko po zapomogi państwowe.
– Przecież ty też pobierasz dopłatę do ogrzewania mieszkania i płacisz mniejszy council tax. – To nic przy tym, co dostają oni. A jedno z drugim po angielsku ani be ani me, ale jak się ustawili! Okazuje się, że można!
Jednak nie zawsze można. Ci, co sobie nie radzą, albo lądują pod mostem, albo w parku i są zwykłymi zjadaczami gołębi, łabędzi i innego ptactwa parkowego, tak przynajmniej twierdzą brytyjskie media.
Ci po środku to chyba mają najgorzej. Targani albo w jedną, albo w drugą stronę. Raz na wozie, raz pod wozem. Coś wyjdzie, a jutro noga się powinie. Jak wyjdzie, to przypominamy sobie, że jesteśmy potomkami dzielnych sarmatów, a jak nie wyjdzie, składamy winę na pokoleniowego pecha bycia Polakiem.
Polska sprzątaczka
Wstaje o godzinie piątej dziesięć. Poranna toaleta zajmuje jej około dziesięciu, piętnastu minut. Potem jest czas na szybką kawę i papierosa. Jeszcze jakaś tabletka energetyzująca i może iść na przystanek, na którym czeka na pierwszy poranny autobus.
Przez dwie pierwsze godziny będzie odkurzać, potem umyje kafelki w toalecie. Następnie przez kolejne dwie godziny biura będą zapełniać się pracownikami, a ona będzie snuć się jak cień, starając się swą nieważną pracą nie przeszkadzać menadżerom w podejmowaniu ważnych decyzji. Od czasu do czasu podniesie papierek, wymieni worki w koszach, sprawdzi, czy maszyna do kawy znowu nie zachlapała podłogi. Wie, że jest cieniem, ale w każdej chwili znikąd może pojawić się głowa przełożonej, dlatego trzeba być czujnym, bo a nuż przyłapie na odpoczynku albo kawie w towarzystwie innych Polek.
Skręca ją już od środka, bo nie może doczekać się przerwy, żeby wyjść na papierosa z dziewczynami. Kiedyś można było wyjść bez problemu, a teraz mają nową szefową, która śledzi każdy krok pracowników. Niby nie ma do niej zastrzeżeń, zawsze ją chwali, ale różnie to bywa. Na przerwie z koleżankami żartują sobie ze wszystkiego, z szefowej też, a ostatnio z kolegów Anglików, którzy próbują uczyć się polskiego, żeby z nimi poflirtować. Po przerwie czas już szybko mija. Wróci do domu po południu, żeby coś zjeść, wypić herbatę i odpocząć przy telewizorze albo poczytać gazetkę, a później znów idzie na wieczorny półetat.
Tak mija jej pięciodniowy tydzień. Szybko i bezboleśnie. Odznacza kolejne dni w kalendarzu, czekając na kolejny urlop, kiedy to pojedzie do Polski, żeby odwiedzić rodziców i przyjaciół.
Polski kierowca autobusów
Wstaje późnym popołudniem, bo ma na nocną zmianę. Pije mocną kawę. Trochę się denerwuje, bo dzisiaj piątek. Dużo nieciekawych przypadków wraca nad ranem nocnymi autobusami. Nie mają na bilet, wykłócają się, wyzywają go, a czasami walą pięściami i łokciami w szybę, jedyną ochronę od zapitych twarzy. Szefowie tłumaczą mu, żeby wpuszczał. Jak nie mają na bilety, to niech wpuszcza. To wpuszcza. Nie reaguje nawet na smród dymu papierosowego w autobusie. Jedzie dalej przed siebie ustaloną wcześniej trasą. Modli się, żeby nie było żadnych ekscesów, jak to się czasami przytrafia.
Dzisiaj zmiana przeszła spokojnie: upite dziewczyny w skąpych sukienkach flirtowały z nim, szukając drobnych w swoich różowych torebeczkach. Nawet pomyślał, że może i kupi swojej młodej żonie taką sukienkę, bo zawsze chodzi ubrana jak zakonnica. Ale trudno jej się dziwić, nigdy wielkiego świata nie widziała. Machnął tylko ręką na bezdomnego z dużą raną na nodze, który chciał ogrzać się w autobusie przez kilka przystanków.
“Pewnie gangrena się niedługo złapie, o ile już nie złapała, tej kulawej nogi” - pomyślał ze wstrętem, ale też z litością, bo mężczyzna był w wieku jego ojca, który ostatnio choruje na serce. - “Ile jeszcze pociągnie?”. Zastanawiał się nad tym, mijając puste przystanki, zatrzymując się od czasu do czasu na dźwięk sygnału “stop” naciskanego przez nocnych pasażerów.
Jadąc nad ranem do domu, oblicza jeszcze w głowie, ile zarobił w tym miesiącu. Teraz musi wysłać więcej pieniędzy, bo robotnicy przychodzą od przyszłego poniedziałku tynkować ściany. Żałuje, że to teść musi dopilnowywać budowy, on jest zawsze taki niedokładny.
Polski urzędnik
Wstaje o przyzwoitej godzinie - siódmej trzydzieści. Pracuje w agencji pracy. Dostał to stanowisko, bo potrzebują Polaków, żeby tłumaczyli, a czasami “wciskali kit polskim pracownikom”, jak żali się swojej dziewczynie.
Co wieczór siedzi oklapły przed telewizorem, nie widząc migających obrazów. Cały czas zastanawia się, co zrobić, żeby przestać być tarczą pracodawcy. Ma już dość. Ostatnio polskim pracownikom nie wypłacono za urlopy. Był zdziwiony, bo sam czytał umowę i każdemu zatrudnionemu taka zapłata się należała. Wstawił się nawet za jednym pięćdziesięciolatkiem, któremu pomógł znaleźć pracę na farmie. Szef tłumaczył, że zbyt krótko pracuje, żeby za dwa tygodnie urlopu w Polsce dostać wynagrodzenie.
Wyszedł, zaciskając jeszcze mocniej pięści. Czuje, że jest wykorzystywany. Wcale nie broni interesów polskich pracowników. Raz nawet jeden taki w kapturze groził, że “go znajdą”. Nawet nie chce myśleć, co się stanie, jak faktycznie przyjdą.
Dziewczyna go nie rozumie, stąd u niego te rozterki. Przecież zarabia dobre pieniądze, nie tak, jak wcześniej w tym magazynie z mrożonkami, z którego wracał późnym wieczorem na rowerze. Teraz nawet myślą o kupnie samochodu, mieszkają w spokojniejszej dzielnicy, nie w takiej, jak poprzednio, gdzie kapturowcy palili co noc zrabowany samochód-grat albo włamywali się do niemal wszystkich domów.
Ona już zamieściła zdjęcia na Facebooku - oni razem, a za nimi ściany nowego mieszkania. Specjalnie kazała mu pozować na tle tej koszmarnej tkaniny, którą przywieźli z urlopu z Portugalii, żeby pokazać znajomym, że oni nie marnotrawią swej młodości w tej dzikiej Polsce. Jeżdżą po świecie, zarabiają dobre pieniądze i żyją w luksusie. Niech koledzy z uniwersytetu zazdroszczą.
Polak Polakowi wilkiem? Podobno na emigracji można się o tym przekonać. Lepiej nie przyznawać się, że ci ciężko, że nie masz pieniędzy, bo rodak ci i tak nie pomoże. Jeśli ty jemu pomożesz, to i “Bóg zapłać” ci nie powie. Omijaj więc swego rodaka szerokim łukiem, bo jego nieżyczliwe oko może rzucić na ciebie urok. Historia moich polskich sąsiadów potwierdza to założenie.
Pan Adam i pan Grzegorz, czterdziestolatkowie spod Wrocławia, są już w UK od dwóch lat. Nie znają wprawdzie języka, ale mają pracę dzięki koledze, który zatrudnia ich do prac budowlanych. Panowie są samozatrudnieni, płacą składki. Zdają sobie jednak sprawę, że ów kolega wykorzystuje ich brak znajomości języka i prawa brytyjskiego, płacąc im bardzo niskie stawki i często nie wypłacając obiecanych sum.
Codziennie o godzinie czwartej rano wyruszają do pobliskich miast, oddalonych od Manchesteru o godzinę, a nawet i dwie, drogi, a wracają późnym wieczorem. Początkowo się nie skarżyli, bo cieszyli się, że mają pracę, że mogą wysłać pieniądze swoim rodzinom i że mogą sobie pozwolić na pół litra co sobotę, po ciężkiej całotygodniowej harówie.
Pewnego późnego wieczora spotykam ich na schodach i nie mogę uwierzyć, że ci czterdziestolatkowie, wyglądają już raczej na sześćdziesięciolatków. Oczy zapadnięte, wychudzone policzki, połatane spodnie, ubabrane w malcie. Mówią, że po pracy nie chce im się nawet zrzucać ubrań roboczych, tylko pędem do domu, bo marzą o prysznicu, kolacji i łóżku. Znów mają problem z wypłatą. Zdaje się, że ich kolega nieźle skubie ich z pieniędzy - już się łamią i myślą o powrocie do Polski, bo tu wyzysk w biały dzień, a siły już nie te, co na początku. W sobotę wieczorem, kiedy mijam drzwi ich mieszkania, słyszę donośne męskie głosy przeklinają kogoś:
– Ten sk… na ludzkiej krzywdzie kupuje sobie już drugi dom! - rozpoznaję głos pana Adama.
Ostatni zgasi światło i zamknie za sobą drzwi – to kpina ze współczesnej polskiej polityki. Polscy socjologowie ubolewają nad wyjazdami Polaków, którzy nie chcą zostać i pomóc w odbudowie państwa. Niestety wielu młodych ludzi nie może sobie pozwolić na odbudowę Polski przy tak niskich zarobkach. Konkretniej oznacza to mieszkanie na karku rodziców przynajmniej do czterdziestki, ale przecież nie ma to jak polska rodzina, tyle o niej się pisze w przewodnikach dla zagranicznych turystów, porównuje się nas z Włochami. Problem w tym, że młodzi Włosi mieszkają z rodzicami z własnego wyboru, a młodzi Polacy z braku takiego.
Fragmenty pochodzą z książki “Wot.4” autorstwa Marii Budacz
Emigrant - nomada z własnego wyboru, czy też skazany wyrokami losu uciekinier? Wielu Polaków co roku wyjeżdża za granicę w poszukiwaniu lepszego życia lub chociaż lepszego zarobku. Zostawiają swoje rodziny, obiecując sobie, że wyjazd jest tylko na chwilę. Jednak dni szybko przechodzą w miesiące, a miesiące w lata.
Książka “Wot.4” to barwna opowieść o polskiej emigrantce, która nęcona lepszym zarobkiem postanawia wyjechać do Anglii. Pełna niepokoju przyjeżdża do obcego kraju, gdzie czeka ją wiele przygód i jeszcze więcej przeprowadzek. Razem z czytelnikiem uczy się życia w nowej rzeczywistości, brnie przez szkoły językowe oraz walczy ze stereotypowymi opiniami na temat Polaków.
Równie ciekawe są historie innych emigrantów oraz Anglików, które gęstą siecią przeplatają historię głównej bohaterki. Znajdziemy tu historie miłosne i ludzkie dramaty, a wszystko to otoczone angielską mgłą.
Komentarze 82
Jezeli cala ta ksiazka to taka plycizna intelektualna i stek uogolnien, to chyba jednak dam sobie spokoj z zapoznaniem sie z ta wyzsza literatura !!! :)
"Przecież ty też pobierasz dopłatę do ogrzewania mieszkania"
istnieje cos takiego jak doplata do ogrzewania??
A moze by podac przyklady Polakow ktorym naprawde sie powiodlo, i nie chodzi mi tu o wyszarpanie chaty z councila czy kupno 10letniego samochodu.
Ciekawe czy pani maria sie na takowych nie natknela w swoich badaniach czy tez emito wybralo tylko "politycznie poprawne" fragmenty?
"Polscy socjologowie ubolewają nad wyjazdami Polaków, którzy nie chcą zostać i pomóc w odbudowie państwa. "
No wlasnie, ze sie zdziwie jak Uncle. Wojna jakas ostatnio byla?
Niech pomysle... po 2 wojnie swiatowej odbudowywali moi dziadkowie, potem rodzice.
Po wojnie byla komuna, ale po niej chyba nic nie trzeba odbudowywac bo budowano wtedy duzo wiecej niz teraz (fabryk, szkol)
A teraz, teraz jest od 20-paru lat burdel na kolkach i ja juz swoje w nim odpracowalam, dziekuje postoje. Zyc wiecznie nie bede, czas zaczac pracowac na siebie a nie na bande zlodzieji zmieniajacych sie w kolko u koryta - musical chairs k.. m.c
Schemat i banał do bólu, rozwodzicie się nad czymś, co miało za cel budzenie kontrowersji z czysto marketingowych powodów. Miałkość i płycizna, byle tylko sprzedać finalny produkt.
Kataryna, gdyby operowano przykładami z drugiej strony, komu chciałoby się to czytać?
Równie dobrze można opisywać życie zapijaczonych "pegeruchów" w Polsce, rozciągając ich doświadczenia życiowe na ogół populacji.
Chłam, banał, kalki, nawet okładka schematyczna do bólu zębów.