Do góry

Krzyż Wiktorii

Zaduch tropikalnej nocy nieco zelżał, kiedy od strony rzeki Chindwin, najważniejszego dopływu Irrawadi zerwał się lekki wietrzyk. Deszcz przestał padać, co na początku pory monsunowej, która zaczęła się zaledwie dziesięć dni wcześniej było rzeczą dość niezwykłą. Trzech skośnookich żołnierzy ukrytych w płytkim, błotnistym wykopie na skraju dżungli odetchnęło. Jeden z nich czyścił karabin Lee Enfield, podczas gdy drugi zeskrobywał zakrzywionym nożem kukri błoto z butów. Trzeci wpatrywał się w ciemną ścianę lasu odległą o kilkadziesiąt metrów.

Ich pierwsza jednostka powstała już w 1815 r. Gurhowie nie cofają się nigdy, bez względu na przewagę liczebną przeciwnika. W ich języku nie istnieje słowo "poddać się", a ich główna dewiza brzmi "Lepiej zginąć, niż żyć jako tchórz". Fot. Wikipedia.org (Public Domain)

Z przeciwnej strony od czasu do czasu słychać było wydawane gardłowym językiem rozkazy, odgłosy kopania i szczęk ładowanych karabinów maszynowych. Kompania 4 Batalionu 8 Pułku Gurkha Rifles okopywała się na zachodnim brzegu rzeki.
Gurkhowie wiedzieli doskonale, że prędzej czy później nastąpi uderzenie Japończyków.
Żołnierz patrzący w kierunku dżungli nagle znieruchomiał. Zauważył to jeden z towarzyszy.
- Co jest? – spytał przerywając czyszczenie broni.
Z lasu wybiegło kilka przygarbionych sylwetek, które po kilkunastu metrach przywarły płasko do ziemi. Trzy ciemne, kuliste przedmioty zakreśliły łuk w powietrzu i wpadły do okopu.

Krzyż Wiktorii jest jednym z najrzadziej przyznawanych odznaczeń za najwyższe męstwo na polu walki. Po Drugiej Wojnie Światowej przyznano go tylko 12 razy. Wszystkie krzyże są odlane z dwóch armat zdobytych pod Sewastopolem podczas Wojny Krymskiej (1853-1856), a odznaczeni nimi żołnierze zwyczajowo mają prawo do honorów wojskowych ze strony wszystkich członków sił zbrojnych, bez względu na różnicę stopni. Ponadto po nazwisku mogą dodać sobie litery VC (jak Victoria Cross), np. John Smith, VC.

Krzyż Wiktorii. Fot. Wikipedia.org (Public Domain)

Czyny, za które nadano Krzyż Wiktorii to przykłady niezwykłego, nadludzkiego męstwa. Żaden z nich jednak nie dorównuje temu, którego dokonał pewien gurkhijski żołnierz w Birmie w maju 1945 roku.

Nie ukrywam – mam duży sentyment do tych himalajskich górali. To prawdopodobnie najlepsi żołnierze, jakich kiedykolwiek widział świat. Ich niezwykła odwaga i męstwo kontrastują z niewielką posturą i łagodnym (w czasie pokoju) usposobieniem.
Podczas walki stokroć lepiej jednak jest mieć przeciwko sobie pluton wściekłych Marines, niż kilku spokojnych Gurkhów z zakrzywionymi nożami kukri w rękach…

Nie cofają się nigdy, bez względu na przewagę liczebną przeciwnika. W ich języku nie istnieje słowo "poddać się", a ich główna dewiza brzmi "Lepiej zginąć, niż żyć jako tchórz". Od czasu najazdu Hunów żadni wojownicy nie wzbudzali we wrogach takiego przerażenia jak Gurkhowie.

W maju 1945 roku, kiedy na europejskim teatrze działań wojennych umilkły strzały, a III Rzesza podpisała bezwarunkową kapitulację, na drugim końcu świata, w Birmie ciągle trwały zacięte walki. Japoński generał Seizo Sakurai za wszelką cenę chciał przebić się ze swoją 28 Armią do Syjamu, czyli do dzisiejszej Tajlandii. Było to zadanie samobójcze. By się tam dostać Japończycy musieli przejść przez nieprzebytą birmańską dżunglę, sforsować ogromne rzeki, no i pokonać Brytyjczyków trzymających w ręku centralną część kraju.

Na zachodnim brzegu rzeki Chindwin pozycje zajęła kompania Gurkhów z 4 Batalionu 8 Pułku Gurkha Rifles. W najdalej wysuniętym okopie znalazł się 27-letni Lachhiman Gurung.

Urodził się w grudniu 1917 roku w nepalskiej wiosce Dakhani w rodzinie ubogiego farmera. Pod koniec 1941 roku ojciec wysłał go do najbliższego miasteczka z poleceniem, by kupił mu papierosy. Po drodze jednak Lachhiman spotkał przyjaciela, który wybierał się do punktu rekrutacyjnego, by tam zaciągnąć się do 8 Pułku Gurkhów walczącego w szeregach Armii Indii Brytyjskich. Postanowił pójść razem z nim. Po drodze dowiedział się od niego, że Japończycy zaatakowali Pearl Harbor.
Lachhiman był ciut niższy, niż przewidują wojskowe normy, ale oficer rekrutacyjny przymknął na to oko. I tak syn ubogiego farmera, który całe dotychczasowe życie spędził u stóp Himalajów nałożył mundur "Błyszczącej Ósemki", jak brzmiał przydomek 8 Pułku.

Po przeszkoleniu razem ze swoim batalionem trafił do Birmy, gdzie Brytyjczycy toczyli zacięte walki z Japończykami.
Jest noc z 12 na 13 maja 1945 roku. Lachhiman z dwoma towarzyszami siedzą w naprędce wykopanym okopie położonym w odległości kilkudziesięciu metrów od pozycji reszty kompanii.

Lachhiman wpatruje się w ciemną plamę dżungli. Przed chwilą usłyszał coś jakby ludzki głos.

Noc jest bezksiężycowa, gęste chmury całkowicie zakryły niebo. Z lasu wypełza kilku Japończyków i rzucają granaty w kierunku gurkhijskiego stanowiska. Dwa z nich wpadają do środka, a jeden zatrzymuje się na jego krawędzi. Nie ma ułamka sekundy do stracenia. Lachhiman chwyta granat leżący na krawędzi okopu i ciska go w stronę dżungli. Potem chwyta kolejny i robi z nim to samo. Kiedy trzyma w ręku trzeci granat i już-już ma go wyrzucić ten eksploduje. Wybuch rozrywa mu prawą dłoń, szarpie ramię, prawy bok, parzy twarz i uszkadza oko. Jego dwaj towarzysze ciężko ranni leżą na dnie okopu.

Krew zalewa mu twarz, urwane palce zwisają bezwładnie, ale Gurkha nie ma zamiaru się poddać. Lewą ręką chwyta karabin Lee Enfield, przykłada do zdrowego barku i strzela. Słychać głuchy odgłos walącego się na ziemię ciała. Lachhiman przytrzymuje karabin kolanami, przeładowuje lewą dłonią, podnosi i strzela ponownie.

Japończycy wyskakują z dżungli. Idą tyralierą, nie kryjąc się. Widzą, że w okopie jest tylko jeden żołnierz. Celne strzały Gurkha przyciskają ich jednak do ziemi.

Japończycy obchodzą jego stanowisko i uderzają na główne siły kompanii. Walka trwa na całej linii.

Będący na wysuniętym stanowisku Lachhiman stanowi pierwszy punkt oporu wobec japońskiej fali wylewającej się z dżungli. Jak automat przeładowuje karabin, zmienia magazynki i strzela. Wszystko jedną, lewą ręką. Widzi tylko na jedno oko i musi ciągle kręcić głową, by obserwować otoczenie. Nie ma ani chwili czasu, by zająć się swoimi rozległymi ranami. Zresztą i tak nie czuje bólu. Wielokrotnie strzela z przyłożenia. Wie, że nie może pozwolić, by jakiś Japończyk wskoczył mu do okopu. Wtedy zginie – nie obroni się w walce wręcz tylko lewą ręką. Więc cała nadzieja w karabinie, który na szczęście działa bez zarzutu.
Kilkadziesiąt metrów dalej jego koledzy z kompanii walczą na śmierć i życie z nacierającymi Japończykami. W ferworze walki, wśród strzałów, eksplozji granatów i jęków rannych słyszą jak Lachhiman dodaje sobie animuszu wrzeszcząc w ojczystym języku "No dalej! Chodźcie i walczcie z Gurkhą!".

Walka trwała ponad cztery godziny, podczas których ciężko ranny żołnierz nie cofnął się ani o krok. W końcu Japończycy wycofali się z powrotem do dżungli nie sforsowawszy gurkhijskich pozycji. W bezpośrednim sąsiedztwie okopu Lachhimana naliczono 31 japońskich trupów. Kilkadziesiąt dalszych pokrywało całą przestrzeń między okopem, a ścianą lasu.

Towarzysze opatrzyli ciężko rannego Lachhimana, ale na ewakuację musiał czekać jeszcze dwa dni. Dopiero 15 maja został przetransportowany samolotem do szpitala w Comilli, gdzie przeszedł kilka operacji. Niestety, lekarze musieli amputować mu prawe ramię i usunąć oko, gdyż obrażenia były zbyt rozległe. Potem trafił na trzymiesięczną rehabilitację w Murshidabadzie.
19 grudnia 1945 roku w New Delhi wicekról Indii Marszałek Lord Wavell oraz Lord Louis Mountbatten, naczelny dowódca sił alianckich w południowo-wschodniej Azji wręczyli Lachhimanowi Gurungowi najwyższe brytyjskie odznaczenie za męstwo na polu walki – Krzyż Wiktorii.

Na uroczystość przybyła rodzina żołnierza. Jego stary i niedołężny ojciec musiał być niesiony w wiklinowym koszu przez swoich krewnych. Cała droga zajęła im kilkanaście dni.

Pierwsze co Lachhiman zrobił na widok ojca to… przeprosił go za to, że nie kupił mu papierosów.

W 1947 roku odszedł z armii w stopniu havildara (sierżanta) i wrócił do Nepalu, gdzie objął rodzinne gospodarstwo.
Ożenił się i wkrótce na świecie pojawiło się dwóch synów i córka. Kiedy żona zmarła ożenił się po raz kolejny. Z drugą żoną miał dwóch synów. Jeden z nich także wstąpił do 8 Pułku Gurkha Rifles, który w tym czasie stanowił już część armii niepodległych Indii.

W 1995 roku brytyjski Cech Zbrojmistrzów i Rusznikarzy przekazał Lachhimanowi czek na 2000 funtów, za który zakupiony został nowy dom dla niego w nepalskiej miejscowości Chitwan. W tym samym roku został także przyjęty w Londynie na Downing Street przez premiera Johna Majora.

Pod koniec życia wraz z innym Gurkhą odznaczonym Krzyżem Wiktorii – Tulem Bahadurem Punem stał się jedną z twarzy kampanii mającej na celu polepszenie sytuacji gurkhijskich weteranów w Wielkiej Brytanii.

Tul Bahadur Pun zdobył swój Krzyż Wiktorii także w Birmie. W czerwcu 1944 roku samotnie natarł na japoński bunkier z karabinem maszynowym w ręku i zdobył go. Po odejściu z wojska zamieszkał wysoko w Himalajach w nędznej chatce bez elektryczności, ani bieżącej wody. Co miesiąc musiał udawać się w kilkudniową pieszą podróż do miasteczka, by odebrać wojskową emeryturę w wysokości nieco ponad stu funtów. Kiedy kiepski stan zdrowia uniemożliwił mu poruszanie się zwrócił się z prośbą do władz brytyjskich o umożliwienie mu leczenia w Wielkiej Brytanii. Nie otrzymał jednak wizy, ponieważ według urzędnika ambasady w Katmandu "Jego związki z Wielką Brytanią były zbyt słabe…".

Kiedy w 1997 roku Hong Kong (gdzie mieściła się jedna z głównych baz Gurkhów służących w brytyjskiej armii) został przekazany Chinom, baza została przeniesiona do Wielkiej Brytanii. Przy okazji jednak rząd zdecydował, że gurkhijscy weterani, którzy odeszli z armii przed 1997 rokiem… nie będą mieli prawa do osiedlenia się na Wyspach. Wywołało to wściekłość społeczeństwa i stało się zalążkiem wielkiej kampanii na rzecz Gurkhów, w której główną rolę odegrała znana brytyjska aktorka Joanna Lumley.

Jej ojciec przez wiele lat służył jako dowódca jednego z gurkhijskich pułków.

Sąd Najwyższy anulował decyzję rządu i Gurkhowie otrzymali prawo do osiedlenia się na terenie kraju, za który przelewali krew.

Sierżant Lachhiman Gurung ostatnie lata swojego życia spędził w podlondyńskim Hounslow pod opieką wnuczki, Amrity.
Ciężko ranny żołnierz, który pokonał kilkudziesięciu Japończyków jedną ręką (w dodatku lewą…) zmarł w Charing Cross Hospital w Londynie 12 grudnia 2010 roku.

Źródło:
Lachhiman Gurung, VC, http://www.ayo-gorkhali.org, Dostęp 12.10.2013.
Lachhiman Gurung; War hero, Herald Scotland, 18.12.2010.
Modest Gurkhas relive heroic deeds done on behalf of Britain, The Independent, 4.10.2008.
Lachhiman Gurung, http://en.wikipedia.org, Dostęp 12.10.2013.
Obituary: Lachhiman Gurung, VC, Gurkha rifleman, The Scotsman, 15.12.2010.

O autorze
Mam na imię Mateusz, pochodzę z Poznania, od sześciu lat mieszkam z żoną i córką w Aberdeen. Na co dzień jestem headhunterem i pracuję dla agencji rekrutującej inżynierów do przemysłu naftowego. Tworzę bloga, bo dla młodego pokolenia autorytetami stali się celebryci, a prawdziwych bohaterów pokrywa kurz zapomnienia. To również próba wywołania pewnej narodowej dumy, która potrafi łączyć Polaków. Zapraszam na blogbiszopa.pl.

Komentarze 1