W którą stronę pójdzie Zjednoczone Królestwo po ewentualnym Brexicie - czy przyjmie przyjazny, norweski model, czy dawny brytyjski? Nie wiadomo. Wiktor Moszczyński radzi szykować się na najgorsze.
21 kwietnia w Ognisku Polskim w Londynie odbyła się debata o przyszłości obywateli unijnych w UK, zorganizowana przez polonijną organizację United Poles. Wśród słuchaczy obecny był Wiktor Moszczyński, polonijny działacz i felietonista Tygodnia Polskiego, autor książki Polak Londyńczyk.
Wzburzony publicysta, przeciwnik Brexitu, dzieli się przemyśleniami na swym blogu, gdzie roztacza czarną wizję poreferendalnej rzeczywistości - jeśli Brytyjczycy zagłosują za wyjściem z Unii.
Bajka bez happy endu
Rozważania dotyczą sytuacji, która obecnie wielu Polakom wydaje się nierealna. Warto jednak przypomnieć, że sondaże przedreferendalne, mimo że teraz dają niewielką przewagę zwolennikom pozostania UK w Unii, jeszcze parę tygodni temu pokazywały wzrost liczby sympatyków Brexitu - a planu, co z nami będzie w przypadku opuszczenia Unii przez UK, wciąż żaden polityk nie przedstawił.
Moszczyński dementuje słowa polityków i przedsiębiorców wspierających Brexit, którzy zapewniają Polaków już osiadłych na Wyspach, że im i ich rodzinom “nic nie grozi”. W końcu lutowe ustalenia z Brukseli w sprawie przyszłości emigrantów i zasiłków dotyczą jedynie scenariusza, w którym UK zostaje w Unii. Co jednak stanie się z nami w przypadku Brexitu?
“Oczywiście w pierwszych latach po negatywnym wyniku referendum teoretycznie nic nie powinno się zmienić” - pisze Moszczyński. “Premier Cameron będzie musiał w pewnym okresie powołać się na Artykuł 50 Traktatu Lizbońskiego, aby oficjalnie rozpocząć negocjacje z Unią co do przyszłych relacji prawnych unijno-brytyjskich. Same negocjacje powinny oficjalnie trwać mniej-więcej dwa lata” - tłumaczy publicysta.
Moszczyński dodaje, że nie można wykluczyć, że w negocjacjach przyjęto by rozwiązania najbardziej przyjazne imigrantom, czyli takie, jakie obowiązują np. w Norwegii czy Szwajcarii.
Moszczyński zauważa jednak, że w przypadku sukcesu Brexitu, w nowych politycznych realiach, jeszcze więcej do powiedzenia będą mieli zwycięscy eurosceptycy. Na fali anty-unijnego triumfu będą mogli przeforsować rozwiązania najmniej dla imigrantów korzystne - a tym samym zebrać punkty u elektoratu, który właśnie opowiedział się przeciw imigracji i Unii.
Zdaniem publicysty można więc przyjąć, że po Brexicie Wielka Brytania wróciłaby do rozwiązań, które obowiązywały na Wyspach całkiem jeszcze niedawno, bo w 2003 roku:
(…) prawo wjazdu mieliby zapewne już tylko turyści i studenci z zapewnionym miejscem na uczelni. Poszukujący pracy - nie. Dla tych, którzy mieliby z góry uzgodnione kontrakty, potrzebne byłyby wizy wjazdowe z pozwoleniem na pracę - a koszt tychże byłby niebagatelny. Obecnie jest to £575 za kontrakt na pracę poniżej trzech lat, a £1151 jeśli przekracza ten okres). Ponadto osoby takie mogłyby być zmuszone do opłacania £200 rocznie tytułem ubezpieczenia zdrowotnego (jak ma to miejsce obecnie w przypadku imigrantów spoza Unii). Czesne dla polskich studentów mogłoby zostać podwyższone do poziomu obowiązującego obecnie studentów spoza Unii Europejskiej.
Koniec przywilejów
Moszczyński kontynuuje przedstawianie czarnych wizji, skupiając się na Polakach już zamieszkałych na Wyspach:
(Polacy) Jeżeli przebywają tu mniej niż 5 lat i nie mają jeszcze zagwarantowanego “permanent residence”, w przypadku utraty pracy nie mieliby już dostępu do żadnych zasiłków. Nie byłoby gwarancji nawet na utrzymanie child Benefit. Oczywiście o zasiłku dla dziecka zamieszkałego w Polsce można by już jedynie marzyć. (…) Polacy utraciliby prawo do głosowania w lokalnych wyborach (mimo, że nadal byliby zobowiązani do opłacania podatku miejskiego), a wszelkie podróże między Polską a Wielką Brytanią można byłoby odbywać tylko przy użyciu polskiego paszportu, z wyłączeniem dowodu osobistego. Nawet drobne przewinienia prawne, chociażby popełnione w Polsce przed przyjazdem na Wyspy, mogłyby grozić zatrzymaniem na granicy, a nawet permanentną deportacją. I nie stanowiłby obrony np. fakt posiadania rodziny, czy dzieci. Także wszelkie pozwolenia na nową pracę trzeba byłoby już organizować przez Home Office. Dotychczas pracownicy spoza krajów unijnych mogli uzyskać prawo pracy tylko, jeżeli ich zarobek wynosił min. £18,600 rocznie. 6 kwietnia 2016 r. kwotę tę podniesiono do £35,000. To również mogłoby obowiązywać Polaków. A ilu z nas mogłoby się pochwalić taką stawką? (…) Nie wiadomo, jakie uzgodnienia bilateralne weszłyby w życie. Czy na przykład Francuzi lub Niemcy byliby traktowani inaczej niż Polacy czy Rumuni? W takim przypadku dużo zależałoby od efektywności polskiej dyplomacji, ale - nie ma się co oszukiwać - konsulaty polskie miałyby pewnie prawdziwe urwanie głowy podczas obrony podeptanych praw poszczególnych polskich rodzin.
Dziennikarz nie poprzestaje jednak na analizie sytuacji świeżo upieczonych imigrantów. Zauważa, że trudności mogłyby mieć także osoby już bardzo zakorzenione w brytyjskim świecie, a nawet dysponujące tutejszym obywatelstwem. Gdyby np. chciał sprowadzić na Wyspy współmałżonka lub dziecko z Polski, obowiązywałby go ten sam pułap zarobków, co obecnych imigrantów spoza Unii - £35,000. Co więcej:
W przypadku chęci zaproszenia babci do zaopiekowania się dziećmi na dłuższy okres, obowiązywałoby zaproszenie pisemne zatwierdzone przez Home Office. Świadczenia społeczne byłyby cofnięte jeżeli - np. z powodów rodzinnych - wróciłoby się na pewien okres do Polski. Poza tym nawet dla tych z powojennej emigracji, którzy chcieliby swoje ostatnie lata przeżyć w Polsce, poziom emerytur brytyjskich nie podlegałby już corocznej podwyżce i byłby zamrożony.
W którą stronę pójdzie UK po Brexicie - czy przyjmie przyjazny, norweski model, czy dawny brytyjski? Nie wiadomo.
Obywatelstwo jako remedium?
Moszczyński wyraża nadzieję, że choćby niedawna wizyta prezydenta Barracka Obamy przechyli szalę zwycięstwa na rzecz Unii. Podkreśla jednak, że do 23 czerwca nasze losy pozostają niepewne.
Owocuje to zwiększonym zainteresowaniem obywatelstwem brytyjskim: według Home Office liczba Polaków składających podanie o obywatelstwo wzrosła w ostatnich dwunastu miesiącach o 40 proc. Wydawcy “podręcznika brytyjskości” - Red Squirrel - przygotowującego kandydatów na egzamin potrzebny do nabycia obywatelstwa oświadczają, że liczba sprzedanych egzemplarzy wzrosła w ostatnim czasie z 550 do 2250 miesięcznie.
Nerwowo reagują nie tylko obywatele Unii na Wyspach, ale także Brytyjczycy zamieszkali poza granicami UK. Licznie składają oni podania o obywatelstwa krajów Unii, w których mieszkają, np. Irlandii czy Francji.
Zbierając wszystkie wątpliwości, Moszczyński podsumowuje:
Dlatego wciąż nie mogę zrozumieć, dlaczego tak wielu Polaków tu zamieszkałych, a mających obywatelstwo brytyjskie (które umożliwi im głosowanie) myśli o oddaniu głosu za Brexitem? Widocznie interes Polski i los setek tysięcy ich rodaków jest im obojętny.
Obecnie Londyn reprezentowany jest przez Borisa Johnsona, głównego apologetyka Brexitu. 5 maja odbędą się wybory na mera miasta. Główny kandydat konserwatywny - Zac Goldsmith - jest niestety kolejnym zwolennikiem opuszczenia szeregów Unii. Wobec powyższego patriotyczny Polak ma jasne zadanie w tych wyborach. Pierwszy głos można oddać na naszego Jana Żylińskiego - drugi na kandydata, który popiera pozostanie w Unii, a więc np. na liberała Caroline Pidgeon, zieloną Sian Berry czy labourzystę Sadiqa Khana (wg sondaży to ten ostatni ma największe szanse pokonania Goldsmitha).
Wreszcie, przy wsparciu naszych polskich głosów, pro-europejski Londyn odzyskałby swojego pro-europejskiego rzecznika, zwiększył szansę pokonania projektu Brexit i uratowania prawnego statusu Polaków i innych obywateli unijnych w tym kraju.
Komentarze 17
Brexit grozi deportacją. Posiadanie nieruchomości nie ratowało przed deportacją z USA. Tu może być podobnie. Nieruchomość można sprzedać lub wynająć i zlecić komuś administrowanie, a samemu trzeba wyjechać.
znow bedzie jak w 96tym. jako kibic na mecz reprezentacji Polski do Londynu, i zamiast ogladac jak Citko strzela gola to pod "sciana płaczu" czytac oferty. ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Nie wodze tego tak czarno,
Nie są w stanie zrezygnować ze znacznego procentu czynnej siły roboczej i odprowadzanych podatków,
Po wyjściu spadek wartość funta, recesja, inflacja spowoduje, że £35ooo będzie w zasięgu słabo zarabiających,
Jest jeszcze dużo czasu, żeby zmienić swój status w UK czyli wystąpić o obywatelstwo lub chociaż stałą rezydenture,
No i może nie wyjdą :)
Nie ma co dywagować jak będzie po brexicie-jeszcze 2 miesiące do głosowania.
Czy będą wizy czy nie,czy potrzebne będą pozwolenia na prace, czy będzie dolny limit zarobków czy nie ....itp,itd
Jedno jest pewne na 1000% - jak GBP zrówna się z euro albo spadnie poniżej to masa ludzi,która przyjechała tutaj zarobić i kiedyś wrócić do swoich krajów - wyjedzie sama z własnej woli.
Nikt nie będzie ich zmuszał do opuszczenia UK.
A to o glos na naszego Janka Żylińskiego idzie. :)))