Do góry

Nasi leczą w Londynie

Kiedy w 2004 r. strumyczek polskich emigrantów zaczął pomału płynąć na Wyspy Brytyjskie nasi szli do fabryk, na budowy i do sprzątania. Jak ktoś wiedział jak wypełnić papiery to zakładał działalność i się samozatrudniał. Do dziś na hasło “polski emigrant” częściej jakoś myśli się o zmywakach i budowach, niż klinikach, uniwersytetach i bankach.

I dziś na hasło “polski emigrant” częściej jakoś myśli się o zmywakach i budowach, niż klinikach. Fot. PYM

50 ulic

30 tys. osób - dużo to, czy mało? To zależy. W Londynie, który liczy 8 milionów mieszkańców 30 tys. to ułamek. Kawałek dzielnicy. Jeśli na przeciętny angielski terraced house przypada czteroosobowa rodzina, to wychodzi siedem i pół tysiąca domków. Ile to ulic? Może z 50? Tyle przychodzi do My Medyka. My Medyk to ponad 20 lekarzy plus 56 pracowników. I 30 tys. pacjentów. Tyle, że pisze o nich sam Economist. Jak często dostają się na jego łamy polskie firmy (i ich klienci?) Odpowiedź jest prosta: rzadko.

My Medyk ma 5 lat. W 2008, kiedy zalewająca Wyspy Polakami fala osiągnęła punkt kulminacyjny, otwarty został pierwszy przyczółek. Na początek skromny: dwa gabinety, jeden dentysta. Do dziś tamta placówka - przy potężnym rondzie na londyńskiej ośmiopasmówce Hanger Lane - przyjmuje pacjentów. Pięć lat temu machina poszła w ruch. A potem zaczęło się toczyć coraz szybciej. W międzyczasie, który upłynął przychodnia rozrosła się do dwóch oddziałów w zachodniej dzielnicy Londynu, Ealing Broadway. Na wiosnę 2014 r. ma powstać trzeci, na wschodzie miasta. Łącznie My Medyk dysponuje kilkunastoma gabinetami, grupą ponad 30 polskich specjalistów oraz 30 tys. pacjentów.

Polska obecność w Londynie zaznacza się na każdym kroku - tu: na reklamie. Fot. PYM

Pacjenci

Zauważa ich, podobnie jak przychodnię, brytyjska prasa. Wśród nich na przykład Nelę - przyszłą matkę, która już raz straciwszy ciążę nie była w stanie doczekać się na pierwsze USG nowego malucha - w NHS możliwe dopiero po “ustawowych” 12 tygodniach. Razem z Nelą lekarze ginekolodzy pracujący w weekend przyjęli w sumie kilkadziesiąt pacjentek. Kilkadziesiąt razy komuś udzielili pomocy. “Daily Mail” rozmawiał także z pacjentem, który trafił do My Medyka, odkrywszy w ciele narośl, będącą, jak się okazało, rakiem. Dzięki szybkiej wizycie u lekarza, który zalecił dalszą diagnostykę wkrótce została przeprowadzona operacja. Dziś mężczyzna pamięta już tylko, że miał zabieg.

Pacjentka, która przyjechała z miasta odległego o kilkaset kilometrów trafiła do My Medyka z powodu niejednoznacznych objawów, których w NHS leczono zalecając jej cierpliwość, czekanie aż “organizm się sam wyreguluje” i olej z wiesiołka. Odesłano ją do specjalisty, jednak czas oczekiwania miał wynieść dwa miesiące. Lekarz-ginekolog z My Medyka, po dokładnym wywiadzie, skojarzył opisywane objawy z dolegliwościami tarczycy. Zalecił badanie krwi, które wykonano następnego dnia rano w zaprzyjaźnionym laboratorium. Kobieta dowiedziała się, że cierpi na autoimmunologiczne zapalenie tarczycy; mogła zacząć leczenie.

Jedną z bolączek pacjentów jest także najwyraźniej czekanie.

Słuchać, analizować i wyciągać wnioski

Jak mówi menedżer przychodni - Radek Przypis - zasadą My Medyka jest, że słucha pacjentów. Słuchanie zawsze zdawało egzamin. Ze słuchania u dentysty na Hanger Lane wiadomo było, że świeżo przerobieni na londyńczyków Polacy szukają polskich lekarzy. I jakich. Ze specjalizacji tych, którzy przyjmują w Medyku wynika, że ciągle najbardziej poszukiwani są dentyści - teraz jest aż ośmiu; z dwóch gabinetów na przyczółku zrobiło się pięć. I ginekolodzy: polskie dziewczyny na Wyspach robią baby-boom. Medyk ma więc aż dwa gabinety ginekologiczne i trzech lekarzy, którzy w nich pracują. Nie byle jakich: jest wśród nich m.in. wykładowczyni Łódzkiego Uniwersytetu Medycznego z tytułem profesora (jedna trzecia wszystkich lekarzy pracujących w My Medyku ma zaś tytuł doktora nauk medycznych).

Do dziś jednym z obowiązków menadżerów w Medyku jest codzienne sprawdzanie, o co pytają ludzie. Ostatnio: o okulistów. Lekarzy tej specjalności w Wielkiej Brytanii prawie nie ma. W całym kraju, jak mówi Radek Przypis, ok. 300. Polski pacjent, przyzwyczajony że w każdym większym polskim mieście było ich przynajmniej kilkunastu, nie bardzo może to zrozumieć. W końcu kto inny ma badać oczy…? Przychodnia sprowadzi więc do Londynu okulistę. Będzie i alergolog - także rzadkość (z danych Royal College of Physicians and Royal College of Pathologists Working Party, opublikowanych w 2010 r. wynika, że w roku publikacji raportu było ich niespełna 200). W brytyjskiej rzeczywistości te dwie, to w zasadzie niszowe specjalizacje.

W przychodni przyjmuje też pediatra, laryngolog, dermatolog, nawet chirurg. Pełny gabinet ma internista. Są też specjaliści od samopoczucia - psycholog, terapeuta masażu, dietetyk. Jak mówi Radek Przypis, to o jakich lekarzy pytają pacjenci zależy chociażby od pory roku. Zimą matki przyprowadzają zakaszlane maluchy, wiosną - szukają dla siebie dietetyka i pytają o promocje z medycyny estetycznej. W zasadzie każdy lekarz - a jest ich w Medyku prawie 20 - jest zajęty i to dosłownie od rana do wieczora: przychodnia czynna jest od 9 rano do 23, a bywa że operujący w jamie ustnej implantolog wypuszcza pacjenta z gabinetu późną nocą.

Jak mówi menedżer przychodni - Radek Przypis - zasadą My Medyka jest, że słucha pacjentów. Fot. PYM

Z widokiem na kozetkę

Specjalistów do pracy przychodnia rekrutuje różnymi metodami: przychodzi sporo CV, których autorzy chętnie podjęliby się pracy w prywatnej placówce w Londynie. Właściciele firmy i menedżerowie znają branżę, więc na własną rękę sprawdzają, a także szukają kandydatów. Niezłym źródłem wiedzy są koledzy po fachu, no i wreszcie sam kandydat - po zatrudnieniu specjaliści podlegają okresowej ocenie, w której znaczenie mają też opinie pacjentów. Jak mówi menedżer przychodni, na brak kandydatur przychodnia nie narzeka, choć rzecz jasna podaż specjalistów nie jest w każdej dziedzinie medycyny, także i w Polsce, jednakowa. Niektórzy lekarze nie mieszkają nawet na stałe w Wielkiej Brytanii, a przyjeżdżają na krótkie, trwające np. tydzień konsultacje - tak może robić chociażby ortodonta, którego opieki pacjent nie wymaga non stop. Polscy lekarze, mówi Radek Przypis, cenią możliwość zdobycia doświadczenia za granicą i szybko adaptują się do tutejszych warunków pracy.

Jednym ze standardów przychodni jest budowanie więzi między specjalistą a pacjentem tak, by ten ostatni miał wrażenie, że ktoś faktycznie się o niego troszczy. Traktowanie pacjenta jako punktu wyjścia dla ustalania standardów widać także w organizacji pracy: przychodnia otwarta jest od rana do wieczora. Jest też otwarta w niedzielę, co wymagało (niemałych) starań o zezwolenie z rady miasta. Szefowie jednak przyjęli zasadę, że to My Medyk jest dla pacjenta, nie odwrotnie. Jeśli człowiek kończy pracę o 17-18, a potem tłucze się z niej metrem przez pół miasta, to przychodnia otwarta do późnego wieczora jest… dla niego otwarta.

Zdarza się, że lekarz Medyka nie może pomóc - na przykład, gdy potrzebne jest badanie na drogiej specjalistycznej aparaturze, jak tomografia komputerowa czy rezonans magnetyczny. Kieruje się wówczas pacjenta do publicznej służby zdrowia, która ma je do dyspozycji. Jeżeli sytuacja jest poważna brytyjski system opieki zdrowotnej z reguły jest w stanie dość szybko pomóc. Czasem jednak potrzebna jest reakcja, ale sytuacja pacjenta nie zagraża jego życiu, a w takich przypadkach brytyjski NHS - jak każda chyba publiczna służba zdrowia - bywa opieszały.

Stan kolana pewnego pacjenta My Medyka wymagał operacji, na którą w publicznej służbie zdrowia, jak w polskiej, trzeba by czekać miesiącami, zaś na rynku prywatnym słono by kosztowała (strona internetowa jednej z klinik oferuje ją za cenę ok. 2000 funtów). My Medyk jest w kontakcie z polskimi placówkami sektora prywatnego, które w takich sytuacjach przyjmują pacjentów i przeprowadzają operacje za polskie ceny. Nie cierpi na tym jakość (wbrew temu co się powszechnie, w ramach ulubionego sportu narodowego Polaków, czyli narzekania na służbę zdrowia, uważa) polskie placówki, w tym te prywatne, oferują często bardzo wysoki, by nie rzec światowy, standard usług. Na tym jednak nie koniec - My Medyk ma w planach wprowadzenie w swojej ofercie prawdziwej turystyki medycznej, w ramach której pacjent wymagający konsultacji lub zabiegu w Polsce będzie miał organizowany przez przychodnię cały wyjazd do odpowiedniej placówki w Polsce, łącznie z zakupionym przelotem i transportem na lotnisko.

My Medyk ma obecnie dwie placówki w Londynie, na wiosnę otwarta zostać ma trzecia. Fot. PYM

Na czym wzrósł My Medyk

Atutem przychodni jest krótki termin oczekiwania na wizyty (w wyjątkowych przypadkach pacjenta przyjmuje się nawet tego samego dnia) oraz dostosowywanie się z ich grafikiem do potrzeb tego pierwszego, nie zaś wygody lekarza (pacjentka, która jechała z daleka i pasował jej tylko jeden termin wizyty dostała dokładnie taki, o który prosiła). To grafik lekarzy ustala się w drugiej kolejności, w pierwszej - umawia pacjentów. Stąd i godziny otwarcia przychodni. W trzy dni tygodnia przychodzi pielęgniarka, która pobiera krew do badań.

Ważna jest też więź międzyludzka: lekarza przypisuje się do pacjenta, tak że po kilku wizytach kojarzona już będzie i twarz i historia choroby. W miejscowych poradniach rodzinnych można trafiać za każdym razem na nowego medyka, który będzie poznawał pacjenta od nowa. Znaczenie może mieć także kwestia lepszego porozumienia się w własnym rodakiem - rozmowa o chorobie, często z użyciem medycznego słownictwa, we własnym języku jest po prostu łatwiejsza. Podczas wizyty pacjentowi lekarz poświęca zaś tyle uwagi, ile potrzeba. Jedna z pacjentek wymagała kompleksowego badania - wyszła z przychodni po trzech godzinach. Zdarza się, że wizyta trwa jeszcze dłużej - tak dzieje się czasem w przypadku zabiegów stomatologicznych, zwłaszcza gdy w grę wchodzą implanty.

Pomaga dobre wyposażenie gabinetów: internista - pracujący jako lekarz rodzinny - ma do dyspozycji w swoim gabinecie aparat USG. Gdy USG internisty nie jest dostatecznie dokładne przychodnia ma do dyspozycji bardziej szczegółowy aparat, normalnie będący wyposażeniem gabinetu ginekologa. Jeżeli więc objawy budzą wątpliwości lekarz może zrobić badania naprawdę szybko, bo na miejscu. W brytyjskim NHS USG traktuje się jako badanie specjalistyczne i trzeba otrzymać na nie skierowanie, zaczekać na termin wizyty, a po badaniu - na informację, którą w sprawie jego wyniku przekaże lekarzowi rodzinnemu ten, kto je wykonywał.

Przychodnia ma nowocześnie wyposażone gabinety. Fot. PYM

Nic droższego nad zdrowie, ale nie bez znaczenia są także i ceny. W sytuacji wyboru między systemem publicznej opieki zdrowotnej, a miejscowym lekarzem prywatnym pacjent staje wobec nie lada dylematu: albo czekać będzie na spotkanie ze specjalistą (w przypadkach innych, niż budzące poważne obawy, terminy są zaś nawet kilkumiesięczne) albo w krótkim czasie pozbędzie się sporej ilości pieniędzy. Dla przykładu: konsultacja u prywatnego ginekologa to w Wielkiej Brytanii wydatek rzędu nawet kilkuset funtów; ceny zaczynają się od 150. W My Medyku to 70 funtów, chyba że pacjentka robi dodatkowe badania. Radek Przypis mówi ogólnie o dwu - trzykrotnej różnicy w cenie między brytyjskim sektorem prywatnym, a przychodnią.

Znana Polakom, a będąca nowością dla miejscowych jest możliwość widzenia się ze specjalistą bez pośrednictwa lekarza rodzinnego (z bólem ucha nie będziemy więc czekać na zatwierdzenie przezeń, że faktycznie potrzebny nam laryngolog). No i jego dostępność: w Polsce kształcimy rzesze lekarzy - specjalistów. Całkiem spora grupa jest zainteresowana pracą za granicą, traktując to jako okazję zdobycia nowego doświadczenia. Wbrew temu, co słyszy się czasem o emigrantach - lekarze, którzy wyjeżdżają za granicę to nie ci, “którym w Polsce coś nie wyszło” (zdarza się czasem słyszeć, że ludzie, którzy wyemigrowali “nie mieli widać w Polsce nic do stracenia”). Kiedy pytam Radka Przypisa, co sądzi o tego rodzaju wypowiedziach uśmiecha się wymownie i pyta, czy wobec tego uznać Berlin, Paryż lub Nowy Jork - miasta pełne emigrantów - za miasta nieudaczników? Jak ocenia, lekarze jego przychodni to ludzie, którzy nie bali się podjąć wyzwania. Możliwość sprawdzenia się. Jak mówi: “oni wyjechali, bo mieli taką możliwość”. Nie każdy ją ma.

Recepcjonistki My Medyka mają sporo pracy: przychodnia ma ok. 30 tys. pacjentów, miesięcznie przybywa kilkuset. Fot. PYM

Co dalej:

Na wiosnę 2014 r. otwarta zostanie kolejna placówka, jednak plany ekspansji przychodni są w zasadzie ograniczone tylko możliwościami organizacyjnymi jej samej. Rynek pochłonąłby spokojnie kolejne gabinety i kolejnych lekarzy. W Wielkiej Brytanii mieszkają setki tysięcy polskich emigrantów - oficjalne statystyki posługują się danymi na poziomie kilkuset tysięcy, jednak codzienne obserwowanie rzeczywistości prowadzi do wniosku, że jest to dużo więcej. Na najbliższym horyzoncie – rozszerzenie dostępnych specjalizacji o kolejne - neurologię i neurochirurgię (tu rzecz jasna nie obędzie się bez transportowania pacjentów do Polski i tamtejszych szpitali), chirurgię, zabiegi z zakresu ginekologii czy ortopedii. Menedżerowie My Medyka mają bowiem swoje credo: najważniejszy jest pacjent.

Obie przychodnie My Medyka mieszczą się w pobliżu stacji metra, którym jest wygodnie poruszać się, zwłaszcza w godzinach szczytu. Fot. PYM

Polska - medyczna potęga?

Rzadko kiedy myślimy o naszym kraju w ten sposób. Skromni i trochę zakompleksieni, porównując się z innymi nacjami mamy skłonność do widzenia Polski jako potęgi w zakresie raczej kartofli niż rakiet, zagłębia hydraulicznego, eksportującego na świat specjalistów od gwintowania rurek i dokręcania cieknących kranów, ewentualnie uniwersalnego dostawcy pracowników taśm w przysłowiowych fabrykach. Mało komu przychodzi do głowy, że Polska jest potęgą jest w dziedzinie human resources. A do tych “resources” należą m.in. lekarze.

W Polsce jest ok. 20 szkół wyższych kształcących na kierunkach medycznych (tzn. przyszłych lekarzy, lekarzy stomatologów, pielęgniarzy, farmaceutów etc.). Z tak silnym zapleczem naukowym, ze studiami medycznymi, które dla najlepszych ciągle dostępne są na publicznym uczelniach nieodpłatnie, z siecią szpitali klinicznych, z wydziałem lekarskim w niemal każdym większym ośrodku uniwersyteckim kształcimy lekarzy, a potem lekarzy-specjalistów, na potęgę. Ci lekarze mogą i podbijają brytyjski rynek pracy, zwłaszcza, że mają tu wdzięczny grunt: setki tysięcy potrzebujących pomocy medycznej Polaków. I nie tylko ich. Ok. 80 proc. pacjentów My Medyka stanowią polskojęzyczni pacjenci, co oznacza, że pozostali są cudzoziemcami. Co piąty pacjent przychodni więc to obcokrajowiec, który docenił siłę polskiej medycyny.


Kiedy w 2004 r. strumyczek polskich emigrantów zaczął pomału płynąć na Wyspy Brytyjskie nasi szli do fabryk, na budowy i do sprzątania. Jak ktoś wiedział jak wypełnić papiery to zakładał działalność i się samozatrudniał. Do dziś na hasło “polski emigrant” częściej jakoś myśli się o zmywakach i budowach, niż klinikach, uniwersytetach i bankach. Coś tam się czyta czasem o polskich przedsiębiorcach w UK, coś tam od czasu do czasu przeleci przez prasę czy telewizję o nagrodzie wręczonej polskiej firmie, ale propaganda naszego sukcesu w mediach jest nie tyle słaba, co nie istnieje. A my widzimy, że Polacy za granicą sobie radzą. Nawet bardzo. Chcemy o nich opowiadać. Będziemy starali się przybliżyć Wam świat polskiej emigracji, widzianej z bardzo bliska - z perspektywy tych, co wyjechali i widzą emigrację na co dzień, bo są jej częścią. W naszym cyklu będziemy przedstawiać historie sukcesów - większych i mniejszych, jak to w życiu.

Komentarze 12

AnulaZL
22 21
AnulaZL 22 21
#116.12.2013, 08:12

Przydała by się taka klinika w Bradford, Polaków mnóstwo a najbliższa podobna placówka jest w Manchester.

AnulaZL
22 21
AnulaZL 22 21
#216.12.2013, 08:13

Przydała by się taka klinika w Bradford, Polaków mnóstwo a najbliższa podobna placówka jest w Manchester.

Iskra
245
Iskra 245
#316.12.2013, 09:43

W Edynburgu tez by sie przydała

Profil nieaktywny
Duchownyjemito
#416.12.2013, 10:11

W Polsce tez by sie przydała

GP.Enzo
392 1
GP.Enzo 392 1
#516.12.2013, 14:36

@3
Jestem za nawet w Glasgow by przypasowało

Infidel
14 242
Infidel 14 242
#616.12.2013, 17:54

Tu w Kozichglowach tez by sie przydala.

Saffa
5
Saffa 5
#716.12.2013, 18:23

Teraz prosimy robic w Edi :D

Stirlitz
Edinburgh
1 926
#817.12.2013, 00:53

podbijam
Prosze otwierac w edim :)
Jak sie pojdzie na wizyte to przynajmniej bedzie mozna sobie w kolejce ponarzekac na szkocka pogode albo na drozejace bilety w rajanerze ;p

zapyziala
174
zapyziala 174
#917.12.2013, 20:28

ogloszenie sponsorowane?
Moi drodzy mało Wam lekarzy polakow, szczegolnie dentystów polskojezycznych?

Stirlitz
Edinburgh
1 926
#1017.12.2013, 21:35

mało!!! :)
W zasadzie zadnego jeszcze tutaj nie spotkalem a jestem juz 7my rok...

zapyziala
174
zapyziala 174
#1118.12.2013, 13:55

To naucz sie jezyka na tyle by nie potrzebowac dentysty-rodaka.

Donaldinio
270
#1216.02.2014, 20:43

Najlepsi i tyle ;)