Do góry

Dbajmy o historię londyńskiej Polonii

Profesor Jacek (Jack) Lohman od 2002 r. jest dyrektorem urbanistycznego Museum of London, które wspiera burmistrz miasta Boris Johnson. Wcześniej nadzorował 15 muzeów Iziko w Cape Town w RPA. Jest przewodniczącym Rady Powierniczej Muzeum Narodowego w Warszawie. Urodzony w Londynie, w polskiej rodzinie, od lat promuje polską kulturę na Wyspach.

Jacek (Jack) Lohman

Jakie były początki pana kariery?

Studiowałem historię sztuki i architekturę. Ludzie, którzy są architektami, bardzo często mogą sobie wyobrazić, jak coś powinno wyglądać. Mają pewną wizję. Myślę, że zostałem dyrektorem dlatego, że zawsze byłem w stanie doradzić ludziom, co mają robić, jak coś przekształcić. Mnie zawsze interesowało muzeum, ponieważ moi rodzice byli projektantami i architektami. Jak byłem młody, musiałem rysować rysunki robocze do różnych wystaw i muzeów. Wszystkiego nauczyłem się od rodziców. Wtedy nie było jeszcze komputerów, wszystko robiło się ręcznie, na stole kreślarskim. Teraz wszystko projektuje się wirtualnie.

Co było dla pana największym wyzwaniem?

Zawsze pieniądze, których często tym muzeom brakuje. Bardzo wcześnie nauczyłem się, jak zbierać fundusze. Dzięki temu, że przez 10 lat pracowałem dla rządu brytyjskiego, dla English Heritage, gdzie odpowiadałem za wszystkie zamki i pałace, nauczyłem się, że jeśli coś chce się zrobić, trzeba samemu znaleźć pieniądze. Jeśli człowiek będzie czekał, aż ktoś przyjdzie z pieniędzmi, to nigdy się nie doczeka. Poszedłem do Richarda Bransona i poprosiłem o pomoc finansową, o bilety lotnicze. Żebrałem na coraz większą skalę, a potem prosiłem rząd o pomoc. Jak się okazało, bardzo skutecznie.

Czym Musem of London różni się od innych w Londynie?

Jest to muzeum prowadzone w sposób bardzo emocjonalny. Ja praktykuję tzw. relaxed museology, tutaj ludzie wchodzą i mają przeżycia. Każda część Londynu i jego historia jest inaczej przedstawiona, przy użyciu innej techniki. Nie jesteśmy typowym muzeum. Przykładowo wczoraj byłem w pracy i widziałem, jak ludzie wzięli meble muzealne i przenieśli je w inne miejsce, usiedli i rozmawiali. Bardzo mi się podobało, że ludzie czują się tak swobodnie, że mogą nawet przemeblować muzeum. Zebrałem bardzo dużo pieniędzy na tę przestrzeń, więc możemy eksperymentować z obiektami, filmem – lubię mieszać różne media. Język wystawienniczy jest u nas dość nietypowy.

Co jest, według pana, kluczem do sukcesu?

Na pewno energia, którą człowiek wnosi do miejsca pracy, żeby nie byli ludzie zaspani. Aby cieszyli się swoją pracą, aby chcieli tam być. Bardzo ważne jest, aby mieć dobrą załogę, która ma takie samo spojrzenie na najwyższą jakość. To jest Londyn, tu nie można po prostu pokazać czegoś przeciętnego, jakość jest niezwykle ważna. Jeśli więc każdy się stara, dołoży coś od siebie, efekt jest wielki.
Największym moim sukcesem było oddanie muzeum w ręce Borisa (Johnsona, burmistrza Londynu – przyp. red.). Jestem jedyną osobą w świecie kultury, która bezpośrednio odpowiada przed burmistrzem. To zmieniło tak wiele.

Chciałem również wspomnieć o artykule w „Coolturze” parę lat temu, gdzie reklamowaliście wystawę, która ja prowadziłem. Spodziewałem się może 20 osób, a przyszło 450 osób. To był ewenement, którego nigdy w życiu nie zapomnę. Dzięki jednej reklamie w „Coolture” do muzeum przyszło tak wielu młodych Polaków. Biła od nich niesamowita energia. Byli tak bardzo zainteresowani historią, co mówi dużo o poziomie ich wykształcenia, prawdopodobnie wyższym niż w innych krajach.

Jaki jest Boris Johnson?

Boris Johnson uwielbia kulturę. Jest bardzo charyzmatyczny. Jak byliśmy w Pekinie, prosiłem go, żeby poprosił przewodniczącego o znicz olimpijski, abyśmy mieli go w muzem. Boris poszedł, poprosił od razu i wręczył mi znicz. I mamy teraz znicz z Chin w muzeum, bo mamy burmistrza, który o nas dba.
Boris ma w sobie bardzo dużo energii, którą wnosi do miasta. Jest energicznym i dynamicznym człowiekiem, bardzo zafascynowanym historią.

Czy kiedykolwiek polskie pochodzenie było dla pana problemem?

Nigdy. Zawsze otwarcie i na wstępie mówię, że jestem Polakiem. Jestem też londyńczykiem. Widzę to wyraźnie i cieszę się, że jestem częścią pewnego establishmentu. Pełnię ważną funkcję, dzięki której mogę promować polską kulturę. Wierzę, że robię wiele dla Polski. Szczególnie w muzeum narodowym w Warszawie, które w tym roku obchodzi 150-lecie.

Polacy są wielojęzyczni, wielokulturalni. Polska znajduje się pomiędzy Wschodem a Zachodem, dzięki czemu możemy być uważni na różne kultury. Dziękuję Bogu, że jestem Polakiem.

Najbliższe plany Musem of London?

Do czerwca mamy wystawę Dickensa, która jest bardzo popularna. Jeśli Czytelnik jest zainteresowany zobaczeniem oryginalnego pisma Dickensa, to jest jedyna możliwość, aby zobaczyć wszystkie jego rękopisy.

Z okazji olimpiady poprosiliśmy młodzież Londynu, aby przekształciła główną galerię w stylu rzymskim. Projekt będzie się nazywał „Stories of the World” i rozpocznie się 23 czerwca.

2 sierpnia natomiast planujemy urządzić Dzień Polski. Całe muzeum będzie poświęcone Polsce. Więcej nie mogę zdradzić, ale planujemy i przygotowujemy to z Polskim Komitetem Olimpijskim.

Dokończ zdanie…

Sukces to dla mnie… jak wszyscy się śmieją. Nie lubię być zbyt poważny.
Aby osiągnąć to co mam, musiałem poświęcić… strasznie dużo własnego czasu. Bycie dyrektorem to praca na 24 godziny, jak matka z małym dzieckiem. Matki i dyrektorzy muzeum mają ze sobą bardzo dużo wspólnego.

Najtrudniej mi znieść dni, kiedy… jest kiepska pogoda. Wszystkim nam jest raźniej, jak świeci słońce, prawda?

W wolnym czasie lubię… pomagać Polsce.

Londyn jest… pięknym, barwnym miastem. Szczególnie jak patrzysz na rzekę, która wygląda, jakby namalowało ją dziecko – pełna fal. Czy jesteś w Hammersmith, czy też Isle of Dogs, widzisz te olbrzymie zakręty. Skala tego miasta i i tej rzeki to coś niebywałego! Londyn mnie wzrusza, a na Tamizę mogę patrzeć godzinami. Często stoję na mostach i chce mi się płakać. Jestem Polakiem, uwielbiam chodzić oglądać polskie zabytki, ale jak stoję tutaj na moście, czuję się londyńczykiem, czuję się dumny z tego miasta.

Polacy w Wielkiej Brytanii powinni… zastanowić się, jak mogą dbać o historię Polonii w Londynie. Dla przyszłości. Nie wiemy, jaka to ciekawa historia, większość Polaków nie zna historii polskiej emigracji: wczorajszej, powojennej, XVI-wiecznej, jakiejkolwiek. Ambasador polski istniał już w XVI wieku. To jest ciekawa historia, wzbogacająca to miasto. A my ciągle ją tracimy. Musimy o nią dbać.

Komentarze 4

Pulkownik
Aberdeen
7 807 62
Pulkownik Aberdeen 7 807 62
#119.02.2012, 09:00

fajny gosc, na poziomie:)
milo poczytac o takich ludziach

Profil nieaktywny
Careless2010
#219.02.2012, 20:45

I to jest własnie czlowiek na poziomie .O takich Polaków za granica nam chodzi. Brawo!!!

tygrys7879
876
#320.02.2012, 08:53

...rozejrzyjcie sie dookola , znajdziecie mase takich osob...

Pulkownik
Aberdeen
7 807 62
Pulkownik Aberdeen 7 807 62
#420.02.2012, 11:08

no wlasnie, rozgladamy sie wokol i obrazek ktory widzimy jest zgola inny :)