Coś jest na rzeczy, kiedy bankier nie ma prawa wstępu do baru w samym sercu Islington. I bynajmniej nie zmyślam tu na potrzeby felietonu.
W ubiegły piątek po kolacji ja i mój wieloletni znajomy, pracownik jednego z banków na Cannary Wharf, zapragnęliśmy dopełnić wieczoru drinkiem w barze. Cofnięto nas przy wejściu. – Czyżby mój płaszcz nie był "posh enough"? – pomyślałam.
Nie, tym razem chodziło o mojego brytyjskiego kolegę, który miał na sobie służbowy garnitur i dlatego nie miał prawa wstępu. Na tablicy widniało: "No suits. No wankers". Wystarczająco dobitne. Byłam w szoku. On nie. – To zdarza się coraz częściej, ludzie nie chcą bankowców – tłumaczył. – Co więcej, gdy kiedyś przedstawiałeś się nowo poznanej dziewczynie jako bankier, dawało to szansę na rozmowę, spędzenie miłego wieczoru, a nawet na seks. Teraz to stygmat, który skutecznie zniechęca do nas kobiety.
Gdybym była menedżerką baru w obecnych czasach, nie odsyłałabym z kwitkiem tych nielicznych spośród nas, którzy mają pełne portfele. Incydent był jednak dla mnie impulsem do przemyśleń na temat naszego nastawienia do pieniędzy i statusu danej osoby.
Skupiając się tu na mężczyznach: nie ma nic bardziej irytującego niż męski snob afiszujący się ze swoją kasą. Bo często im więcej kasy, tym mniej rozumu. Im wyższy status, tym większe ego. A im większe ego, tym mniejszy penis – tutaj celowo się zagalopowałam.
Nie jestem w stanie oglądać chłopaków z programu Made in Chelsea – ich dni przepełnionych siedzeniem w cafeteriach i testowaniem whisky, niezliczonych nocy w najdroższych klubach nocnych na Mayfair, weekendowych wypadów do country clubs. Ich wypielęgnowanych twarzy. Komu imponuje wymuskany snob z Chelsea, który nie potrafi nawet ugotować sobie najzwyklejszego obiadu?
Weźmy bohatera kolejnego reality show: Joeya Essexa z, owszem, zgadłyście, The Only Way is Essex. W ostatnim wywiadzie dla "Evening Standard" zapytany, co zrobiłby jako burmistrz Londynu, odpowiedział pytaniem: "A co robi burmistrz? To coś jak król? Nie wiem, pewnie poszedłbym na zakupy i próbował zmienić pogodę". Jeśli myślicie, że to było próżne, to wiedzcie, że na pytanie, kto jest jego bohaterem, 22-letni Joey odpowiedział: "Justin Bieber jest cool". Chłopiec z Essex dostał swojego pierwszego Rolexa od rodziców w wieku 13 lat, a wakacje spędza w Las Vegas i na Ibizie – 3 razy w roku!
Dużo bardziej imponuje mi inny Essex boy – Jamie Oliver. Urodą nie grzeszy i zdecydowanie nie jest szczupły, ale skradłby moje serce dużo szybciej tylko dlatego, że potrafi nieziemsko gotować. Albo typowi "working class lads" - Steve i Johnny z programu Mud Man: wysocy, wytatuowani, bez włosów na głowie, z akcentem cockney, ale silni, niebojący się brudu – słowem, prawdziwi mężczyźni, ze wszystkimi wadami i zaletami.
Wydaje się, że faceci wyczuwają tę zmianę w myśleniu. Jak inaczej wytłumaczyć, że zamiast fryzurek na ulizanego lalusia (zapoczątkowanych, o dziwo, przez Davida Beckhama) coraz więcej panów, w różnym wieku i różnego pokroju, nosi irokeza? I nawet jeśli tego też nie jestem fanką (czy są jeszcze faceci, którzy po prostu ścinają włosy na krótko, bez zbędnych "udoskonaleń"?), ta zmiana to coś więcej niż trend – to sposób myślenia.
Niedzielny "Times" donosi, że bogacze w Wielkiej Brytanii nigdy nie byli bardziej zamożni niż obecnie – ich fortuna łącznie wynosi 414 mld funtów. I nawet jeśli reszta z nas pogrążona jest w największej recesji od 1930 r., nie jestem tu po to, aby krytykować tych bardziej uprzywilejowanych. Podziwiam ich. Ba, sama chcę, staram się i starać się będę do końca moich dni, aby trafić do ich grona. Miło jednak zaobserwować pewną zmianę w naszym podejściu do statusu.
Czy jest to coś, co pozostanie na dłużej – ten sceptycyzm w stosunku do bankierów? Należy im się pstryczek w nos, na pewno na tym nie ucierpią. Czy idealizowanie City boys powróci? Czas pokaże, kiedy ekonomia wróci do normy. Jeśli wróci.
Mój brak zainteresowania statusem mężczyzny może okazać się bardziej zgubny, niż przypuszczam – z takim myśleniem nikt nie zapewni mi tego, o czym poniekąd marzę – wiktoriańskiego domku na północy miasta.
Pieniądze nie są nam potrzebne do szczęścia, są jednak niezbędne do godnego życia. Nie ma jednak nic gorszego niż facet, który pływa w kasie i nie ma absolutnie nic do powiedzenia oprócz tego, ile zarabia albo jak osiąga tak nieskazitelnie gładkie, bezwłose, pomarańczowe ciało. Faceci ze zbyt dużą ilością pieniędzy to świry – spójrzcie tylko na Simona Cowella! Domaga się papieru toaletowego w czarnym w kolorze!
Recesja otworzyła rozpieszczonym Brytyjczykom oczy na wiele spraw. Zmieniło się nasze wzajemne postrzeganie siebie. A jeśli chodzi o stosunki damsko-męskie, pamiętajcie – im większe ego, tym mniejszy… no, wiecie. Pieniądze czy dobry seks? Wszystko, jak widać, zawsze sprowadza się do jednego.
Komentarze 33
Wielki kutas = dobry seks. Pamiętajcie baby :)
Faceci ze zbyt dużą ilością pieniędzy to świry – spójrzcie tylko na Simona Cowella! Domaga się papieru toaletowego w czarnym w kolorze!
moze chce sobie podcierac "czarnym"??
:)
a gładkie ręce nie skażone wstawieniem czajnika na wodę fuj!
Wow - czyli ze ze mnie prawdziwy facet - scinam wlosy w miare krotko, umiem nieziemsko gotowac i wszystko w domu naprawic - jaki mily poczatek dnia.
dobre :D