Do góry

Wakacje z Wyspiarzami

Brytyjczycy poruszają się po kurortach niczym neutron odbijający się w środku reaktora atomowego. Powodują wybuchy histerii, przerażenia i zdegustowania. Mimo to wszędzie są mile widziani.

Brytyjczycy na wieczorze kawalerskim (stag party) w Krakowie, fot.
Marcel "MadJo" de Jong's
(CC BY-SA 2.0)

Wyspiarze wakacje spędzają z dala od domu. Głównie ze względu na kryzys, gdyż oglądanie biednych obcokrajowców jest zajęciem mniej traumatycznym niż spoglądanie na biednych rodaków organizujących latem festiwal Palenia Sklepów i Walk z Policją. Zwłaszcza że wzmacnia to wyspiarskie poczucie wyższości i narodowej dumy – głównie dlatego, że przyzwyczajony do codziennej lektury "Daily Mail" Brytyjczyk jest przekonany, iż w zagranicznym hotelu, w którym się zatrzymał, połowa jego rodaków jest na co dzień bezrobotna i spędza tam wakacje dzięki uprzejmości Job Center i wysokim zasiłkom pozwalającym na konsumpcję kolorowych drinków.

Pizza turystyczna

Najbardziej narażona na najazdy brytyjskich bezrobotnych jest Hiszpania, którą rocznie odwiedza 12,5 mln brytyjskich turystów, i Francja – z 12,1 mln wczasowiczów znad Tamizy. Mieszkańcy tych krajów uważają powszechnie, że najlepszym miejscem na obserwację Wyspiarza podczas urlopu byłby sąsiedni wszechświat. Mało kto jednak decyduje się na taki krok, przeciętny Brytyjczyk na wakacjach wydaje bowiem średnio 1,8 tys. funtów, co zazwyczaj rekompensuje wszelkie niewygody, których jest sprawcą. W rankingach na najgorszych turystów Brytyjczycy niezmiennie zajmują pierwsze miejsce. Powszechnie uważa się ich za głośnych, aroganckich i pijących ponad miarę.

Wychowani na kanapce z bekonu i fasoli niechętnie próbują miejscowej kuchni i nawet we Francji za potrawę numer jeden uważają pizzę. Na masową skalę popełniają też kulturowe gafy.

W dostojnym Krakowie kąpią się nago w fontannach, w znanej z praworządności Austrii kradną szyldy i tablice informacyjne (zwłaszcza z małej miejscowości Fucking), a w konserwatywnym Dubaju uprawiają wolną miłość na plaży, co prowadzi często do wyroku i przymusowego przedłużenia pobytu (ostatnio nawet o jakieś 6 lat).

Moda plażowa

Według internetowego serwisu Expedia Brytyjczycy są również najgorzej ubranymi turystami. Sandały w połączeniu ze skarpetkami, przeładowane plecaki, słomkowe kapelusze, czerwona opalenizna i koszulki z napisami (np. "I’m horny" – jestem napalony/na) wywołują salwy śmiechu we Włoszech, Francji, a nawet w Niemczech. Niestety, mimo wszelkich działań brytyjskich projektantów mody, stylistów i Kate Moss hawajskie koszule są wręcz magnetycznie atrakcyjne dla Anglika podczas urlopu. Brytyjscy turyści wpływają też na rozwój światowej fauny i flory.

Z greckiej wyspy Zakynthos wypędzili żółwie, które od wieków miały tam swój obszar lęgowy. Te gady, które przeżyły dinozaury, przetrwały katastrofę asteroidy i obserwowały zmiany klimatyczne zachodzące przez ostatnie 100 milionów lat, skapitulowały przed nastolatkami ze Zjednoczonego Królestwa. Małym pocieszeniem dla żółwi jest zapewne fakt, że Brytyjczycy plażę Laganas również wykorzystują w celach prokreacyjnych.

Szok kulturowy

Za najlepszych wczasowiczów uważa się Niemców. Być może dlatego, że są przeciwieństwem Wyspiarzy. Niemcy to poważni turyści, którzy wolą spędzać wakacje w atmosferze spokoju, gdzie cisza nocna jest surowo przestrzegana, a brak ekscesów to słowo kluczowe. Zderzenie tych dwóch odmiennych kultur urlopowych może prowadzić do zamieszania. Pewien turysta z Wielkiej Brytanii podał do sądu biuro podróży, bo w hotelu, w którym wypoczywał, byli głównie Niemcy.

Sąd przyznał mu odszkodowanie w wysokości 750 funtów za doznane straty moralne i niemożliwość skomunikowania się z przedstawicielami obcej cywilizacji. Dla Brytyjczyka bowiem osobnicy mówiący w obcym języku są jedną z tych drobnych anomalii występujących we wszechświecie, które trzeba za wszelką cenę omijać.

Kłamstwo urlopowe

Urlop to w dzisiejszych czasach przymus towarzyski określający człowieczą pozycję społeczną, zawodową i materialną. W myśl zasady: "Pokaż mi fotkę z plaży, a powiem ci, kim jesteś i ile zarabiasz". Nic więc dziwnego, że aż 10 proc. Brytyjskich turystów przepytanych przez Halifax Travel Insurance kłamie na temat swoich wakacji. Badani ściemniają na przykład, że podczas urlopu pogoda była wspaniała, nawet jeśli znaleźli się w źrenicy oka cyklonu. Twierdzą, że jedzenie było wyborne, nawet jeśli tak naprawdę podawano im pod nos zatrute ravioli, które zawierało w sobie tyle bakterii, że gryzło i miało istotny wpływ na ewolucję nowych form życia.

Zakłamani turyści opowiadają znajomym bajki, że tubylcy okazali się niezwykle uprzejmi, chociaż tak naprawdę ukradli im aparaty cyfrowe i pluli do zupy. Najlepsi zaś oszukują w ogóle, że gdziekolwiek byli, chociaż w rzeczywistości dwa tygodnie spędzili na kanapie w domu, chowając się przed listonoszem i sąsiadami za spuszczonymi zasłonami. Kłamliwi turyści zachowują się racjonalnie. Udany urlop to dzisiaj ważna pozycja w życiorysie i rozwoju osobistym, jak kiedyś umiejętność tańczenia fokstrota.

Pub, czyli ucieczka przed piaskiem

Dla Brytyjczyków, którzy są odważni na tyle, by przyznać się przed znajomymi, że nie opuścili w wakacje kraju, najlepszym miejscem jest lokalny pub. Brytyjski pub to nie jest zwykły bar, gdzie pije się piwo, rozmawia ze znajomymi i podrywa przedstawicieli płci przeciwnej lub/i własnej. Owszem, taka forma aktywności jest jak najbardziej pożądana, ale brytyjski pub charakteryzuje się czymś innym. Jedni nazywają to tradycją, inni nastrojem, a ci, którzy zderzyli się przypadkowo z edukacją – etykietą. Najważniejsza w pubie jest konwersacja.

Brytyjskie dyskusje w pubie przypominają pogaduszki w polskich autobusach. Narzeka się więc na polityków, podatki, żonę, męża, teściową, dziury w jezdni, służbę zdrowia, młodzież oraz zbyt niskie zasiłki niepozwalające na swobodne i nieskrępowane delektowanie się piwem. Mnóstwo tematów do rozmów Brytyjczycy znajdują w prasie brukowej. Jeśli jesteś nowym bywalcem i nie czujesz się zbyt pewnie, zyskasz pełną akceptację i podziw starych pubowiczów stwierdzeniem: "Cholerni emigranci znów zabierają pracę uczciwym ludziom".

Polska myśl urlopowa w dobie multikulti

Polscy emigranci przebywający w Zjednoczonym Królestwie na tyle długo, że mogą pochwalić się sąsiadom rozsądną liczbą papierków z twarzą królowej schowanych w tapczanie, biorą przykład ze swoich brytyjskich znajomych i coraz częściej zamiast odwiedzenia rodziny w Pułtusku organizują wypady do Grecji, Hiszpanii, a nawet na Kubę.

Polski turysta różni się jednak od brytyjskiego – nie pije na umór (gdyż trudno się upić słabymi europejskimi wódkami), nie kradnie szyldów (jest przecież wiele innych, bardziej wartościowych rzeczy) ani nie wykorzystuje plaż do bliskich kontaktów cielesnych (prawdopodobnie ze względu na brak miejsca). Polski turysta przyjął jednak urlopowy kanon mody brytyjskiej, chociaż uczciwie trzeba przyznać, że skarpety i sandały mają w Polsce długą tradycję.

Brytyjczycy chętnie wyjeżdżają do innych krajów, ale również inne kraje chętnie przyjeżdżają do UK (rocznie ok. 24 miliony odwiedzających). Jest to światowy fenomen, świadczący o tym, że specjaliści z agencji turystycznych to geniusze, skoro potrafią namówić klientów na urlop w miejscu, gdzie ciągle pada, smog jest stałym elementem atmosfery, zapach smażonej ryby wywołuje łzy rozpaczy, a mała kawa kosztuje średnią miesięczną pensję.

Latem Wielką Brytanię chętnie odwiedzają także polscy turyści, zwłaszcza uczniowie, studenci i hydraulicy. Często są tak zachwyceni, że swój pobyt przedłużają o kilka lat.

Komentarze 17

aniela1102
5 985
aniela1102 5 985
#122.07.2012, 10:05

;Dla Brytyjczyka bowiem osobnicy mówiący w obcym języku są jedną z tych drobnych anomalii występujących we wszechświecie, które trzeba za wszelką cenę omijać."

...dokladnie tak.;-)

tuskowaty
212
tuskowaty 212
#222.07.2012, 10:27

ciekawe ile brytyjczykow wrocilo w trumnach z Polski :)

iwo
7 761
iwo 7 761
#322.07.2012, 11:32

ziewanko

vincent.vega
1 820 3
vincent.vega 1 820 3
#422.07.2012, 12:15

"mała kawa kosztuje średnią miesięczną pensję"?
No ciekawy zarobliwy ton tego artykulu jest, ale bez przesady...:D

BD.K
20 493 1
BD.K 20 493 1
#522.07.2012, 13:02

najlepszy jest japonski turysta
nie widac, nie slychac
czasem tylko przemknie obok jakis przewodnik w formie ksiazki, plan miasta czy malutki aparacik fotograficzny

D.O.T.
249
D.O.T. 249
#622.07.2012, 13:53

japonski turysta i maly aparat? :) ja zawsze spotykam tych co nie tylko z aparatem biegaja, maja przy sobie conajmniej pare obiektywow i stelaz co by zdjecie sie nie rozmazalo :D

BD.K
20 493 1
BD.K 20 493 1
#722.07.2012, 13:56

czasy... sie zmieniaja
ja ich tak pamietam z Krakowa z lat 80tych
:)

#822.07.2012, 14:05

Bardzo fajnie i humorstycznie napisany artykuł :)

Esha_
42 985
Esha_ 42 985
#922.07.2012, 15:22

Szkoda tylko, że ten sam tekst można przeczytać w "Coolturze", "Emigrancie" i "Emito". Wszędzie to samo. Nikt więcej nie pisze poza Zapałowskim? :/

rybazfrytkami
33
#1022.07.2012, 16:13

Może dlatego, że na nędznym polonijnym rynku dziennikarskim Zapałkoski wybija się nieco ponad przeciętność. Rosnie nam tu taka polinijna, felietonowa gwiazdeczka? :>

monica_aniko
1
#1122.07.2012, 17:41

i niech ktos potem narzeka na rasizm na wyspach.zarty zartami a jechanie na brytyjczykow to inna sprawa.przeciez nikt tu nikogo nie trzyma, nie podoba sie to do polski.a jak ktos chociaz troche podrozuje to wie ze to w wiekszosci przekoloryzowane bzdury i dotyczyc moga co najwyzej jakiejs niewydarzonej gownazerii, gdzie polska bynajmniej nie rozni sie od brytyjskiej.

kwiatuszek
64
#1222.07.2012, 18:08

z tym jechaniem na nich to moze i trzeba delikatnie .........ALE artykol bardzo mi sie podobal .nikomu jeszcze nie zaszkodzilo uslyszec jak wyglada w oczach innych .Tym bardziej ze z nami nikt sie nie szczypie mamy opinie jaka mamy choc nie moge powiedziec ze sobie na to nie zapracowalismy.Moim zdaniem brytyjczycy nie roznia sie od nas az tak bardzo.I bardzo mi sie podoba ze ten artykol jest napisany tak a nie inaczej bo jesli wytykac sobie bledy to niech to dziala w obie strony.

A.S.
106
A.S. 106
#1322.07.2012, 18:12

W rankingach na najgorszych turystów Brytyjczycy niezmiennie zajmują pierwsze miejsce. Powszechnie uważa się ich za głośnych,

Szkoci generalnie są znacznie cichsi i bardziej introwertyczni niż Anglicy. W komunikacji miejskiej generalnie jest cicho, ludzie nie klepią tylko po to żeby klepać o byle czym jak najgłośniej. Angielki wśród szkotek szybko poznać.

fantastic80
51
#1422.07.2012, 22:33

Ja z moją dziewczyną od kilku lat jeżdzimy na wakacje na południe Francji.Mamy tam znajomych,którzy załatwiają nam co roku pobyt w innym miejscu w małych uroczych hotelikach,gdzie nire gości się ani Brytyjczyków ani Niemców.Taki francuski kaprys.Hoteliki są na niby zrzeszone i wynajete jako firmowe miejsca wakacyjne dla Francuzów,co oczywiście jest bzdurą a ma na celu jedynie odseparowanie się od hałasliwych sąsiadów zza kanału.

niewytrzymam
10 814
niewytrzymam 10 814
#1523.07.2012, 00:26

pierwszy dobry artukul na emito ROZBAWIL MNIE DO LEZ :D

Esha_
42 985
Esha_ 42 985
#1623.07.2012, 00:51
niewytrzymam
10 814
niewytrzymam 10 814
#1723.07.2012, 01:07

tak esha tez sie za Toba stesknilam :D