Do góry

Jesteśmy po to, by pomóc

Fostering to tymczasowa opieka nad dziećmi, które z różnych powodów nie mogą mieszkać ze swoimi naturalnymi rodzicami. Muszą oni się uporać z problemami życiowymi, nie są w stanie opiekować się dziećmi np. z powodu choroby lub też wyrządzili im krzywdę, więc stracili prawo zajmowania się nimi.

Fostering różni się od adopcji diametralnie – ma służyć zapewnieniu dziecku opieki aż do momentu, kiedy zostanie zaadoptowane lub kiedy będzie mogło wrócić do swoich biologicznych rodziców.

Za taką właśnie pracę Caroline i Robert Rejdak zostali nagrodzeni tytułem Member of British Empire (MBE), co zostało ogłoszone w New Year Honours List 1 stycznia br. Przez 32 lata opiekowali się 117 dziećmi, z których dwójkę adoptowali. Prowadzą tzw. multiple placement, czyli opiekują się nawet kilkorgiem dzieci jednocześnie. Odkryli przyjemność pomagania, kiedy zaopiekowali się niepełnosprawnym dzieckiem swojej znajomej, potem ktoś doradził im, aby zgłosić się do opieki społecznej.

"Nie baliśmy się opieki nad dziećmi" – Caroline opowiada o początkach. "Ja jestem najmłodsza z 16-ciorga dzieci, więc wiedziałam, co to znaczy być otoczonym dziećmi. Kiedy się pobraliśmy, odwiedzało nas wielu naszych bratanków i bratanic z obu naszych rodzin. Jedyna rzecz, która nas niepokoiła to radzenie sobie z rodzicami dzieci, które otacza się opieką. Kiedy opiekujesz się bratankami to wiesz, że to jest twoja rodzina, która ci ufa. Ale w tym przypadku mówimy o kompletnie obcych ludziach, którzy mają nam powierzyć swoje dzieci."

Dobra współpraca

Na przestrzeni lat małżeństwo Rejdaków opiekowało się dziećmi i nastolatkami z najróżniejszych rodzin. Niektóre z nich przebywały z nimi tylko kilka tygodni, a inne zostawały całymi miesiącami, a nawet latami.

"Kiedy masz się opiekować niemowlętami, które czekają, by trafić do swoich rodzin adopcyjnych, wiesz, że opieka nad nimi nie będzie dłuższa niż 6 tygodni. Jeśli mowa o dzieciach, które mają wrócić do swoich domów rodzinnych, bo rodzice tymczasowo przechodzą problemy, ale chcą swoje dzieci z powrotem, to wówczas musimy z nimi pracować. Czasem współpraca przebiega świetnie i dzieci szybko wracają do swoich rodziców, a czasem opieka nad nimi może się przedłużyć do dwóch lat. Są również przypadki domów, w których dochodzi do przemocy fizycznej, narkotyków, rodzice są w więzieniu. Wtedy opieka społeczna wnosi o oddanie dziecka do adopcji. Nasza rola będzie wtedy trwała od 8 miesięcy do 2 lat. Zdarzają się też przypadki nastolatków, którzy kłócą się z rodzicami i idą do opieki społecznej, prosząc o umieszczenie w tymczasowej rodzinie. Wówczas sprawdzana jest sytuacja i zazwyczaj takie nastolatki wracają do swoich domów po 2 tygodniach" – wylicza Caroline.

"Jednakże nie można powiedzieć dokładnie, ile czasu dziecko będzie z nami przebywało. Generalnie rzecz ujmując, im starsze dziecko, tym trudniej jest o jego adopcję, każdy chciałby adoptować niemowlę. Jest mnóstwo wspaniałych dzieci do 5 lat, ale ludzie myślą: "One mają już ukształtowany charakter i nie wiemy, czy potrafimy sobie z tym poradzić". Z dziećmi w wieku szkolnym jest jeszcze gorzej." – dodaje.

Przede wszystkim miłość

Z każdym dzieckiem, które znajdowało się pod ich opieką, Rejdakowie poznawali najróżniejsze historie rodzinne, sposoby życia, a nawet odżywiania."Mieliśmy dziewczynkę, której organizm nie trawił białek, więc musieliśmy kompletnie zmienić sposób robienia zakupów" – wspomina Caroline. "Podobnie trafiła do nas dwójka dzieci nie mogąca jeść wołowiny. Wówczas ze zdumieniem zauważyliśmy, jak dużo wołowiny było w naszej codziennej diecie" – śmieje się. "Opiekowaliśmy się też chłopcem z Serbii, który nie mówił po angielsku. To było bardzo zabawne, musieliśmy mówić powoli i wyraźnie oraz pokazywać rzeczy. Chłopiec był bardzo mądry i niezwykle szybko podłapał język. Kiedy poszedł do szkoły, był w stanie komunikować się z nauczycielami. Spędził z nami 10 czy 11 miesięcy, między 13. a 14. rokiem życia. Zdarzyła się nam też dziewczynka, którą przywieziono do nas prosto ze szpitala z uszkodzoną czaszką, połamanymi żebrami i ramieniem. Podobno spadła z sofy... Przez pierwsze kilka dni nie mogłam jej nawet wykąpać ani przebrać, bo jak tylko ją dotknęłam, krzyczała. Moja rola ograniczała się do okazywania jej mnóstwa miłości, przytulania i karmienia. Zaufała nam, bo byliśmy przy niej 24 godziny na dobę.

Wspólny język

Caroline przyznaje, że w domu pełnym nie swoich dzieci i nastolatków trzeba jasno określić zasady życia. "Myślę, że najważniejsze to być przyjaciółmi dzieci. Zawsze powtarzamy, że nie jesteśmy ich rodzicami, ale jesteśmy po to, by tymczasowo wspomóc rodziców w opiece. Mówimy dzieciom: "Jeśli czegoś potrzebujesz, to daj nam znać, a my zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by pomóc" – podkreśla Caroline. "Szczególnie z nastolatkami, one są niezwykle lojalne w stosunku do swoich rodziców, niezależnie od tego, co oni im zrobili. Nie można starać się zastąpić im rodzica, chyba, że sami okażą, że by tego chcieli. Ale w domu muszą panować pewne zasady: nie powiem do nastolatka "Nie wolno ci czegoś, bo ja tak mówię i jestem teraz twoim rodzicem", powiem raczej: "Wolałabym, abyś tego czy tamtego nie robił, ponieważ..." i podam powody. Jeśli powiem, że nastolatek nie może zostać na imprezie do północy, to nie dlatego, że jestem stara i marudna czy nie chcę, żeby się dobrze bawił. Chcę, żeby się dobrze bawił, ale nie aż do tak późna i kiedy impreza jest skończona, ja go odbiorę. Takie postawienie sprawy zazwyczaj działało.

Wsparcie, opieka i szczerość

Niezależnie od wieku dzieci, w domu Rejdaków króluje jedna zasada: "Zawsze mówimy do dzieci, że podczas pobytu w naszym domu mają traktować nas jak rodzinę, a inne dzieci jak braci i siostry. Oczekujemy, aby wzajemnie się wspierali i opiekowali sobą. Cokolwiek robią, niech traktują się jak rodzina. Są dzieci, które już dawno z nami nie przebywają, a nadal mówią o sobie brat i siostra, czują więź. I to jest piękne. Czasami zdarzają się jednak przypadki, w których najważniejsze to powiedzieć "nie". Pojawiały się również dzieci, o których wiedzieliśmy natychmiast, że się nie zaaklimatyzują. Mogą być bardzo niebezpieczne, grozić podłożeniem ognia w domu albo uszkodzeniem posesji naszej czy sąsiadów. W takich przypadkach prosiliśmy opiekę społeczną o zabranie ich do innego domu" – opowiada Caroline. "Musisz wiedzieć, kiedy odmówić. Nigdy nie czuję się zagrożona, ale potrafię się zezłościć, choć muszę to trzymać w ryzach."

Nie oceniać ludzi...

Kluczem do sukcesu w fostering jest współpraca z rodzicami dzieci i nastolatków. "Kiedy braliśmy do siebie pierwsze dzieci, ich matka odwiedziła nas, zanim maluchy do nas przyjechały. Chcieliśmy zrobić dobre wrażenie i pokazywaliśmy jej cały dom. Pytałam, czy na pewno wszystko jej odpowiada, odpowiedziała: "O tak, moi chłopcy mogą tu przebywać". Dzieci zostały z nami przez dwa tygodnie, nie było z nimi żadnych problemów. Potem ich matka miała je wysłać do nas ponownie i pojechałam je odebrać. Kiedy weszłam, pomyślałam: "O mój Boże! I ta kobieta miała czelność przyjść do mojego domu i go oceniać!". Nie było można w tym domu nic zobaczyć, wszystko było brudne, zaśmiecone jakimiś papierami po słodyczach i chipsach, gazetami. To było okropne! Ale ta sytuacja pomogła nam wyzwolić się z naiwności i skupić na robieniu swego" – zauważa Caroline. "Staramy się jednak nie oceniać ludzi. To, że nie mają wiele pieniędzy, nie znaczy, że nie są ludźmi. Niektórzy sami mają złe doświadczenia z młodości i nie mogą być pociągani do odpowiedzialności tylko dlatego, że czasem sobie nie radzą."

Nowy początek

Rejdakowie tworzą tymczasową rodzinę zastępczą, aby dać dzieciom i młodym ludziom nowy początek i szanse w życiu. "Myślę, że największa radość przynoszą te dzieci, które coś osiągają w życiu. Kiedy robią wspaniałą karierę lub same zostają świetnymi rodzicami. Kiedy dziecko traktuje pobyt u nas jako nowy początek i zamiar zrobienia czegoś sensownego ze swoim życiem. W niektórych przypadkach wystarczy już sam fakt, że przeżyły i jakoś dają sobie radę."

Komentarze 1

Z_Gwinta
198
Z_Gwinta 198
#101.02.2009, 12:02

Czapki z głów, szacunek!