Do góry

Wywiad z twórcą kabaretu "Koń Polski"

Kabaret „Koń Polski” istnieje na polskiej scenie już ponad 20 lat, ale pomimo długiego stażu nadal zaskakuje publiczność. Mieliśmy okazję się o tym przekonać podczas występów duetu w Szkocji. Skąd czerpią pomysły na skecze, co myślą o polskiej publiczności oraz Szkocji dowiecie się Państwo z wywiadu przeprowadzonego z Leszkiem Malinowskim – współtwórcą kabaretu.


„Koń Polski” wystąpił w Aberdeen i Edynburgu proszę powiedzieć jakie ma Pan wrażenia z występów?
To było słychać po reakcji publiczności, że te wrażenia są bardzo miłe. Niewątpliwie jest to publiczność, która daje nam kopa do tego, żebyśmy jeszcze coś z siebie dali. Podczas występu pojawiły się improwizacje i nowe elementy. Niewątpliwie publiczność dała nam power.

„Koń Polski” istnieje na polskiej scenie kabaretowej już ponad 20 lat. Czy jesteście jeszcze w stanie zaskoczyć czymś publiczność, czy może po tylu latach to już niemożliwe?
Ja myślę, że jeżeli przestaniemy zaskakiwać to możemy odejść na emeryturę. Kilka razy zaskoczyliśmy publiczność, bo nigdy nie ograniczaliśmy się tylko do kabaretu. Zrobiliśmy dwa seriale: „Badziewiakowie”, „Skarb sekretarza”, filmy i mnóstwo programów rozrywkowych dla telewizji. Właściwie nie ma czegoś takiego, że stoimy w miejscu i skupiamy się tylko na występach. Ja jako główny autor tego kabaretu piszę tonę tekstów, rocznie ponad 200 stron, które pokazują się głównie w telewizji w programach rozrywkowych. Są to działania, które potwierdzają, że jesteśmy cały czas twórczym kabaretem. Leszek Malinowski

Wspomniał Pan o telewizji, czy woli Pan występować przed kamerą czy przed żywą publicznością?
Każda forma ma swoje plusy i minusy. Film to jest ogromny dyskomfort. Film fabularny, który robiliśmy na wsi to był dla mnie koszmar. Wstawałem o 8 rano i kładłem się spać o północy. Potworne było to, że na przykład jedną scenę powtarzaliśmy 15 razy i to już jest obrzydliwe. Natomiast każdy występ jest niepowtarzalny, każdy występ ma swój smak i tak naprawdę w dużej mierze publiczność go kreuje. Tutaj w Edynburgu i Aberdeen ta publiczność była niesamowicie wspomagająca i wyzwalająca w nas energię.

Czy te same rzeczy śmieszą publiczność w Polsce i za granicą?
Tak naprawdę my traktujemy tą publiczność tutaj tak jak naszą, nie odczuwamy tej różnicy. Kiedy jeździliśmy do Stanów to tam publiczność była troszkę inna, ponieważ mieszka tam starsza emigracja. Tutaj są ludzie, którzy wyjechali stosunkowo niedawno. My czujemy się tutaj jak w domu. Dla mnie to jest znakomita sytuacja, że możemy sobie pojechać do pięknego miasta i wystąpić dla swojej publiczności. Możemy zaczepić człowieka w sklepie czy w hotelu i w 80 procentach uzyskamy odpowiedź w języku polskim. Ja uważam, że to jest nasza nowa kolonizacja. Wielka Brytania przez setki lat kolonizowała cały świat, a myśmy w ostatnich latach skolonizowali Wielką Brytanię.

Jaka jest Pana zdaniem kondycja polskiej sceny kabaretowej?
Jest grupa krytyków, która się rozpisuje na temat tego, że upadła satyra polityczna, że kabarety poszły w obyczajówkę, co z resztą Koń Polski zapoczątkował m.in. Marianem i Helą. Ale z drugiej strony powstała armia kabaretów w Polsce, która idzie za głosem publiczności, bo to nie jest tak, że kabarety kreują gusty. My dajemy tylko odpowiedź na pytanie, z czego chce się śmiać publiczność. Nasz kabaret miał zawsze elementy polityczne, czasem więcej, czasem mniej, natomiast wiemy, że nie można zawalić głów publiczności wielkimi problemami, bo ludzie chcą się po prostu bawić i my chcemy jej tą zabawę dać. To, że duża część kabaretów wyrzeka się polityki nie jest niczym złym, to jest odpowiedź na zapotrzebowanie publiczności. Ostatnie wybory udowodniły, że młodzi ludzie, również ci na wyspach, poczuli się w obowiązku, żeby wpływać na politykę i ja się z tego bardzo cieszę. Idealnie by było, gdybym nie musiał się w ogóle zajmować polityką.
Waldemar Sierański

Z którego ze skeczy jest Pan najbardziej dumny?
Ja lubię najbardziej skecz z policjantem, bo to jest skecz, który powstał na podstawie prawdziwego zdarzenia. Wyszedłem na chwile z samochodu i jak wróciłem to już nie miałem radia. Wykonałem, więc telefon niemalże błyskawicznie, pojawiła się policja i straż miejska i potem zaczęła się gehenna, ponieważ zamiast ścigać gości na rowerze prowadzili dochodzenie. Sformułowania użyte w skeczu również są autentyczne.

Skąd czerpie Pan swoje inspiracje w tworzeniu skeczy?
Generalnie jest tak, że jeśli ktoś coś z siebie wyrzuca w formie skeczu czy tekstu to jest to skonstruowane z czegoś, co do niego wcześniej dotarło, bo my tych tekstów nie tworzymy, a jedynie zestawiamy w komiczny sposób. Materiał wynika z naszej spostrzegawczości i umiejętności wychwytywania komicznych sytuacji z życia.

Kila skeczy dzisiejszego wieczoru nawiązywało do Szkocji, co sądzi Pan o tym kraju?
My akurat trafiliśmy na piękną pogodę, więc nie sprawdza się potoczna opinia, że jest to kraj w deszczu i we mgle. Dla nas to będzie słoneczny piękny kraj i przepiękny Edynburg. Ja przyznam, że bardzo mocno przygotowałem się do tego wyjazdu, bo przeczytałem książkę pod tytułem Maria Stuart i poruszałem się po Edynburgu szlakiem wydarzeń związanych z królową Szkotów. Pobyt w tym mieście był dla mnie bardzo wzruszający. Było nawet kilka elementów komicznych takich jak stołek na trzech nogach w kościele, którym kiedyś jakaś przekupka rzuciła w znanego reformatora kościoła Knoxa. To są rzeczy, które są bogactwem poznawczym tego zwiedzania. Bezpośrednie spotkanie z miejscami historycznymi robi ogromne wrażenie.

Na koniec proszę nam zdradzić jakie są plany „Konia Polskiego” na najbliższą przyszłość?
Wracamy do kraju, gramy, występujemy, przygotowujemy nowy program na festiwal kabaretów w Koszalinie. W kwietniu lecimy do Nowego Jorku. Ot takie zwykłe kabaretowe życie. Ja bardzo pilnie przygotowuje się do sezonu tenisowego, bo jestem zapalonym tenisista i biorę udział w turniejach artystów. Po prostu żyjemy, byleby tylko zdrowie było.

Galeria zdjęć

Komentarze