Spośród dziesiątek tysięcy Polaków, którzy mieszkają w Szkocji, wielu nie dałoby sobie rady, gdyby nie pomoc tłumaczy, których zapewniają im różne państwowe instytucje. Co by było, gdyby nagle zabrano im tę możliwość?
Zmiany warunków zatrudnienia interpretatorów powodują ich niezadowolenie. Trudno się jednak dziwić.
Tomasz Oryński, jeden z tłumaczy zrzeszonych w Scottish Interpreters and Translators Association (SITA) przedstawia obecną sytuację tłumaczy w Szkocji:
W ostatnim czasie na rynku tłumaczeń w Szkocji zaszły duże zmiany. Dotychczasowe rozdrobnienie zleceń rządowych zostało zastąpione jednym centralnym kontraktem do przetargu, w którym wystartowało 14 agencji. Kontrakt przyznany został dwóm z nich, przy czym w praktyce oznacza to, ze zdobywca drugiego miejsca otrzymuje zlecenia odrzucone przez zwycięzcę - Global Language Services z Glasgow. Niestety dla tłumaczy nie są to dobre wieści – mają do wyboru pracować na warunkach oferowanych przez Global albo wcale. A warunki te, ich zdaniem, zdecydowanie dobre nie są.
Jest słoneczne, sobotnie popołudnie. Rzadkość w Szkocji, być może ostatnia okazja, aby wygrzać się na zielonej trawce. Mimo to, kilkadziesiąt osób tłoczy się w Pollockshaws Community Centre, ponieważ właśnie ma miejsce drugie już zebranie SITA – Scottish Interpreters and Translators Association. Na tym właśnie spotkaniu ma zostać zatwierdzony statut i wybór władz stowarzyszenia.
Ricardo Mateus, jeden z założycieli SITA ma jednak problemy z zapanowaniem nad wzburzonym tłumem. Widać, że wielu ludzi zostało dotkniętych nową sytuacją. Nic dziwnego – dla wielu z nich nowe warunki to utrata nawet 40% dochodów.
Szczególne emocje budzi kwestia płatności za dojazdy – tłumacz spędza znaczną część swojego czasu "pracy" podróżując z miejsca na miejsce. Tymczasem nowy kontrakt nie przewiduje żadnego wynagrodzenia czy nawet zwrotu kosztów za podróże w promieniu do 70 mil od miejsca zamieszkania tłumacza. Krewki mężczyzna co rusz przerywa spotkanie nawołując do zdecydowanych działań: "Tu nie czas na gadanie, powinniśmy ogłosić bojkot!".
W końcu do głosu udaje się dojść zaproszonym gościom z Anglii. Przedstawiciele ACPI, Stowarzyszenia Tłumaczy Policyjnych i Sądowych zwracają uwagę zebranych na kolejny problem, który dotknie nie tylko tłumaczy, ale i osoby, których sprawy życiowe często są od nich uzależnione. Jeśli tłumaczom nie zapłaci się za podróż, nie będą chcieli podejmować się zleceń w oddaleniu od ich miejsca zamieszkania. Jeżeli nie będą w stanie utrzymać się z wykonywanej pracy pomyślą o odejściu od zawodu. Na ich miejsce zawsze znajdą się chętni, ale to, że ktoś jest dwujęzyczny nie znaczy jeszcze, że nadaje się na tłumacza – w rezultacie jakość usług znacznie się pogorszy, co stanowić może duży problem dla wydziału sprawiedliwości.
Tymczasem George Runciman, szef Global Language Services, nie widzi żadnego problemu.
"To nieprawda, że tłumacze zarabiają teraz mniej" - oponuje. "Po prostu mają płacone w inny sposób."
"Jednak najwyraźniej nie są oni zadowoleni z tych nowych warunków" – naciskam. "Czy konsultował się Pan z nimi przed przystąpieniem do przetargu?"
"To nie są moi pracownicy. To są ludzie samozatrudnieni. Nie widzę powodu, aby konsultować działania mojej firmy z innymi firmami."
"Czy nie boi się Pan jednak, że niezadowoleni tłumacze nie będą chcieli dla Was pracować i nie będziecie w stanie sprostać wymogom kontraktu?"
"Nie, nie obawiam się. Nie widzę powodu, dla którego mieliby oni być niezadowoleni. Powtarzam jeszcze raz: realne stawki dla tłumaczy wzrosły. Do tego my, jako agencja, inwestujemy w naszych współpracowników – dotujemy specjalistyczne kursy i organizujemy własne szkolenia. Poza tym ostatnim czasie odnotowaliśmy rekordową liczbę zgłoszeń, przyjęliśmy wielu wysoko wykwalifikowanych tłumaczy."
"Wciąż jednak nie macie tłumacza z każdego języka w każdym mniejszym miasteczku?"
"Nie, i nie będziemy mieli. Jest możliwe, że tłumacze bardziej egzotycznych języków będą musieli podróżować. Założenie jest jednak takie, aby dany tłumacz pracował tylko lokalnie. Jest wielu ludzi, których znaczną część dochodów stanowiły właśnie dojazdy. Dwie godziny w jedną, dwie godziny drugą i w ten sposób byli oni w stanie uzyskać 50 czy 60 dodatkowych funtów do jednej godziny tłumaczenia. Chcemy z tym skończyć. Tłumacz ma zarabiać tłumacząc a nie podróżując."
"Dlaczego więc Pana zdaniem tłumacze tak narzekają, skoro i płacone mają lepiej, i pracy będzie dla nich więcej..."
"Ludzie zawsze narzekają. Tym czasem ostatnio odnotowaliśmy rekordową liczbę zgłoszeń, przyjęliśmy wielu wysoko wykwalifikowanych tłumaczy. Wszyscy chcą dla nas pracować..."
"Nie mają wyboru, skoro zgarnęliście lwią część dostępnych zleceń..."
"To nieprawda, wciąż jeszcze są kontrakty przyznane wcześniej innym agencjom."
"Czy jeśli jednak będzie więcej tłumaczy a każdy będzie mógł podejmować jedynie zlecenia w pobliżu swojego miejsca zamieszkania, nie będzie to oznaczało znacznie mniej pracy dla każdego z nich?"
"Nie, dzięki nowemu kontraktowi mamy znacząco więcej zleceń".
Od kuchni
Przyjrzyjmy się jednak bliżej, jak wygląda praca tłumacza od kuchni. W przypadku wystąpienia zapotrzebowania dana instytucja kontaktuje się z agencją. Ta spośród swoich współpracowników wybiera jednego, który ma odpowiednie kwalifikacje i jest dostępny do pracy w danym dniu. Taki ktoś przyjmując rezerwację nie może już przyjąć innych zleceń na dany dzień – czy to na policji, czy w sądzie, sprawa zawsze może się wydłużyć a tłumacz nie może wyjść wcześniej.
Pomimo tego jednak tłumacz ma gwarantowaną godzinę, najwyżej dwie pracy. I chodź stawka za godzinę jest kilkukrotnie wyższa niż krajowe minimum, ciężko jest utrzymać się zarabiając 20-30 funtów na dzień, szczególnie, jeżeli trzeba sobie opłacić z tego przejazdy, podatek i ubezpieczenie społeczne.
Wydaje się więc, że jeśli nie uda się znaleźć wyjścia z tej sytuacji wizja masowego odejścia tłumaczy od zawodu jest całkiem realna. Trudno też będzie znaleźć kogoś na ich miejsce, bo nawet dla sprzątaczki zamiana ośmiogodzinnego dnia pracy, płatnej po 6 funtów na godzinę, na dwie godziny płatne po 13 funtów, nie wydaje się być zbyt zachęcającą wizją. A nawet jeśli, to czy sprzątaczka będzie się czuła pewnie tłumacząc w czasie postępowania sądowego?
Więcej informacji o SITA: www.si-ta.org
Komentarze 40
W ostateczności Pan Tomasz Oryński może powrócić do pracy jako kierowca ciężarówki - na c+e lekko wyciągnie 12 funa brutto/godz.
Tia, szkolenia, kursy specjalistyczne...
Jak maja tak zajebiscie dobrze, to sie zatrudnij i zarob te szalone 30f dziennie. Kto Ci broni?
I po co obrazac ludzi, ktorzy niejednemu pomogli wybrnac z opresji? Ja szanuje tlumaczy, kierowcow i sprzataczki. Jest mi przez to w zyciu lepiej.
kamila999 jak długo przebywasz w uk? i jak często i czy wogóle korzystasz z usług tłumaczy?
Do wszystkich szczekaczy - nauczcie sie jezyka, nie bedziecie musieli korzystac z pomocy "chamstwa" i "cwaniakow".