Do góry

Syndrom ciułacza

Kiedy w Londynie nadchodzi piątek, restauracje i puby szturmuje tłum pracowników biurowych, którzy z ulgą i radością zaczynają swój "binge drinking weekend".

Oblężone tłumem puby mają tego dnia największe obroty, hotelowe pokoje na "countryside" są zarezerwowane, bo Anglicy lubią garściami czerpać z życia. Bawią się i ogołacają karty kredytowe, zamawiając kolejną "pintę" piwa czy butelkę chardonnay.

A w Polsce? Tu już nieco inaczej. Ludzie prędzej odłożą zarobione złotówki na nową pralkę niż wydadzą je w restauracji na butelkę szampana. Bo my, przyzwyczajeni do czasów kryzysu, bardziej lubimy oszczędzać niż wydawać.

Dwa lata temu Rynek Gastronomiczny wydał raport, z którego wynika, że wydatki Polaków na jedzenie poza domem stanowiły 5% budżetu przeznaczonego na żywność. Wówczas mówiło się, że polski rynek gastronomiczny przeżywa rozkwit. To był historyczny rekord wydatków Polaków na kulinarne przyjemności. Restauratorzy zacierali ręce a media głosiły, że Polacy się bogacą, bo z roku na rok wydają coraz więcej w pubach, barach i restauracjach. Tymczasem, dla porównania, Niemcy wydają 35% budżetu przeznaczonego na żywność w restauracjach, a Amerykanie aż 50%. Te liczby pokazują, że jeśli chodzi o rozrzutność w lokalach gastronomicznych, to pozostajemy daleko w tyle za Europejczykami.

Jeszcze z innego raportu przygotowanego przez Horizons for Success wynika, że Francuzi w restauracjach i barach wydają 54 mld euro rocznie, zaraz za nimi są Brytyjczycy z 44 mld euro, potem Włosi z 37 mld euro. Polacy zajęli odległe miejsce z rocznymi wydatkami w wysokości...4,8 mld euro. Przekładając te sumy na wydatki pojedynczego obywatela – przeciętny Francuz wydaje na mieście 900 euro rocznie, a Polak nieco ponad 100.

I te wydatki nie tylko są odzwierciedleniem naszych zarobków w Europie, ale też mogą tłumaczyć, dlaczego polskie miasta zamierają wieczorami, szczególnie kiedy nadciąga jesień, a zaraz za nią zima. Nie tylko o tej porze roku temperatura spada do minusowych temperatur, ale i pod wieczór stolica zamiera. Większość z nas zamyka się w swoich domach i... oszczędza. Na Starym Mieście stołują się głównie rozrzutni obcokrajowcy.

Szacuje się, że obroty restauracji w tym roku spadną o 3%. Jeśli Polak już ma wydać pieniądze na mieście, to prędzej na lunch, czy obiad, wybierze się do bistro baru niż do restauracji. Ikea, która sprzedaje hot dogi za złotówkę, czy zestaw obiadowy z klopsikiem szwedzkim za 8,99 zł, zanotowała w tym roku jako jedna z nielicznych sieci gastronomicznych, dziesięcioprocentowy wzrost. Jeśli chodzi o spotkania towarzyskie przy procentach, to w przeciwieństwie do Anglików, których prywatne życie rozgrywa się w lokalnym pubie, my wolimy zaopatrzyć się w sklepie spożywczym w niezbędne towary i zaprosić gości do ulubionej kuchni.

Lubimy oszczędzać u siebie w kraju, na wakacjach i na emigracji. Do tego stopnia, że niektórzy z nas posuwają się do ekstremalnych form ciułania. I wystawiają nam nie najlepszą opinię. Na zawsze już toalety z Hackney będą się londyńczykom kojarzyły z miejscówką za 20 pensów. To o miejsce w najlepszej z nich, czyli w największej toalecie dla niepełnosprawnych przed nadejściem nocy bili się Polacy, którzy chcieli przespać się między zmianami w pracy. Było nie tylko tanio, ale i podobno przyzwoicie. Każda z odnowionych toalet posiada osobne wejście, ogrzewanie, toaletę, umywalkę, mydło, lustro, a nawet suszarkę do rąk. Wstydliwa to historyjka, ale też obrazująca, że aby tylko zaoszczędzić, potrafimy poświęcić naprawdę wiele. Nawet godność.

Rozsądne oszczędzanie nie jest jednak złą cechą. Pewnie dzięki temu, że nie szastamy pieniędzmi na lewo i prawo nie zaliczamy się do pogłębiających się w kryzysie krajów i nie odczuwa się w Polsce aż tak drastycznie skutków recesji. Żaden bank nie zbankrutował i w przeciwieństwie do Amerykanów czy Anglików, nie świętujemy w tym miesiącu smutnej pierwszej rocznicy upadku banku Lehman Brothers. Nie mamy też aż tak drastycznego zadłużenia w kredytach konsumpcyjnych. Bo kiedy Polak czuje, że nadchodzą złe czasy, to z pokorą idzie na zakupy do Biedronki czy Lidla, spędza wakacje na działce, a wszystkie oszczędności odkłada na... jeszcze gorsze czasy.

Komentarze 15

alrightgadgie
495
#128.09.2009, 13:24

Artykul podoba mi sie. To prawda, ze nie widac Polakow w pubach, restuaracjach... Ja staram sie isc do restuaracji raz w miesiacu, a w pubie jestem co tydzien! Trza sie bawic i korzystac.

Vriheed
143
Vriheed 143
#228.09.2009, 14:18

.... ehh i znowu te kompleksy. Logiczne ze zarabiajac mniej pieniedzy stosunkowo wieksza ich czesc przeznacza sie na podstawowe wydatki. Moze w Polsce bardziej popularne sa tansze "domowki" czy spotkania w pizzerii, ale czy to znaczy ze Polacy sie gorzej bawia.....?

PiotrChudy
249
#328.09.2009, 14:56

W domu robiąc imprezę też można się fajnie zabawić.Dodając do tego polskie jadło,może być naprawdę super.Nie raz robiliśmy"domówki",jak to ujął przedmówca,i było naprawdę zajefajnie:)

Daimler
497
Daimler 497
#428.09.2009, 15:18

Oszczędzanie? To nie w moim stylu. Pókim kawaler, to korzystam z życia na maksa. Co tydzień pijaństwo w pubie do 6 rano. A i w tygodniu też się coś zmontuje ;)

alrightgadgie
495
#628.09.2009, 16:11

Daimler
#4 | Dziś - 15:18
Oszczędzanie? To nie w moim stylu. Pókim kawaler, to korzystam z życia na maksa. Co tydzień pijaństwo w pubie do 6 rano. A i w tygodniu też się coś zmontuje ;)
-------------------------------------------------------------------------------------
Ciekawe, ktory pub otwarty jest do 6-tej rano w UK :D:D:D:D

Daimler
497
Daimler 497
#728.09.2009, 17:44

Nie w UK a w Polsce.

Profil nieaktywny
weeges
#828.09.2009, 21:06

"Bo my, przyzwyczajeni do czasów kryzysu, bardziej lubimy oszczędzać niż wydawać."
---------------------
przyzwyczajeni do oszczedzania czy to jest mus konieczny ????

"Tymczasem, dla porównania, Niemcy wydają 35% budżetu przeznaczonego na żywność w restauracjach, a Amerykanie aż 50%. Te liczby pokazują, że jeśli chodzi o rozrzutność w lokalach gastronomicznych. Te liczby pokazują, że jeśli chodzi o rozrzutność w lokalach gastronomicznych, to pozostajemy daleko w tyle za Europejczykami."
-------------------
a ameryka lezy w europie ????

biszewska mysl muzgiem jak piszesz, bo takiego gniotu dawno nie czytalem...

Tosia
464
Tosia 464
#928.09.2009, 22:09

Oj, pani Joanna wyraznie jeszcze nie doswiadczyla beznadziei i braku pieniedzy. Ani nie zapoznala sie z roznicami w zabezpieczeniu socjalnym w Polscei i UK. No coz. Na wszystko przyjdzie pora. Bo tak na ogol jest gdy miejsce urodzenia to PL:(

Profil nieaktywny
petteroo
#1028.09.2009, 22:23

N A J L E P S Z E Z D A N I E Z C A L E G O A R T Y K U L U :

"Nie tylko o tej porze roku temperatura spada do minusowych temperatur, ale i pod wieczór stolica zamiera."

Pozdrowienia dla pani redaktor.

syn.szefa
4 144
syn.szefa 4 144
#1129.09.2009, 00:53

artykul wyssany z palca albo z czego tam pani redaktor wpadlo w rece.

syn.szefa
4 144
syn.szefa 4 144
#1229.09.2009, 00:55

Ciekaw jestem, czy kobita w ogole w zyciu byla w warszawskich pubach. polecam przejsc sie po pubach o godzinie 4.45 nad ranem w Warszawie i w Glasgow dla porownania. w tym pierwszym miescie zycie tetni pelnia, a w tym drugim zostaly tylko po gosciach wymieciny i slady sluzu na chodniku przed obszczana piwiarnia.

kostek_rosolowy
712
#1329.09.2009, 20:55

a ja w Hiszpanii zarabiam 250 euro tygodniowo i fizycznie nie jestem w stanie tego przepuscic na jedzenie i browary a do tego pogode mam MON-stop. w morzu woda ciepla i klarowna.
ja tez tak jak wy przyjechalem na wyspy czegos sie dorobic.
przyszedl czas ze dalem sobie siana i przenioslem sie tu.
zostawilem w angli duzo potu i lez.
dajcie sobie spokoj z ta anglia i przyjedzcie tu a poczujecie prawdziwe zycie a nie syf i kurestwo.
powinniscie rozgladac sie tu za praca, chociaz ciezko cos znalesc. zwlaszcza teraz w kryzysie, ale czasami sie udaje. to przepiekny kraj- dla normalnych ludzi. dla maszyn zo zarabiania sieki sie nie nadaje.

Polka
1 400
Polka 1 400
#1430.09.2009, 00:39

autorka strasznie zakompleksiona jest, jeszcze 20 lat temu byly talerze przykrecone jak w 'Misiu', a ona dziwi sie, ze 'cafe culture' czy 'pub culture' sie w Polsce jeszcze nie wytworzyla taka, jak na Zachodzie. i co maja do tego ludzie sypiajacy w kiblowych dworcach???
w kazdym miescie jest gdzie wypic i to cala noc, w Lodzi obcokrajowcow niewielu a na Pietrynie mozna spokojnie morde moczyc do 6 rano, sprobuj gdziekolwiek w Szkocji wypic po 1 w nocy!! ale czy to jest dowod na postep cywilizacyjny, to nie wiem.

Profil nieaktywny
weeges
#1501.10.2009, 10:58

kaligula tez uwazal sie za cywilizowanego, nawet jak wydupczyl koze i oglosil konia swoim senatorem....