Do góry

Jeźdźcy w drodze na szczyt

Ostatnią noc przed książęcym ślubem spędzili na czyszczeniu koni, pucowaniu butów i polerowaniu elementów zbroi. Stawka była wysoka. Tylko ci, którzy zrobili to najlepiej, zostają wybrani jako eskorta młodej pary i królowej. Ceremonia 29 kwietnia to dla królewskiej kawalerii stan najwyższej gotowości.

fot Jon / Wiki

Ostateczną decyzję, czy oddział jest przygotowany do pełnienia funkcji reprezentacyjnych, podejmuje obserwujący codzienną musztrę generał William Cubitt. W dniu ślubu, z samego rana, przejdzie się między szpalerami nieruchomych jak woskowe figury żołnierzy w galowych mundurach i wspólnie z dowódcami oddziałów wybierze tych, którzy znajdą się najbliżej odświętnych karet rodziny królewskiej. Każdy kawalerzysta zdaje sobie sprawę, że taka okazja może się w jego życiu już nie powtórzyć.

Żołnierze, nie maskotki

Brytyjska kawaleria ma swoje początki w 1660 roku. Składa się z dwóch elitarnych szwadronów – The Life Guards oraz The Blues and Royals. Ich żołnierze nie są żadnymi "maskotkami" czy "aktorami", którzy mają ładnie wyglądać, ćwiczyć paradne kroki i służyć wyłącznie celom reprezentacyjnym.

Szwadron The Blues and Royals zawsze bierze udział w najtrudniejszych operacjach brytyjskiej armii. Jego żołnierze walczyli w wojnie w Zatoce Perskiej, brali udział w operacjach w Bośni i Kosowie. To w nim służył przez jakiś czas książę Harry. Szwadron jest bardzo znany na Wyspach nie tylko dzięki waleczności, ale również dzięki temu, że strzeże bezpieczeństwa królowej Elżbiety II i całej rodziny królewskiej. "Niebiescy" mają piękne galowe granatowe mundury, które dodatkowo zdobią hełmy z purpurowymi pióropuszami.

Z kolei The Life Guards to najstarszy szwadron kawalerii. Jego zołnierze zwani są "czerwonymi" – od jaskrawego koloru mundurów. Brali udział w operacjach w Irlandii Północnej, na Cyprze czy w Jemenie, a w ostatnich latach walczyli w Iraku i Afganistanie.

Kawalerzystów w historycznych strojach można zobaczyć podczas wszystkich brytyjskich uroczystości królewskich. Oba szwadrony stacjonują w Knigthsbridge i regularnie biorą udział w paradzie Gwardii Konnej oraz stanowią konną straż rodziny królewskiej. Do roli reprezentacyjnej wybiera się żołnierzy z obu jednostek "granatowych" i "czerwonych", odbywa się to rotacyjnie i w większości przypadków zależy od stanu przygotowania umundurowania.

Bez konkursu piękności

W większości krajów europejskich gwardię reprezentacyjną tworzą młodzi ludzie wybierani nieprzypadkowo – muszą mieć odpowiednią prezencję, mieścić się w wyznaczonych limitach wzrostu i posiadać odpowiednią kondycję fizyczną.

W Grecji na przykład wartę honorową pełnią żołnierze o niemal identycznym wzroście i... długości nóg. Turystom odwiedzającym Ateny nietrudno się zorientować, że wybierani młodzianie muszą charakteryzować się klasyczną, grecką urodą. Efekt jest piorunujący, a widoku pięknych twarzy, kusych plisowanych spódniczek i ich właścicieli długo nie można zapomnieć.

Także w Moskwie, w kompanii reprezentacyjnej maszerującej w równiutkich szeregach po Placu Czerwonym służy nie byle kto, a najpiękniejszy kwiat rosyjskiej armii, aż na śpiew zbiera. Takie przykłady można mnożyć.

Tymczasem w Wielkiej Brytanii jest zgoła inaczej. Żadne wybory czy konkursy piękności się nie odbywają. Wypadkowa jest powiedzmy raczej średnia. Przeciętny żołnierz gwardii królewskiej to członek regularnej brytyjskiej armii. Do koszar na Knishbridge trafia obecnie na ogół po półrocznej służbie w Afganistanie.

– Po kilku miesiącach na froncie pobyt w koszarach gwardii to jak odpoczynek w spa – mówi "Gońcowi" jeden z żołnierzy. Życie w koszarach upływa im zatem na pielęgnacji zwierząt i utrzymywaniu w doskonałym stanie munduru. Nie jest to zadanie łatwe, a poza walorami estetycznymi uczy odpowiedzialności za sprzęt, który niesie w sobie sporą dawkę historii.

Jeźdźcy spod igły

Królewska kawaleria budzi powszechny podziw. Być w Londynie i nie zrobić sobie zdjęcia u boku siedzących w siodle kawalerzystów to grzech przeciw turystycznemu abecadłu. Trudno się dziwić – wypucowani i wypolerowani młodzieńcy w efektownych uniformach na pięknych wierzchowcach przyciągają wzrok niezależnie od tego, gdzie się znajdują – czy przed Pałacem Buckingham, czy jako stójkowi w bocznej bramie Green Parku.

Każdy szczegół paradnego ich stroju jest przygotowywany na zamówienie. Mundury nie są przypisane do żołnierza. Odpowiedni rozmiar pobiera kawalerzysta, stawiając się w bazie. Także konie nie są przydzielane do żołnierzy. Zdarza się, że jeźdźcy każdego dnia dosiadają innego wierzchowca. Mundury szyje specjalna firma w środkowej Anglii, a wszystkie detale wykańczane są ręcznie, podobnie jak ornamenty na derkach wkładanych pod siodła. Wyszyte są na nich nazwy geograficzne miejsc wojskowych kampanii, w których kawalerzyści brali udział. Ostatnim wyhaftowanym miejscem są Falklandy, ale derki uzupełnia się już o Afganistan.

Konie pochodzą od wybranych hodowców, dla regimentu wybiera się tylko czarne lub prawie czarne, ciemnobrązowe.

– Kiedy siedzę na koniu, w pełnym galowym umundurowaniu, czuję na sobie wzrok wszystkich, których mijam. W takich momentach mam wrażenie, jakbym znalazł się na samym szczycie świata – mówi „Gońcowi” kawalerzysta Robinson.

Jeśli zdarzy się, że to właśnie on zostanie wybrany do eskortowania orszaku królewskiego w trakcie ślubu Kate i Williama, osiągnięcie szczytu nie będzie wyłącznie złudzeniem. Niemal cały świat będzie na niego patrzył.

Komentarze