Do góry

Uwięzieni w pracy

Dlaczego ciągle przesiadujemy w pracy? W Polsce - bo albo musimy cudem związać koniec z końcem, albo - jeśli posada lepsza - harować, by ją utrzymać, bo na nasze miejsca czeka dziesięciu innych. Na emigracji - bo musimy się dorobić, udowodnić ile jesteśmy warci, bo skoro tyle poświeciliśmy dla wyjazdu, to teraz musimy się starać i upragnioną pracę utrzymać albo zawalczyć o awans. Na tzw. zaś generalnie przyjętym Zachodzie zaś, bo taka jest przyjęta korporacyjna szklano - biurowa kultura.

Fot. © peshkova - Fotolia.com

Powodów i motywacji znalazłoby się zapewne jeszcze i więcej, każdy z nas niemal ma swój własny. Za każdym razem odwoływać się jednak będzie do postaci tego, kto na naszą pracę patrzy, ocenia i za nią wynagradza, czyli Szefa. Ten zaś oczekuje pracy w takiej, a nie innej ilości, bo wszak “płaci, więc wymaga”. Czy jednak - niezależnie od wymagań naszych szefów - ciągła praca jest naprawdę tym, czego potrzebuje współczesna… gospodarka?

Jak pisze Radosław Omachel z Newsweeka społeczeństwa zachodnie zaczynają tracić wiarę w wartość harówki. Owszem, nie dzieje się to szybko, a przyzwyczajenie do wymagań, jakie stawia nam współczesne życie zawodowe sprawia, że postulaty o ograniczaniu ilości pracy, nie zawsze trafiają na podatny grunt.

Gdy, jak pisze Radosław Omachel w materiale Niech się skraca nasza praca, brytyjska fundacja New Economics zaapelowała o (stopniowe) ograniczenie czasu pracy do 30 godzin, jej raport właściwie nie wywołał żadnej reakcji (sama New Economics zrejterowała zresztą chyba z wcześniejszym swoich pozycji, gdyż był czas, gdy apele jej domagały się skrócenia tygodnia pracy do… 21 godzin - zobacz: A. Coote, J. Franklin 21 hours). W Polsce nie przyjęła się nawet propozycja skrócenia tygodnia pracy do 38 godzin (a więc zaledwie o dwie - red.), jak pisze R. Omachel. Polski podobno na to nie stać.

Czy jednak naprawdę takie żądania są absurdalnymi? Spojrzyjmy: wyżej już wspomniana New Economics Foundation (brytyjski think tank promujący społeczną, ekonomiczną i środowiskową równość) uzasadnia - coraz lepsze warunki pracy stanowią postęp (zobacz materiał: Anna Cote Reduce the working week to 30 hours).

Nie zapominajmy, że - tak jak dziś normą jest 40-godzinny tydzień pracy - kiedyś była nią praca dzieci, zwalnianie kobiet z posady z powodu zamążpójścia czy tydzień pracy trwający sześć dni (plus 12-godzin pracy na dobę), pisze NEF.

Krótszy tydzień pracy to sposób na przepracowanie jednych i bezrobocie drugich (obowiązki się rozłożą). To także postęp ekologiczny - więcej czasu oznacza wolniejsze tempo życia, a więc mniejsze zapotrzebowanie na samochody (nie spiesząc się łatwiej znajdziemy czas na nogach), a więc mniej spalin i zdrowsze oraz radośniejsze życie. To wreszcie czas na przyjemności - na życie po prostu, kusi NEF. 40 godzin pracy w tygodniu jest po prostu… reliktem przeszłości.

No dobrze, a co z gospodarką, zapytacie? NEF na to: długa praca nie ma złego wpływu na poziom rozwoju gospodarczego - Niemcy i Holendrzy pracują krócej niż Amerykanie i Brytyjczycy, a gospodarki ich ojczyzn są silniejsze, niż amerykańska czy brytyjska. Pracownicy, którzy “siedzą w pracy” krócej są bardziej produktywni, a mniej zestresowani.

Brzmi dobrze? A i wpisuje się w pewien międzynarodowy nurt: jak pisze R. Ochmel o skracaniu ludzkiej pracy mówi się coraz pełniejszym głosem. I nie robią tego brodaci hippisi, żyjący w komunach, gdzie relaks miałby być podstawową formą spędzania czasu. Do uwalniania ludzi od presji nieustannego wysiłku nawołują największe tuzy biznesu, w tym sam Larry Page - współzałożyciel Google’a czy Carlos Slim. Ten ostatni, pisze dziennikarz Newsweeka, wystąpił niedawno z pomysłem, by weekend trwał cztery dni:

Nie żaden nawiedzony związkowiec czy lewacki apologeta Che Guevary, tylko drugi po Billu Gatesie najbogatszy człowiek świata, twórca i właściciel telekomunikacyjnego imperium rozciągającego się od Argentyny przez Brazylię aż po Meksyk. Według multimiliardera ludzie powinni spędzać w pracy nie więcej niż 33 godziny w tygodniu, najlepiej pracując tylko przez trzy dni. - Resztę czasu powinni poświęcić na odpoczynek i rozrywki - mówił Carlos Slim

podaje R. Ochmel.

W sukurs idzie mu inny znany przedsiębiorca (i milioner), Richard Branson, który niedawno zasłynął deklaracją, iż jego pracownicy będą mogli brać tyle urlopu, ile zechcą, i to nawet bez zgody ich przełożonych. Jego zdaniem, ludzie i tak pozwalać będą sobie na wakacje tylko, gdy sami ocenią, że nie zaszkodzi to ani ich firmie, ani im samym i ich karierze: Virgin’s Richard Branson offers staff unlimited holiday w BBC.

Czy więc (znacznie) krótsza praca może stać się naszą przyszłością? Na razie na przeszkodzie stoi kilka okoliczności. Jakich i jak dalej potoczyć się może ten produkcyjno - konsumpcyjny wyścig? Czytajcie w Newsweeku.

A jeśli macie ochotę, podzielcie się z nami swoimi przemyśleniami - czy warto “harować” czy jednak krótsza praca pozwala na lepsze, bardziej naturalne życie?

Komentarze 2

arthurgordon
344
#122.12.2014, 10:27

Rosyjscy i ukrainscy oligarchowie tez znalezli lepszy niz praca patent.Pamiętam noworuskich w Moskwie lat 90-tych gdy zaczęli mowic"my uże nie wory,my tiepier bizniesmeny!" Mimo wszystko lepszy jest odpoczynek u siebie na wsi,niz doginanie po 10 godzin+ dojazd, u obcych łaskawców...