Odkąd przyjechałam do Wielkiej Brytanii zauważyłam, że na polskich forach wraz z pojawieniem się zimy wraca jak bumerang stały temat: bose nogi maluszków nawet w grudniu.
Zaledwie wczoraj przeczytałam kolejny list przerażonej matki, która pisała, że była w kompletnym szoku widząc w połowie grudnia maluszka w wózku z gołymi nogami. Jakby tego było mało, mama pchająca wózek miała na głowie czapkę, szyję opatuloną grubym szalikiem, a nogach, niesamowite: buty zimowe. Dlaczego więc, pyta polska mama, swojemu dziecku wychodząc z domu zapomniała założyć bucików?
W Polsce uczono nas tego od małego: ubieramy się zgodnie z porą roku. Już jako małe dziewczynki bardzo dbałyśmy, żeby nasze lalki były odpowiednio ubrane. A że w Polsce zimy bywają naprawdę mroźne, nie ma z tym żartów. Pamiętam, jak powiedziałam mojej mamie w Polsce, że moja córka w Anglii chodzi do szkoły przez cały rok w czarnych butach sportowych. Moja mama była w szoku. No bo jak to w zimie nie zakładać kozaków?
A ja nie robiłam niczego ekstrawaganckiego. Co więcej, postępowałam zgodnie z przyjętym na Wyspach obyczajem. Tutaj wszystkie dzieci tak się ubierają, bo zima jest łagodna i nie ma potrzeby zakładania futrzanych kozaków, przynajmniej w Londynie.
Jednak zachowanie zdrowego rozsądku jest dobre nawet w dziwnych zwyczajach brytyjskich, do jakich należy zapewne nie zakładanie dzieciom butów w zimie. Nigdy nie odważyłam się na to w stosunku do moich własnych dzieci w myśl zasady: dzieci ubieram tak samo jak siebie.
Dlaczego więc angielskie mamy podchodzą do tej zasady z taką nonszalancją, która u nas, rodziców wychowanych nad Wisłą wzbudza tak ekstremalne uczucia?
Jedni mówią, że to forma hartowania dzieci już od małego. Tak zwany zimny angielski chów. Czy takie podejście ma sens? Okazuje się, że tak. Dzieci nie przegrzewane chorują znacznie rzadziej. Mało tego, istnieje cały ruch ekologicznych rodziców, którzy dbają o to, by ich dzieci latem jak najrzadziej chodziły w butach. Jak widzimy różne są mody i zwyczaje.
A co na to lekarze i nauczyciele?
W szkole mojego syna w tym roku już w październiku wszyscy rodzice dostali list ze szkoły, w którym informowano nas o konieczności odpowiedniego ubierania dzieci do szkoły. I nie chodziło o przypilnowanie tego, czy dziecko ma na sobie mundurek. W liście wyraźnie napisane było, że ze względu na coraz zimniejsze dni prosi się rodziców o zakupienie dzieciom czapek i kurtek zimowych. O butach nie było co prawda ani słowa, ale to się rozumie samo przez się.
Moim zdaniem decyzję o tym, czy maluszek ma mieć buty, czy nie należy zostawić rodzicom, bo to oni je wychowują i sami wiedzą najlepiej, czy dziecko lubi nosić buty, chociaż jeszcze nie umie chodzić. Często też zdarza się, że dzieci notorycznie zdejmują buty (mój syn do takich dzieci właśnie należał) i wyrzucają je po drodze. I tylko od refleksu mamy zależy, czy zdoła taki but w locie uchwycić. Nie raz idąc ulicą i widząc samotny dziecięcy bucik leżący na chodniku przypominają mi się właśnie tamte lata.
Na szczęście zima w Londynie nie jest sroga i żadnemu dziecku, nawet temu, które wożone jest w spacerówce boso, odmrożenie nóżek raczej nie grozi.
Komentarze 14
To są te właśnie dzieci które pogubiły buciki i skarpetki po drodze...
To ludzie najczesciej roznosza choroby, przykladow jest tysiace, temat rzeka, madrosc jest wskazana!, ;-)
przedmowca ma racje . Zostanmy pustelnikami
Dzieci są własnością państwa a nie rodziców. Powinni tego zakazać po rygorem zabrania dziecka do adopcji
Ewentualnie rodzice cierpią na tępotę umysłową i najzwyczajniej sobie nie zdają z tego sprawy że jest zimno i trzeba dzieci ubierać, tak samo jak nie potrafią zrozumieć że palenie w aucie truje małe płucka jeszcze bardziej niż ich własne płuca i tłumaczą się że" to moje auto i robię co chce". Są po prostu głupi a głupota jest niestety częścią ludzkości i musimy do tego przywyknać chociaż czasami może być trudno... Jak mawiał Einstein "wszechświat i głupota ludzka jest nieskończona chociaż do tego pierwszego nie jest całkowicie pewien ;)