Do góry

I nie opuszczę cię aż do... wyjazdu za granicę

Za granicę, za chlebem, często wyjeżdżamy bez swojej drugiej połówki. Nie wszystkie pary przetrwają próbę rozłąki.

Razem czy już osobno?

“Z Piotrkiem jesteśmy razem 5 lat. Mamy cudowną córeczkę Oliwię. Niedawno postanowiliśmy, że mój mąż wyjedzie do pracy za granicę. To smutne, że polskie realia nie pozwalają na godziwe zarobki i normalne życie. Nie wyobrażam sobie, jak długo musielibyśmy oboje pracować żeby zarobić na kupno własnego mieszkania w Polsce. Za granicą to zaledwie kilka lat” - o swojej obecnej sytuacji życiowej opowiada 25-letnia Julita.

“Choć wizja tak długiego rozstania mnie przeraża, to wiem, że jest to dla nas szansa na lepsze życie. Wiem też, że dla naszej córki, jak i dla mnie, to będzie czas próby i ogromnej tęsknoty, ale wierzę, że nasza rodzina przetrwa ten ciężki okres. Liczę na to, że niebawem wszyscy razem zamieszkamy z dala od szarej, smutnej, pozbawionej perspektyw Polski i będziemy cieszyć się życiem w bardziej cywilizowanym kraju” - kontynuuje Julita.

Taki optymizm często towarzyszy decyzji o wyjeździe. Wydaje się, że rozłąka będzie tylko przejściowa. Okazuje się jednak, że bardzo szybko wśród rozdzielonych par pojawia się pytanie: czy jesteśmy razem, czy osobno? Teoretycznie jesteśmy ze sobą związani, ale fizycznie druga osoba jest nieosiągalna. Nie przytuli, nie pocieszy, nie pomoże w codziennych problemach.

I zaczynają pojawiać się wyrzuty, tęsknota, zawiedzione oczekiwania; wszystko to, co sojusznikiem miłości na pewno nie jest. A tych dylematów rozwiązać łatwo się nie da; bo przecież nie przez Internet, ani nie poprzez krótką wizytę raz w miesiącu.

Nie umiemy już ze sobą żyć

Beata i Tomasz długo zastawiali się, czy wyjazd za granicę jest dobrym krokiem, ale gdy Tomasza zwolnili z pracy, a ich roczny synek Michał rósł jak na drożdżach i potrzebował wciąż nowych rzeczy, nie było w zasadzie wyjścia.

“Chcieliśmy jechać razem” - opowiada Beata - “ale oboje stwierdziliśmy zgodnie, że Michałek jest jeszcze za mały na tak diametralną zmianę otoczenia. Poza tym, musielibyśmy pracować do późnych godzin wieczornych i nie miałby kto zajmować się dzieckiem. Tomasz miał spokojnie zarabiać na dom i przysyłać nam pieniądze. Wiedziałam, że nie będzie kolorowo, ale wierzyłam, że wyjdziemy na prostą, że ziści się nasze marzenie o wspólnym domku dla naszej trójki.”

“Ale po roku od wyjazdu Tomka dotarło do mnie, że poza pieniędzmi, które przesyła i wspólną troską o wychowanie Michałka, nie łączy nas już nic. Wtedy zaczęłam namawiać go do powrotu, żeby ratować nasze małżeństwo. Wrócił, ale oboje byliśmy już innymi ludźmi. Teraz jesteśmy po rozwodzie, umiemy ze sobą spokojnie rozmawiać, ale nie umielibyśmy już ze sobą żyć.”

Często też związki chociaż faktycznie się już zakończyły, nie kończą się oficjalnym rozwodem. Kasia tak opowiada swoją historię:

“Bartek od dwóch lat jest w Anglii, zarabia na mnie i na dziecko. Mam 32 lata, nigdzie nie pracowałam, nie mam doświadczenia. Nie mogę się odciąć od pieniędzy męża, bo nie poradzę sobie sama z wychowaniem dziecka. Ale mam też swoje uczucia i potrzeby. Dlatego tu w kraju nie jestem sama. O czym mąż mój oczywiście nie wie. Ale czy on tam nikogo nie ma? Tego zaręczyć też nie mogę. Nie rozwodzimy się, bo nie jest nam ze sobą źle. Nie może nam być ze sobą źle, skoro niemal w ogóle się nie widujemy.”

Przytoczone powyżej związki nie wytrzymały próby czasu; kobiety, które pozostały w kraju podkreślały w swoich opowieściach samotność, poczucie niedoceniania i zaniedbania.

Druga strona medalu

Nie jest jednak tak, że to tylko pozostawione w kraju kobiety nie mogą wytrzymać samotności.

Nierzadko dzieje się tak, że to emigranci szukają wieczorami odskoczni od męczącej pracy, poczucia samotności i wyobcowania.

Często też, zachłyśnięci dobrymi zarobkami i lepszym poziomem życia nie chcą wracać do kraju, w którym tę samą pracę musieli wykonywać za czterokrotnie mniejsze pieniądze.

Piotr, który już trzeci rok mieszka i pracuje za granicą, tłumaczy:

“Pochodziliśmy razem z żoną z maleńkiego miasta. Gdy wyjechałem, poznałem życie, jakiego dotąd nie znałem. Opanowałem język i tutejsze obyczaje. Stopniowo czułem się coraz swobodniej i, co tu ukrywać, podobało mi się. Później poznałem Marikę, przebojową, zadbaną kobietę, która bardzo mi imponowała. Lepsze jest wrogiem dobrego, szczerze wyznam, że nie chciałem już wracać do żony, która przestała mi imponować.”

Białe kruki

Nie jest oczywiście ani regułą, ani prostą zależnością, że związek poddany próbie czasu i rozłąki skazany jest na niepowodzenie. Spora liczba par przez wiele lat radzi sobie z tym problemem. Ich małżeństwa i związki, po przetrwaniu takiej próby czasu są silniejsze i odporniejsze na dalsze kryzysy.

Krzysztof opowiada: “Takie rozstanie, to jest dopiero prawdziwa szkoła uczuć i sprawdzian dla obojga partnerów. Gdy się to przetrwa, to można być pewnym, że z tą osobą można iść przez życie. Byłem trzy lata w Szkocji, a moja dziewczyna została w Krakowie. Dziś jesteśmy rok po ślubie, razem mieszkamy w Polsce. Wiemy, że sobie ufamy i nic nas nigdy nie rozdzieli.”

Ola i Michał od trzech lat funkcjonują w związku na odległość. On w Anglii, ona we Wrocławiu. Nie są małżeństwem, ale gdy tylko Michał skończy swoją edukację na Wyspach, od razu zamierzają się pobrać. Jak wytrzymują?

“Jest ciężko, często tęsknota wręcz zżera od środka, ale wiem że na Michała warto czekać. Jest miłością mojego życia i nie zamienię go na nikogo innego, choćby ten inny był nie wiem jak blisko na co dzień.”

Miłość nie zna problemu kilometrów, rozłąki, wytrzyma wszystkie próby. Ale tylko wtedy, gdy sami zainteresowani jej w tym pomogą. Gdy dołożą wszelkich starań do tego, aby ta miłość trwała i rozwijała się.

Człowiek jest z natury jednostką słabą i nierzadko gubi się sam w swoich postanowieniach i planach. I tak jak w życiu zwyciężają najsilniejsi, tak i tutaj zwycięsko z próby wyjdą tylko najsilniej związane pary. Ale warto chyba później mieć satysfakcję, że przetrwało się naprawdę ciężką próbę i ma się obok kogoś, na kogo zawsze można będzie liczyć.

Komentarze 11

Profil nieaktywny
viagra1
#129.01.2016, 18:10

25 letnia Julia pisze ze trzeba pracować w uk kilka lat by zarobic na.mieszkanie. Zarobic tzn odłożyć ok 500tys zl w kilka lat? A za co żyć? Nie wiem w jakiej profesji Julia jest mocna, ale by w takim tempie (4,5 lat) odlozyc na mieszkanie, dom.. Tylko jedno przychodzi mi do glowy. 80-100£ za ( nie na) Godzinę to moze da rade..

Profil nieaktywny
raytoo
#229.01.2016, 19:30

wyjazd jest powaznym sprawdzianem ale tak samo bywa gdy razem sie wyjezdza i pozniej przewaznie partnerka ulega fascynacji tutejsza kultura i hamulce moralne puszczaja tez sie

tuskowaty
212
tuskowaty 212
#329.01.2016, 19:45

5 lat na mieszkanie hahaha no chyba ze szalas

Profil nieaktywny
petroff
#429.01.2016, 20:25

I właśnie z takim nastawieniem większość do uk leci, że w 5 lat majątki zrobią i wrócą do PL jak Cezar po zwyciestwie do Rzymu. Po 5 latach to co najwyżej można się o mortgage starać pod warunkiem, że przez 5 lat pokornie płaciło się rachuneczki i inne, a potem uwiązanie na dziesiątki lat i strach, że jak jakaś finansowa zapaść dopadnie i wtopa ze spłatą to wywalą na zbity pysk. Przy odpowiednim dziadowaniu(nie mylić z oszczędzaniem) to przez 5 lat można najwyżej ze 300 no maks 350 tyś zł(przy obecnym kursie funta w PL) odłożyć, a potem renta inwalidzka i anemia bo nie wierze by takie dziadowanie na zdrowiu się nie odbiło. Komu się wydaje, że w uk to tak pięknie i kolorowo a w Polsce tak szaro to niech do Glasgow lub inne części Szkocji się uda i spojrzy w niebo, tam dopiero szarość nabiera "kolorytu". Widzę, że bajki i legendy o uk cały czas są na topie i przekazywane w lokalnych podaniach, a PRLowski pogląd "wszystko co zachodnie to lepsze" nadaj zaśmieca Polskie główki.

romek_sz
689
romek_sz 689
#501.02.2016, 14:38

@4

"If you don’t like the weather, wait a minute." :)

Nikt Cię nie zmusza do mieszkania na wyspach, pisowski trollu.

Profil nieaktywny
petroff
#601.02.2016, 17:38

A kto ci powiedział, że mieszkam na wyspach fileciarzu, sprzątaczu, mistrzu zmywaka czy jak ci tam w umowie o dzieło:-)))

ChaoticBiker
3 048
ChaoticBiker 3 048
#701.02.2016, 20:30

Ale pierdoly co poniektorzy pisza.
Jak popelniacie ten blad (moim zdaniem), ze odkladacie na mieszkanie w PL pracujac tutaj to i tak faktycznie w 5 lat da sie to zrobic, nie tylko na mieszkanie ale i na dom odlozyc i mialem kiedys wielu znajomych, ktorzy po to wyjezdzali (teraz sprzedali/sprzedaja te domy w PL, czy niedokonczone budowy a z rodzinami juz na stale przeniesli sie do UK).

Aczkolwiek dyskusja nie ma sensu, bo wiekszosc liczy tylko po minimalnej stawce... albo taki frustrat petroff mysli ze jak jego tylko na zmywak z takim ryjem wpuscili to juz zaklada ze wszyscy tak maja...

a jest cala masa ludzi (Polakow) ktorzy zarabiaja w okolicach sredniej, lub nawet sporo powyzej. I nie maja problemu, zeby np. na wartosc swojego domu w UK zarobic np. w 10 lat lub mniej w miare normalnego, dobrze zaplanowanego zycia.
I dodam, ze nie tylko o pieniadze chodzi.... ludzie z PL tez czasem uciekaja porzucajac calkiem wg. niektorych stabilne zycie wlasnie po to, by uciec od takich wlasnie ograniczonych jelopkow jak widac we wpisie powyzej

ChaoticBiker
3 048
ChaoticBiker 3 048
#901.02.2016, 21:43

ale zes mi napisal ach Ty slodziaku Ty :x

Mac.B
510
Mac.B 510
#1006.04.2016, 15:54

Bohaterka "reportażyku", Julita myśli na skróty oczywiście :

będzie mieszkać w domu banku, który „swoim” może nazywać na potrzeby prywatnych rozmów,
bo tak się przyjęło.

Domy za gotówkę kupuje może kilka procent ludzi.
Reszta to dobrowolni niewolnicy. Sami się pchają we wnyki.
Bo chcą udawać żyć jak "tamci". A system łapy zaciera...

Kiedyś miałem malutki kredyt konsumpcyjny, w kraju jeszcze, i ... inaf is inaf.
Lekcja przerobiona, oby do konca zycia.

Cieszę się, że z Anglii wyjechałem, mimo iż to taki ciekawy kraj,
ale ciężka wibracja, lasu prawie zero itd.
I niech mi nikt nie mówi, że Brytania fajny kraj,
bo mimo keszu to nie jest nasza mentalność i potem to się odbija psychicznie większości naszych.
Chyba że gdzieś na wiosce cichej, ale miasta to są okropieństwa brrrr.
Nigdzie w Europie takich twarzy jak elfy, trolle, nie widziałem,
czgo w Brytani mnogo.

A tu mam blue skies bez porównania. I chemtrails niestety też,
ale do śródziemnego kilkaset metrów i mi widoku nie psujo buhaha...

Mimo że się zagubić można, to jednocześnie odnaleźć.
Moim zdaniem taki jest jeden z sensów emigracji,
a nie tylko bezrefleksyjne życie i „sukces” czyli że pozwolą wziąć kredyt...

Pozdrówka,

Mac.B
510
Mac.B 510
#1106.04.2016, 16:04

PS Wstawilem w nawiasik ze mi

fat lassies

widoku nie psujo i teraz jest. Brit lassies straszą jednak i tutaj, ale o wiele rzadziej uff.
Tu za to na codzień prawie arabskie szwargotanie. Ale i tak wolę, bo jednak bardziej europejsko niż na Wyspie.
Jeszcze...

Ale Francja to nie jest fajny, normalny kraj. Bo oprócz fantastycznej pogody, na Południu, ten kraj
jest po prostu mniej pojechany. Albo, szczerze mówiąc, pojechany inaczej.