Ostatnio dużo słów płynie w prasie polonijnej na temat odbierania polskich dzieci przez opiekę społeczną w Wielkiej Brytanii. Czy rzeczywiście tak łatwo stracić dziecko?
Tekst nie będzie dotyczył tylko Polaków, bo nie tylko oni są pokrzywdzeni - to problem masowy, zmuszający do dyskusji wiele środowisk.
Polacy wychowani tradycyjnie, w kulcie rodziny, nie zawsze są w stanie pojąc decyzji opieki społecznej o odebraniu im dzieci i przekazaniu rodzinie zastępczej. To jest jednak codzienność i to nie tylko nasza - to narodowy problem brytyjski. Obecnie trwają prace nad zmianami, dotyczącymi regulacji dla pracowników opieki społecznej, które mają nieco bardziej przyjaźnie spojrzeć na komórkę rodzinną, dotąd ujętą w ramki raportów i “boksików” do odznaczenia, bez ludzkiego wymiaru problemu. Opieka ma się bardziej skupić na pomocy rodzinom, niż na odbieraniu potomstwa i wypełnianiu targetów adopcyjnych.
Chora mama oszukana
Kilka dni temu poznałam Angielkę, mamę czwórki dzieci. Sandra nie ma wyższego wykształcenia, pochłonęło ją macierzyństwo. Niestety w związku z osobistą, fatalną sytuacją rodzinną, uciekła z domu dość wcześnie. Szybko pojawiły się u niej problemy zdrowotne. Wraz z pierwszą ciążą, cierpiała na drętwienie kończyn, chroniczne bóle pleców, problemy z oddychaniem. Została też porzucona przez pierwszego narzeczonego.
Po porodzie mieszkała z dzieckiem u matki. Następne ciąże to wynik związku z alkoholikiem, który stosował przemoc. Opieka społeczna pojawiła się u niej za sprawą rekomendacji policji. Polecono jej wyprowadzkę, co uczyniła kilkukrotnie. Jednak były partner wciąż ją znajdował - robił rozróby, dopuszczał się czynów kryminalnych.
Opieka postanowiła dzieci odebrać, motywując swoją decyzję brakiem ochrony dzieci ze strony matki. Wg nich Sandra nie była zdolna tak ukryć dzieci, żeby ojciec nie był w stanie ich namierzyć. Dzieci odebrano i zastrzeżono, że kolejne, z którym kobieta była w ciąży, także trafi do rodziny zastępczej zaraz po urodzeniu.
Tak też się stało. Nie poznała swojego noworodka, nie karmiła, nie nawiązała więzi, na której brak dziś bardzo cierpi. Jest kłębkiem nerwów i zdruzgotanym człowiekiem, choć trzyma się nadzwyczaj dobrze. Ma nadzieję i ta trzyma ją przy życiu.
Zanim odebrano jej ostatnie dziecko, kazano jej odbyć kursy rodzicielskie, pójść na terapię psychologiczną i zgłosić się po pomoc do instytucji dla kobiet poszkodowanych przemocą domową. Tak też zrobiła. Wypełniła wszystkie zalecenia opieki, a mimo to dzieci zostały odebrane. Rozmawiając z nią, czułam jej ból, niesprawiedliwość, której dopuścili się urzędnicy, jej złość i bezradność. Zapytałam, czy poszła do sądu, czy próbowała walczyć. Odpowiedziała, że owszem, ale to potrwa, może rok, może dwa, a może nigdy nie odzyska dzieci wbrew obietnicom opieki społecznej.
Dziś ma jedynie prawo do napisania dwóch listów i przekazania dwóch prezentów rocznie, zakaz widzenia, ani żadnego innego kontaktu. Jako przyczynę podano niemożność zapewnienia bezpieczeństwa i stan zdrowia matki, która wg urzędników ma zdolność do opieki jedynie nad jednym dzieckiem. Nie pozwolono jej jednak nawet na to.
Przypadek ambitnej mamy
To nie jest historia odosobniona. W Wielkiej Brytanii bardzo serio traktuje się konwecję Praw Dziecka (the Children Act 1989).
Kolejna historia dotyczy mamy, która lubiła sporty ekstremalne, studiowała i jednocześnie pracowała. Choć taki model życia nie jest dla Polek niczym szczególnym, council zadecydował, że dzieci podlegają kategorii “zaniedbanie”. Przez jakiś czas pozwolono jej na widzenie dzieci w centrum kontaktowym, pod nadzorem opieki społecznej. Ponieważ owe wizyty niemal zawsze kończyły się oskarżeniem opiekuna o zrobienie czegoś niewłaściwego, kobieta straciła zupełnie prawo do ich widzenia.
Jak podaje “Telegraph”, w tym przypadku nie było żadnych przesłanek do odebrania dzieci, które powiny być zakwalifikowane jako te potrzebujące pomocy, a nie zaniedbane, czy też gnębione. Niestety formularze opieki takiej rubryczki nie posiadają.
Warto dodać, że dwa powyższe przykłady to matki wolne od nałogów, które nie miały stwierdzonych psychicznej choroby. Studiująca mama oskarża opiekę o manipulacje, o naditerpretację faktów, nawet o spisek, który ma na celu zaspokojenie celów rządowych, dotyczących ilości adopcji, które mają się odbyć w stosunku rocznym, czy też dostarczanie dzieci do organizacji pedofilskich lub satanistycznych.
Oskarżenie nie są do końca gołosłowne. W latach 90-tych wybuchł skandal - kiedy w rodzinach zastępczych przeprowadzono badania, odkryto, że aż 12 tzw. “foster care houses”, w jednej dzielnicy Londynu, było zamieszkiwane przez narkomanów i przestępców.
Foster caring jest traktowane jako dobrze płatna praca. Na jedno dziecko można uzyskać aż £600 funtów. Z relacji dzieci, które w takich rodzinach przebywają, na terenie miasta, w którym mieszkam, wynika, że dość powszechny jest alkoholizm, przemoc albo obojętność, pozwalanie dzieciom na wszystko, eskalacja zachowań patologicznych. Dzieci, zamiast uzyskać pomoc, trafiają z deszczu pod rynnę. Choć councile bronią się, mówiąc że każda z rodzin jest dokładnie sprawdzana, fakty świadczą same za sobie.
W foster families często nie dzieje się najlepiej. Niestety obowiązek przestrzegania tozsamości kulturowej dzieci także jest zaniedbywany. Jest to co prawda zrozumiałe. Trudno nagle angielską rodzinę zmusić do mówienia po polsku czy chińsku i przestrzegania tradycji kraju, z którego dziecko pochodzi.
Inna strona medalu
Jednak opieka społeczna podejmuje też dużo pozytywnych działań. Tzw. social workers dobierani są dość starannie pod względem predyspozycji do pomagania ludziom i charakterologicznym. Mają działać zgodnie z zasadą” “po pierwsze nie szkodzić”.
W teorii mają za zadanie rodzinę uratować i udostępnić wszelkie możliwe środki, żeby naturalna komórka społeczna pozostała w całości. Do wyboru mają w ofercie cały pakiet szkoleń dla rodziców, referencje na terapie psychologiczne, zarządzania gniewem dla rodziców i dzieci, nawet obozy integracyjne dla młodzieży z domów dotkniętych problemem przemocy.
Do tego należy dodać, że opiekunowie społeczni muszą ukończyć kilkuletnie studia, również magisterskie lub podyplomowe, na których uczą się skutecznego działania, rozpoznawania problemów, szybkiego reagowania w razie zagrożenia, psychologicznych postaw ludzkich.
Nabywają wiedzy praktycznej, gdzie mogą się zgłosić w razie podejrzenia zaniedbywania dziecka, przemocy domowej czy nadmiernej agresji członka rodziny. Jako pracownicy rządowej komórki pomocowej mają prawo do natychmiastowej reakcji w razie zagrożenia, do wniesienia sprawy do sądu, odebrania dzieci oraz powiadomienia wszelkich możliwych służb związanych ze zdrowiem i bezpieczeństwem obywatela.
Opieka nie działa sama. Zazwyczaj decyzja o odebraniu dziecka czy objęciu opieki nad rodziną zapada na konferencji, skupiającej wielu profesjonalistów, w tym zaangażowanych w życie rodziny: health visitors, lekarzy pierwszego kontaktu, przedstawicieli szkół i przedszkoli, policji i psychologa, jeśli takowy z rodziną miał do czynienia. W przypadku, o którym napiszę poniżej, pomoc social workers okazała się niezwykle skuteczna i odniosła pozytywne skutki.
Polka pod opieką
Małgorzata przez cztery lata była ofiarą przemocy domowej. Odkąd zaszła w ciążę, znosiła upokorzenia, przemoc fizyczną, izolację od przyjaciół i rodziny. Pierwszy przypadek pobicia miał miejsce kiedy była w ostatnim miesiącu ciąży. Wybaczyła, starała się odbudować, nadszarpniętą stratą zaufania, rodzinę. Kilka lat toczyło się przemocowe koło. Kilka miesięcy spokoju, pobicie, duszenie, kopanie, rzucanie talerzami, komputerami, krzesłami, upokarzanie, 12 zgłoszeń, 10 aresztowań.
Wracał do domu, mijało kilka tygodni i wszystko znowu było ok. Życie toczyło się dalej. Kiedy uderzył ją w skroń, upadła. To był moment, kiedy po raz pierwszy złożyła przeciwko niemu pełne zeznanie, zdając sobie sprawę, że milimetry dzieliły ją od utraty życia. Został nie tylko aresztowany, ale także postawiony przed sądem. Przegrała. Była znowu w ciąży, oskarżyciel posiłkowy nie wywiązał się ze swoich obowiązków, nie dostarczył odpowiednich dowodów, nie zadał oczywistych pytań. Oprawca nie został uznany za winnego z braku oczywistych dowodów.
Opieka społeczna pojawiła się w domu w ciągu kilku dni od wydarzenia. Kazała uciekać do domu samotnej matki. Małgorzata odmówiła, kierując się dobrem nastoletniej córki, która nie chciała zmieniać renomowanej szkoły, do której ciężko było się dostać. Koło toczyło się dalej. Opieka społeczna nawiedzała, straszyła odebraniem dzieci, sprawdzała szafki, porządek w domu, przez półtora roku każdy pracownik miał gotową receptę - kazał się wyprowadzić, złożyć wniosek do sądu, a sprawcy wydarzeń kazali pójść na kurs zarządzania gniewem. Kurs jednak nie odniósł żadnego rezultatu i pod koniec zeszłego roku uderzył dziecko. Tym razem Małgorzata powiedziała “stop”.
Dzieci trafiły na tzw. child protection plan. Social workers pojawiali się co 10 dni. Do tego health visitor, outreach worker. Każdy z gotową receptą, jak zwykle. Niestety ze względu na groźby, kierowane na co dzień przez oprawcę pod jej adresem - o znalezieniu jej nawet pod ziemią, straszeniu śmiercią, - bała się wyprowadzić. Wiedziała, że on zrobi wszystko i spełni swoje groźby, bo, jak zapowiadał, będzie mu już obojętne, nie będzie miał bowiem dla kogo żyć.
Straszył ją więzieniem, zemstą, zapowiedział, że jeżeli on dzieci mieć nie będzie przy sobie, ona też ich nie zobaczy. Szczęśliwie udało jej się znaleźć dom. Wyprowadziła się pod ochroną policji, w obecności social workera. To on pracował z rodziną przez kilka miesięcy. Starał się na wszystkie sposoby zrozumieć przyczyny zachowań oprawcy, chciał pomóc. Mając za sobą szereg narzędzi, proponował terapię małżeńską, rodzinną. Jednak wszystkie porady natrafiały na opór ze strony oprawcy, który nie chciał być uważany za wariata.
Małgorzata została postawiona w sytuacji bez wyjścia. Wprost powiedziano jej, że jeżeli nie będzie chronić dzieci przez skutkami przemocy domowej, przed kimś kto nie widzi, że postępuje niewłaściwie i, że potrzebuje pomocy, zostaną one zabrane. Bez pardonu, bez pytania i na czas nieokreślony. Dla matki tego typu zapowiedź jest jak zapłon. Dla matki, która kocha, która dla dzieci skoczyłaby w ogień, to sytuacja bez wyjścia. Pomimo kilkuletniej walki o rodzinę, odeszła. Przerwała cykl.
Dziś jest szczęśliwa, nabiera znowu pewności siebie, powoli buduje relacje z otoczeniem. Opieka społeczna zmieniła jej i dzieci życie, być może nawet je uratowała.
Big Brother w brytyjskim stylu
Oby każda historia kończyła się happy endem. Nie jest prawdą, że dzieci są odbierane zupełnie bez powodu. Nie jest też prawdą, że dzieci emigrantów są odbierane częściej i są na celowniku opieki społecznej. Zdecydowanie jednak jest tak, że w Wielkiej Brytanii potomstwo nie traktuje się jako “własność” rodziców, a zupełnie niezależne istoty, mające prawo do życia w spokoju, bez przemocy fizycznej czy psychicznej.
Jak we wszystkich zawodach, zdarzają się przypadki niemoralne, wypaczone, nastawione na targety. Zdarzają się social workers, którzy wchodzą do domu z gotową tezą i szukają tylko jej potwierdzenia, oraz wypełnienia swojego planu. Nie rozmawiają, nie słuchają, piszą własne wnioski, bez uzasadnienia. Takie sytuacje często kończą się tragicznie dla rodzin. Maluchy tracą rodziców i szansę na normalne życie. Rodzice natomiast, zamiast pomocy, otrzymują wyrok sądu, zabierający im dzieci.
Czy jako nacja jesteśmy bardziej narażeni na kontakt z opieką społeczną?
I tak, i nie. Kulturowo, w wielu kręgach, zaszczepiano w nas przysłowie: “jeśli żony nie bijesz, to wątroba jej gnije”. Jak mąż bije, to znaczy, że żona zasłużyła, na pewno ma coś na sumieniu. Kobiety z Europy środkowo-wschodniej zazwyczaj wstydzą się przyznać do tego, co się dzieje w domu i latami pozostają w toksycznym związku, ukrywając siniaki pod chustami i długimi rękawami.
Niestety wciąż wśród Polaków panuje przekonanie, że dziecko jest własnością rodziców i to oni mają prawo wybierać, karać i wymierzać sprawiedliwość wszelkimi możliwymi sposobami. Wielka Brytania mit obala. Dziecko to byt niezależny, jakakolwiek forma przemocy psychicznej czy fizycznej, jest karalna i grozi pozbawieniem praw rodzicielskich. Oczywiście tego typu kultura prowadzi poniekąd młodzież do samowoli, do podejmowania złych decyzji, braku dyscypliny, którą trudno w sposób jednoznaczny egzekwować.
Wciąż Wielka Brytania znajduje się na czołowych miejscach statystyk nastoletnich ciąż. Jednocześnie niewielu Brytyjczyków może się poszczycić wykształceniem wyższym. Widok nastolatki z papierosem czy pijanej, nie należy do rzadkości. Jednak czytając o bezradności wobec polskiego prawodawstwa, dotyczącego ofiar przemocy domowej i zagrożeń z tego wynikających dla potomstwa, śmiem twierdzić, że system brytyjski, pomimo niedoskonałości, jest bardziej cywilizowany.
Przeprowadzając się do Królestwa należy jednak pamiętać, że nie tylko zmieniamy miejsce zamieszkania, ale i kulturę. Podlegamy lokalnemu prawu i światopoglądowi. Rodzina w Wielkiej Brytanii nie ma statusu świętości i nierozerwalności. Nie ma obowiązku chronienia jej za wszelką cenę, a wręcz przymus jej szybkiego rozwiązania w razie poważnych problemów. Jako takiej się nie chroni, a raczej obserwuje.
Zwykły klaps czy wagarujący nastolatek może stać się przyczyną poważnych problemów. Zatem jeśli pozostaniesz myślą o wychowaniu dzieci metodą dziadków i o związkach opartych na zasadzie kata i ofiary, uważasz że masz prawo do upijania się czy brania narkotyków mając dzieci, albo możesz zostawiać niemowlę pod opieką rodzeństwa poniżej 16 roku życia, zmywać w jednym końcu domu, a pozostawiać małe dziecko bez opieki w drugim - prędzej czy później czeka cię przeprawa z social workers. Twoim zadaniem, jako rodzica, jest wspieranie rozwoju, pomaganie w trudnościach, opieka doczesna, ale przy zachowaniu indywidualizmu i szacunku dla dziecka. Tak przynajmniej brzmią hasła z poradnika dla opieki społecznej.
Godzina pracy pomocnika rodziny kosztuje podatnika £28. Oby to zawsze były dobrze wydane środki i pomoc opieki społecznej była czymś pozytywnym, a nie szkodą.
Komentarze 29
Pod tym względem ten system jest chory! Zabierać normalnym rodzinom a dawać zboczeńcom! Koniec Świata blisko! :P
czy rodzina gdzie tatus nap...la latami wszystko co sie rusza jest normalna?
taaa, antykoncepcja w UK jest za free, ale kazde wytlumaczenie jest dobre.. :/
d
nie ma domku bez ułomku.