#27:
Edukację w szkole średniej zaczynałem w tym samym roku, w którym przeniesiono religię z salek katechetycznych do szkół. Czasy, gdy świeżo przemianowani milicjanci przed poranną odprawą popylali na mszę.
Nie wyniosłem siebie z religii, bo nie wniosłem się tam nawet na chwilę.
Byłem jedynym uczniem w szkole, który wymiksował się z indoktrynacji, więc nie bardzo wiadomo było, co ze mną zrobić? Zbieranie papierków na korytarzu? Spadajcie na drzewo, od tego są sprzątaczki. Etyka? Dla jednego ucznia? Nierealne. Moja obecność w bibliotecznej czytelni drażniła bibliotekarkę.
Co ja się petów w kiblu wyjarałem przez tę religię w szkołach, to moje.
@Antek_z_Zadupia #29
Moja matematyczka zawsze narzekała: "Was Panowie, zamiast cyfry, całki i logika to prącie prowadza!!!" (klasa w 100% męska)
:D
W technikum też cała klasa męska. Klepiemy zadania z rozszerzalności cieplnej z babką z fizyki, która rzuciła nam podkręconą piłkę w jednym zadaniu bo stałka jakiegoś metalu wychodziła ujemna. Kumpel Rafał w końcu krzyknął „Ale tu się nic a nic nie zgadza!”. Babka na to: „Ale co ja mam ci cyca dać?” Rafał złapał ksywkę Cycek na 4 lata.
Ta sama babka, odpytuje kumpla. On przestraszony jąka się strasznie bo nic nie wie, zaczyna odpowiadać: „No bo… yyyy”. Babeczka zaczyna się na niego drzeć: „Nobo to mieszka w Afryce. Siadaj pała” :)
Mój odjechany fizyk miał swój własny system oceniania uczniów. Najlepszą oceną (dla skali od 2 do 5) było +3. Dostawał ją napradę dobry uczeń, potrafiący bezbłędnie odpowiadać na każde zagadnienie fizyczne z zakresu materiału. Podstawową oceną pozytywną było -3 lub trzy na szynach =3. Ocena +2 wcale nie była taka zła, bo rokowała na poprawę, a złe zaczynały się od -2, =2 a dodawane wykrzykniki świadczyły o coraz wiekszej beznadziejności delikwenta. Najgorszą oceną było dwa na szynach z trzema wykrzyknikami. (=2!!!)
ja nie miałam szczęścia do pedagogów z fizyki- ani w podstawówce, ani póżniej. Z fizyki w szkole średniej zapamiętałam jedynie jak nasza fizyczka raz wyszła do nas z przyciętą białą koszulą w rozporku czarnych spodni i wywołanie do odpowiedzi jednego z tych, co to „zdolny, ale leń”:
- Chodź, Darek, postawię Ci „pałkę”.
Wszystkie energie kinetyczne, siły ciążenia pozostały w sferze abstrakcji.
Oktarynko, ja nawet nie pamiętam, kto uczył mnie fizyki po podstawówce. :D Nic kompletnie, czarna dziura. :) Pamiętam za to belfrzycę z podstawówki, skalę ocen miała jeszcze węższą niż fizyk Antka. :) W efekcie nikt nie uczył się fizyki, bo motywacji nie było, wiedzieliśmy też, że na koniec roku nie może usadzić połowy klasy. Chłodna kalkulacja. ;)
Karol
#38Dziś - 06:21
Po co komu w fizyce skala oparta na liczbach :)
..................................
No jasne, przecież umówiliśmy się, że temperatura zmiany stanu skupienia H2O z ciekłego w stały to zero stopni, a ciekłego w gazowy 100. Nie wspomnę o dodatkowych warunkach.
Umówiliśmy się także, że np. 1 metr jest to długość równa 1 650 763,73 długości fali w próżni promieniowania odpowiadającego przejściu między poziomami 2p10 i 5d5 atomu 86Kr (izotopu kryptonu 86)
No, wiec wystarczy w fizyce opisać co jest czym.
botffinka
#40Dziś - 08:01
Nauczyłam sie dość szybko, ze jak sobie wyrobisz dobrą opinie na początku, to potem sobie na niej spokojnie jedziesz
..........
Noooo, Milady cały czas sie dziwi, że "gdzie ja cholera oczy miałam, że za tego nicponia wyszłam???"
Też uważam, że grunt to pierwsze wrażenie :D:D:D
Ależ Karolu, nie histeryzuj!!!
Prędkość światła można łatwo zapisać jako zaokrąglona wartość 3*10 do potęgi 8 metra na sekundę.
Definicję metra masz powyżej, a definicja sekundy mówi, że jest to czas równy 9 192 631 770 okresom promieniowania odpowiadającego przejściu między dwoma poziomami F = 3 i F = 4 struktury nadsubtelnej stanu podstawowego[2] S1/2 atomu cezu 133Cs (powyższa definicja odnosi się do atomu cezu w spoczynku w temperaturze 0 K.
No, to teraz możesz sobie łatwiutko obliczyć :D:D:D
Co do wagarów, to w ostatnich latach podstawówki mieliśmy bardzo zgraną klasę. Spierniczaliśmy solidarnie wszyscy, nieważne czy na cały dzień, czy tylko na dwie godziny. Prowokatorów nigdy nie ujawniano, pomimo nacisków i najwymyślniejszych tortur, a nagana dyrektora szkoły dla całej klasy nic nie znaczy, ;p zwłaszcza że klasy nie można było rozbić, bo w tej szkole nie było równoległej. :) I znowu, jak w przypadku solidarnego olewania fizyki, zwyciężyła chłodna kalkulacja 14-latków. ;)
Do przemyśleń zainspirował mnie weekendowy tekst:
https://weekend.gazeta.pl/weekend/7,177344,27439773,w-szkole-chetnie-usl...
Oprócz tego, co wynieśliśmy z domów, to szkoła i doświadczenia z niej wyniesione „dokształtowała” nas jako młodych dorosłych i na tych fundamentach budowaliśmy siebie takich, jacy jesteśmy obecnie. Czy też trzeba było obalić to, co ze szkoły wynieśliśmy i zacząć od nowa?