Swiat chyba oszalal. Nie wiem czy to jesienne przesilenie tak na mnie wplywa, ale ogolnie marazm panie. Gdzie bym nie zajzal obcy klimat. Portale z newsami otwieraja reklamy juz nawet gdy uzywam klawisza backspace, zeby wyjsc ze strony, na ktorej zawiesila sie reklama, ktora wyswietlono mi zamiast zdjec pani, ktora ciezko pracuje na posladki.
Celebryci wylaza z kazdej dziury, a ich jakosc juz nawet nie puka w dno od spodu. Niedlugo podniose deske sedesu, a tam Cichopek w bieliznie. Wyglada na to, ze dzis zeby zostac celebryta wystarczy nieco urody i pokazac cycki - czyli ja juz nie bede. Zeby choc z gwiazda dali potanczyc, ale gdzie tam - teraz do najblizszej gwiazdy mam chyba juz wiecej niz rok swietlny. Pewnie gdyby byla blizej i tak okazaloby sie, ze to jakis niebieski karzel i do tego zapluty.
W polityce , panie, tez nie lepiej. Gdzie nie spojrzec leja naszych - marsze, referenda, badania opinii publicznej, ostanio w nocy ktos postawil po kryjomu pomnik! Za moich czasow pomniki sie po kryjomu malowalo farba. I nawet nie wiadomo, ktorzy to nasi - bo jedni i drudzy krzycza cos o zdradzie i glupocie. Podobno premier jest Obcy, ale po wyborach ma byc juz lepiej. Ja tam sie nie moge samych wyborow doczekac - ciekaw jestem co znowu mi obiecaja. Moze kielbasa na polskiej polce w Asdzie potanieje?
Brytyjskiej tez nie czaje - podobno emigrantow beda deportowac. Zaraz potem jak sie z Unii wypisza. Ale nam tu w Szkocji na warsztat moga naskoczyc, my najpierw wyjdziemy z Krolewstwa. Ciekaw jestem jak bedzie wtedy Union Jack wygladal. Home Office maja tez sprawdzac, to dobrze przynajmniej raz dobrze siedem dych zainwestowalem. Mowili: przepij, przepij. A tu teraz moga nawet w srodku nocy kolbami zalomotac, a tu figa z makiem: skarpety na podwiazki, melonik na glowe i Indefinite Stay To Remain w dloni.
Mowili tez, ze wojna bedzie - jedni, ze z Syria, inni ze z Argentyna, ale podobno to za daleko i za zimno, a drudzy, ze za goraco i za blisko - oddac moga. Do pracy nawet na Falklandy szukaja, spawaczy, zlote raczki... Bylo sie uczyc to bym teraz mial wikt, opierunek i hamburgery z pingwina. A tak to dupa, panie. Za oknem znowu leje...
O sporcie to nawet nie wspomne. Nowym selekcjonerem reprezentacji ma byc podobno Pudzian - ma wyglad selekcjonera i podobno bedzie motywowal pilkarzy low-kickiem w przerwach meczu. Przyda im sie, malo zmotywowani jacys sa ostatnio. Co za czasy nastaly: Malysz jezdzi w rajdach, dobrze chociaz, ze Kubica jeszcze nie skacze, choc latal ostatnio nienajgorzej, krowy byly zachwycone.
W ogole, gdzie nie pojedziemy to baty. Radwanskie podobno nie chca jesc porridgu i sa za slabe na Ruskie, ten kolo z meskiego tenisa leczy sie na nerwy, dobry jest ale przeciwnicy go wkur.zaja. Co sobie obiecam cos po sporcie, to porazka. Mamy jeszcze jakies mocne strony w tej dziedzinie? Gdzie te czasy, gdy Kozakiewicz okazywal Ruskim szacunek?
Nawet na forach zupelnie do niczego. Panie, kto to slyszal, zeby od lat gadac o obiedzie w srodku nocy? Z matek w Edynburgu musialem sie wypisac z zawstydzenia: skad mam wiedziec czy masowac swoje dziecko? Za moich czasow ubieralo sie w porcieta, twarz obwiazywalo chustka i poszlo, w nagonke. Niby sie dzieje, ale wszystko jakby obok siebie, rzadko sie koniec z koncem zawiaze. Im glupszy temat tym wiekszy sukces. Ale przynajmniej mnie lubia, gdybym za kazdego lajka dostal od emito funta, to bym sobie pojechal do Polski na swieta i wykupil miejsce przy oknie w Ryanairze, jak pan. "Priorytet przy wsiadaniu, oto wydruk, prosze sie cofnac pod sciane!"
I caly ten pospiech, trzy slowa, wklejka z youtube i odwalone. Pogadac nie ma o czym. A jak juz jest to glownie o polityce lub religii. Trzeba chyba nogi przy kominku ogrzac, kota poglaskac i ogrzac kostke lodu w szklance wody zycia. Tylko jak to zrobic, kiedy ciagle w pracy? Absolutna alienacja panie. Do luftu!
Jeszcze ciemno to siem tu wpisze...Mazio..Ja to wogóle siem czuje wyobcowana..To je portal dla ludzi kulturalnych,wykształconych,powaznie myslacych o zyciu,bez nałogów,bogatych,elokwentnych i przebojem szturmujących swiat...co to jeszcze...hm...no ogólnie to nie dla przecietnego człowieka..
Mazio, ales mnie zmylil tym tytulem marchewowym:)
Co za dziwny poczatek dnia: od rana sms o matce, ktora straszy dzieci 'babolami'(?), teraz telefon od kumpeli, ktora zabladzila w okolicy, bo zapomniala, ze ma ferie i moze siedziec z tylkiem w domu; ja wiem, co pisze najlepsze scenariusze dla Mazia i dla Pratchetta ;)
wybaczcie, ide parzyc dwie kawy :)
Mazio - calkiem skladny ten Twoj tekst i opisujacy po czesci rowniez moje odczucia - mnie zycie nauczylo, zeby nie przejmowac sie tym, na co nie mamy wplywu, wiec chyba pozostaje wylaczyc telewizor, radio zakopac w ogrodku, kompa odlaczyc od internetu i tylko nawalac na nim w pasjansa i minesweeper'a jak za starych dobrych czasow - no i (co w moim przypadku zawsze pomaga) pojsc do sports centre i pograc trzy godziny na pelnych obrotach w badmintona albo squash'a. Goraco polecam.
Simples !!!
Mozna sie rowniez zaprzyjaznic z jakas literatura - nie to najnowsza, bo to w 99 % przypadkow "Gnoj" albo "Nocnik", ewentualnie ostatnio lubiana przez tepa gawiedz powiesc o jakims profesorku uniwerku chloszczacym po godzinach swoje studentki i srajacym im na glowe tuz przez bzykankiem - chyba sie to nazywa "Fifty Scheiss of Gay" czy jakos tak - po polsku "Piecdziesiate Zmazy Geja".
Moze czas wrocic do jakiejs starej literatury - poczytac Hemingway'a, gdzie facet to ktos, kto pali fajke, jezdzi na krance swiata i poluje na lwy majac w dupie caly swiat, kobiety traktuje jak gentleman, a jego zycie intymne jest owiane pewna tajemniczoscia.
Jakies inne sugestie ???
Milo mi niezmiernie. Probuje jakos spojrzec z dystansem na swiat i zawsze wychodzi mi, ze najlatwiej mi o dystans do siebie. Wczoraj tez napisalem taka krotka historie. Natchnelo pare fotografii z Bratyslawy i Wiednia. :)
---
Mnie to nawet kiedys zaszczyt kopnal z Bratyslawy do Wiednia, przez zielona granice przechodzic. Jak dzis pamietam, zebralismy sie w jakiejs knajpie na dworcu, bylo nas piec osob. Pare piwek i do jakiejs malej miesciny, tuz kolo granicy. Stamtad piechota, droga w kierunku - nach Osterreich!
Gdy tak przeszlismy z piec kilosow podjechal gazik i wyszli panowie w mundurach. O dziwo, nie chcieli sie przylaczyc, tylko byli ciekawscy - dokad my to niby noca idziemy? No jak dokad? O tam, o! Do granicy! Jak to, do granicy? Pytaja uprzejmie, ale po czesku (moze to jednak byl slowacki?). Wtedy nie wiedzialem. Normalnie - analfabeto knedliczkami pasiony! Do granicy, zeby stopa zlapac. Jak to? No bo tam samochody do Polski, na przejsciu granicznym mozna znalezc. Nie uwierzyli' psia ich nozka szturchala i kazali do pojazdu sie wtranzalac. Mysle, dupa blada, bede w czechoslowackich kamieniolomach kul kamienie na mniejsze. Ale oni odwiezli nas do miasteczka i kazali isc precz.
Trzeba sie bylo zastanowic, wiec poszlismy na piwo. Mordownia taka przydworcowa, twarze ciemne, maszynki do golenia nie ogladaly chyba od czasow Rumcajsa z Zacholeckiego Lasu. Pijemy, gadamy i nagle podchodzi taki jeden, okazuje sie - Polak. A wy co? Przez granice? Nie, skad!? My na stopa. Taaa... Ja tez przez granice mowi, tylko ja juz szosty raz. Niesamowite, piec razy go deportowali, ale on i tak w sobie czul dusze Kasztana. Gdy juz zdobylismy jego zaufanie, po piatym piwie, wyjawil nam, zesmy buraki i patafianow banda - droga to byle niedojda lezie, jak ciec do skladu miotel. Torami trzeba!
Ekstra! Zebralismy sie i wyruszylismy. Wiecie jak sie ch.slabo idzie po torach? Mijal podklad za podkladem i wtem zza zakretu wyskoczyl most! Nie taki normalny. W remoncie! Na samym srodku dziura jak w wierszyku dla dzieci. Tylko, ze dolem plynela rzeka, odlegla jak ksiezyc Saturna. Ni chuchu nie bylo jej widac, ale szumiala i warczala, a tory zdjeto i przerwa w moscie miala ze trzy metry szerokosci. A moze dlugosci? W kazdym razie w poprzek byla. Obie czesci laczyla deska. Nie kladka, nie pomost, nie most linowy, nawet nie via ferrata. Deska. Oj, piszczaly dziewczyny. Gdybym wtedy skojarzyl, ze nie mam leku wysokosci to dzis ja bym robil Annapurne w szesc godzin, pomiedzy posilkami.
Ale nie wazne. Przeszlismy i dotarlismy do granicy. Panie! Pole zaorane, dlugie na jakies piecset metrow, a szerokie takie, ze ciagnelo sie od Ukrainy, az po geografia wie dokad. Myslimy sobie, obserwuja? Polezelismy troche, zmarzlismy. Mzawka zamienila sie w deszcz. Trzeba bylo ruszac. Z dusza na ramieniu, w blocie po kolana, czlapiac w jakiejs mazi, lezlismy w kierunku krzakow po drugiej stronie. Cisza byla taka, ze nawet wiatr przestal wiac. Czulem jak snajperzy wstrzymywali oddech z moja sylwetka w srodku krzyza.
Gdy w koncu dotarlismy na druga strone, krzaki okazaly sie winnica. Staropolskim zwyczajem mijalismy ja, czestujac sie winogronami. Nie bylo widac konca. Gdy w koncu nastapil, zza wzgorz wylonila sie bocznica kolejowa. Mokrzy i brudni, oblepieni blotem po pachy, bo kazdy wywracal sie wiele razy, zaczelismy szarpac sie z wagonami osobowymi, ktore drzemaly opodal krzakow. Gdy jeden z nich ustapil mielismy przynajmniej schronienie. Nie znalem jeszcze wtedy slowa hipotermia, ale zapewniam was, ze zimno bylo tak bardzo, ze nawet Golfstrom zamarzal. Pociagi Austriacy mieli zacne, ale tez zimne. Nie grzeli psia kostka na bocznicy, woda zakrecona, nie przewidzieli, ze chamstwo z calego swiata sie zjedzie. Uwalilismy sie wiec jakos tak na korytarzu, patykami zeskrobywalismy bloto z butow.
Zaraz, ja nie! Mialem taka plastikowa siateczke, a w niej dresik - czysty i pachnacy, nie pamietam ile mial paskow. Zostalem wiec oddelegowany do pobliskiej stacji, gdzie mogl byc telefon. Szylingi, czy te drobne, jak sie nazywaly male pieniadze kasztanskie? Bo nie pamietam. Dostalem garsc, numer telefonu do Wiednia, do znajomych jednej z dziewczyn. Zadzwonie i zabiora nas stamtad. Dalej bylo juz nudno, nikt nie wyskoczyl i nie krzyczal - Hande Hoch! A mialem przygotowana sprytna odpowiedz - Jawohl! Zabrali jakims furgonem, dali sie wykapac, ogrzac i zjesc, i poszlismy z Jasiem na ulice. O dalszych przygodach nie bede mowil, bo to Basi relacja. W kazdym razie i ja tam bylem, Szonbrun widzialem, a Basi dziekuje za zajawke i przypomnienie tych chwil. To juz chyba ponad dwadziescia lat temu!
Jak ten czas popierdala. :)
Na kazdym zebraniu jest taka sytuacja, ze ktos musi zaczac pierwszy: