Uważam, że w pewnych sytuacjach nikt nie jest wolny od hipokryzji.
Myślę też, że wpis Mayi (kurła, jak to odmieniać, do jasnej chołeły? ;p) :
"Polacy jeszcze raczej nie dorośli do wolnego społeczeństwa;) jak nie trzymają za mordę to dla Polaka znaczy można;) niestety swieta prawda, smutne to i tragiczne"
nie gryzie się z jej wypadem na winko, a wręcz przeciwnie: wypad potwierdza jej tezę i wzmacnia przekaz. ;)
Byłym wdzięczny za wszelkie komentarze, zwłaszcza osób, które były w podobnej sytuacji w ostatnich paru miesiącach.
Od 2015 do do Sierpnia ubiegłego roku mieszkałem w Edynburgu, w 2019 zyskując status osiedleńca. Musiałem jednak wrócić do Polski z powodu choroby w rodzinie i, w wyniku komplikacji tak samej choroby jak i sytuacji międzynarodowej, zostałem na dłużej w Polskim piekiełku. W tym czasie cały mogłem pracować zdalnie (zalety pracy na Uniwersytecie) i czekać na lepsze czasy. Problem w tym, że aktualnie muszę wrócić do Edynburga do ok połowy Maja, by utrzymać swoją pracę. Miałem nadzieję na powrót przez Edinburgh Airport, ale wszystkie bezpośrednie loty z Polski zostały zawieszone do odwołania. Lot z przesiadką mogę zakupić, ale kwarantanny hotelowej z jakiegoś powodu już nie (odmowa z karty).
I tu mam zagwozdkę. Pozostaje mi tylko Ryanair do Liverpool'u (albo aż do Londynu) i pociągiem do Edynburga, plus wynajęcie czegoś na czas kwarantanny oraz zakupienie testing kits (ostatnie z pomocą przełożonych w Uni, bo moja karta jest dla systemu be). Technicznie wylądowanie w Anglii i przejazd do Szkocji są legalne, ale przez ostatni czas był to obiekt sporów między Edynburgiem a Londynem. Nie wiem, jak na to zapatrują się wszelkie odmiany "local authorities". Czy wymagane są dodatkowe wyjaśnienia?