Przyjechalam/przylecialam, wzielam torbe na zakupy i zaczelam latac po Asdzie z obledem w oczach. Personel na warzywach mnie zatrzymal, czy mozna mi jakos pomoc. Pomyslalam, ze to przypadek.
Ale w M&S to samo: pani szkolila kolezanki ( staly w malej grupce, ja przelatywalam tam i z powrotem), pani przerwala szkolenie, zeby mi jakos pomoc.
Ony by w komunie z glodu pomarly ;-)
Co by nie było, że ja nic. Kiedyś zadzwoniłem na recepcję warsztatu i się domagałem rozmowy z Arnoldem Clarkiem, aby mnie do roboty przyjął. Nie przyjął.