Do góry

Wiersz na dzień dobry

Temat zamknięty
Profil nieaktywny
Konto usunięte
20.10.2019, 08:00

Leopold Staff

Jesień

Jesień mnie cieniem zwiędłych drzew dotyka,

Słońce rozpływa się gasnącym złotem.

Pierścień dni moich z wolna się zamyka,

Czas mnie otoczył zwartym żywopłotem.

Ledwo ponad mogę sięgnąć okiem

Na pola szarym cichnące milczeniem.

Serce uśmierza się tętnem głębokiem.

Czemu nachodzisz mnie, wiosno, wspomnieniem?

Tak wiele ważnych spraw mam do zachodu,

Zanim z mym cieniem zostaniemy sami.

Czemu mi rzucasz kamień do ogrodu

I mącisz moją rozmowę z ptakami?

Profil nieaktywny
Konto usunięte
#3201.11.2019, 08:48

Jan Brzechwa

"Dzień zaduszny"

Kiedy miedzianą rdzą

Pożółkłych jesiennych liści więdną obłoki,

Zgadujemy, czego od nas obłoki chcą,

Smutniejące w dali swojej wysokiej.

Na siwych puklach układa się babie lato,

Na grobach lampy migocą umarłym duszom,

Już niedługo, niedługo czekać nam na to,

Już i nasze dusze ku tym lampom wkrótce wyruszą.

Jeżeli życie jest nicią - można przeciąć tę nić,

I odpłynąć na obłoku niby na srebrnej tratwie...

Ach, jak łatwo, ach, jak łatwo byłoby żyć,

Gdyby nie żyć było jeszcze łatwiej!

Profil nieaktywny
Konto usunięte
#3308.11.2019, 16:12

Bolesław Leśmian

"Pogrzeb don Juana"

Pogrzeb, Zaświaty, Pozory, DuchCiało, Dusza, TrupZbladła twarz Don Żuana, gdy w ulicznym mroku

Spotkał swój własny pogrzeb, i przynaglił kroku.

I zatracił różnicę między ciałem w ruchu

A tym drugim, co legło w trumiennym zaduchu.

Czuł tożsamość obojga — orszak szedł pośpiesznie

A jemu się zdawało, że w miejscu tkwi śmiesznie.

BógSenCzekał, aż uśnie w Bogu, lecz stwierdził naocznie,

Że Bóg nie jest — noclegiem, — i że już nie spocznie.

Pogardą na śmiertelne odpowiadał dreszcze.

«Śpi snem wiecznym» — szeptano, ale nie spał jeszcze.

Szedł coraz bezpowrotniej — w pozgonnym rozpędzie.

«Śpi snem wiecznym»… Snu nie ma i nigdy nie będzie!

Cierpienie«Szczęśliwy! Już nie cierpi!» — tak mówiono wkoło, —A on w świat trosk mogilnych kroczył niewesoło,W świat, gdzie pierwszą ułudą jest ostatnie tchnienie, —I zaczęło się nowe — nieznane cierpienie.

Dzwony jeszcze dzwoniły. Nie słuchał ich wcale.

Szli ludzie — dotąd żywi… Minął ich niedbale.

Czczość dzwonów i daremność zrozumiał pogrzebu

I zmarłymi oczyma przyglądał się niebu

Profil nieaktywny
Konto usunięte
#3611.11.2019, 11:12

Leopold Staff

"Deszcz jesienny"

O szy­by deszcz dzwo­ni, deszcz dzwo­ni je­sien­ny

I plusz­cze jed­na­ki, mia­ro­wy, nie­zmien­ny,

Dżdżu kro­ple pa­da­ją i tłu­ką w me okno...

Jęk szkla­ny... płacz szkla­ny... a szy­by w mgle mok­ną

I świa­tła sza­re­go blask są­czy się sen­ny...

O szy­by deszcz dzwo­ni, deszcz dzwo­ni je­sien­ny...

Wie­czor­nych snów mary po­wiew­ne, dzie­wi­cze

Na próż­no cze­ka­ły na słoń­ca ob­li­cze...

W dal po­szły przez chmur­na pu­sty­nię piasz­czy­stą,

W dal ciem­ną, bez­kre­sną, w dal sza­rą i mgli­stą...

Odzia­ne w łach­ma­ny szat czar­nej ża­ło­by

Szu­ka­ją ustro­nia na ci­che swe gro­by,

A smu­tek cień kła­dzie na licu ich mło­dem...

Po­wol­nym i dłu­gim wśród dżdżu ko­ro­wo­dem

W dal idą na smu­tek i ży­cie tu­ła­cze,

A z oczu im lecą łzy... Roz­pacz tak pła­cze...

To w szy­by deszcz dzwo­ni, deszcz dzwo­ni je­sien­ny

I plusz­cze jed­na­ki, mia­ro­wy, nie­zmien­ny,

Dżdżu kro­ple pa­da­ją i tłu­ką w me okno...

Jęk szkla­ny... płacz szkla­ny... a szy­by w mgle mok­ną

I świa­tła sza­re­go blask są­czy się sen­ny...

O szy­by deszcz dzwo­ni, deszcz dzwo­ni je­sien­ny...

Ktoś dziś mnie opu­ścił w ten chmur­ny dzień słot­ny...

Kto? Nie wiem... Ktoś od­szedł i je­stem sa­mot­ny...

Ktoś umarł... Kto? Próż­no w pa­mię­ci swej grze­bię...

Ktoś dro­gi... wszak by­łem na ja­kimś po­grze­bie...

Tak... Szczę­ście przyjść chcia­ło, lecz mro­ków się zlę­kło.

Ktoś chciał mnie uko­chać, lecz ser­ce mu pę­kło,

Gdy po­znał, że we mnie skrę roz­tlić chce próż­no...

Zmarł nę­dzarz, nim lu­dzie go wspar­li jał­muż­ną...

Gdzieś po­żar spo­pie­lił za­gro­dę wie­śnia­czą...

Spa­li­ły się dzie­ci... Jak lu­dzie w krąg pła­czą...

To w szy­by deszcz dzwo­ni, deszcz dzwo­ni je­sien­ny

I plusz­cze jed­na­ki, mia­ro­wy, nie­zmien­ny,

Dżdżu kro­ple pa­da­ją i tłu­ką w me okno...

Jęk szkla­ny... płacz szkla­ny... a szy­by w mgle mok­ną

I świa­tła sza­re­go blask są­czy się sen­ny...

O szy­by deszcz dzwo­ni, deszcz dzwo­ni je­sien­ny...

Przez ogród mój sza­tan szedł smut­ny śmier­tel­nie

I zmie­nił go w strasz­ną, okrop­ną pu­stel­nię...

Z po­nu­rym, na pier­si zwie­szo­nym szedł czo­łem

I kwia­ty kwit­ną­ce przy­sy­pał po­pio­łem,

Traw­ni­ki za­rzu­cił bry­ła­mi ka­mie­nia

I po­siał szał trwo­gi i śmierć prze­ra­że­nia...

Aż, str­wo­żon swym dzie­łem, brze­mie­niem oło­wiu

Po­ło­żył się na tym ka­mien­nym pust­ko­wiu,

By w pier­si łka­ją­ce przy­tłu­mić roz­pa­cze,

I smut­ków po­twor­nych pło­mien­ne łzy pła­cze...

To w szy­by deszcz dzwo­ni, deszcz dzwo­ni je­sien­ny

I plusz­cze jed­na­ki, mia­ro­wy, nie­zmien­ny,

Dżdżu kro­ple pa­da­ją i tłu­ką w me okno...

Jęk szkla­ny... płacz szkla­ny... a szy­by w mgle mok­ną

I świa­tła sza­re­go blask są­czy się sen­ny...

O szy­by deszcz dzwo­ni, deszcz dzwo­ni je­sien­ny...

Profil nieaktywny
Konto usunięte
#3711.11.2019, 11:34

Pociągiem do Warszawy / Julian Tuwim

Poranek wczesny

Jadę pospiesznym

Wprost do Warszawy

Załatwiać sprawy.

Pociąg o czasie

Ja w drugiej klasie

Wagon się kiwa

Pije trzy piwa.

Łódź Niciarniana,

W pęcherzu zmiana.

Pęcherz nie sługa,

A podróż długa.

Ruszam z tej stacji

Do ubikacji.

Kto zna koleje

Wie, jak się leje.

To co trzęsie się

W Los Angelesie

Formę osiąga

W polskich pociągach.

Wyciągam łapę,

Podnoszę klapę,

Biada mi biada,

Klapa opada.

Rzednie mi mina

Trza klapę trzymać.

Łokieć, kolano

Trzymam skubana.

Celuje w szparkę,

Puszczam Niagarkę,

Tryska kaskada,

Klapa opada.

Fatum złowieszcze-

-wszak wciąż szczę jeszcze.

Organizm płynną

Spełnia powinność.

Najgorsze to, że

Przestać nie może.

Toczę z nim boje

Jak Priam o Troje,

Chce się powstrzymać

-Ratunku ni ma.

Pociąg się giba,

A piwo spływa.

Lecę na ścianę

Z mokrym organem,

Lecąc na druga

Zraszam ją struga,

Wagonem szarpie

Leje do skarpet,

Tańcząc Czardasza

Nogawki zraszam.

O straszna męka,

Kozak, Flamenco,

Tańczę, cholera

Wzorem Astair'a.

Miota mną, ciska,

Ja organ ściskam.

Wagon się chwieje,

Na lustro leje,

Skład się zatacza,

Ja sufit zmaczam.

Wszędzie Łabędzie

Jezioro będzie.

Odtańczam z płaczem

La Kukaraczę,

Zwrotnica, podskok

Spryskuje okno,

Nierówne złącza-

-buty nasączam,

Pociąg hamuje

Drzwi obsikuję

I pasażera

Co drzwi otwiera

Plus dawka spora

Na konduktora.

Resztka mi kapie

Na skrót PKP.

Wreszcie pomału

Brnę do przedziału.

Pasażerowie

Patrzą spod powiek.

Pytania skąpe

"Gdzie pan wziął kąpiel?"

Warszawa, Boże!

Nareszcie dworzec!

Chwila szczęśliwa

Na peron spływam,

Walizkę trzymam,

Odzież wyżymam.

Ach urlop błogi

Od fizjologii.

Ulga bezbrzeżna.

Pociąg odjeżdża,

Rusza maszyna

Hen w dal

Po szczy...

Po szynach.

Profil nieaktywny
Konto usunięte
#3816.11.2019, 05:37

Charles Bukowski

"bez marzeń"

stare siwe kelnerki

w kawiarniach w nocy

już się poddały,

i kiedy idę oświetlonym

chodnikiem i zaglądam do okien

przytułków

widzę ze czar już

prysł.

widzę ludzi siedzących na ławkach w parku

i ze sposobu w jaki siedzą

i patrzą

widzę ze urok minął.

widzę ludzi prowadzących samochody

i ze sposobu w jaki prowadza samochód

widzę ze już nie kochają

ani ze nie są kochani –

nie myślą nawet o

seksie. wszystko zapomnieli

jak stary film.

widzę ludzi robiących zakupy w sklepach

i supermarketach

widzę ich jak chodzą wzdłuż polek

i wybierają rzeczy

i ze sposobu w jakim pasuje

do nich ubranie

i ze sposobu w jaki chodzą

z ich twarzy

z ich oczu

widzę ze nie dbają o nic

i ze nic nie dba o nich.

co dzien. widzę setki ludzi

którzy poddali się

całkowicie.

kiedy idę na wyścigi

albo na mecz

widzę tysiące

które nie współczują niczemu ani

nikomu

i nie otrzymują współczucia w zamian.

wszędzie widzę tych

którzy nie pragną niczego prócz

jedzenia, mieszkania

ubrania: na tym się

skupiają,

bez marzeń.

nie rozumiem dlaczego ci ludzie nie

znikną

nie rozumiem dlaczego ci ludzie nie

wymrą

dlaczego chmury

nie wymordują ich

dlaczego psy

nie pożrą ich

dlaczego kwiaty i dzieci

nie zabija ich,

nie rozumiem.

chyba jednak ktoś ich morduje

mimo to nie mogę oswoić się z

myślą ze jest

ich tak wielu.

co dzien.,

co noc,

jest ich więcej

w metrze

w domach i

w parku.

nie przeraża ich to

za nie kochają

ani ze nie są kochani

moi liczni liczni liczni

bracia

Profil nieaktywny
Konto usunięte
#3917.11.2019, 10:32

Kazimierz Przerwa-Tetmajer

"Na Anioł Pański"

Na Anioł Pański biją dzwony,

niech będzie Maria pozdrowiona,

niech będzie Chrystus pozdrowiony;

na Anioł Pański biją dzwony,

w bezdeni kędyś głos ich kona.

Na Anioł Pański biją dzwony,

ani się dymią, ani palą - -

spokojną, równą płyną falą,

płyną nad lasy, ponad góry,

płyną nad wody, wsie, ogrody,

nad torfowiska i kamieńce,

nad mgieł przedwschodnie korowody,

pod gwiazd przedwschodnie blade wieńce;

płyną na pierwszy gdzieś w ukryciu

uścisk miłości, dany w życiu...

Ptaki, nim do snu stulą głowy,

śpiewają, wśród gałęzi skryte;

milczy i marzy las smrekowy,

jak gdyby miał zaczarowane

serce, w pomroczną pierś schowane.

Około krzaków jałowcowych,

w ciemnych choinach, w mgłach perłowych:

błądzą Leśnice-Osmętnice,

samotne, tęskne, w mrok owite.

Ponad szemrzącą cicho wodą

włóczy się smutny cień. Tęsknota;

blask pierwszej gwiazdy na swe lice

na usta bierze jej rumieniec,

w oczach zapala skrę jej złota,

czoło swe stroi jej pogodą,

włosy w jej tęczy stroi wieniec...

Na Anioł Pański biją dzwony,

niech będzie Maria pozdrowiona,

niech będzie Chrystus pozdrowiony;

na Anioł Pański biją dzwony,

w bezdeni kędyś głos ich kona.

Gdzieś w pustym lesie, w głębi mroku

ukryte, ciche Szczęście chodzi

i ściga falę na potoku,

co mu spod oczu precz uchodzi;

i chwyta powiew wiatru w dłonie,

co mu z rąk dalej chybki wionie;

i szmer piór ptasich łowi ucho,

który przepada w przestrzeń głuchą...

Chodzi i błąka się po lesie -

wszędy swój uśmiech z sobą niesie,

na ustach krasny ma rumieniec,

z oczu światłością świeci złotą,

czoło ma strojne w kwiatów wieniec,

co się z włosami w jedno plotą.

Idzie spokojnie w leśną ciszę -

zaczarowane serce boru

w senny, spokojny rytm kołysze

pod pierwszą gwiazdą przedwieczorna

Na Anioł Pański biją dzwony,

niech będzie Maria pozdrowiona,

niech będzie Chrystus pozdrowiony;

na Anioł Pański biją dzwony,

w bezdeni kędyś głos ich kona.

Idzie samotna dusza borem,

idzie za swoją myślą głuchą;

za nią niewidnym tajnym chórem

leśne się wleką Osmętnice

i myśl jej swoją szepcą w ucho...

Już gwiazdy wschodzą światłolice,

te, które złoty róż promieni,

te, które błyszczą modro-złoto,

o skrach rubinu, skrze zieleni.

Zalśniło niebo... Wkoło duszy

wian Osmętnice leśne plotą

i śpiew kołyszą swój pastuszy,

tak cichy, że go tylko słyszą

gałązki drzew, co wkoło wiszą,

i mgły, ich stada, co się włóczą,

jakby się pasły na wilgotnych

mchach, mokrych trawach wydmach błotnych,

jeziorkach, gdzie się gwiazdy świecą...

Za duszą Osmętnice lecą...

Na Anioł Pański biją dzwony,

niech będzie Maria pozdrowiona,

niech będzie Chrystus pozdrowiony;

na Anioł Pański biją dzwony,

w bezdeni kędyś głos ich kona.

Dusza wyciąga w okrąg dłonie -

chciałaby objąć wszechświat cały,

chciałaby uczuć w jego łonie

bijące serce...

Coraz więcej

na niebo wschodzi gwiazd nad głową,

już są tysiące ich tysięcy,

niebo jest tonią brylantową.

Na niebie gwiazdy zapałały

iłote, błękitne, rubinowe;

mienią się, plączą, drgają, płoną

świetleją coraz nowe, nowe,

szarfami przez niebiosa wioną - -

i to jest wszystko.

Gdzieś tam w lesie

ostatni dźwięk się dzwonów niesie

i gdzieś tam szczęście w lesie chodzi...

Zdziwiona dusza jest milczeniem,

ni jeden głos się nie odzywa,

nic się nie głosi współistnieniem,

nic się ze serca jej nie rodzi...

Zaczarowane serce boru

nie w rytm jej serca prędki bije - -

w powolny wielki szum przepływa...

Ani z wód, które płyną, chóru

rytm się w rytm serca jej nie wwije...

W lasach, na wodach, pod gwiazd sznury,

od ziemi aż do nieba progów:

jedna bezmyślność wszechnatury,

bezmyślny spokój greckich bogów.

Wian Osmętnice plotą wkoło,

coraz ich więcej, więcej schodzi;

tajemnym chórem wiodą koło,

myśl swą szeptają duszy w ucho,

coraz są bliżej, coraz bliżej,

jak fale morza koło łodzi,

aż się wśród nich z widoku zniży...

Myśl swą szeptają duszy głuchą...

A w dźwięku dzwonów, które dzwonią

na Anioł Pański na przestrzenie:

powstaje wiosna umajona,

zielone świata podniesienie.

Klękają przed nim pola, łany,

klękają łąki, moczarzyska,

góry podnoszą swe ramiona,

jakby się życia sakramentem

zapłodnić chciały, wziąć do łona...

Świerkowy las zaczarowany

i woda, co gwiazdami błyska:

klękają wespół przed tym Świętem.

Na Anioł Pański biją dzwony,

ani się dymią, ani palą,

spokojną, równą płyną falą,

nad ludzkie klęski, ludzkie plony,

nad śmierć, co wstanie umajona,

nad życie, które niemo skona...

Na Anioł Pański biją dzwony,

niech będzie Maria pozdrowiona,

niech będzie Chrystus pozdrowiony...

siedem
3 112 107
siedem 3 112 107
#4017.11.2019, 11:12

Byla sobie wielka mucha

Raz urwala sié z lancucha

Zjadla tacie pól kozucha

I uciekla precz

Profil nieaktywny
Konto usunięte
#4117.11.2019, 11:14

To by bylo wszystko piekne...gdybys to pisal z pamieci a nie bezczelnie kopiowal:)

Profil nieaktywny
zbytnik
#4217.11.2019, 11:31

do sklepu na dole, przywiezli jabole

Nie wyjde, nie wyjde dopoki sie nie upierdole…:)

siedem
3 112 107
siedem 3 112 107
#4318.11.2019, 10:31

Dajcie wódy ,dajcie

A jak umre to mnie pochowajcie

Profil nieaktywny
Konto usunięte
#4404.12.2019, 21:31

Kazimierz Przerwa-Tetmajer

MELODIA MGIEŁ NOCNYCH

(Nad Czarnym Stawem Gąsienicowym)

Cicho, cicho, nie budźmy śpiącej wody w kotlinie,

lekko z wiatrem pląsajmy po przestworów głębinie...

Okręcajmy się wstęgą naokoło księżyca,

co nam ciała przezrocze tęczą blasków nasyca,

i wchłaniajmy potoków szmer, co toną w jeziorze,

i limb szumy powiewne, i w smrekowym szept borze,

pijmy kwiatów woń rzcźwą, co na zboczach gór kwitną,

dźwięczne, barwne i wonne, w głąb wzlatujmy błękitną.

Cicho, cicho, nie budźmy śpiącej wody w kotlinie,

lekko z wiatrem pląsajmy po przestworów głębinie...

Oto gwiazdę, co spada, lećmy chwycić w ramiona,

lećmy, lećmy ją żegnać, zanim spadnie i skona,

puchem mlecza się bawmy i ćmy błoną przezrocza,

i sów pierzem puszystym, co w powietrzu krąg toczą,

nietoperza ścigajmy, co po cichu tak leci,

jak my same, i w nikłe oplatajmy go sieci,

z szczytu na szczyt przerzućmy się jak mosty wiszące,

gwiazd promienie przybiją do skał mostów tych końce,

a wiatr na nich na chwilę uciszony odpocznie,

nim je zerwie i w pląsy pogoni nas skocznie...

Profil nieaktywny
zbytnik
#4505.12.2019, 06:53

masz Orlando, zebys nie myslal,ze ja taki odpluga oderwany :)

Edward Słoński

"Mój brat"

Dziś w nocy z lancą w ręku

w husarskim srebrnym stroju

przez okno brat umarły

zaglądał do pokoju.

Miał księżyc na pancerzu

i w oczach blask zielony-

mój brat, w moskiewskiej tiurmie

przed laty zamęczony.

Koń jego pod jaworem

bił niespokojnie nogą,

huf jego towarzyszy

od lasu ciągnął drogą....

A on, swą srebrną ręką,

zgarniając księżyc z czoła,

z za okna mówił do mnie:

- Wstań, bracie, Polska wola

Profil nieaktywny
sizzle
#4605.12.2019, 09:34

dla nedsow polecam

https://processing.org/

pochodna ActionScript, zasadniczo programowanie obiekowe.

i love processing for its speed

Profil nieaktywny
sizzle
#4705.12.2019, 09:42

multilogin do furefox

Profil nieaktywny
sizzle
#4805.12.2019, 09:43
Profil nieaktywny
sizzle
#4905.12.2019, 09:45
Profil nieaktywny
sizzle
#5005.12.2019, 09:47

i tak bedzieli musieli sie dogadac z Irlandia. Schizorenia, skoro razem odkryli zloza ropy na zachodnim brzegu, a tam siedzibe, w cork, albo dublinie, ma google na europe.

Profil nieaktywny
sizzle
#5205.12.2019, 14:44

jowita, wystarczy ciebie troche podrobic

cia, autor logo

Profil nieaktywny
sizzle
#5305.12.2019, 14:46

urdur hakonardoir

Profil nieaktywny
sizzle
#5405.12.2019, 14:53
Profil nieaktywny
Konto usunięte
#5506.12.2019, 09:06

Edward Stachura

"Nie rozdziobią nas kruki"

Nie rozdziobią nas kruki

ni wrony, ani nic!

Nie rozszarpią na sztuki

Poezji wściekłe kły!

Ruszaj się, Bruno, idziemy na piwo;

Niechybnie brakuje tam nas!

Od stania w miejscu niejeden już zginął,

Niejeden zginął już kwiat!

Nie omami nas forsa

ni sławy pusty dźwięk!

Inną ścigamy postać:

Realnej zjawy tren!

Ruszaj się, Bruno, idziemy na piwo;

Niechybnie brakuje tam nas!

Od stania w miejscu niejeden już zginął,

Niejeden zginął już kwiat!

Nie zdechniemy tak szybko,

Jak sobie roi śmierć!

Ziemia dla nas za płytka,

Fruniemy w góry gdzieś!

Ruszaj się, Bruno, idziemy na piwo;

Niechybnie brakuje tam nas!

Od stania w miejscu niejeden już zginął,

Niejeden zginął już kwiat!

Profil nieaktywny
zbytnik
#5606.12.2019, 12:49
Profil nieaktywny
zbytnik
#5706.12.2019, 12:55

To ja wiersz Bruna zapodam, prywatnie przyjaciela Stachury…

Gdzieś w nas błyszczą gwiazdy poezji;

Gdzieś w nas niosą krzyże polonii,

Gdzieś w nas kwilą buty północy,

Gdzieś w nas idą ludzie niezłomni...

Gdzieś w nas mącą kaci w strumieniach,

Gdzieś w nas piszą donos na życie,

Gdzieś w nas pieją prawdy na rusztach,

Gdzieś w nas płaczą baby niesyte...

Gdzieś w nas stroją namiot cyrkowcy,

Gdzieś w nas płoszą dzieci jaskółki,

Gdzieś w nas grają w karty płomienie,

Gdzieś w nas...

Gdzieś w nas tańczą strachu stróżowie,

Gdzieś w nas jadą wolni bogowie,

Gdzieś w nas piją klęski wodzowie,

Gdzieś w nas, gdzieś w nas...

Gdzieś w nas błyszczą gwiazdy poezji;

Gdzieś w nas niosą krzyże polonii,

Gdzieś w nas kwilą buty północy,

Gdzieś w nas idą ludzie niezłomni...

Gdzieś w nas mącą kaci w strumieniach,

Gdzieś w nas piszą donos na…

Onieznajomy
7 377
Onieznajomy 7 377
#5806.12.2019, 20:07

Był taki te­atral­ny. Sta­nął przed lu­strem w czar­nym ubra­niu z kwia­tem

w bu­to­nier­ce. Wło­żył do ust na­rzą­dzie, cze­kał, aż lufa ocie­pli się

i uśmie­cha­jąc się z roz­tar­gnie­niem do swe­go od­bi­cia - strze­lił.

Spadł jak płaszcz zrzu­co­ny z ra­mion, ale du­sza sta­ła jesz­cze jaki

czas po­trzą­sa­jąc gło­wą co­raz lżej­szą, co­raz lżej­szą. A po­tem

ocią­ga­jąc się we­szła w to za­krwa­wio­ne u szczy­tu cia­ło w chwi­li,

gdy wy­rów­ny­wa­ła się jego tem­pe­ra­tu­ra z tem­pe­ra­tu­rą przed­mio­tów,

co - jak wia­do­mo - wró­ży dłu­go­wiecz­ność.

Profil nieaktywny
Konto usunięte
#5909.12.2019, 11:51

ZBIGNIEW HERBERT

KOT

Jest cały czar­ny, lecz ogon ma elek­trycz­ny.

Gdy śpi na słoń­cu, jest naj­czar­niej­szą rze­czą, jaką so­bie moż­na

wy­obra­zić. Na­wet we śnie ła­pie prze­ra­żo­ne mysz­ki. Po­znać

to po pa­zur­kach, któ­re wy­ra­sta­ją mu z ła­pek. Jest strasz­nie

miły i nie­do­bry. Zry­wa z drzew ptasz­ki, za­nim doj­rze­ją.

Profil nieaktywny
Konto usunięte
#6011.12.2019, 14:18

KRZYSZTOF KAMIL BACZYŃSKI

KOLĘDA

Anio­ło­wie, anio­ło­wie bia­li,

na co­ście to tak u żłob­ka cze­ka­li,

po co­ście tak skrzy­deł­ka­mi trze­po­cząc

płat­ki śnie­gu roz­sy­pa­li czar­ną nocą?

Czy­ście bla­skiem dro­gę chcie­li zmy­lić

tym prze­klę­tym, co krwią ręce zbru­dzi­li?

Czy­ście kwia­ty, srebr­ne li­ście po­sia­li

na mo­gi­łach tych ry­ce­rzy ze sta­li,

na mo­gi­łach tych ry­ce­rzy po­cho­dów,

co od bata po­gi­nę­li i gło­du?

Ciem­ne noce, anio­ło­wie, w na­szej zie­mi,

ciem­ne gwiaz­dy i śnieg ciem­ny, i mi­łość,

i pod tymi ob­ło­ka­mi ciem­ne­mi

na­sze ser­ce w ciem­ność się zmie­ni­ło.

*

Anio­ło­wie, anio­ło­wie bia­li,

o! przy­świeć­cie bla­skiem skrzy­deł swo­ich,

by do Pana tra­fił ten zgu­bio­ny

i ten, co się oczu pod­nieść boi,

i ten, któ­ry bez na­dziei cze­ka,

i ten ry­cerz w roz­szar­pa­nej zbroi,

by jak czło­wiek szedł do Boga-Czło­wie­ka,

anio­ło­wie, anio­ło­wie bia­li.

Katalog firm