Wisława Szymborska
Istnieli albo nie istnieli.
Na wyspie albo nie na wyspie.
Ocean albo nie ocean
połknął ich albo nie.
Czy było komu kochać kogo?
Czy było komu walczyć z kim?
Działo się wszystko albo nic
tam albo nie tam.
Miast siedem stało.
Czy na pewno?
Stać wiecznie chciało.
Gdzie dowody?
Nie wymyślili prochu, nie.
Proch wymyślili, tak.
Przypuszczalni. Wątpliwi.
Nie upamiętnieni.
Nie wyjęci z powietrza,
z ognia, z wody, z ziemi.
Nie zawarci w kamieniu
ani w kropli deszczu.
Nie mogący na serio
pozować do przestróg.
Meteor spadł.
To nie meteor.
Wulkan wybuchnął.
To nie wulkan.
Ktoś wołał coś.
Niczego nikt.
Na tej plus minus Atlantydzie.
Inkwizytorzy są wśród nas. Żyją w suterenach wielkich kamienic
i tylko napis MAGIEL TUTAJ zdradza ich obecność.
Stoły o napiętych brązowych mięśniach, potężne walce, miażdżące
wolno, ale dokładnie, koło napędowe, które nie zna litości - czekają
na nas.
Prześcieradła, które wynoszą z magla, są jak puste ciała czarownic
i heretyków.
ZBIGNIEW HERBERT
PRZESŁANIE PANA COGITO
Idź dokąd poszli tamci do ciemnego kresu
po złote runo nicości twoją ostatnią nagrodę
idź wyprostowany wsród tych co na kolanach
wsród odwroconych plecami i obalonych w proch
ocalałeś nie po to aby życ
masz mało czasu trzeba dac świadectwo
bądź odwazny gdy rozum zawodzi bądź odważny
w ostatecznym rachunku jedynie to sie liczy
a Gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych
niech nie opuszcza cię twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pojdą na twój pogrzeb i z ulgą rzuca grude
a kornik napisze twój uładzony życiorys
i nie przebaczaj zaiste nie w twojej mocy
przebaczać w imieniu tych których zdradzono o świcie
strzeż sie jednak dumy niepotrzebnej
oglądaj w lustrze swa blazeńską twarz
powtarzaj: zostalem powolany - czyż nie było lepszych
strzeż sie oschłosci serca kochaj źrodło zaranne
ptaka o nieznanym imieniu dąb zimowy
światlo na murze splendor nieba
one nie potrzebują twojego ciepłego oddechu
są po to aby mówić: nikt cię nie pocieszy
czuwaj - kiedy światlo w górach daje znak - wstań i idź
dopóki krew obraca w piersi twoją ciemną gwiazdę
powtarzaj stare zaklęcia ludzkości bajki i legendy
bo tak zdobędziesz dobro którego nie zdobędziesz
powtarzaj wielkie słowa powtarzaj je z uporem
jak ci co szli przez pustynie i gineli w piasku
a nagrodzą cie za to tym co maja pod reką
chłosta śmiechu zabójstwem na śmietniku
idż bo tylko tak będziesz przyjęty do grona zimnych czaszek
do grona twoich przodków: Gilgamesza Hektora Rolanda
obronców królestwa bez kresu i miasta popiołów
Bądź wierny idź
Przechodź spokojnie przez hałas i pośpiech,
i pamiętaj jaki spokój można znaleźć w ciszy.
O ile to możliwe bez wyrzekania się siebie
bądź na dobrej stopie ze wszystkimi.
Wypowiadaj swoją prawdę jasno i spokojnie,
wysłuchaj innych, nawet tępych i nieświadomych.
Oni też mają swoją opowieść, oni też mają opowieść...
Unikaj głośnych i napastliwych, unikaj głośnych - są udręką ducha.
Niech twoje osiągnięcia zarówno jak plany
będą dla ciebie źródłem radości.
Bądź ostrożny w interesach, bądź ostrożny w interesach...
na świecie bowiem pełno oszustwa.
Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia,
ani też nie podchodź cynicznie do miłości...
bo ona jest wieczna jak trawa, bo ona jest wieczna...
Unikaj głośnych i napastliwych, unikaj głośnych - są udręką ducha.
Przyjmij spokojnie co ci lata doradzają
z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości.
Jesteś dzieckiem wszechświata
nie mniej niż drzewa i gwiazdy,
masz prawo być tutaj...
a więc żyj w zgodzie z Bogiem czymkolwiek on ci się wydaje.
W zgiełkliwym pomieszaniu życia...
zachowaj spokój.
W zgiełkliwym pomieszaniu życia zachowaj spokój - ze swą duszą.
Przy całej swej złudności, znoju i rozwianych marzeniach
jest to piękny świat,
jest to piękny świat...
Znalezione w starym kościele św. Pawła w Baltimore
datowane 1692 rok.
Przy całej swej złudności, znoju i rozwianych marzeniach
jest to piękny świat,
jest to piękny świat...
Przy całej swej złudności, znoju i rozwianych marzeniach
jest to piękny świat,
jest to piękny świat.
Leopold Staff
Jesień
Jesień mnie cieniem zwiędłych drzew dotyka,
Słońce rozpływa się gasnącym złotem.
Pierścień dni moich z wolna się zamyka,
Czas mnie otoczył zwartym żywopłotem.
Ledwo ponad mogę sięgnąć okiem
Na pola szarym cichnące milczeniem.
Serce uśmierza się tętnem głębokiem.
Czemu nachodzisz mnie, wiosno, wspomnieniem?
Tak wiele ważnych spraw mam do zachodu,
Zanim z mym cieniem zostaniemy sami.
Czemu mi rzucasz kamień do ogrodu
I mącisz moją rozmowę z ptakami?