#149, #150
B.ladna dyskusja, z ktorej zrozumialam, jak pisac 'raytoo'.
Martwie sie, ze dalam odpocznienie rozumowi swemu, nie napotkawszy ducha, ktory bylby tak mily i wylaczyl swoj rozum, szykujac sie do zejscia. Czyli ze przedwczesnie wlasny rozum spac pokladlam... cud, ze jeszcze 'raytoo' umim odwzorowac poprawnie ;)
duch ci tam dycha i nie pozwoli swiadomosci uspic sie samodoskonaleniem sie poprzez odrzucanie jego istoty ktora promieniuje przez smierc i powtorne narodzenie istoty jej obdarzonej nawet jak nie ma do tego prawa w codziennej egzystencji zwyklego smiertelnika poprzez zanurzenie sie w istocie substancji jaka jest zycie, harrier przez dwa el:)
A jeśli umiesz poznać, że do Ciebie mówią jakkolwek by nie nazwali, to o czym to świadczy? Podobnie z księdzem - nie wiem, czy mówisz o figurze z nazwy, czy kimś konkretnym, kogo jesteś pewien, że ma się jakoś do tego, czy ja go chcę, czy nie chcę, a dokładnie, czy do takiego chcenia jestem uzdatniona/powołana. Podobnie jak z tym tematem. Coś napisałam, a każdy zrozumiał jak chciał i umiał, pokazując siebie. Tym niemniej interesująca koncepcja, ze jakikolwiek ksiądz przez takie postawy jak moja przerzuca swoje spełnienie na tamten świat - zapętla się. Bo tutaj przeszkadza mu moja mowa, której nie może usadzić swoim penisem, czy na jakiej zasadzie?
btw se poczytalem i poza tym ze caly temat mnie rozbawil (bo ktoz sie nie zna lepiej na wszystkim jak nie Polak wlasnie) to szczegolnie watek o tarczycy.... znam kilka osob z chora tarczyca, w tym jedna z wycieta wiekszoscia ze wzgledu na przezytego raka, i wlasnie tutaj, w Szkocji, zyje sie im znacznie lepiej niz w PL. Ba, niektorzy wlasnie z pelna swiadomoscia (Polak - pacjent swiadomy?) wybrali to miejsce (a nie np. bLondyn czy inny manczaster) na zycie wlasnie ze wzgledu na problemy z tarczyca. Jakies lecznicze powietrze tu jest, czy co?
Ja sam rowniez - w PL zaraz po wyjsciu z samolotu zaczynam zazwyczaj kichac i prychac, mialem nawet zdiagnozowana astme (nadal w szafce leza mocno przeterminowane juz nieuzywane leki i inhalatory, taka pamiatka po tamtych czasach), a tutaj jestem - i czuje sie - zdrowiusienki.
Polak to zawsze wie wszystko lepiej, od lekarza wie lepiej, od mechanika wie lepiej, od informatyka tez i generalnie wszystko od wszystkich wie lepiej. Polak to nie narodowosc - to stan umyslu.
o kant dupy takich doktorow rozbic. Co ta Szkocja, to UK cale, w Polsce przeciez doktory lepsze, mechaniki lepsze, budowlance tez lepsze, jedzenie tez lepsze, nawet sort samych Polakow tez lepszy.
A my, wygnani na sile, za wszarz wyciagnieci za granice i kaza nam tutaj siedziec teraz na sile z lufa przy skroni.
Mysle, ze to wylacznie przez kompleksy i przekonanie, ktore wpajano nam przez cale zycie, ze miejsce urodzenia czyni nasz lepszymi od innych (czyz nie na tym wlasnie polega patriotyzm?), i ze jest tylko podzial "ojczyzna" vs. "obczyzna" i nigdzie nie mamy prawa sie czuc dobrze/u siebie poza Polska.
Nauzyli nas gardzic innymi krajami i ich kultura, bo przeciez nie ma nic wspanialszego niz martyrologia polska.
Bo przeciez skoro wyjechalismy, to widocznie musi nam byc bardzo zle za granica.
#168 zem swiadomie to zrobila bom swiadoma.Wlasnie odkrylam.Bylam z maluszkiem u doktora bo objawy wedlug mnie,swiadomej Polki ewidentnie chorobowe.Doktor osluchal,zmierzyl temperature,zajrzal do gardla,posluchal ryku niezadowolonego obcym dotykiem facia malucha i orzekl :(tlumacze)
Lekarz:-Pluca i oskrzela bez zmian.Objawy sa typowe
No to ja:-To ja moze patacetamol dam na goraczke?
Lekarz:-O tak...Bardzo dobrze.Daj jak bedzie znowu goraczka
Ja:-Ale mu paracetamol nie pomaga.Ibuprofen podaje.
Lekarz:- No tak bywa.Ibuprofen mocniejszy.A na niektore przeciwgoraczkowe leki dziecko moze nie reagowac
Ja:- Aha...A na kaszel to moze syrop jakis,co?Mam taki..(wyciagam i pokazuje)
Lekarz:- O swietnie..Prosze podawac.Dwa razy dziennie z jedzeniem.
Ja:-No wiem.Na ulotce pisalo to tak daje.To ja bardzo dziekuje za wizyte i do widzenia.
Lekarz:-Czesc.Jakby cos sie zmienilo to prosze wrocic.
No i swiadomie poszlam do domu ze swiadomoscia ze zadbalam o syna i ze nic mu nie jest.
Co kraj, to inna kultura medyczna, a czasem cała filozofia leczenia (ach, żeby wszędzie były pensje tylko za wyleczonych pacjentów). I o dziwo nawet w obrębie Europy, gdzie działają podobne koncerny medyczne, te same czapy nad przemysłem farmaceutycznym i ujednolicony pomiar skuteczności służby zdrowia, taka kultura się różnicuje.
To jak leczy się Brytyjczyk, a Polak, to ogromna różnica. Jeden nie kontroluje, co z nim robią w celu „wyleczenia”, a drugi bardzo, bo na ogół sam umie to robić sprawnie. A z całą pewnością umie zdiagnozować lekarzy umiejących leczyć, a - nie.
Taki efekt powstaje czasem z przyczyn nie zamierzonych, jak np. łatwy (bezpłatny) a trudny dostęp do leków, przez który trzeba się interesować zamiennikami, składem i sposobem działania. Czasem przez celową edukację – Polak ma wpajaną biologię człowieka od podstawówki, z działaniem poszczególnych narządów i witamin na organizm, niektórymi chorobami, robaczycami, profilaktyką zdrowotną; Brytyjczyk - nie jest tego uczony i musi wskoczyć na najniższy szczebel kierunkowy, żeby w ogóle zetknąć się z pojęciem fizjologii, enzymów, hormonów, czy choćby komórki. No, a zasadniczo przez inny standard leczenia, w którym Polak ma samoleczenie zadawane przez pierwsze trzy dni choroby, swojej, czy dziecka, bo przyjście do lekarza wcześniej jest jak nadużycie. Nie ważne jak bardzo gorączkujesz – skoro od dzisiaj, to nie zawracaj głowy, tylko się lecz człowieku, albo powiedz, co na tą gorączkę dawałeś dziecku, bo chyba nie czekasz z założonymi rękoma, aby ci wykitowało.
I chociaż nawet polscy lekarze nie przepadają za swoim własnym dziełem, czyli pacjentami świadomymi, to z całą pewnością mają ich dzięki temu mniej na sumieniu. Nie przez pomiar śmiertelności, ale tej wolności wyboru, czym i jak się leczyć.
Brytyjczyk, choćby chciał być samowystarczalny medycznie jak Polak, to nie ma takiej możliwości. Nie ma takiego dostępu do leków bez recepty jaki jest w Polsce. A w ogóle łącznie z tymi co na receptę, to w jego kraju występuje niemal zupełny brak leków – same syntetyki i trutki. Bazują na likwidacji objawów, otumanianiu zmysłów i znieczulaniu bólu, pozbawiwszy się wszelkich wyciągów ziołowych i tego co leczy. Myślisz, że kupujesz czopek na żylaki odbytu, żeby ci obkurczyło i wsiąkło jak w Polsce, a to tylko sama gliceryna z nowokainą do znieczulenia odbytu i wywołania ewentualnego zawału, choć z nazwy na hemoroidy. Próbujesz pokonać stan zapalny dróg moczowych, które przeziębiłeś, to według nich ma ci na to pomóc konserwant żywności E331 sprzedawany jako środek medyczny do tego celu. Itd. Z ich leków nie masz wyboru jak zrobić sobie więcej szkody, niż pożytku. Gwarantowane kalectwo i dożywotni pacjent.
Albo jakim cudem w tym kraju nie wkopać się w problemy z tarczycą po kilku latach mieszkania (z chorą w ogóle nie radzę ryzykować przyjazdu), jak mleko wyjaławiają, że nic w nim nie ma poza białkiem, w jajach jodu nie ma, bo nie karmią kur trawą, a soli nie jodują, bo są mądrzejsi od światowej organizacji zdrowia i pewni, że mają ten pierwiastek pod dostatkiem w nadmorskiej ziemi. Tyle, że jedzenie sprzedają wykarmione syntetycznie lub importowane, z wyjątkiem baraniny. To weź się teraz przestaw Polaku na barany…