dzis uslyszalem fajna teorie na temat wychodzenia samemu. kolezanka mi opowiedziala, jak jej znajomy - szkot, podrywa w pubie... sztuka polega na pojsciu ze znajomymi... najlepiej w mieszanym towarzystwie. wypatrywal samotnej dziewczyny i po jakims czasie podchodzil do baru "zamowic piwo" w tym samym czasie jak jego "ofiara" szla w tym samym kierunku... i niby przypadkowo inicjowal rozmowe... podobno co wyjscie do pubu potrafil wyjsc z dwoma, trzema numerami telefonow...
jak sie go Agnieszka zapytala, jak to dziala, odpowiedzial: jak widza Cie w towarzystwie - tylko mieszanym!! to latwiej Ci zaufac... jak bym byl sam, nic bym nie dostal od zadnej dziewczyny... a juz na pewno nie jej nr telefonu
ciagle slysze ze ludzie sie tu nudza a jak chce wyjsc gdzies na piwo to nie ma z kim. O co tu chodzi ?