Kraków - tu nawet nie trzeba czerwonych latarni

W zeszłym tygodniu pisaliśmy o nagrodzie, jaką otrzymał Kraków od konsumentów głosujących na najciekawsze miasto do odwiedzenia w weekend. Wrażenia turystów, jak się okazuje, bywają jednak dalekie od naszych, polskich wyobrażeń, sami krakowianie zaś mają w całej tej sprawie mieszane uczucia.

Jak pisze Anna Szulc w materiale Kraków pod czerwoną latarnią w internetowym wydaniu Newsweeka, niesmak rodowitych mieszkańców miasta budzi fakt, że wyrasta ono na stolicę taniej i wątpliwych walorów rozrywki. Turyści wyjeżdżają z Krakowa z mglistymi wspomnieniami - zasnuwa je bowiem alkoholowy opar. Poznawanie miasta od podszewki ma zaś w ich przypadku miejsce o tyle, że faktycznie - dużo mają do czynienia z garderobą. Damską i to z wybitnie bliska.

Krakowianie są rozżaleni i narzekają, że turyści przyjeżdżają do ich miasta po tanią rozrywkę, i że ją tu istotnie dostają. Lokale, w których spotkać można damy do towarzystwa na godziny wyrastają jak grzyby po deszczu; podobnie obfite jest zaopatrzenie w miejsca służące konsumpcji wyskokowych płynów. Przybysze wyjeżdżają pełni wrażeń i wątpliwych wspomnień.

Jak cytuje jednego z jej rozmówców dziennikarka:

Oni tylko trzech rzeczy u nas potrzebują: alkoholu, koksu i dziwek.