To chyba jest tak, że na różnych etapach życia mamy różne potrzeby, różne formy ekspresji nas wyrażają/napędzają itd.
Nie sądziłem, że akurat w tej materii "dam się złamać".
Nie lubię ekshibicjonizmu, ani snobizmu, a takie miałem skojarzenia z tym sportem (?). O temperaturze nie wspominam nawet;
W końcu wszedłem do zimnej wody "na odludziu", poza tłumem. Pierwszy raz był w wyjątkowej scenerii: bardzo duży akwen, wczesny poranek, temperatura około zera (przy gruncie zdecydowanie mniej), szara mgła, lekkie fale, stopy zatapiające się w... ciepłym piasku (taki miałem odbiór). Było to zdecydowanie łatwiejsze niż spodziewałem się. Co nie znaczy, ze bez bólu. Dosłownie. Przy pierwszym wejściu zaskoczył mnie potworny ból kości. Ponoć to zdarza się. Za każdym kolejnym "wodowaniem" już tych doznań nie było.
Podchodzę do tego zadaniowo: wykonać! I już; -) Za dużo nie myśleć "przed", przetrwać moment wejścia, by chwilę później cieszyć się skokiem endorfin.
W moim przypadku - warto. Wyciszam się. "Po zabiegu" dopada mnie totalne odprężenie. Na niektórych morsowanie działa natomiast bardzo pobudzająco. Nie chcę wymądrzać się na ten temat, bo dopiero zaczynam tę przygodę, ale z chęcią dzielę się emocjami. Sa bardzo pozytywne.
Każdy z nas jest inny, ma inne reakcje, ale i inne potrzeby. Ja - najwidoczniej - obok innych wyzwań na ten czas potrzebuję też krioterapii;
masowala mi I masowala, az mimowolnie popuscilem troche elajkulatu na jej twarz, no coz, przeprosilem, ona obtarla buzie, mialem czekolade to sie zrewanzowalem...
Wzbraniałem się przez kilka lat.
To chyba jest tak, że na różnych etapach życia mamy różne potrzeby, różne formy ekspresji nas wyrażają/napędzają itd.
Nie sądziłem, że akurat w tej materii "dam się złamać".
Nie lubię ekshibicjonizmu, ani snobizmu, a takie miałem skojarzenia z tym sportem (?). O temperaturze nie wspominam nawet;
W końcu wszedłem do zimnej wody "na odludziu", poza tłumem. Pierwszy raz był w wyjątkowej scenerii: bardzo duży akwen, wczesny poranek, temperatura około zera (przy gruncie zdecydowanie mniej), szara mgła, lekkie fale, stopy zatapiające się w... ciepłym piasku (taki miałem odbiór). Było to zdecydowanie łatwiejsze niż spodziewałem się. Co nie znaczy, ze bez bólu. Dosłownie. Przy pierwszym wejściu zaskoczył mnie potworny ból kości. Ponoć to zdarza się. Za każdym kolejnym "wodowaniem" już tych doznań nie było.
Podchodzę do tego zadaniowo: wykonać! I już; -) Za dużo nie myśleć "przed", przetrwać moment wejścia, by chwilę później cieszyć się skokiem endorfin.
W moim przypadku - warto. Wyciszam się. "Po zabiegu" dopada mnie totalne odprężenie. Na niektórych morsowanie działa natomiast bardzo pobudzająco. Nie chcę wymądrzać się na ten temat, bo dopiero zaczynam tę przygodę, ale z chęcią dzielę się emocjami. Sa bardzo pozytywne.
Każdy z nas jest inny, ma inne reakcje, ale i inne potrzeby. Ja - najwidoczniej - obok innych wyzwań na ten czas potrzebuję też krioterapii;