"Można powiedzieć, że zaufały jej bezgranicznie, bo dziecko w naturalny sposób bardziej identyfikuje się z kimś, kto jest w podobnym do niego wieku."
"Oczywiście te starsze głowy, już nastoletnie, które potrafią samodzielnie myśleć wyciągają odpowiednie wnioski (...)"
"Co jednak ma pomyśleć dziecko, dajmy na to ośmioletnie,(...)"
Się pani pogubiła w swojej pisaninie. Dziecko osmioletnie nie jest w wieku zblizonym do wieku Grety. Greta od tych dzieci jest dwa razy starsza, dla nich należy juz do swiata dorosłych. Więc Greta nie jest dla nich autorytetem. Autorytetem dzieci w tym wieku sa naturalnie cały czas rodzice.
W tym wieku w szkołach dzieci ogladaja co rano wiadomosci z CBBC i szczerze mówiąc moje nigdy nie przyszły do domu w strachu przed końcem swiata, temat Grety sie nawet nie pojawił, natomiast Brexit... Brexit to była trauma - ze nie pojada juz do babci i do Polski na wakacje.
Jak wytłumaczyc dzieciom, że swiat się nie kończy (kto wie, może i się kończy)? Ano tak, że i my przezylismy kilka końcow swiata, możemy opowiedziec czym nas straszono, dzieci w tym wieku wiedza tez juz o umieraniu, wiec największa traumę mają juz za sobą. (gdzie mam wystawic invoice?)
Bajki, które nam czytano to jeszcze inny traumatyczny temat;)
No, ale czepianie sie Grety nadal na topie:)
Co jest według ciebie krytyka Grety? Żenujące memy? Grzebanie się w zyciu prywatnym? Stała spiewka, która słysza chyba wszystkie dziewczyny, że zachowała się nie tak jak trzeba, że zrobiła coś nie tak?
Greta miała poruszyc sumienia i to zrobiła, tyle, że temat jak zwykle uwalono skupiajac sie na niej i 'przyległościach', a nie na przesłaniu.
Po co ta pani napisał ten artykuł? Po co tam wmieszała Gretę? Na siłe w dodatku - co pokazałam. Jak chciała napisac cos o straszeniu dzieci to może powinna jednak najpierw z dziecmi o tym pogadać - bo moim zdaniem nie ma o nich pojęcia i już nie pamięta za bardzo jak to było.
Czyli ludzie to idioci, którzy -gdy im coś napisać- bezkrytycznie przyjmują cudzą opinię jako własną? To byłoby zbyt proste- do obalenia rządu wystarczyłoby maźnięcie farbą na murze, przy ruchliwym skrzyżowaniu,"Duda=dupa", a producent makaraonu, aby podwoić zyski, mógłby dopisać pod spodem "żryj lubellę". ;)
Może powinniśmy zacząć od definicji felietonu (za wiki)...
"Felieton (fr. feuilleton „zeszycik, odcinek powieści”) – gatunek publicystyczny, krótki[1] utwór dziennikarski (prasowy, radiowy, telewizyjny) utrzymany w osobistym tonie, lekki w formie, wyrażający punkt widzenia autora[2][3]. Porusza i komentuje aktualne tematy społeczne[3][4], zwraca uwagę na ujemne zjawiska w życiu codziennym[4], często wykorzystując do tego elementy satyry, ironii, humoru itp.[3][4] Wprowadza elementy fikcji literackiej[5]. Cechuje się jednak faktograficznością i dokumentarnością[4][6] – jego punktem wyjścia są prawdziwe wydarzenia, przetwarza konkretne fakty[4]. Z tej perspektywy felieton znajduje się na granicy między literaturą faktu a literaturą artystyczną."
...i zamiast skupiać uwagę na osobie Grety, skoncentrować się na ostatnim akapicie - no, może dwóch ostatnich. Bo może jednak tekst traktuje o czymś innym.
#28:
Nie, i jeszcze raz nie, kijevno.
Bardzo często wykorzystuje się jakiś medialny nośnik, aby niejako "na fali" zwrócić uwagę na coś innego. Ja już zapomniałem o Grecie z tego felietonu, siedzi mi natomiast w głowie to straszenie dzieci (chociaż niekoniecznie Gretą). I w tym kontekście ta Greta bardzo się przydała - bo gdyby nie wzmianka o niej już w pierwszym zdaniu, nie zawracałbym sobie głowy tym tekstem, nie zwróciłbym na niego uwagi i nie zastanawiałbym się teraz, przed snem, czy rzeczywiście jesteśmy tak wredni, że straszymy własne dzieci - niekoniecznie Gretą, a naszymi dorosłymi problemami i sprawami, na zrozumienie których mają jeszcze czas.
Felieton Małgorzaty Mroczkowskiej
Greta Thunberg jest obecnie najsłynniejszą i najbardziej rozpoznawalną na świecie aktywistką walczącą o ochronę środowiska. Cały świat usłyszał o nastolatce, która zaczęła krzyczeć o ochronie planety. Z większością jej postulatów zgadza się właściwie cały świat. Czy jednak ktokolwiek zastanowił się nad tym, jaki na treści, które Greta przekazuje reagują jej rówieśnicy, czyli nasze dzieci?
Wiadomo, że dzieci nie zawsze słuchają tego, co mają do powiedzenia dorośli. Wie o tym każdy rodzic i każdy nauczyciel. Do tego, by dziecko zaczęło kogoś słuchać z uwagą i uczyć się, potrzebny jest autorytet. Dlatego z tym większym zaufaniem dzieci i młodzież na całym świecie zwróciły uwagę na to, co ma do powiedzenia młoda dziewczyna ze Szwecji. Można powiedzieć, że zaufały jej bezgranicznie, bo dziecko w naturalny sposób bardziej identyfikuje się z kimś, kto jest w podobnym do niego wieku. Wielu młodym osobom Greta wręcz imponuje, bo przecież jej osądy są cytowane na całym świecie.
Czy jednak ktokolwiek z nas, dorosłych zastanowił się, jaki wpływ uboczny na dzieci mają poglądy głoszone przez nastoletnią aktywistkę? Wszyscy chcemy ratować naszą planetę, w końcu nikt o zdrowych zmysłach nie będzie podcinał gałęzi, na której siedzi, a przynajmniej nikt nie zrobi tego świadomie. Jednak sposób w jaki obecny stan zagrożenia ekologicznego w jakim znalazła się nasza planeta przedstawia Greta Thunberg jest bardzo agresywny i dosłowny. Do tego dochodzi wyraz jej twarzy, a właściwie grymas niezadowolenia, czy wręcz zniesmaczenia. Jej łzy, roztrzęsienie i ogólna napaść słowna na polityków, jej oskarżenia rzucane na prawo i lewo nie pozostają bez echa w głowach młodych ludzi. Oczywiście te starsze głowy, już nastoletnie, które potrafią samodzielnie myśleć wyciągają odpowiednie wnioski i być może zbudują naszą przyszłość na zdrowych dla planety zasadach.
Co jednak ma pomyśleć dziecko, dajmy na to ośmioletnie, które jest zwyczajnie przerażone wizją końca świata, a do takiego mniej więcej wniosku można dojść po wysłuchaniu mowy Grety Thunberg? Małe dzieci, które słuchają tego, co ma do powiedzenia sławna nastolatka mogą poczuć się zagrożone. A przecież to my, dorośli jesteśmy odpowiedzialni za zapewnienie im spokojnego dzieciństwa, co zwyczajnie im się należy.
Nie chcę być źle zrozumiana. Zgadzam się z tym, co mówi Greta, też jestem przerażona wizją katastrofy ekologicznej, która ponoć się zbliża, ale czy jesteśmy pewni, że chcemy by takimi problemami były obarczone nasze dzieci? Chyba nie tędy droga.
Jak mamy wytłumaczyć małemu dziecku, które książkę Grety może znaleźć w bibliotece szkolnej, że jutro jednak nastąpi i nie będzie końca świata? Dlaczego tak szybko przeskoczyliśmy z opowiadania dzieciom bajek, do karmienia ich wizjami rozpadu i destrukcji? I jaki ma to wpływ na rozwój osobowości takiego młodego człowieka, który zdając sobie sprawę z prawdziwości takiej wizji zwyczajnie przeżywa traumę?
Poprzednie pokolenia przeżywały strach związany z wizją ataku nuklearnego, który zafundować miały nam wrogie mocarstwa. W szkole były nawet zajęcia, na których uczono jak w razie ataku chować się pod stół i trzymać się z daleka od ścian, które mogłyby się zawalić. Dzisiejsze pokolenie jest od małego karmione wizją rozpadu planety. Z tą jednak różnicą, że nikt nie uczy gdzie chować się i uciekać.
A może człowiek po prostu lubi się bać i lubi straszyć dzieci? Tylko taki wniosek przychodzi mi na myśl. Mimo wszystko bardzo współczuję wszystkim dzieciom, które przerażone takimi wizjami muszą kłaść się spać z brakiem pewności, czy jutro w ogóle nastąpi.