Aby zrozumieć gest Lichockiej trzeba cofnąć się do okresu sprzed 2010 roku i spojrzeć z szerszej perspektywy na okres pomiędzy katastrofą w Smoleńsku i wyborami w 2015 roku. Nie chce mi się tego opisywać bo i tak po dwóch wersach się pogubicie (z całym szacunkiem dla waszych możliwości intelektualnych) więc zapewne wystarczy streszczenie tematu do porównania roli Lichockiej w Radzie Mediów Narodowych do roli Macierewicza i jego kultu "smoleńskiego".
Lichocka jest medialnym orężem PiS wspierającym z pozycji Rady Medióœ Narodowych telewizję publiczną i jest (a przynajmniej była do tej pory) darzona większym zaufaniem "Prezesa" niż niejeden polityk partii.
Podczas ostatniego "występu" poczuła się tak pewnie, że tanecznym krokiem pomaszerowała po "uścisk Prezesa", a następnie euforycznie pokazała co sądzi o reszcie (nie tylko o opozycji).
Gest był totalnie nieprzemyślany i oparty na zaufaniu "Prezesa" ale problemem dla PiS jest moment i okoliczności w którym został pokazany.
Z jednej strony na szali onkologia, a z drugiej TVP ale ważniejsze jest tło, a tłem tym jest kampania prezydencka.
I tu właśnie mamy przykład jaką długą trzeba przejść drogę na szczyt i jednym palcem spowodować upadek na dno.
"Prezes" jej tego nigdy nie wybaczy i pewnie za jakiś czas dowiemy się, że Lichocka straciła "zaufanie JK", stała się "postacią marginalną" w partii aby w końcu zostać osobą zapomnianą.
Jakie jest wasze zdanie?