Rozsądek swoje, życie swoje, a polityka swoje. Mimo wielokrotnie obiegających media zapewnień ekspertów, że imigracja przynosi Wielkiej Brytanii w zasadzie same korzyści, brytyjski premier najwyraźniej nie rezygnuje z walki o jej ograniczenie.
Na początku miesiąca David Cameron powołał do życia grupy zadaniowe (“taskforces”), mające zmierzyć się z najważniejszymi wyzwaniami, stojącymi przed Wielką Brytanią i jej rządem.
Grup jest 10, przewodzą im ministrowie, często - ważni na tutejszej scenie politycznej i ze sporym doświadczeniem (m.in. kanclerz George Osborne oraz minister spraw wewnętrznych Theresa May). Każdej przyporządkowano określone dziedziny z zakresu administrowania krajem: mieszkalnictwo, opieka nad dziećmi itp.
Przewodnictwo w jednej z nich objął sam brytyjski premier. Nietrudno stąd o wniosek, że traktuje ją priorytetowo. A tak się (nieprzypadkowo) składa, że jest to grupa ds. imigracji.
Szef brytyjskiego rządu nadal stoi na stanowisku, że ograniczenie napływu cudzoziemców do UK jest bardzo ważnym zadaniem, stojącym przed tutejszym rządem. “Net target”, który torysi od dawna obiecywali osiągnąć (chodzi o zmniejszenie imigracji netto do UK do poziomu 100 tys. osób rocznie, co dotychczas się partii nie udało) ciągle jest aktualny.
Mimo dotychczasowych porażek na tym polu - z ostatnią, którą była już kompletną klęską (imigracja netto wyniosła ponad 300 tys. osób) - David Cameron niezłomnie ogłasza, że imigrację będzie zmniejszał. Stąd zapewne i objęcie przezeń odpowiedniej “taskforce”.
Jak podają autorzy serwisu Work Permit , George West i Sanwar Ali, zasadniczym celem “grupy premiera” będzie obniżenie imigracji netto (a więc liczby osób, które faktycznie powiększają populację Wielkiej Brytanii, co oblicza się wskutek porównania różnicy między liczbą wyjeżdżających a przyjeżdżających) do poziomu 100 tys. osób rocznie.
Jak ma się to udać? Zdaniem premiera, cytuje Work Permit, do celu prowadzić będą takie kroki jak stworzenie w brytyjskich firmach kilku milionów miejsc dla stażystów, którzy wykształcą się w ten sposób i zastąpią pracowników zza granicy. Ci ostatni nie będą więc już więcej potrzebni.
Premier chciałby także, aby brytyjscy pracodawcy ponosili większe koszty związane z zatrudnianiem cudzoziemców, a to poprzez ponoszenie opłat wizowych za pracowników, którzy tychże wiz potrzebują. To zresztą nie wszystkie pomysły.
Oczywiście, nie wspomnieliśmy jeszcze o kluczowym dla ruchu pracowników z UE referendum, w którym, jak obiecuje premier, brytyjscy obywatele mogliby podjąć decyzję o dalszych losach ich ojczyzny w Unii, a które może odbyć się w 2017 r.
Eksperci twierdzą jednak, że ani imigracja nie szkodzi Wielkiej Brytanii, a wprost przeciwnie, ani że środki, by ją “zwalczać” nie mają sensu. W co więc wierzy premier Cameron i o co mu tak naprawdę chodzi?
Wszak jak powiadają, nie ma dymu bez ognia.
Komentarze 24
Walka o ograniczenie imigracji to znakomity pretekst, żeby pozatrudniać kolegów i koleżanki na ciepłych, stabilnych i dobrze płatnych posadkach. Pieniążki podatników popłyną szerokim strumieniem na analizy, raporty, sprawozdania i wytyczne. Brytyjczycy zamiast walczyć z globalnym ociepleniem czy chorobą wściekłych krów wolą bohatersko stawić czoła imigracji. Powodzenia!
Imigranci, tania sila robocza - pomagali i pomagaja budowac ten kraj, tak bylo, jest i bedzie. Lepiej walczyc z terroryzmem, lepsza kasa za te raporty wspomniane.
za to latwiej walczy sie z wrogiem, ktory nie jest jednoznacznie okreslony i sie nie broni, szczegolnie ze tzw walka jest tylko biciem piany obliczonym na pozyskanie wyborcow
Chodzi przede wszystkim o przesyt ludzmi, "ludzie-ludzmi" sa juz zmeczeni, naprawde tego nie rozumiecie?, czy stale musicie walkowac ten temat?,
#4-no bo ta sami przyjemni, mili Brytyjczycy