Do góry

Imigracja: odpowiedzialność zbiorowa

Przez brytyjską prasę przebiegła iskra: oto obiecywany przez partię konserwatywną “net immigration target” polegnie z kretesem. Napływ obcych do Wielkiej Brytanii miał spaść do 100 tys. rocznie, tymczasem już wiadomo, że w roku 2015 - o ironio, roku wyborów i rozliczania z danych pięc lat temu obietnic - dane o imigracji wskazują, że jest ona na poziomie trzykrotnie wyższym.

Torysi będą musieli przyznać się do porażki. Jak wpłynie ona na wynik wyborów, przekonamy się niebawem wszyscy.

Pytanie, które się natomiast nasuwa, to czy - jeśli ten wynik to w ogóle porażka - kto jest za nią odpowiedzialny? Nie sami bowiem tylko torysi są tu winni. Odpowiedzialność za imigrację do UK to odpowiedzialność zbiorowa.

Świat “on the move”

W reakcji na najnowsze dane Henrietta Morre pisze w The Telegraph w materiale Let’s be honest about immigration – it’s about work, not benefits):

(…) pytanie, które tu powstaje, i które niemal nigdy nie pada publicznie, to dlaczego tak wielu ludzi jest w ruchu?

No, właśnie. Dobre pytanie. I nie jedyne warte zadania.

Jak dalej pisze H. Moore, w ruchu jest generalnie cały świat. Nigdy jeszcze “w podróży” nie było nas tak wielu. Oczywiście, nigdy jeszcze nie było tak wielu ludzi na świecie, więc właściwe porównanie wymagałoby zestawienia odpowiednich procentów: ilu z mieszkańców Ziemi w takim a takim czasie było “stacjonarnych”, a ilu wędrowało w poszukiwaniu pracy, czy lepszego życia.

Załóżmy jednak, że oprzemy się tylko na liczbie podawanej przez Moore za ONZ: 232 mln ludzi ma dziś status emigranta. Liczba ta przemawia do wyobraźni - 232 mln musi się gdzieś podziać. Siłą rzeczy, jesli konstytuują oni “imigrację” - to będzie ich widać. Nawet w Chinach, a co dopiero w znacznie mniej licznych krajach. Zwyczajnie, te 232 mln to sporo ludzi do pomieszczenia.

Wielka wędrówka ludów

Oczywiście, powyższe to proste, raczej żartobliwe wyjaśnienie. Bo czemu owe 232 mln wędruje, a więc jaka jest rzeczywista przyczyna globalnego “on the go”? Ano, to jest własnie jedno z tych pytań wartych zadania. Czemu ludzie wędrują?

W przeprowadzonej kiedyś rozmowie Emito na temat psychologicznych podłoży migracji padło stwierdzenie, że aby ruszyć się ze swojego miejsca w życiu, trzeba po prostu odczuć taką potrzebę. Może ona jednak wynikać z różnych przesłanek. H. Moore pisze o tym, iż z owych 232 mln ludzi wielu nie tyle szuka lepszego życia, ile ratuje jakiekolwiek. Innymi słowy, uciekają przed wojną, zamieszkami, konfliktami zbrojnymi, czasem chorobami, czasem nędzą tak straszną, że zagrażającą życiu.

Jak długo więc pewne kraje świata wstrząsane będą tragediami, konfliktami, cierpieć będą biedę - ludzie będą je opuszczać, ratując co się da. Państwa, do których ci ucieknierzy trafiają, mają w jakimś sensie związane ręce. Jeśli będą zamykać oczy na problemy innych, jeśli odwracać będą od nich z zakłopotaniem wzrok, w tym na zasadzie: dość już mamy problemów, i swoich, i waszych - problem imigracji zawsze będzie istniał.

Dopóki bowiem gdzieś jest choć trochę lepiej, opłaca się podejmować trud i próbować tam dostać. Trochę jak w osmozie. Tak, kraje bogatszego, dobrze dożywionego Zachodu mają “dosyć”. Tylko, że nie ma na to żadnej rady. Mogą nie robić nic, a łodzie z imigrantami na Lampedusę nadal będą płynęły - bo na całym świecie są całe rzesze biednych, nieszczęśliwych czy zagrożonych wojną ludzi.

W mniejszym wymiarze, ale także dotyczy to krajów, z których ludzie wędrują w ramach emigracji zarobkowej. Oni także przecież szukają jakichś “wysepek” lepszej rzeczywistości. I znowu - jeśli kraje borykające się z imigracją nie postawią na zrównoważony rozwój, jesli nie zrezygnują z myślenia o świecie w kategoriach “my bogaci, bo zasługujemy na to”, “oni - biedni, bo widać także zasługują na to”, nic się w kategoriach imigracji nie zmieni.

“Oni” zawsze będą chcieli spróbować się przedostać do lepszego świata. Dzielenie kuli ziemskiej na strefy tych, co bronią się przed “hordami przyjezdnych” przypominać zawsze będzie skazaną na kleskę próbę obrony oblężonej twierdzy. Zwłaszcza gdy przypomnimy sobie, że “atakujące armie” są nieprzeliczone.

Twierdza: broni i… po cichu zajada

W dodatku, przytomnie zauważa H. Moore, my przecież tak naprawdę potrzebujemy tych imigrantów:

Kto inny będzie wstawał o 3 rano i 12 godził zbierał sałatę w Lincolnshire?

A przecież owe rzesze imigrantów to nie tylko ci Bogu ducha winni zrywacze sałaty czy truskawek. Wielka Brytania potrzebuje rzesz wykształconych kadr: nie dalej jak jesienią pisano o poziomie edukacji w UE, w tym, że wyższe wykształcenie ma 24 proc. Brytyjczyków.

Przyjeżdżający do UK imigranci z UE mają je trzy razy częściej (62 proc. z nich ma wykształcenie wyższe). A jest Wielka Brytania jedną ze światowych gospodarek, ósmą czy dziewiątą w rankingach. Próby budowania ekonomii nowoczesnych technologii i przemysłu bez wykształconych kadr są po prostu skazane na niepowodzenie. Albo kadry, albo nie będzie pierwszej dziesiątki.

A więc twierdza broni się przed atakującymi armiami, ale jej obrońcy przymykają oczy na partyzantkę, która przedostaje się za mury. A następnie tkwią w rozkroku: partyzanci są bowiem potrzebni, by naprawiać co bardziej skomplikowaną broń, konstruować nową, przyrządzać strawę dla zmęczonych wojsk, wietrzyć zapasy, opiekować się starymi rodzicami obrońców czy ich dziećmi.

Innymi słowy, bez cholernych partyzantow twierdza musiałaby od razu wywiesić białą flagę. Oficjalnie jednak potępia się ich, często - w czambuł (“jest ich za dużo, za dużo ich wpuściliśmy”), a od czasu do czasu spektakularnie szuka, obiecują przeróżne sankcje, z ostentacyjnym wyrzucaniem do fosy włącznie.

Gdybanie

Gdyby obrońcy twierdzy nie potrzebowali partyzantów, nie musieliby ich wpuszczać. Gdyby ich własna armia umiała gotować i sprzątać, zrywać sałatę i truskawki, budować i konserować mury, pielęgnować starych i nieodrostki, wreszcie zajmować się bronią - nie byłoby przepuszczania przez zwodzony most czy przymykania oczu, gdy przedostają się kanałami.

Nie raz, nie dwa, podejmuje Wielka Brytania debatę na temat poziomu wykształcenia jej młodzieży. Poziomu, który nie jest może żenująco niski, ale do wysokich także mu daleko. Wspominaliśmy, że wyższe wykształcenie ma w UK 24 proc. populacji. W testach PISA młodzież szkolna wypada co najwyżej średnio (zob. materiał: Młodzi Polacy w światowej czołówce uzdolnień językowych - poznaj wyniki). Gdyby brytyjskie kadry były lepszym wyborem dla tutejszych pracodawców, wybierali by przecież z własnego podwórka, bo jest to zwyczajnie łatwiejsze. Skoro tego nie robią, widać mają powód. Partyzanci są potrzebni. Ale nawet gdyby nie byli, to bądźmy szczerzy - nadal oblegaliby twierdzę.

Moore pisze też:

(…) UK jest w trakcie przestawiania się na gospodarkę niskiej płacy, w której słabo zarabiający, na niepewnych posadach, pracujący długie godziny ludzie, których nikt nie szanuje, są łatwym celem.

A, czyli partyzanci są też potrzebni, bo obrońcy twierdzy są słabo opłacani, sfrustrowani, król zalega z żołdem, a jeśli już go płaci, to jest denny. Nic dziwnego, że nikomu nic się nie chce.

Strzał w stopę

Kolejne błędy w brytyjskiej polityce, i to nie tylko imigracyjnej, powalają jej sprawców na kolana. Każda kolejna strategia jest jak nieumyślne strzelanie sobie: to w stopę, to w kolano, to w podbrzusze wreszcie.

Przekonanie, że pomoc socjalna to słabość systemu (vide prowadzone już od kilku lat rozmontowywanie systemu pomocy społecznej, prowadzone jako walka z “benefit tourism”) sprawia, że jest ona widziana jako podejrzana sama z siebie. Ludzie, którzy z niej korzystają robią to nie dlatego, że potrzebują tylko dlatego, że jest powszechnie dostępna, łatwa do zdobycia i służy, gdy nie chce się pracować. Brzmi znajomo? Tak, taką mantrę słyszymy od lat z ust “zwalczaczy zasiłkowej imigracji”.

Skoro słyszymy taką mantrę my, słyszą i inni. W rezultacie, choć raczej niechcący (ów nieumyślny strzał w stopę) brytyjscy politycy zwalczając “benefit tourism” niechcący zareklamowali swój kraj jako zasiłkowy raj. I nieważne, że w gruncie rzeczy pod względem “socjalu” Wielka Brytania jest w UE co najwyżej pośrodku tabeli. Reklama, jak wszak wiadomo, dźwignią handlu. Na reklamę brytyjskiego systemu zasiłków udało się narwać wielu.

To jedni z tych, co oblegają.

Gospodarka, głupcze

Jest Wielka Brytania jedną z 10 najpotężniejszych gospodarek świata. Co ciekawe, taki wynik osiąga kraj, w którym przeciętny standard życia jest co najwyżej średni: jak już wpominaliśmy, wykształcenie wyższe ma 24 proc. społeczeństwa. Reszta więc od 16 lub 18 roku życia zasuwa do pracy.

Wielka Brytania ma najmniejsze mieszkania w UE, zaś o służbie zdrowia można by opowiadać legendy. Dość powiedzieć, że wedle BBC NHS ma najlepsze wyniki pod względem opieki nad zdrowiem społeczeństwa - pod warunkiem, że uwzględni się jak małe pieniądze na nich przeznacza. Innymi słowy - za te pieniądze, która na to ma, faktycznie dokonuje cudów.

Imigracja jest zjawiskiem, z którym żyjemy w dzisiejszym świecie. Tym samym, w którym politycy odpowiadają za wszystkie inne zjawiska. Od tego w końcu - nawet oni sami to przyznają - są.

Za imigrację najmniej odpowiedzialni są imigrujący. Wszyscy inni - ponoszą odpowiedzialność zbiorową.

Komentarze 5

Profil nieaktywny
Konto usunięte
#127.02.2015, 15:49

Imigracja to normalnosc, zawsze tak bylo, czlowiek ma prawo zyc tam gdzie chce i Nikt i nic tego nie zmieni, tak to wyglada,

Stirlitz
Edinburgh
1 926
#227.02.2015, 18:59

Mylisz się panie kompozytorze :)
Człowiek może się domagać prawa do zamieszkania gdzie chce ale nie zawsze mu to prawo przysługuje. Spróbuj wjechać do USA bez wizy. Ew do nowej Zelandii?

pablorico83
331
#327.02.2015, 20:13

composer-fajnie ci jest być cyganem?twoja sprawa.ja chciałbym mieszkać, pracować i wychowywać dzieci w Ojczyźnie. życie na dwa domy jest trudne ale bliżej mi do Polski niż do uk i tylko dobra kasa mnie tu trzyma.

Mazio
10 190 1
Mazio 10 190 1
#528.02.2015, 08:41

Co za bełkot rozczarowana. "Parchate świnie anty-polskie PO" sprawiły, że nie masz w sobie potrzebnej do osiągnięcia sukcesu inicjatywy? Popartej inteligencją, inicjatywą, silną wolą, wyobraźnią, uporem i szczęściem, które to cechy są potrzebne są aby osiągnąć sukces, wszędzie tam gdzie ludzie żyją w społecznościach. Przestań pieprzyć od rzeczy i spójrz prawdzie w oczy - wszędzie gdzie emigrujesz zasilisz warstwę plebsu. Wtedy łatwiej będzie ci zrozumieć, że to co robisz też ma jakąś wartość.