“Co mnie zawsze zaskakuje, to to, że gdy przyjeżdżasz do tego kraju, to nazywają cię imigrantem, ale jeśli się stąd wyprowadzasz, to jesteś “expatem”. Nadal jest o wiele za dużo negatywnego nastawienia wobec przyjezdnych…(…)”
To słowa Lorny, która przyjechała do Wielkiej Brytanii kilkanaście lat temu. Jest “pseudo-imigrantką”, gdyż jej ojczyzną jest Tristan da Cunha - wyspa na południowym Atlantyku, brytyjskie terytorium zamorskie.
Nawet i ona jednak, choć przez Brytyjczyków znacznie chętniej uważana za “swojaczkę”, zauważa ich problem z przyjezdnymi.
Z obywatelką Tristan da Cunha, a także innymi imigrantami, tym razem z bardziej “egzotycznych” niż zwykle miejsc, rozmawiał Independent.
Z materiału dziennikarza gazety Simona Hemelryka wynika jednak, że problem Brytyjczyków z imigracją może również… nie istnieć. Zależy od tego, kto ocenia: Brazylijczyk (a z pochodzenia także Indianin) Paulo uważa Wyspy za bardzo przyjazne miejsce, w którym ludzi traktuje się z większym szacunkiem, niż w jego rodzimym kraju.
Czytajcie więcej w materiale General Election 2015: How do immigrants from Britain’s smallest minorities feel about one of the hottest issues affecting the polls?
Komentarze 17
Stolicą nietolerancji jest Primark
Mi się wyjątkowo podoba historia Anthonego Stokesa. Czarnemu nastolatkowi odmawiają przeszczepu serca z powodu przestępczej przeszłości. Media dostają kota równo skandując "rasizm" [he dunn nuffings mista ofissa]. Chwilę po przeszczepie koleś dokonuje włamu, ostrzeliwuje starszą kobietę, kradnie samochód i ginie w pościgu policyjnym. Tylko tego serca szkoda. Mogło uratować człowieka.
Byłą po stronie czarnych, do czasu.
Jest czarniejszy od niej więc te jej uczynki rasizm