Do góry

Polacy w Niemczech - wszechobecna, lecz niewidoczna mniejszość

Trudno sobie wyobrazić funkcjonowanie wielu dziedzin życia w Niemczech bez Polaków, którzy są wszechobecni lecz niewidoczni - mówi Peter Loew, autor książki “My Niewidzialni. Historia Polaków w Niemczech”. Loew jest wicedyrektorem Instytutu Spraw Polskich (Deutsches Polen-Institut) w Darmstadt.

Fot. © flyinger - Fotolia.com

Jak rozumie Pan tytuł swojej książki? Czy to Niemcy nie dostrzegają Polaków, chociaż są oni w Niemczech wszechobecni, czy też raczej to Polacy w Niemczech ukrywają swoją tożsamość, starając się nie rzucać w oczy i jak najszybciej wtopić w niemieckie społeczeństwo.

Peter Loew: Chyba jedno i drugie. Są zarówno niewidzialni, jak i niewidoczni. Chociaż spotyka się ich na każdym kroku - jako rzemieślników, górników, sprzątaczki, pielęgnujące niedołężnych osoby, bez których Niemcy nie mogliby funkcjonować. To, że nie rzucają się w oczy, to dlatego, że nie widać po nich, że są obcy, nie różnią się od przeciętnego Niemca. Z drugiej strony Polacy nie zabiegają też o to, żeby ich zauważono, nie podkreślają swojej polskości, łatwo się integrują. Oczywiście są wyjątki, ale przeciętny Polak w Niemczech wtapia się w społeczeństwo niemieckie.

Podczas niedawnej dyskusji o pańskiej książce w Centrum Badań Historycznych PAN w Berlinie szef placówki Robert Traba wysunął tezę, że przyczyną niechęci do podkreślania polskości przez imigrantów z Polski był kompleks niższości wobec Niemców, czy wręcz różnice klasowe między Niemcami a Polakami. W minionych stuleciach Niemcy byli elementem dominującym, Polacy poddanymi, robotnikami, pomocnikami - znajdowali się na niższym szczeblu w hierarchii zawodowej i społecznej. Stąd chęć ukrycia polskości. Dowartościowanie możliwe było dzięki zatajeniu polskości. Czy zgadza się pan z tą tezą?

Zasadniczo tak. Polacy którzy w XIX i XX wieku masowo emigrowali do Niemiec, byli prostymi robotnikami, byli najczęściej gorzej wykształceni niż niemieckie otoczenie, bez wyższego czy średniego, a często nawet bez żadnego wykształcenia. Ich celem był chleb, walka o przeżycie, a nie pielęgnowanie kultury, tożsamości czy tradycji. Celem było zapewnienie sobie i swoim dzieciom egzystencji. Dopasowywali się do otoczenia. Wtapiali się szybko w niemieckie otoczenie, szczególnie na zachodzie Niemiec. Już w drugim czy trzecim pokoleniu stawali się Niemcami.

Mówiąc o polskich emigrantach w Niemczech, myślimy przede wszystkim o dwóch ostatnich stuleciach. Ale związki polsko-niemieckie mają w rzeczywistości dużo dłuższą historię…

Wzajemne kontakty istnieją od początku istnienie obu krajów, od czasów Mieszka I i Bolesława Chrobrego. W XVI wieku na teren państwa Zakonu Krzyżackiego w Prusach Wschodnich emigrowali Mazurzy. Polska szlachta studiowała na niemieckich uczelniach. Po rozbiorach w XVIII wieku Polacy stali się dużą mniejszością w Prusach. Jednak masowe migracje to zjawisko znane od lat 80. XIX wieku.

W Austro-Węgrzech czy Rosji Polacy po utracie własnej państwowości robili kariery polityczne. W Prusach, a potem w cesarstwie niemieckim trudniej było się chyba Polakom przebić?

Na początku - w XVIII wieku - było to możliwe. W mniejszym stopniu w Prusach, w większym w Saksonii. Ale i w Prusach mamy do czynienia z przyjaźnią Fryderyka Wielkiego z biskupem Ignacym Krasickim. W XIX wieku należy wspomnieć o związkach Hohenzollernów z Radziwiłłami. Przedstawiciele obu rodów spotykają się niemal jak równy z równym. Swoją drogą ciekawe, jak potoczyłaby się historia, gdyby książę Fryderyk Wilhelm (późniejszy cesarz Niemiec Wilhelm I) ożenił się z Elizą Radziwiłłówną, w której był na zabój zakochany.

W XIX wieku Polakom rzeczywiście bardzo trudno było dojść do wysokich stanowisk. Elity pruskie obawiały się największej mniejszości, jaką byli Polacy. Po ostatnim rozbiorze Polacy stanowili 40 proc. ludności Prus, a pod koniec XIX wieku ponad 10 proc. Władze w Berlinie bały się utraty ziem na wschodzie. Robiły wszystko, by nie dopuścić do wzmocnienia żywiołu polskiego. Dlatego blokowały kariery Polaków w administracji czy wojsku.

Niewielu Polakom udało się przełamać te sztuczne bariery. Jednym z wyjątków był hrabia Bogdan Hutten-Czapski, który stał się zausznikiem cesarza Wilhelma II. W pruskiej armii służyło 40 tys. Polaków, ale żaden z nich nie doszedł do stopnia generała. Nie lepiej było na uczelniach - w Prusach niemal nie było polskich profesorów. Największe kariery robili artyści, muzycy, malarze. Julian Fałat i Wojciech Kossak byli nadwornymi malarzami Wilhelma II.

Polacy w Niemczech byli i są grupą niesłychanie różnorodną, wymykającą się sztywnym kryteriom. Kto pana zdaniem należy do tej grupy?

Największą grupę stanowią aussiedlerzy (przesiedleńcy). Przyjeżdżali do RFN od lat 50. aż do czasu, gdy Polska stała się demokratycznym niepodległym państwem - do 1990 roku.

Ale czy można ich zaliczyć do Polaków? Przecież przesiedleńcy wyjeżdżali z Polski, deklarując stuprocentową, jeśli nie 200-procentową niemieckość?

Oczywiście nie wszystkich można zaliczyć do osób o polskich korzeniach. Ale prawie wszyscy przywozili tożsamość polską, znajomość polskiego języka, polskiej kultury. Gdyby ich zapytać, to pewnie większość powiedziałaby, że nie czują się Polakami, ale moim zdaniem mają Polskę w sobie, to jest element ich tożsamości. To sprawa dyskusyjna, ale ja zaliczam ich do grupy Polaków w Niemczech, do grupy osób polskojęzycznych.

Kto jeszcze należy do polskiej grupy w Niemczech?

Istnieje oczywiście stara, przedwojenna Polonia. Jest ich mało, ale oni i ich potomkowie są w Niemczech. Wśród niemieckich wypędzonych też jest niemało Polaków - osób dwujęzycznych, Ślązaków, którzy trafili w czasie wojny na volkslistę. No i jest oczywiście nowa imigracja z okresu po 1990 roku. Są wśród niej ludzie, którzy przyjechali pracować, ale też coraz częściej Polacy pragnący kształcić się, studiować na niemieckich uczelniach.

Wielu z nich mieszkało i pracowało w Niemczech półlegalnie - na budowach czy w rolnictwie. Są też robotnicy sezonowi - rocznie 200 tys. osób. A poza tym cała masa innych, którzy tutaj prostu są, choć nie wiemy, dlaczego. Od 2004 roku mogą bez żadnych przeszkód przyjeżdżać. W końcu 2013 roku w Niemczech mieszkało 600 tys. osób z polskimi paszportami.

Ile jest w Niemczech osób o polskich korzeniach?

To wielka niewiadoma. Ja szacuję ich liczbę na 1,6 mln do 2 mln. Ale bardzo trudno potwierdzić te liczby.

Czy Polacy powinni mieć status mniejszości narodowej? O taki status zabiega Związek Polaków w Niemczech. W książce przytacza Pan opinię Anny Wolff-Powęskiej, byłej dyrektor Instytutu Zachodniego w Poznania: “Dotąd nikt nie potrafił udowodnić, że status mniejszości narodowej przyniósłby ludziom więcej korzyści niż (obecnie obowiązujący) status grupy etnicznej”.

Większość mieszkających w Niemczech Polaków nie miałaby z takiego statusu żadnego pożytku. Uważam ponadto, że wywalczenie takiego statusu jest niemożliwe, ponieważ Polacy nigdy nie stanowili prawnie uznanej mniejszości. Patrząc realnie, Polacy są grupą powstałą w wyniku migracji w minionych 120 latach. Grupa migracyjna to co innego niż grupa osiadła.

A jak ocenia Pan najnowszą falę imigracji - czy młodzi Polacy chcą nadal być niewidoczni, czy też są pozbawieni kompleksów, są po prostu Europejczykami?

Dla większości tych młodych ludzi polskość nie jest pojęciem kluczowym. Nie ukrywają, że są Polakami, ba, są nawet z tego dumni, ale nie uważają, że muszą to akcentować, eksponować. Są członkami społeczeństwa międzynarodowego, dziś żyją Niemczech, a jutro być może w Hiszpanii czy innym kraju UE. Nie czują się jak mniejszość, są po prostu obywatelami Europy.

Z drugiej strony u części tej młodej migracji widać zafascynowanie własnymi korzeniami. Zakładają stowarzyszenia, kluby, grupy muzyczne, pielęgnując tradycję polską. To fajnie, bo Polacy mogą wnieść dużo do kultury i dyskusji niemieckich. Jesteśmy sobie bliscy, dlatego Polacy są cennymi obserwatorami i komentatorami wydarzeń w Niemczech i vice versa.

Komentarze 2

arthurgordon
344
#125.01.2015, 11:47

Swietny artykul,mądre pytania i prawdziwe odpowiedzi,nie zmanipulowane" Political correction"-wymyslem amerykanskim.Mozna by jeszcze wspomniec,o falszowanych metrykach tysięcy Spaetaussiedlers , ktorzy przybyli do Niemiec po zasilki,ale to Wielka Germanska Tajemnica,podobna do tajemniczej liczby falszywych Żydów ze Związku Sovieckiego zyjących w Izraelu.

Profil nieaktywny
beato
#204.02.2015, 15:18

Zakłamany tekst
"Uważam ponadto, że wywalczenie takiego statusu jest niemożliwe, ponieważ Polacy nigdy nie stanowili prawnie uznanej mniejszości. "

Bzdura, bo Polacy stanowili uznaną mniejszość narodową i dopiero za Hitlera odebrano im ten status. Obecne Niemcy podtrzymują decyzję hitlerowskiej administracji.