Po ogłoszeniu wyników referendum w sprawie Brexitu, myśl o powrocie do Polski z pewnością wielu z nas stała się bliższa. Swoimi powrotowymi doświadczeniami, dwa lata po powrocie, dzieli się Klaudia.
Łatwe początki emigracji
O tym, że któregoś dnia wrócę do Polski na stałe, wiedziałam od zawsze, nie byłam tylko pewna kiedy…
Przyjechałam do Anglii z chłopakiem w 2004 roku. Według pierwotnych planów mieliśmy tu zostać rok, ale życie układało nam się zbyt dobrze, żeby zrezygnować z emigracji tak prędko: szybko znaleźliśmy pracę, dostaliśmy awanse, mieliśmy dobre wypłaty….
Czuliśmy, że to nasze 5 minut, że oprócz zdobycia doświadczenia na kierowniczych stanowiskach oraz podszlifowania języka, wyjazd mógłby być także okazją by zaoszczędzić fundusze na jakieś mieszkanko, może nawet samochód, podróże… Oboje rozwijaliśmy się w zawrotnym tempie, ale woda sodowa nie uderzyła nam do głowy. Nie odmawialiśmy sobie niczego, ale również sporą część wynagrodzeń wpłacaliśmy na konta oszczędnościowe. Szczerze? Na jaki czas przestaliśmy myśleć o Polsce.
Sytuacja zmieniła się w 2009 roku; zimą ruszyła budowa naszego domu w Polsce, jesienią okazało się, że jestem w ciąży. Mieliśmy wystarczająco odłożonych pieniędzy na doprowadzenie domu do stanu surowego zamkniętego, włącznie z hydrauliką i elektryką.
Podjęliśmy jednak decyzję, że zostaniemy w UK jeszcze ze dwa lata i zarobimy wystarczająco pieniędzy, by urządzić wnętrza. Pracowałam w dni wolne mojego męża, w rezultacie wymijaliśmy się w gonitwie za pieniądzem, zamiast żyć razem.
Zaczęłam intensywniej myśleć o powrocie do kraju: to już nie było to, co na początku, życie w UK podrożało, a pensje opornie szły w górę. Właściwie to tylko pensja męża szła w górę, bo z mojej wypłaty wystarczało tylko na czynsz…
W 2012 roku na świat przyszedł nam kolejny syn, musiałam zrezygnować z pracy, a życie na emigracji z jedną wypłatą straciło sens. Przecież tyle samo pieniędzy mogliśmy mieć w Polsce. Zarobki byłyby mniejsze, ale mieszkalibyśmy na własnym, więc odpadłyby opłaty za czynsz. Mąż obawiał się powrotu - to ja podjęłam decyzję.
Praca, biurokracja i opłaty
Wróciliśmy do Polski dwa lata temu i jeszcze nie było dnia, żebyśmy żałowali. Tak, na początku doszukiwałam się samych złych stron w społeczeństwie, gospodarce i innych sektorach, pogoda mi doskwierała, do tego komary i meszki, ale to szybko minęło, Polska wchłonęła mnie całkowicie, o dzieciach nie wspominając. Założenie było takie, że mąż – szef kuchni – poszuka pracy po krótkim urlopie, a ja zajmę się wystrojem wnętrza naszego domu, odchowam najmłodsze dziecko, z czasem, bez presji, poszukam pracy.
Wszystko ładnie, pięknie, prawda? Nie do końca… Po przyjeździe zarejestrowaliśmy się w Urzędzie Pracy jako bezrobotni, złożyliśmy wnioski o przyznanie zasiłku po 10 latach pracy w UK… dostaliśmy odmowę.
Urząd Pracy tłumaczył to przepisem o tym, że o zasiłek należy ubiegać się w miejscu pracy i zamieszkania, czyli w naszym wypadku: UK. Na nic zdały się udokumentowane argumenty o naszym związku emocjonalnym i fizycznym z Polską, takie jak regularne urlopy i pomoc finansowa dla rodziny. Odwołanie również nie przyniosło skutku.
Dlatego jeśli zamierzamy wrócić do Polski, a nie mamy jeszcze propozycji pracy, namawiam do aplikacji o Jobseeker’s Allowance w Wielkiej Brytanii - należy nam się wtedy transfer zasiłku do Polski po pierwszym miesiącu jego otrzymywania w UK.
Co do pracy, to męzowi na szczęście szybko udało się znaleźć satysfakcjonującą posadę. Mieszkamy w stutysięcznym, nieatrakcyjnym turystycznie mieście. Mąż jest kucharzem. Ale dzięki temu, że CV zawsze roznosi osobiście, od razu przygotowany, w garniturze prosi o rozmowę z menedżerem lub przełożonym, któremu pokazuje na laptopie swoje kulinarne dzieła, robi wrażenie. Pod koniec rozmowy maż zawsze prosi o dzień próbny i pokazuje w realu co potrafi.
Ponieważ, nigdy wcześniej nie pracował w Polsce i nie znał tutejszego systemu, wybrał mniej płatną pracę: pozycję Chef-de-Partie, bez zobowiązań, w celu zdobycia doswiadczenia w gastronomii w Polsce. Wkrótce już zacznie pracę w innym miejscu, tym razem na kierowniczym stanowisku: Executive Chef.
Ja z kolei, wciąż jako młoda mama, zarabiam z domu, blogując. Razem wyciągamy miesięcznie okrągłe 4000 zł domowego budżetu - to wystarczy, bo nie mamy kredytu. Rachunki wynoszą nas miesięcznie: 2210 zł (+ ewentualne 310 zł przedszkole dla zainteresowanych). Z kolei na jedzenie, i codziennie zakupy, łącznie z chemią i rzeczami dla dziecka, wydajemy ok. 1400 zł, przy czym wliczam w to też imprezy typu organizowanie grilla dla znajomych. Prawda jest taka, że każdego miesiąca bylibyśmy w stanie odłożyć około tysiąca złotych, gdyby nie wykończeniówka domu.
Warto wracać?
Jeśli się tęskni za domem i jest do czego - trzeba próbować. My nie mamy czego żałować. Jest tak, jak to sobie wyobrażaliśmy przez te 10 lat tułaczki. Otaczamy się rodziną i znajomymi i spełniamy swoje marzenia o domu, ogrodzie, warzywniaku, kurniku i spokojnym życiu, w końcu u siebie, między swoimi ludźmi. Tutaj nikt nam nie powie “wracaj skąd przyjechałeś”.
Co trzeba zrobić, by powrót się udał? Polegać na sobie! Z mężem wykorzystaliśmy każdą życiową sytuację, każdą nadarzającą się okazję do cna. Warto też mieć samozaparcie by nie przetrwonić ciężko zarobionych pieniędzy.
Według mnie, wszystko zależy od nas samych i sposobu naszego myślenia. Nie popełniajcie błędu idąc z prądem, narzekając, jak inni, na brak pracy, perspektyw. Wykorzystajcie swoje atuty w walce o marzenia. My nie skończyliśmy studiów, ale mamy takie doświadczenie, że tak naprawdę nie są nam one do niczego potrzebne w naszych zawodach. Tylko Wy możecie zmienić swoją sytuację, czy to w Polsce, czy na obczyźnie.
Komentarze 76
Klaudiu !!!!
Ile ci zaplacili za ten stek klamstw.
Az dziw bierze ze utrzymaliscie sie ( 10 ) lat w uk.
Urzekl mnie ten kurnik.Ze o spokojnym zyciu juz nie wspomne...
Anonomino to można napisać wszystko. Jak ktoś się tak chętnie chwali swoimi doświadczeniami, to niech poda chociaż w jakim mieście się tak super powodzi. Prawdziwa blogerka podałaby też adres do swojej strony. W końcu w tym zawodzie zarabia się na tym ilu ludzi odwiedza stronę - a tu darmowa reklama by sie trafiła:) Bez takich rzeczy artykuł jest zupełnie niewiarygodny.
"Szczerze? Na jaki czas przestaliśmy myśleć o Polsce.
Sytuacja zmieniła się w 2009 roku; zimą ruszyła budowa naszego domu w Polsce"
W ogóle nie myśleli o Polsce, aż tu nagle, całkowicie z nienacka i zaskoczeniu, zaczął się w Polsce ni stąd, ni z owąd budować ich dom.
:D :D :D :D :D
#1
Tak jak napisałeś.
Mmmmmm - jak ja kocham te wychwalanie się pieniędzmi w UK, kierowniczymi stanowiskami, budową domku w Polsce, awansami, podwyżkami kasy u męża, itd. - słyszałem tą samą śpiewkę tysiące razy! Przecież Polak (bez urazy bo zdarzają się też "normalni") byłby chory gdyby nie pochwalił się "dobytkiem" wśród znajomych i obcych. A Facebook??? - toż to już dopiero kopalnia biznesmenów, milionerów i managerów w UK. Ręce opadają.