„Powiem ci, jaki jest problem ze Szkocją”, „rasizm i dyskryminacja istnieją, ramię w ramię z hipokryzją” – tymi słowami pewna Amerykanka opisuje sytuację polskich bezdomnych w Szkocji. Z byłą pracownicą jednego z lokalnych samorządów, Reginą Serpą, która obecnie pisze doktorat o losie bezdomnych imigrantów z Europy Wschodniej, rozmawiała Dorota Peszkowska.
Dlaczego postanowiłaś przeprowadzić badania właśnie na temat imigrantów z Europy Wschodniej?
Według statystyk imigracyjnych, liczba Polaków w Szkocji wzrosła od 2004 roku o 2,000 proc.. Jakby na to nie patrzeć, jesteście tu największą mniejszością. Co jednak zainteresowało mnie najbardziej w imigrantach z Europy Wschodniej to trudności, z jakimi ta grupa się zmaga, gdy składa wniosek dla bezdomnych. Część z tych trudności to, w mojej ocenie, bezpośredni wynik dyskryminacji.
Teoretycznie wszyscy bezdomni wbrew własnej woli („unintentionally homeless”) w Szkocji mogą złożyć wniosek dla bezdomnych (homelessness application), bez względu na to, kim są i skąd pochodzą – takie jest stanowisko Rządu Szkocji. Jednak nie zawsze tak to wygląda w praktyce.
Ocena podania leży całkowicie w rękach urzędnika. I wiem, że niektórzy urzędnicy oceniają osobę wchodzącą do budynku na podstawie jej wyglądu, znajomości języka i przynależności etnicznej, i nie udzielają jej rzetelnej porady. Problem dotyczy nie tylko przybyszów z Europy Wschodniej, ale jest istotnym czynnikiem, dla którego ci migranci lądują na ulicach.
Skąd o tym wiesz?
Mam ponad 10 lat doświadczenia w praktyce. Najpierw pracowałam w Bostonie (USA) pomagając bezdomnym z HIV/AIDS. Po przyjeździe do Szkocji 6 lat temu podjęłam pracę jako specjalista ds. bezdomności (homelessness officer). W tym czasie imigranci z nowych krajów Unii wciąż byli objęci Systemem Rejestracji Pracowników – Worker’s Registration Scheme. Mogłam więc przekonać się na własne oczy, co te przepisy oznaczały w praktyce.
Czym był System Rejestracji Pracowników (WRS)?
Jak może wiesz, do 2014 roku w UK przybyszy z nowych krajów unijnych obowiązywały pewne przepisy przejściowe (przyp. red.: przejściowe przepisy obowiązywały 8 krajów unijnych, w tym Polskę, do 2011 roku, a Bułgarię i Rumunię do 2014 r.). Miały one zapewnić, że imigranci z Europy nie będą nadmiernym obciążeniem dla budżetu. Przepisy miały służyć może nie tyle ograniczeniu, co monitorowaniu imigracji.
W ramach przejściowych przepisów, rząd UK zachęcał migrantów do rejestracji w WRS. Było to obowiązkowe tylko w niektórych przypadkach, dla osób, które chciały znaleźć tu legalne zatrudnienie i tym samym mieć prawo do pobierania zasiłków, choćby zasiłku mieszkaniowego (przyp. red.: spod obowiązku rejestracji w WRS wyjęci byli m.in. studenci i osoby samozatrudnione).
Mogę powiedzieć, że dużo osób z nowych państw unijnych, tzw. krajów A10, które zgłaszały się do samorządu po pomoc, nie było zarejestrowanych w WRS. Petenci ci dysponowali z reguły wycinkami wypłat – „payslipami” – ale nie byli zarejestrowani w WRS.
Jakie były tego konsekwencje?
Jeśli bezdomny zwraca się o pomoc w znalezieniu zakwaterowania do lokalnego samorządu, koszty tymczasowego lokum pokrywane są z zasiłku mieszkaniowego. Osoby niezarejestrowane w WRS nie mogły dostać tego zasiłku. Oznaczało to, że za tymczasowe zakwaterowanie musiałyby płacić ok. £260 tygodniowo. To kosmiczna suma: ja nie płacę tyle za swoje mieszkanie. Jakim cudem ma tyle płacić ktoś bezdomny, często bezrobotny? Innymi słowy, by samorząd ci pomógł, musisz mieć prawo do zasiłku.
Byłoby to w porządku, gdyby ktoś uczciwie wyjaśniał imigrantom te zasady. Bywa inaczej. Raz widziałam, jak urzędnicy odradzili petentowi z Europy Wschodniej szukania pomocy; poradzili mu za to, pod którym mostem najlepiej nocować. Raz widziałam, jak urzędnicy odradzili petentowi z Europy Wschodniej szukania pomocy; poradzili mu za to, pod którym mostem najlepiej nocować.
Rolą specjalisty ds. bezdomności nie jest udzielanie porad migracyjnych. Ale w niektórych przypadkach urzędnicy nie udzielali migrantom odpowiedniej porady w sprawach mieszkaniowych. Zdarzało się np., że w ogóle odmawiali przyjęcia od nich podania.
Myślisz, że celowo dopuszczali się dyskryminacji? Może po prostu nie chcieli wkładać dodatkowego wysiłku w rozpatrywanie podania?
Niektórzy ludzie celowo dyskryminują imigrantów. Rasizm i dyskryminacja istnieją, ramię w ramię z hipokryzją. Na przykład urzędnicy nie proszą osób, które „wyglądają na Szkotów” o paszport, ale innych już tak. A nie tak to powinno wyglądać zgodnie z prawem.
Mogę tu podać przykład pewnej kobiety o podwójnym, brytyjsko-chińskim obywatelstwie. Nie mówiła świetnie po angielsku, ale miała brytyjski paszport, więc miała takie same prawa do zasiłków i schronienia jak obywatel UK. I mimo że okazała paszport, odesłano ją z kwitkiem! To była jak dla mnie bardzo dziwna sprawa.
Kolejny przykład: osoby, dla których angielski nie jest pierwszym językiem, mają prawo do tłumacza. Ale często urzędnicy próbowali załatwiać z nimi sprawę po angielsku.
Z mojej perspektywy ciekawie wygląda porównanie sytuacji w USA i w Szkocji. W Stanach ludzie otwarcie przyznają, że istnieje coś takiego jak instytucjonalna dyskryminacja. Tutaj, i sama mówię to z perspektywy imigrantki, jest dużo wyparcia.
Oprócz dyskryminacji problemem oczywiście może być też brak odpowiedniej wiedzy. Zasiłki to sprawa rządu UK, bezdomność – szkockiego. Przepisy zmieniają się szybko. Koniec końców, trudno zawsze być na czasie.
A czy nam się to podoba, czy nie, to w rękach urzędnika w okienku spoczywa los petenta. Urzędnik samodzielnie rozpatruje twoje podanie i decyduje, czy tej nocy dostaniesz dach nad głową. To oznacza spore pole do manewru w ograniczaniu dostępu do usług dla pewnych grup. Petenci mają prawo złożyć odwołanie od decyzji urzędnika, ale jeśli to ja jestem osobą, która odrzuca twoje podanie, to jakie są szanse, że wytłumaczę ci, że istnieją procedury odwoławcze?
Rezultat jest taki, że wielu imigrantów unika „systemu”; nie rozumieją go i nie uważają, że może im pomóc. Ktoś może przyjść i powiedzieć: „Muszę płacić £260 tygodniowo za schronisko, nie stać mnie, będę spać w parku. A mój kolega nie ma pracy i dostał lokum”.
Kiedy pracowałaś w samorządzie zwróciłaś komuś uwagę na ten problem?
Oczywiście. Powiem ci, jaki jest problem ze Szkocją. Chętnie mówią tu: „Jesteśmy bardzo postępowym i otwartym społeczeństwem, nie dyskryminujemy, spójrz tylko na nasze ideały, na strategię, na wymagania stawiane samorządom”. Ale potem, jeśli te ideały nie zostają urzeczywistnianie, już nie mówi się o tym głośno. Czasem to celowe milczenie. Powiem ci, jaki jest problem ze Szkocją. Chętnie mówią tu: „Jesteśmy bardzo postępowym i otwartym społeczeństwem”. Ale potem, jeśli te ideały nie zostają urzeczywistnianie, już nie mówi się o tym głośno. Czasem to celowe milczenie.
W ramach pracy nad doktoratem przeprowadzałaś rozmowy z polskimi bezdomnymi w Szkocji. Kim byli ci Polacy?
Jestem w trakcie pisania doktoratu, więc nie chcę mówić o wynikach badań. Nie mogę też ujawniać informacji, które mogłyby pomóc w identyfikacji moich rozmówców. Powiem tylko, że byli to mężczyźni między 20 a 50 rokiem życia. Wszyscy przyjechali tu po 2004 r.
Jak z nimi rozmawiałaś?
Na szczęście znalazł się tłumacz. Pomogło mi to nie tylko ze względu na język, ale także na kulturę. Mam tu na myśli zwłaszcza to, co dla Polaków znaczył koniec komunizmu – nie tylko pod względem gospodarczym, ale też mentalnym. Wydaje mi się, że wielu Polaków jest bardzo oddanych ideom kapitalizmu i „self-made man”. Możecie żyć bez domu, ale nie bez nadziei.
By pomóc mi to zrozumieć, tłumacz wyjaśnił mi koncepcję „zachłyśnięcia wolnością”. Koncepcja ta opisuje osoby, które wolność cenią ponad wszystko, nawet ponad własny interes, co wydaje mi się fascynujące.
Czy twoi rozmówcy wydawali ci się nieco oderwani od rzeczywistości?
Raczej powiedziałabym, że niektórzy bezdomni mogą posługiwać się innymi paradygmatami myślowymi. Jeśli ktoś ma ograniczoną zdolność zarobienia przyzwoitych pieniędzy i nie ma dostępu do zasiłku czy dopłat mieszkaniowych, to będzie za wszelką cenę starał się zaoszczędzić jak najwięcej pieniędzy, np. na wynajmie.
Co sprawia, że Polacy w Szkocji trafiają na ulice?
Według oficjalnych danych, główną przyczyną są przypadkowe perypetie życiowe, na przykład koniec związku, kiedy ktoś proszony jest o opuszczenie dotychczasowego mieszkania. Przybysze z krajów A10 są też wyjątkowo narażeni na to, że właściciel mieszkania wymówi im umowę bez podania konkretnej przyczyny.
To wszystko wynika jednak ze statystyk rządowych, które są niepełne: obejmują tylko te osoby, którym lokalne władze udzieliły pomocy. Jak wspominałam, nie wszyscy petenci tę pomoc dostają.
Dziękuję za wywiad.
O rozmówczyni: Regina Serpa - 10 lat pracowała z osobami bezdomnymi, najpierw w Bostonie (USA), następnie w Szkocji. Na Wyspach mieszka od 2009 roku. Obecnie robi doktorat na uniwersytecie Heriot-Watt w Edynburgu, gdzie prowadzi badania nt. bezdomności wśród imigrantów z Europy Wschodniej. Kontakt: [email protected].
Komentarze 45
rasizm i dyskryminacje mamy na codzien .i to nie tylko ci bezdomni ,robia to w taki sposob ,ze niestety nic im za to nie grozi
Zawsze mozesz wrocic do Polanki, tam nikt nikogo nie dyskryminuje. Wszystko jest prawe i sprawiedliwe :)
Niestety, zycie niejebajka. Jak sam o siebie nie zadbasz to nikt nie zadba.
ja nie pisalem czy chce czy nie wracac do kraju jesli bede chcial wrocic to zrobie to ,moja wypowiedz dotyczyla wyzej napisanego artyk... to ze nas dyskryminuja to nie ulega watpliwosci ,jesli ktos normalny jest to przyzna mi racje ,bo rozmawiam z ludzmi normalnymi to twierdza to samo co ja .wiec cos w tym prawdy jest .
to pod którym mostem najlepiej?? :)
Pod całym, pod zrujnowanym może kapać na głowę.