Nadszedł weekend, a z nim czas ochłonięcia po kolejnym tygodniu pracy. Bombardowani doniesieniami z serwisów internetowych, telewizji i gazet, pochłaniamy informacje, czasem nie do końca zwracając uwagę na to, jak na naszych oczach zmienia się świat. A ten w istocie - w każdym kolejnym tygodniu - niemal niepostrzeżenie ulega przeobrażeniom.
W poniedziałek opublikowaliśmy wiadomość <a href=”http://www.emito.net/wiadomosci/irlandia_polnocna/zadarli_z_prawem_nie_piekac_progejowskiego_ciasta_1682547.html”“Zadarli z prawem… nie piekąc progejowskiego ciasta”“>”Zadarli z prawem… nie piekąc progejowskiego ciasta”. Historia banalna, a wydawać by się mogło, że wręcz nieistotna. Takimi pozornie błahymi incydentami pisane były jednak dzieje świata. Rzecz, która wydarzyła się w prowincjonalnym północnoirlandzkim mieście, każe postawić pytanie o granice wolności: jednostki, grupy społecznej i wreszcie - wszystkich obywateli. Czy prawo państwowe w kraju, który za wartość nadrzędną stawia sobie tolerancję i poszanowanie dla ludzkiej różnorodności, winno być jednakowe dla wszystkich? Czy też może faworyzować tych, którzy najgłośniej krzyczą nad jego niemocą w rozwiązywaniu społecznych dylematów?
Czy przychodząc do sklepu mięsnego, który oferuje kurczaki i szynkę, ale nie ma w asortymencie uwielbianych przez nas kiełbasek, powinniśmy zgłaszać ten fakt na policję? Czy po przebraniu płyt w sklepie muzycznym i odnotowaniu, że nie ma żadnej z nagraniami naszego ulubionego wokalisty, mamy uzasadnione prawo podnosić larum i oczekiwać, że swe stanowisko w tej kwestii wygłosi premier? Chyba nie - nawet, jeśli sprzedawca stwierdzi, że nie będzie sprowadzać towaru tylko ze względu na zachciankę klienta.
Równość i poszanowanie praw każdego człowieka to fundament, którego bronić powinny wszystkie demokratyczne rządy. Obrona ta jednak nie winna polegać na wygłaszaniu mów dyktowanych przez poprawność polityczną, lecz na celowym i przede wszystkim głęboko przemyślanym działaniu na rzecz obywateli.
Permanentna kontrola - rzecz normalna
A jeśli już o działaniu na rzecz tychże mowa, bez większego echa przeszła w mediach informacja o - sprawiających wrażenie niezbyt etycznych - akcjach brytyjskich służb specjalnych.
Ludzie już chyba przywykli do tego, że są inwigilowani na każdym kroku, a Wielka Brytania staje się placem dogłębnie prowadzonych analiz i obserwacji społecznych. Organizacje walczące o prawa człowieka mogą szykować się do wojowania (bo do tego akurat mają jeszcze prawo), a tymczasem karuzela kręci się dalej. Jak dowiadujemy się parę dni później z tekstu pozostającego w temacie: “Izba Gmin przyjęła (…) ustawę dającą tajnym służbom wgląd w dane o prywatnych rozmowach telefonicznych i aktywności osób indywidualnych w internecie”. Szefowa MSW, Theresa May podsumowała całą sprawę w czterech słowach, mówiąc: - ustawa potwierdza status quo.
O co więc kruszyć kopię, skoro de facto nie zmieniło się nic? Przecież o tym, że świat ulega przeobrażeniom bez udziału naszej świadomości, już było.
Pedofilia wyższej sfery
Druga część tygodnia przyniosła nam informację o udanych łowach na pedofili i tych, którzy pedofilami mogą się okazać. I tu już nie sposób nie zgodzić się z tezą, że pewna forma kontroli nad treściami publikowanymi w Internecie konieczną jest. Nie umniejszając bynajmniej wagi czynom karalnym, to, co najgorsze, nie dzieje się jednak w sieci, a poza nią. W Internecie “pedofile-amatorzy” rozpowszechniają wszak “jedynie” zapis “zabaw” urządzanych w domach, parkach, czy… na salonach dostojników. Pomimo, że rzecz nie od dziś obecna jest w mediach, czytanie kolejnych doniesień w temacie, zawsze potrafi wzbudzić we mnie nowo odkryte pokłady obrzydzenia postępowaniem zakłamanej części establishmentu. Tu w tekście sprzed tygodnia.
I tylko zastanowienie wzbudzić może fakt, z jaką łatwością w kraju o tak dużym poziomie kontroli społecznej, przychodzić może ukrywnie latami patologicznych skłonności w wąskim gronie wtajemniczonych. Że wspomnę tylko ten najjaskrawszy przykład Jimmy’ego Savila – zdekonspirowanego dopiero po śmierci pedofila i nekrofila; niegdysiejszego zaś idola tłumów.
Czyżby niewystarczającymi okazywały się wszechogarniające nas kamery, “status quo” w kwestii podsłuchów i czuła opieka władz?
Komentarze 13
cyt. "emitowi redaktorzy"
ha ha to jest dobre!
dal bym za to Nagrode Pulitzera !!!
Czyli za co?
przeczytaj jeszcze raz wierze w ciebie
Publicysta i arbiter w jednym. Grubo.
dzieki