Jedynym dowodem na to, że istnieje jakaś pozaziemska inteligencja, jest to, że się z nami nie kontaktują.
Nie wiem jaka broń będzie użyta w trzeciej wojnie światowej, ale czwarta będzie na kije i kamienie.
Nawiązując jeszcze do historyjki z pierwszego wpisu w temacie pozwolę sobie wkleić jeszcze kilka myśli Alberta Einsteina:
Religia przyszłości będzie religią kosmiczną. Przekroczy ona osobowego Boga i odrzuci dogmaty i teologię. Będzie opierać się na religijnym zrozumieniu.
Aby ukarać mnie za moją pogardę dla autorytetów, Los sprawił, że sam stałem się autorytetem
Stało się przeraźliwie oczywiste, że technologie wyprzedziły już nasze człowieczeństwo.
Nauka bez religii jest kulawa, religia bez nauki ślepa
Znane są tysiące sposobów zabijania czasu, ale nikt nie wie jak go wskrzesić.
Chcę wiedzieć, jak Bóg stworzył ten świat. Nie interesuje mnie to czy inne zjawisko. Chcę znać Jego myśli, reszta to szczegóły
"We Lwowie w 1939 r. po wkroczeniu bolszewików zaczęto w duchu materialistycznym indoktrynować młodzież. Na jednym takim spotkaniu ruski lotnik opowiadał dzieciom, że lata wysoko i że żadnego Boga nie widział, czyli świadczy to o tym, że Boga nie ma. Na co rezolutny nastolatek odpowiedział "jak spadniesz to od razu Go zobaczysz".
Czy spotkaliście się kiedyś (czytaj: czy czytaliście) z serją książek Dzwoniące Cedry Rosji Władimira Megre.
Jest to bardzo interesująca pozycja poruszająca wiele tematów dotykających naszego istnienia, religii sensu życia, cywilizacji etc. Ja przeczytałem wszystkie 10 i uważam że naprawdę warto poświęcić parę chwil na tą lekturę.
Jeśli czytaliście to podzielcie się swoimi refleksjami - jeśli nie to oczywiści polecam.
Książki są relacją autora ze spotkań z Anastazją - przedstawicielką poszukiwanej przez stulecia zaginionej cywilizacji.
Anastazja w trakcie rozmów z autorem ujawnia niesamowite informacje z wszystkich zagadnień życia i historii.
Bardzo dogłębnie porusza zagadnienia Boga oraz człowieka jako istoty Boskiej - jak stwierdza Bóg ojciec stwożył człowieka - swojego syna na swoje podobieństwo a jako istota doskonała boska nie mógł mu dać mniej niż sam posiada - my swoim postępowaniem tę boskość odrzucamy i błądzimy ...
Fragment dotyczączący stworzenia :
"...Wyobraź sobie początek. Jeszcze nie było Ziemi. Jeszcze materia nie odbijała światła wszechświata. Jednak tak jak teraz wszechświat był wypełniony wielkim mnóstwem różnych energii. Żywe istoty energii w ciemności myślały i w ciemności tworzyły. I nie potrzebowały światła zewnętrznego. Wewnątrz siebie same sobie świeciły. W każdej było wszystko - i myśli, i uczucia, i energia dążenia. Jednakże różniły się między sobą.
W każdej istocie jedna nad wszystkimi innymi energiami dominowała. Tak samo jak dzisiaj, jest we Wszechświecie istota niszcząca i istota dająca życie. I wiele odcieni różnych uczuć, podobnych do ludzkich, było w tych istotach. Ze sobą, w żadnym wypadku, istoty Wszechświata kontaktować się nie mogły. Wewnątrz każdej istoty energetycznej siła albo gasła, albo wytwarzała błyskawiczny ruch. Wewnątrz siebie tworzyły i jednocześnie wewnątrz siebie niszczyły. Pulsacja ta nie zmieniała Kosmosu, dla nikogo nie była widoczna i każda z osobna uważała, że jest jedyna w przestrzeni. Sama! Nieświadoma swojego przeznaczenia nie pozwalała uczynić niezniszczalnym swojego tworzenia, które mogłoby wszystkim przynieść satysfakcję.
Właśnie dlatego w bezczasie i bezkresie istniała tylko pulsacja i nie było wspólnego ruchu. Nagle jak impulsem dotarła do każdego świadomość istnienia innej energii! Jednocześnie do wszystkich w bezkresie Wszechświata. Wśród kompleksu żywych energii jedna nagle oświetliła inne. Kompleks ten był stary lub bardzo młody, nie można tego określić zwykłymi słowami. Z próżni powstał lub z iskier wszystkiego, o czym tylko można pomyśleć, ale nie to jest ważne. Ten kompleks był bardzo podobny do człowieka!
Do człowieka, który dzisiaj żyje! Był podobny do jego drugiego "ja". Nie materialnego, lecz wiecznego, świętego. Jego dążenia energii i żywe marzenia po raz pierwszy zaczęły delikatnie muskać wszystkie istoty we W szechświecie. On sam był tak żarliwy, że wszystko wprawił w ruch uczuć. Po raz pierwszy zabrzmiały we Wszechświecie dźwięki obcowania. Gdyby te pierwsze dźwięki przetłumaczyć na nowoczesne słowa, to moglibyśmy poczuć sens pytań i odpowiedzi. Ze wszystkich stron nieobjętego Wszechświata jedno pytanie powtarzane przez wszystkich dążyło do Niego: Czego tak żarliwie pragniesz? - dopytywali się wszyscy. A on odpowiedział pewny swego marzenia:
- Wspólnego tworzenia i radości dla wszystkich z unaocznienia jego.
- A co może wszystkich obdarzyć radością?
- Rodzenie!
- Rodzenie czego? Każdy jest samowystarczalny już od dawna!
- Rodzenie, w którym będą istniały wszystkie cząsteczki!
- Jak można zjednoczyć wszystko, co niszczy, i wszystko, co tworzy?
- Trzeba wpierw zbilansować w sobie przeciwległe energie!
- Ale kto ma taką moc?
- Ja.
- Wszak istnieje jeszcze energia wątpliwości. Zwątpienie zwiedzie cię i zniszczy, na maleńkie cząsteczki rozerwie ciebie całego mnóstwo różnych energii. Nikt nie będzie mógł utrzymać razem przeciwności.
- Istnieje również energia pewności. Kiedy pewność i wątpliwość będą sobie równe, pomogą precyzyjności ipiękności w przyszłym stwarzaniu.
- Jak sam siebie możesz nazwać?
- Jam jest Bogiem. Do siebie cząsteczki wszystkich waszych energii będę mógł przyjąć. Ja się utrzymam! Ja stworzę! Dla całego Wszechświata radość przyniesie stworzenie!
Z całego Wszechświata wszystkie istoty jednocześnie wstrzeliły w Niego wiązki energii. I każda nad wszystkimi starała się dominować. W taki sposób rozpoczęła się wielka walka wszystkich energii wszechświata. Nie istnieje taki wymiar czasu ani wymiar przestrzeni, aby móc scharakteryzować skalę tej walki. Pokój nastąpił dopiero wtedy, gdy do wszystkich dotarła świadomość, że nic nie może być wyższego i mocniejszego od jednej energii Wszechświata - energii boskiego marzenia. ... "
Inny cytat z książki w formie przypowieści odnoszący się do systemów społecznych (czyt. demokracja)
" ...
Niewolnicy szli powoli jeden za drugim, a każdy niósł oszlifowany kamień. Czterech szeregów, każdy o długości półtora kilometra, z kamieniołomów do miejsca, gdzie zaczęto budować miasta-twierdzy, pilnowali strażnicy.
Na dziesięciu niewolników przypadał jeden uzbrojony wojownik-strażnik. Obok idących niewolników, na szczycie trzynastometrowej, zbudowanej z oszlifowanych kamieni ludzkimi rękami góry, siedział Kratos – jeden z naczelnych kapłanów; w ciągu czterech miesięcy w milczeniu obserwował¸ to, co się działo. Nikt go nie odciągał, nikt nawet spojrzeniem nie śmiał przerwać jego rozmyślań. Niewolnicy i straże traktowali sztuczną górę z tronem na szczycie jako nieodłączną część krajobrazu. A na człowieka
– to siedzącego nieruchomo na tronie, to przechadzającego się po placu na szczycie góry – już
nikt nie zwracał uwagi. Kratos postawił przed sobą zadanie: zreorganizować państwo, na tysiąclecie
umocnić władzę kapłanów, podporządkować im wszystkich ludzi na Ziemi, czyniąc z nich – łącznie
z władcami państw – kapłańskich niewolników.
* * *
Pewnego razu Kratos zszedł na dół, pozostawiwszy na tronie swojego sobowtóra. Kapłan zmienił
odzież, zdjął perukę. Nakazał naczelnikowi straży, aby go zakuć w łańcuch jak prostego niewolnika i postawić w szeregu za młodym i silnym niewolnikiem imieniem Nard.
Wpatrując się w twarze niewolników, Kratos zauważył, że ten młody człowiek ma spojrzenie dociekliwe
i krytyczne, a nie błędne lub obojętne jak wielu. Twarz Narda była to skupiona i zamyślona, to wzruszona.
..znaczy to, że nosi on w sobie jakiś swój plan – zrozumiał¸ kapłan, lecz chciał si´ przekonać, jak
dalece trafna była jego obserwacja.
Przez dwa dni Kratos Śledził Narda, w milczeniu taszczył kamienie, siedział przy nim w czasie posiłku i spał obok na pryczy. Trzeciej nocy, gdy tylko padła komenda “Spać!”, Kratos obrócił się do młodego
niewolnika i szeptem pełnym goryczy i rozpaczy wypowiedział nie wiadomo do kogo skierowane pytanie:
“Czy˝ tak już będzie przez całą resztę życia?”.
Kapłan zobaczył: młody niewolnik drgnął i natychmiast odwrócił się twarzą do niego, jego oczy
błyszczały. Migotały nawet przy mdłym świetle pochodni dużego baraku.
– To nie będzie trwać długo. Ja obmyślam plan. I ty, staruszku, też możesz w nim uczestniczyć –
wyszeptał młody niewolnik.
– Jaki plan? – obojętnie i z westchnieniem zapytał kapłan.
Nard gorąco i z przekonaniem zaczął objaśniać:
– I ty, staruszku i ja i my wszyscy wkrótce będziemy wolnymi ludźmi, a nie niewolnikami. Policz,
staruszku: na każdych dziesięciu niewolników przypada jeden strażnik. A piętnastu niewolnic, które przygotowują
pożywienie, szyją odzież, też pilnuje jeden strażnik. Jeżeli o umówionej godzinie wszyscy rzucimy
się na straże, to pokonamy je. Niech strażnicy będą uzbrojeni, a my zakuci w ¸łańcuchy. Nas dziesięciu na każdego, a łańcuchy też można wykorzystywaç jak broń, podstawiając je pod uderzenie miecza.
Rozbroimy wszystkich strażników, zwiążemy ich i przejmiemy broń.
– Ach, młodzieńcze – znów westchnął Kratos i na pozór obojętnie powiedział: – Twój plan jest nieprzemyślany:
strażników, którzy nas obserwują, można rozbroić, lecz wkrótce władca przyśle nowych,
byç może nawet całą armię i zabije zbuntowanych niewolników.
– Ja i o tym pomyślałem, staruszku. Trzeba wybrać taki czas, kiedy nie będzie armii. I ten czas nadchodzi.
My widzimy, jak przygotowują armię do wymarszu. Szykują prowiant na trzy miesiące drogi, a to
znaczy, że za trzy miesiące armia dotrze w wyznaczone miejsce i podejmie walkę. W bitwie osłabnie,
lecz zwycięży, pojmie wielu nowych niewolników. Dla nich już buduje się nowe baraki. Powinniśmy zacząć rozbrajać straż, gdy tylko armia naszego władcy rozpocznie bitwę z inną armią. Gońcy będą potrzebować miesiąca, aby dostarczyć wiadomość o konieczności natychmiastowego powrotu. Osłabiona armia będzie wracać przez co najmniej trzy miesiące. W ciągu czterech miesięcy będziemy w stanie przygotować się do spotkania. Nas będzie nie mniej niż żołnierzy w armii. Pochwyceni niewolnicy zechcą być z nami, kiedy zobaczą, co się wydarzyło. Ja wszystko zaplanowałem jak należy, staruszku.
– Tak, młodzieńcze, ty ze swym planem i ze swoimi myślami możesz strażników rozbroić i odnieść
zwycięstwo nad armią – odpowiedział kapłan już nieco bardziej ożywiony i dodał: – Lecz co potem zaczną robić niewolnicy i co będzie z władcami, strażnikami i żołnierzami?
– O tym niewiele myślałem. I na razie przychodzi mi do głowy jedno: wszyscy, którzy byli niewolnikami,
staną się ludźmi wolnymi. Wszyscy zaś, którzy dzisiaj nie są niewolnikami, będą nimi – jakby głośno
myśląc, nie do końca pewien odpowiedział Nard.
– A kapłanów? Powiedz mi młodzieńcze, kapłanów zaliczysz do niewolników czy do ludzi wolnych,
kiedy zwyciężysz?
– Kapłanów? O tym też nie myślałem. Lecz teraz proponuję: niech kapłani zostaną, jak są. Słuchają
ich niewolnicy, władcy. Choć trudno ich niekiedy zrozumieć, to jednak myślę, że są nieszkodliwi. Niech
opowiadają o bogach, a my sami i tak wiemy, jak lepiej przeżyć swoje życie.
– Jak lepiej – to dobrze – odpowiedział kapłan i udał, że strasznie chce mu się spać.
Ale Kratos tej nocy nie spał. Rozmyślał. “Oczywiście – myślał, najprościej o spisku powiadomić
władcę i schwytać młodzieńca-niewolnika, on ewidentnie był głównym inspiratorem. Lecz to nie rozwiązanie problemu. Chęć oswobodzenia się zawsze w niewolnikach będzie tkwić. Pojawią się nowi przywódcy, będą opracowywać nowe plany, a skoro tak – główna groźba dla państwa zawsze będzie istnieć w jego wnętrzu”.
Przed Kratosem stało zadanie: opracować plan zniewolenia całego świata. On rozumiał: nie uda się
osiągnąć celu tylko za pomocą fizycznej przemocy. Niezbędne jest psychologiczne oddziaływanie na
każdego człowieka, na całe narody. Trzeba transformować ludzką myśl, wmówić każdemu, że niewolnictwo jest najwyższym dobrem. Trzeba uruchomić samorzutnie rozwijający się program, który będzie dezorientować całe narody w przestrzeni, czasie i pojęciach. A co najważniejsze – w adekwatnej percepcji rzeczywistości. Myśl Kratosa pracowała coraz szybciej, przestał odczuwać ciało, ciężkie kajdany na rękach i nogach. I nagle, jak przebłysk błyskawicy, powstał program. Jeszcze nie uszczegółowiony i nie do wytłumaczenia, lecz już odczuwalny i palący ogromną skalą swego zasięgu! Kratos poczuł się samowładczym panem świata.
Kapłan leżący na pryczy zakuty w kajdany i sam się sobą zachwycał: “Jutro rano, kiedy poprowadzą
wszystkich do pracy, dam umowny znak i naczelnik ochrony nakaże wyprowadzić mnie z szeregu niewolników,
zdjąć kajdany. Uszczegółowił swój program, powiem kilka słów i świat zacznie się zamieniać.
Niewiarygodne! Raptem kilka słów – i cały świat podporządkuje się mnie, mojej myśli. Bóg rzeczywiście
dał człowiekowi siłę, która nie ma sobie równej we Wszechświecie, ta siła – to ludzka myśl. Ona tworzy
słowa i zmienia bieg historii.
Sytuacja ułożyła się nadzwyczaj pomyślnie. Niewolnicy przygotowali plan powstania. Plan ten jest
racjonalny i najwyraźniej może doprowadzić do pozytywnego dla nich rezultatu przejściowego. Lecz ja za
pomocą zaledwie kilku zdań zmuszę nie tylko ich, lecz również potomków dzisiejszych niewolników,
a i władców ziemskich do bycia niewolnikami przez nadchodzące tysiąc lat”.
Rankiem na znak Kratosa naczelnik ochrony zdjął zeń kajdany. I już następnego dnia na jego plac
obserwacyjny zostało zaproszonych pozostałych pięciu kapłanów i faraon. Kratos zaczął swoją mową do
zebranych:
– To, co teraz usłyszycie, nie powinno być przez nikogo zapisane ani przekazane dalej. Wokoło nas
nie ma ścian i moich s¸ów nie usłyszy nikt poza wami. Wymyśliłem sposób zamienienia wszystkich ludzi
żyjących na Ziemi w niewolników naszego faraona. Nie można tego uczynić nawet przy pomocy niezliczonych wojsk i wyczerpujących wojen. Lecz ja to uczynię kilkoma zdaniami. Miną w sumie dwa dni od ich wypowiedzenia, a przekonacie się, jak świat zacznie się zmieniać. Patrzcie: na dole długie szeregi
zakutych w łańcuchy niewolników niosących po jednym kamieniu. Pilnuje ich mnóstwo żołnierzy. Im więcej niewolników, tym lepiej dla państwa – tak zawsze uważaliśmy. Ale im więcej niewolników, tym bardziej trzeba obawiać się ich buntu. Wzmacniamy straże. Musimy dobrze karmić swoich niewolników, bo inaczej nie będą mogli wykonywać ciężkiej fizycznej pracy. Lecz oni tak czy inaczej są leniwi i skłonni do buntu. Patrzcie, jak wolno się poruszają, a rozleniwiona straż nie popędza ich kańczugami i nie bije
nawet zdrowych i silnych niewolników. Ale oni zaczną się poruszać o wiele szybciej. I nie będzie im potrzebna straż. Strażnicy też staną się niewolnikami. Dokonać czegoś podobnego można w następujący
sposób. Niech dzisiaj przed zachodem heroldowie rozniosą dekret faraona, w którym będzie powiedziane:
“Z nastaniem świtu nowego dnia wszystkich niewolnikom darowana zostaje całkowita wolność. Za
każdy kamień dostarczony do miasta wolny człowiek będzie otrzymywać jedną monetę. Monety można
zamienić na jedzenie, odzież, mieszkanie, pałac w mieście czy samo miasto. Odtąd jesteście wolnymi
ludźmi”.
Kiedy kapłani uświadomili sobie, co mówi Kratos, jeden z nich, najstarszy wiekiem, powiedział:
– Jesteś demonem, Kratosie. To, co jest twoim zamysłem, spowije demonizmem mnóstwo ziemskich
narodów.
– Niech będę demonem, a to, co jest moim zamysłem, niech ludzie w przyszłości demokracją nazywają.
* * *
Dekret został niewolnikom ogłoszony o zachodzie, wprawiło ich to w zdumienie, a wielu nie spało
w nocy, obmyślając nowe, szczęśliwe życie.
Rankiem następnego dnia kapłani i faraon ponownie weszli na plac na szczycie sztucznej góry. Obraz,
który pojawi¸ się przed ich oczyma, porusza¸ wyobraźnię. Tysiące ludzi, byłych niewolników, na wyścigi
ciągnęły te same kamienie, co wcześniej. Zalewając się potem, wielu niosło po dwa kamienie. Inni,
którzy mieli po jednym, biegli, zostawiając za sobą unoszący się kurz. Niektórzy strażnicy też ciągnęli kamienie. Ludzie, którzy uważali siebie za wolnych – wszak zdjęto z nich kajdany – dążyli do zdobycia
jak największej ilości upragnionych monet, aby zbudować swoje szczęśliwe życie.
Kratos jeszcze kilka miesięcy spędzi¸ na swoim placu, z satysfakcją obserwując to, co się dzieje
na dole. A zmiany były kolosalne. Część niewolników połączyła się w niewielkie grupy, zbudowała wózki
i naładowawszy kamieniami do samej góry, pchała je, oblewając się potem.
“Oni wymyślą jeszcze wiele urządzeń – z satysfakcją myślał po cichu Kratos – ot i już usługi wewnętrzne się pojawiły: roznosiciele wody i pożywienia. Niektórzy niewolnicy jedli wprost w biegu, nie
chcąc tracić czasu na drogę do baraku, aby spożyć posiłek, i płacili przynoszącym otrzymywanymi monetami.
Wiadomo, że i lekarze pojawili się wśród nich: w biegu wręcz udzielając pomocy poszkodowanym.
I też za monety, wybrano też kierujących ruchem. Wkrótce wybiorą sobie naczelników, sędziów. Niech
wybierają: oni przecie˝ będą się uważać za wolnych, a istota rzeczy nie uległa zmianie, oni jak dawniej
targają kamienie… .
I pędzą tak przez tysiąclecia – w tumanach kurzu, oblewając się potem, taszcząc ciężkie kamienie.
Także i dzisiaj potomkowie tych niewolników wciąż tak gnają bez sensu. . . ..."
Ciekawy temat. Mi osobiście podoba się taka historia o "poszukiwani samego siebie"
WCZASY NA NIEBIESKIEJ PLANECIE
„W innym wymiarze, w dalekiej galaktyce, w środku Universum, żyje grupa
nieśmiertelnych istot zwanych Władcami Czasu, posiadają wszelkie
atrybuty doskonałości, są wszechmocni, wszechwiedzący, sprawiedliwi i
wszechmiłujący. Pilnują oni całego stworzenia. Są odpowiedzialni za
utrzymanie ewolucji wszystkich form życia w całym swoim dominium. Co
jakiś czas któryś z nich jedzie na wakacje.
Pewnego razu przyszła wreszcie kolej na Seta.
Set udał się do agencji podróży, by znaleźć dlasiebie miejsce na spędzenie
zasłużonego urlopu.
– No cóż, panie Set – rzekł agent – mamy wolne miejsca na dalekich
krańcach naszego systemu gwiezdnego, na ,,Czerwonej” planecie. Może pan
tam leżeć do góry brzuchem i cieszyć się wszystkimi przyjemnościami
życia.
– Byłem tam ostatnio i jest tam wspaniale, ale wolałbym coś bardziej
egzotycznego – odparł Set.
– To może będzie panu odpowiadała ,,Zielona” planeta w sektorze
gwiezdnym 401. Można tam odpoczywać w idealnym spokoju i ciszy. Ostatnio
jest to bardzo popularne miejsce.
– Nie – odrzekł Set – wolałbym okolicę, w której mógłbym stawić czoło
jakimś wyzwaniom.
– To spodoba się panu spiralna galaktyka Nyx 73, w której będzie pan
pełnił rolę ,,bóstwa przewodniego i opiekuńczego” – dla wszystkich istot
tej galaktyki, bardzo przyjemne wczasy.
– Nie o to mi chodzi – odparł Set – na co dzień istoty, którymi się
opiekuję uważają mnie za Boga, którym przecież nie jestem i nawet mnie
czczą. Wolałbym coś bardziej aktywnego, niepowtarzalnego, egzotycznego
co stanowiłoby prawdziwe dla mnie wyzwanie.
Agent zastanowił się przez chwilę i powiedział:
– Myślę, że mam coś takiego. W odmiennym wymiarze, na dalekich krańcach
kosmosu znajduje się bardzo mały sektor gwiazd zwany ,,Drogą Mleczną”.
Nie wiadomo skąd wzięto taką nazwę. Jest w nim ,,Niebieska” planeta;
można tam bawić się z samym sobą i innymi Władcami Czasu, którzy
spędzają tam swój urlop. Główną rozrywką jest ,,zabawa w chowanego”.
Jest tam bardzo popularna. Zanim pan tam pojedzie, musi pan zdecydować,
ile wcieleń chce pan otrzymać i jaką rolę odgrywać w danym życiu.
Ponieważ w naszym wymiarze nie istnieje czas i jest pan nieśmiertelny,
może pan dostać tyle żyć, ile pan zechce. Zaraz po pierwszym wcieleniu
na niebieskiej planecie, zapomni pan, kim jest, aby mógł pan szukać
siebie za każdym razem – w każdym życiu od nowa. Pomiędzy życiami musi
pan wybrać, w co się chce bawić w następnym życiu. Musi pan także wybrać
dla siebie płeć i rasę. W każdym życiu są bardzo fajne gry i zabawy
zwane rodziną lub relacjami. Te dopiero potrafią człowieka rozśmieszyć!
Set się zainteresował:
– To brzmi wspaniale. Proszę mi jeszcze powiedzieć o innych grach i
zabawach, w których mogę uczestniczyć, podczas gdy będę próbował
odnaleźć siebie.
– Och, jest ich bardzo dużo. We wszystkich może pan wziąć udział podczas
swych wakacji.
Bardzo popularna jest ,,zabawa w wojownika”. W tej zabawie może pan
zobaczyć, ile razy można pana zabić w bitwie albo w innych
okolicznościach, w których pomaga pan innym sprawdzić to samo. To bardzo
zabawna gra, a najzabawniejsze jest w niej to, że wszyscy traktują ją
serio. Większość bierze w niej udział około 600 razy, ze względu na
specjalny program, takie wewnętrzne przepisy dla wczasowiczów na
niebieskiej planecie, które nazywają się – Karma. Mówię panu, można
umrzeć ze śmiechu, taka fajna zabawa.
Jest też ,,zabawa w kupca” lub ,,biznesmena”. Pokazuje, ile razy można
się wzbogacić, a później wszystko stracić. Bardzo interesująca, pyszna
rozrywka.
W czasie turnusu może pan także zagrać w grę ,,władca i poddani”, lub
,,polityk i wyborcy”, gdzie wymyśla i ustala pan sam reguły własnej gry,
dla innych wczasowiczów. Musi pan jak największą ilość poddanych lub
wyborców, czyli innych wczasowiczów, wywieść w pole. Nieźle się można
przy tym ubawić.
Bardzo ekscytujące są zabawy w ,,złodzieja”, ,,człowieka mafii”, lub
,,dyktatora”, musi pan w jak najkrótszym czasie maksymalnie okraść i
zabić tylu wczasowiczów ile się da. Z powodu wewnętrznych przepisów –
Karma, później role się odwracają i przez kilkaset wcieleń, bierze pan
udział w grze w ,,biedaka”, gdzie inni wczasowicze pana okradają, gnębią
i zabijają. Naprawdę bardzo ekscytujące.
A co by pan powiedział na zabawę w woła roboczego? Polega ona na tym, że
robi się to samo codziennie przez osiem godzin przez około pięćdziesiąt
lat i dostaje się za to tyle pieniędzy, by nakarmić rodzinę i od czasu
do czasu się upić. Dość popularna gra wśród wczasowiczów.
Jeśli wybierze pan płeć żeńską, może pan sprawdzić, ile razy potrafi
posprzątać dom i ugotować, zanim zużyje pan swoje ciało. Nie bardzo
rozumiem, ale mam wrażenie, że ta gra ma także pomóc innym urlopowiczom
w zabawie, którą nazywają ,,narodzinami”.
Jedną z najpopularniejszych rozrywek jest, niech pan słucha uważnie,
zabawa, która trwa równocześnie z innymi zabawami. Nazywa się ,,zabawą w
ofiarę i cierpiętnika”. Tu się pan dopiero uśmieje! Boki zrywać zobaczy
pan, ile zwykłych sytuacji potrafi pan przekształcić w tragedię – całe
tysiące! Ile razy może pan umrzeć na jakąś chorobę, ile razy spowodować,
że będzie pan, jak mówią, nieszczęśliwy. Zdaje się, że przy tej grze
trzeba tak wytrenować umysł, by potrafił negatywnie oceniać i osądzać
różne rzeczy. Ja w ogóle nie mogę jej pojąć. Zdaje się, że wysyłają
urlopowiczów do specjalnych szkół, by się jej dobrze nauczyli. Ale
pierwsze nauki pobiera się u tych wczasowiczów, którzy bawią się w
rodziców. Jak pan trochę poćwiczy, to na pewno pan się zorientuje, o co
w niej chodzi.
Ale jest jeszcze lepsza: ,,zabawa w studiowanie” – zobaczy pan w niej,
ile teorii filozoficznych można włączyć do swej kolekcji podczas jednej
gry w odnajdywanie siebie. Jeśli stanie się pan w niej dobry, może
przekształcić się w ,,grę w profesora”, lub jeszcze lepiej ,,zabawę w
guru”, w której uczestnik myśli, że jest oświecony, i pomaga innym
urlopowiczom bawić się w studiowanie.
Lecz najbardziej wyrafinowaną zabawą, która trwa w trakcie innych zabaw
na niebieskiej planecie jest, gra w ,,religię” i duchowość, w trakcie
której trzeba wierzyć w coś czego nie ma, zamiast szukać samego siebie.
Niektórzy urlopowicze tak zafascynowani są tą niesamowitą grą, że łączą
się w grupy tzw. wyznawców i konkurują ze sobą, robią specjalne obrzędy
i jakieś inne dziwne rzeczy których nie rozumiem, czasami się zabijają,
dla czegoś co sami wymyślili a nie istnieje. Naprawdę zadziwiająca i
wciągająca na wiele set, a nawet tysiące wcieleń gra. Prawdziwy rarytas!
– Jednakże niech pan uważa! Gra w religię i duchowość dlatego jest tak
wyrafinowana, gdyż kryje się w niej wyjście i zakończenie urlopu na
niebieskiej planecie, gdy już pan uzna, że wystarczy wyzwań i zabaw i
odnajdzie pan samego siebie i znudzi się to już panu, ciągłe szukanie
siebie, to z powodu programu Karma, odrodzi się najpierw pan jako
nauczyciel, który wyzna prawdę innym wczasowiczom, lecz ci nie będą
słuchać jedynie pana zabiją! Potem będą czcić pana jako proroka i
mesjasza. To będą ci którzy dopiero co rozpoczęli urlop na niebieskiej
planecie i ,,zabawę w chowanego”. Po prostu dlatego nie będą
zainteresowani pana prawdą, bo będzie im to psuło całą zabawę i
skończyli by zbyt wcześnie wypoczynek i nie poznaliby innych fajnych
gier.
Na sam koniec wczasów odrodzi się pan niedaleko miejsca zwanym Bodhgaja
i pod drzewem bodhi zrozumie pan, że to definitywny koniec urlopu i nie
ma sensu więcej ,,zabawiać się w chowanego” i czas wracać do pracy,
będzie pan nauczał innych urlopujących Władców Czasu, którzy też już
będą blisko końca turnusu i tak jak pan będą już mieli dużo za sobą
atrakcji i zabaw. Powie im pan całą prawdę, tym razem pana nie zabiją,
tylko będą zainteresowani i najpierw pojedyńczo pan, a później inni
małymi grupkami, będziecie opuszczać niebieską planetę.
– I co pan na to, panie Set? Jeśli pan się zapisze dostanie pan pierwsze
450 wcieleń gratis od firmy. Lecz od razu zastrzegam żeby w pełni
doświadczyć wszystkich wyzwań, zabaw i gier na niebieskiej planecie
trzeba przeżyć minimum około 6000 wcieleń w różnych kombinacjach,
niektórym nieśmiertelnym tak się spodobała ,,zabawa w chowanego”, że
musieliśmy zapisywać na dodatkowe turnusy, wprost nie mogą się
nachwalić, jest to bowiem rodzaj nowego aktywnego wypoczynku, który
ostatnio zdobywa sobie rzesze wiernych wielbicieli, coś w rodzaju
ekstremalnych sportów.
Gwarantujemy doskonałą iluzję, że przez pierwsze kilka tysięcy wcieleń,
nie rozpozna pan, kim naprawdę jest, by nie psuć wyśmienitej zabawy.
Jedynie musi pan podpisać zgodę, że w trakcie turnusu na niebieskiej
planecie, będzie pan przestrzegał wewnętrznego regulaminu i programu o
nazwie – Karma. To tylko uatrakcyjni całą zabawę.
Zachwycony Set:
– To brzmi wspaniale! Prawdziwie egzotyczne wakacje! Proszę mnie zapisać
na wczasy na niebieskiej planecie. To musi być cudowne przeżycie, szukać
samego siebie, przez tyle wcieleń!
ANTHONY BRASKO
„WCZASY NA NIEBIESKIEJ PLANECIE”
Ok, jeśli krótsze to streszczenie tu podam:
Nieśmiertelne istoty przybywają tu na Ziemię, by odbyć wczasy.
Set czczony jako bóg też kupił wycieczkę na Niebieską Planetę.
Główną atrakcją wczasów jest poszukiwanie samego siebie.
Już przy pierwszym wcieleniu uczestnicy turnusu zapominają kim są.
Pełna zabawa trwa nawet 6000 wcieleń, zanim wróci się do domu.
Jedyną zasadą w tej zabawie jest przestrzeganie regulaminu oraz programu o nazwie - Karma.
Myślę, że zmieściłem się w 10% ;)
- Pozwólcie, że wyjaśnię wam problem jaki nauka ma z religią.Niewierzący profesor filozofii stojąc w audytorium wypełnionymstudentami zadaje pytanie jednemu z nich:- Jesteś chrześcijaninem synu, prawda?- Tak, panie profesorze.- Czyli wierzysz w Boga.- Oczywiście.- Czy Bóg jest dobry?- Naturalnie, że jest dobry.- A czy Bóg jest wszechmogący? Czy Bóg może wszystko?- Tak.- A Ty - jesteś dobry czy zły?- Według Biblii jestem zły.Na twarzy profesora pojawił się uśmiech wyższości - Ach tak, Biblia!- A po chwili zastanowienia dodaje:- Mam dla Ciebie pewien przykład. Powiedzmy że znasz chorą icierpiącą osobę, którą możesz uzdrowić. Masz takie zdolności.Pomógłbyś tej osobie? Albo czy spróbowałbyś przynajmniej?- Oczywiście, panie profesorze.- Więc jesteś dobry...!- Myślę, że nie można tego tak ująć.- Ale dlaczego nie? Przecież pomógłbyś chorej, będącej w potrzebieosobie, jeśli byś tylko miał taką możliwość. Większość z nas bytak zrobiła. Ale Bóg nie.Wobec milczenia studenta profesor mówi dalej - Nie pomaga, prawda? Mójbrat był chrześcijaninem i zmarł na raka, pomimo że modlił się doJezusa o uzdrowienie. Zatem czy Jezus jest dobry? Czy możesz miodpowiedzieć na to pytanie?Student nadal milczy, więc profesor dodaje - Nie potrafisz udzielićodpowiedzi, prawda? - aby dać studentowi chwilę zastanowienia profesorsięga po szklankę ze swojego biurka i popija łyk wody.- Zacznijmy od początku chłopcze. Czy Bóg jest dobry?- No tak... jest dobry.- A czy szatan jest dobry?Bez chwili wahania student odpowiada - Nie.- A od kogo pochodzi szatan?Student aż drgnął:- Od Boga.- No właśnie. Zatem to Bóg stworzył szatana. A teraz powiedz mijeszcze synu - czy na świecie istnieje zło?- Istnieje panie profesorze ...- Czyli zło obecne jest we Wszechświecie. A to przecież Bóg stworzyłWszechświat, prawda?- Prawda.- Więc kto stworzył zło? Skoro Bóg stworzył wszystko, zatem Bógstworzył również i zło. A skoro zło istnieje, więc zgodnie zregułami logiki także i Bóg jest zły.Student ponownie nie potrafi znaleźć odpowiedzi..- A czy istnieją choroby, niemoralność, nienawiść, ohyda? Tewszystkie okropieństwa, które pojawiają się w otaczającym nasświece?Student drżącym głosem odpowiada - Występują.- A kto je stworzył?W sali zaległa cisza, więc profesor ponawia pytanie - Kto je stworzył?- wobec braku odpowiedzi profesor wstrzymuje krok i zaczyna sięrozglądać po audytorium. Wszyscy studenci zamarli.- Powiedz mi - wykładowca zwraca się do kolejnej osoby - Czy wierzysz wJezusa Chrystusa synu?Zdecydowany ton odpowiedzi przykuwa uwagę profesora:- Tak panie profesorze, wierzę.Starszy człowiek zwraca się do studenta:- W świetle nauki posiadasz pięć zmysłów, które używasz do ocenyotaczającego cię świata. Czy kiedykolwiek widziałeś Jezusa?- Nie panie profesorze. Nigdy Go nie widziałem.- Powiedz nam zatem, czy kiedykolwiek słyszałeś swojego Jezusa?- Nie panie profesorze.- A czy kiedykolwiek dotykałeś swojego Jezusa, smakowałeś Go, czymoże wąchałeś? Czy kiedykolwiek miałeś jakiś fizyczny kontakt zJezusem Chrystusem, czy też Bogiem w jakiejkolwiek postaci?- Nie panie profesorze. Niestety nie miałem takiego kontaktu.- I nadal w Niego wierzysz?- Tak.- Przecież zgodnie z wszelkimi zasadami przeprowadzania doświadczenia,nauka twierdzi że Twój Bóg nie istnieje... Co Ty na to synu?- Nic - pada w odpowiedzi - mam tylko swoją wiarę.- Tak, wiarę... - powtarza profesor - i właśnie w tym miejscu naukanapotyka problem z Bogiem. Nie ma dowodów, jest tylko wiara.Student milczy przez chwilę, po czym sam zadaje pytanie:- Panie profesorze - czy istnieje coś takiego jak ciepło?- Tak.- A czy istnieje takie zjawisko jak zimno?- Tak, synu, zimno również istnieje.- Nie, panie profesorze, zimno nie istnieje.Wyraźnie zainteresowany profesor odwrócił się w kierunku studenta.Wszyscy w sali zamarli. Student zaczyna wyjaśniać:- Może pan mieć dużo ciepła, więcej ciepła, super-ciepło, megaciepło, ciepło nieskończone, rozgrzanie do białości, mało ciepła lubteż brak ciepła, ale nie mamy niczego takiego, co moglibyśmy nazwaćzimnem. Może pan schłodzić substancje do temperatury minus 273,15 stopniCelsjusza (zera absolutnego), co właśnie oznacza brak ciepła - niepotrafimy osiągnąć niższej temperatury. Nie ma takiego zjawiska jakzimno, w przeciwnym razie potrafilibyśmy schładzać substancje dotemperatur poniżej 273,15stC. Każda substancja lub rzecz poddają siębadaniu, kiedy posiadają energię lub są jej źródłem. Zero absolutnejest całkowitym brakiem ciepła. Jak pan widzi profesorze, zimno jestjedynie słowem, które służy nam do opisu braku ciepła. Nie potrafimymierzyć zimna. Ciepło mierzymy w jednostkach energii, ponieważ ciepłojest energią. Zimno nie jest przeciwieństwem ciepła, zimno jest jegobrakiem.W sali wykładowej zaległa głęboka cisza. W odległym kącie ktośupuścił pióro, wydając tym odgłos przypominający uderzenie młota.- A co z ciemnością panie profesorze? Czy istnieje takie zjawisko jakciemność?- Tak - profesor odpowiada bez wahania - czymże jest noc jeśli nieciemnością?- Jest pan znowu w błędzie. Ciemność nie jest czymś, ciemność jestbrakiem czegoś. Może pan mieć niewiele światła, normalne światło,jasne światło, migające światło, ale jeśli tego światła brak, niema wtedy nic i właśnie to nazywamy ciemnością, czyż nie? Właśnietakie znaczenie ma słowo ciemność. W rzeczywistości ciemność nieistnieje. Jeśli istniałaby, potrafiłby pan uczynić ją jeszczeciemniejszą, czyż nie?Profesor uśmiecha się nieznacznie patrząc na studenta. Zapowiada siędobry semestr.- Co mi chcesz przez to powiedzieć młody człowieku?- Zmierzam do tego panie profesorze, że założenia pańskiegorozumowania są fałszywe już od samego początku, zatem wyciągniętywniosek jest również fałszywy.Tym razem na twarzy profesora pojawia się zdumienie:- Fałszywe? W jaki sposób zamierzasz mi to wytłumaczyć?- Założenia pańskich rozważań opierają się na dualizmie - wyjaśniastudent - twierdzi pan, że jest życie i jest śmierć, że jest dobryBóg i zły Bóg. Rozważa pan Boga jako kogoś skończonego, kogo możemypoddać pomiarom. Panie profesorze, nauka nie jest w stanie wyjaśnićnawet takiego zjawiska jak myśl. Używa pojęć z zakresu elektrycznościi magnetyzmu, nie poznawszy przecież w pełni istoty żadnego z tychzjawisk. Twierdzenie, że śmierć jest przeciwieństwem życia świadczy oignorowaniu faktu, że śmierć nie istnieje jako mierzalne zjawisko.Śmierć nie jest przeciwieństwem życia, tylko jego brakiem. A terazpanie profesorze proszę mi odpowiedzieć - czy naucza pan studentów,którzy pochodzą od małp?- Jeśli masz na myśli proces ewolucji, młody człowieku, to takwłaśnie jest.- A czy kiedykolwiek obserwował pan ten proces na własne oczy?Profesor potrząsa głową wciąż się uśmiechając, zdawszy sobiesprawę w jakim kierunku zmierza argumentacja studenta. Bardzo dobrysemestr, naprawdę.- Skoro żaden z nas nigdy nie był świadkiem procesów ewolucyjnych inie jest w stanie ich prześledzić wykonując jakiekolwiek doświadczenie,to przecież w tej sytuacji, zgodnie ze swoją poprzednią argumentacją,nie wykłada nam już pan naukowych opinii, prawda? Czy nie jest pan wtakim razie bardziej kaznodzieją niż naukowcem?W sali zaszemrało. Student czeka aż opadnie napięcie.- Żeby panu uzmysłowić sposób, w jaki manipulował pan moimpoprzednikiem, pozwolę sobie podać panu jeszcze jeden przykład - studentrozgląda się po sali - Czy ktokolwiek z was widział kiedyś mózg panaprofesora?Audytorium wybucha śmiechem.- Czy ktokolwiek z was kiedykolwiek słyszał, dotykał, smakował czywąchał mózg pana profesora? Wygląda na to, że nikt. A zatem zgodnie znaukowa metodą badawczą, jaką przytoczył pan wcześniej, możnapowiedzieć, z całym szacunkiem dla pana, że pan nie ma mózgu, panieprofesorze. Skoro nauka mówi, że pan nie ma mózgu, jak możemy ufaćpańskim wykładom, profesorze?W sala zapada martwa cisza. Profesor patrzy na studenta oczyma szerokimi zniedowierzania. Po chwili milczenia, która wszystkim zdaje się trwaćwieczność profesor wydusza z siebie:- Wygląda na to, że musicie je brać na wiarę.- A zatem przyznaje pan, że wiara istnieje, a co więcej - stanowiniezbędny element naszej codzienności. A teraz panie profesorze, proszęmi powiedzieć, czy istnieje coś takiego jak zło?Niezbyt pewny odpowiedzi profesor mówi - Oczywiście że istnieje.Dostrzegamy je przecież każdego dnia. Choćby w codziennym występowaniuczłowieka przeciw człowiekowi. W całym ogromie przestępstw i przemocyobecnym na świecie. Przecież te zjawiska to nic innego jak właśnie zło.Na to student odpowiada:- Zło nie istnieje panie profesorze, albo też raczej nie występuje jakozjawisko samo w sobie. Zło jest po prostu brakiem Boga. Jest jakciemność i zimno, występuje jako słowo stworzone przez człowieka dlaokreślenia braku Boga. Bóg nie stworzył zła. Zło pojawia się wmomencie, kiedy człowiek nie ma Boga w sercu. Zło jest jak zimno, którejest skutkiem braku ciepła i jak ciemność, która jest wynikiem brakuświatła.Profesor osunął się bezwładnie na krzesło. PS.Tym drugim studentem był Albert Einstein. Einstein napisał książkęzatytułowaną "Bóg a nauka" w roku 1921.