w tym temacie mówię pas. Każdy ma swoje sumienie i niech decyduje sam. Ja z moją partnerką w stosownym czasie nie zdecydowaliśmy się na to, ba, uznaliśmy że to niedopuszczalne wyjście w naszym przypadku.
W każdym razie:
- KK nie ma prawa dyktować prawa świeckiego
- Wprowadzanie w życie tak bzdurnego przepisu który jest już w chwili wprowadzania martwym, jest chore i jest objawem szczytowej hipokryzji
- W PL zawsze dokonywało się bardzo wielu aborcji i żaden przepis tego nie zmieni
- jeśli kler chce tego zabronić swoim owieczkom,, niech grzmi z ambony i nie daje rozgrzeszenia... i tyle
widzisz leoś, na pewno rozumiesz że zakaz aborcji zmieni tylko tyle że będzie się ją robić nielegalnie lub co bardziej prawdopodobne - nieoficjalnie. Część kobiet wyjedzie w tym celu za granicę, część uda się do prywatnych lekarzy, którzy będą odmawiać tych zabiegów w szpitalach i będą zarabiać na tym krocie po za szpitalem, część aborcji odbędzie się w szpitalach po daniu łapówki...
Kolejne chore, nieżyciowe prawo które jest pisane by sprawa wyglądała ładnie z wierzchu, a w praktyce rodząca klimat do korupcji, błędów lekarskich domorosłych "lekarzy" oraz możliwość zarobku "na lewo" lekarzom.
bo moze rozumienie pewnych ograniczen zawiera sie wlasnie w ograniczeniach rozumienia?
ja zawsze staram sie przenosic trudne kwestie na grunt gdzie mozna znalezc podobienstwa
nie jestem zwolennikiem prawnego regulowania moralnosci
ale to ze zlodzieje wciaz kradna i beda kradli nie moze byc argumentem do rezygnowania z ustanawiania prawa brzydko nazywajac antyzlodziejskiego
ten problem tez nie zniknie jak za pociagnieciem rozdzki tuskmagick
temat jest zastepczy
i do tego zmuszajacy do generalizowania
ograniczenia prawne zachowan moralnych bazuja na jakims dotychczas przyjetym wzorcu moralnych zachowan
takich ograniczen prawnych jest wiele w innych dziedzinach zycia, tylko nikt ich nie wyciaga przed wyborami, bo albo realnie chronia nasze (znow brzydko to nazwe) dupska przed ludzmi nie wahajacymi do tych dupsk siegac
albo sa kwestiami jednoznacznie akceptowalnycmi chociaz bardzo podobnymi
Może zastępczy dla Ciebie Leon, bo emitowe siłe prawicowe gdzies chwilowo znikły i nie można uprawiać grupowej moheriady :).
Autor lub autorka, chyba się jednak trochę zapędził/a lub rozmarzył/a pisząc
"Siła i pozycja Kościoła w polskim życiu politycznym i narodowym przez całe lata, dekady, a może i stulecia wynikała z faktu, że potrafił on trzeźwo analizować rzeczywistość, strzegł się ekstremizmów i utrzymywał kontakt z realiami, w jakich żyją Polacy. Nie odpływał w sferę utopii, był wyznawcą umiaru, realizmu i polityki środka. To naprawdę dziw nad dziwy: fanatyczni antyaborcyjni sekciarze zdołali podporządkować sobie biskupów i ich stanowisko stało się dziś oficjalną linią Kościoła."
Po pierwsze to pozycja i rola kościoła była trochę inna w czasach braku wolności czy demokracji i jego pozycja daleka od ekstremizmów (może za wyjątkiem jednostek duchowieństwa) dotyczyła innych postaw.
Po drugie to pewnych postaw kosciół przekroczyć nie może gdy nie ma pełnej wykładni moralnej, więc woli ustanawiać swoją konserwatywną i jej się trzymać.
Po trzecie, nie ma się co spodziewać, że KK szybko zmieni w tym temacie zdanie z uwagi na swój konserwatyzm mający na celu ochronę jego autorytetu. Kościół nigdy nie działa pochopnie, przecież dopiero kilkanaście lat temu uznał, że Ziemia nie jest centrum wszechświata zdejmując ekskomunikę z Galileusza, bo przedtem nie był jednak pewien, a nóż Biblia prawdę mówiła :).
Nie mniej żadna religia w demokratycznym państwie nie może narzucać prawnie swojego światopoglądu, no chyba że to państwo wyznaniowe - jak Polska ?
dopoki nie nastapi przelom w ocenie zjawiska, czyli dopoki wiekszoscnie oceni jednoznacznie zle, albo jednoznacznie dobrze aborcji jako sposobu na zycie doputy bedziemy dywagowac jadac na emocjach wyborcow szczegolni
i jak ktos napisal powyzej po wyborach kazdy znow bedzie robil tak jak uzna za sluszne
jest tez tu pewien obszar edukacyjny do wypwlnienia
debaty, dyskusje, w tym temacie ksztaltuja w jakis sposob i polaryzuja nasza wrazliwosc moralna na tego typu problemy
z takich debat moze wyniknac wiele dobrego uwrazliwiajac spoleczenstwo
podobnie i znow posluze sie przykladem jak jest z ochrona zwirzat (wiem ze to niezbyt szczesliwe porownanie)
jeszcze kilkadziesiat lat temu porblem maltretowania zwierzat rozwiazywany byl tylko w suminiach i to w bardzo prosty sposob: "zwierzeta jadalne mamy prawo zabijac, zabijanie niejadalnych jest czyms zlym o ile nie chronimy w ten sposob wlasnego zycia rzecz jasna"
dzis wraz z postepujaca degradacja wlasciwej oceny moralnej zjawisk, co jest miedzy innymi naduzyciem interpretowania, wolnosci, demokracji i swobod potrzeba wrecz celowych akcji pietnujacych maltretowanie zwierzat aby choc w malym stopniu powstrzymac "mode" na sadyzm
Nie lubię wklejać artykułów, ale ten jest ciekawy i trudno się z nim nie zgodzić.
Myślałem, że PRL-owska obłuda i hipokryzja skończyły się wraz z tamtym ustrojem, ale ostatnia odsłona polskiej wojny aborcyjnej przekonała mnie, że wcale nie.
Do Polski z impetem wraca nowe. Uderzającym doświadczeniem epoki PRL był nieustanny rozdźwięk między rzeczywistością a ideologią. Między faktami a wzniosłymi hasłami i normami zapisanymi w ustawach. Można było odnieść wrażenie, że rządzący przy całym deklarowanym racjonalizmie i naukowym ateizmie wierzą w magiczną moc słowa.
Że jak się w konstytucji i na pilśniowych tablicach zapisze przyjaźń z ZSRR, to nagle stanie się cud i tradycyjna polska antysowieckość zniknie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. W ustawach, w oficjalnych deklaracjach i na uroczystościach państwowych rozkwitał więc sojusz z bratnim narodem radzieckim, a życie biegło swoim torem i cały naród opowiadał kawały o Ruskich. Nawet sami towarzysze z PZPR w nieoficjalnych rozmowach dawali upust antyrosyjskim nastrojom, wyrażając się z pogardą o porządkach i obyczajach panujących w ojczyźnie Lenina.
No i teraz to wróciło, tyle że miejsce towarzyszy zajęli ci biskupi i działacze katoliccy, którzy uznali, że jeśli się uchwali zakaz przerywania ciąży, to rzeczywistość zmieni się jak pod wpływem zaklęcia. Czary-mary, nie ma aborcji. I już jest tak samo jak za PRL: w polskim życiu publicznym i w polskim prawie królują drętwe i nadęte frazesy o świętości życia poczętego, a cały naród i tak wie swoje. Że to pic na wodę. Że jak trzeba przerwać ciążę, to się ją przerywa bez wielkich wyrzutów sumienia, bo kilkutygodniowy płód nie jest tym samym, co osoba ludzka. A także dlatego, że aborcja jest – i będzie – łatwo dostępna. Partyjne akademie i kościelne msze sobie, a życie sobie.
Czy można żyć w warunkach takiej schizofrenii bez uszczerbku na umyśle? Można. Przeżyliśmy PRL i nie zwariowaliśmy, więc i teraz przeżyjemy. Na tym można by temat zamknąć. Ale ja mimo wszystko jestem zdziwiony. Zaskakuje mnie postawa biskupów, którzy chyba utracili wiarę w możliwość prowadzenia misji duszpasterskiej, skoro uznali, że swoje cele muszą osiągnąć nie drogą nauczania wiernych, lecz za pomocą prawa państwowego i sankcji karnych. Prawa, które obowiązuje wszystkich: wierzących i niewierzących. A właściwie, przepraszam, źle się wyraziłem – nie obowiązuje, bo jest i będzie masowo łamane.
I dziwi mnie, że w ostatniej bitwie polskiej wojny aborcyjnej hierarchowie opowiedzieli się po stronie tych, którzy proponują rozwiązania skrajne, zdradzające fanatyczną gorliwość i bezkompromisowość.
Siła i pozycja Kościoła w polskim życiu politycznym i narodowym przez całe lata, dekady, a może i stulecia wynikała z faktu, że potrafił on trzeźwo analizować rzeczywistość, strzegł się ekstremizmów i utrzymywał kontakt z realiami, w jakich żyją Polacy. Nie odpływał w sferę utopii, był wyznawcą umiaru, realizmu i polityki środka. To naprawdę dziw nad dziwy: fanatyczni antyaborcyjni sekciarze zdołali podporządkować sobie biskupów i ich stanowisko stało się dziś oficjalną linią Kościoła.
Tego nie było nawet w PRL. Owszem, zdarzali się nawiedzeni, którzy ze śmiertelną powagą traktowali oficjalną propagandę i wierzyli w te wszystkie frazesy. Przykładem była choćby moja nauczycielka wychowania obywatelskiego. Tyle że ideologiczni ortodoksi budzili powszechne rozbawienie. Nikt ich nie dopuszczał do decydowania o sprawach wagi państwowej. Partyjni decydenci opędzali się od nich. A dziś, gdy słucham biskupów, coraz częściej mam wrażenie, że mówią głosem Tomasza Terlikowskiego.