at 31
Ty za to zmieniasz temat jak Leon w niewygodnej dla siebie sytuacji.
To Ty wysunęłeś tezy na mój temat bez poparcia ich argumentami, więc nie mam obowiązku używania żadnych kontrargumentów.
Stwierdziłeś, że przyznałem sobie rację w jakichś kwestiach, podczas gdy wyraziłem własną opinię, z która nikt nie polemizował, a po zadaniu jasnych pytań "gdzie" i "kiedy" zaczynasz coś ściemniać. No chyba że to taka Twoja forma polemiki, ale argumentów w niej nie widziałem i nie widzę, tylko jakieś prorocze zgadywanki na temat moich intencji i motywacji, jak zgaduję.
der72
#24 | Dziś - 21:49
at 22
Niektórzy mają skrzywienie na punkcie polityki, a właściwie to większość, a nie niektórzy.
Dla mnie polityka to bagno, w które ludzie dają się sami wpuszczać i mam ją w dupie.
Twoja forma polemiki, ale argumentów w niej nie widziałem i nie widzę, tylko jakieś prorocze zgadywanki na temat moich intencji i
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
a gdzie sa twoje argumenty?
muwisz na mnie jasnowidz bo sie ze mna nie zgadzasz ?
ze co ? ze zmieniam temat jak Leon , i co co jeszcze ze lysy jestem jak lenin no pisz nie zaluj sobie
Albo masz problem z podstawowymi pojęciami, albo próbujesz odwracać kota ogonem.
Które z moich stwierdzeń wymaga argumentów ?
To, że większość populacji Polski zajmuję się w mniejszy lub większy sposób polityką lub politykowaniem, czy może mam Ci napisać wypracowanie dlaczego polityka to bagno ?
Jak żyjesz na tym świecie dostatecznie długo, to pewnie wiesz, że taka jest rzeczywistość i nie wymaga ona raczej argumentowania, a jeżeli Twoim zdaniem wymaga, to zawsze możesz zapytać lub polemizować, Ty natomiast stwierdziłeś, że tymi stwierdzeniami przyznałem sobie rację ?
Wpisów: 8668
spider72
#36 | Dziś - 22:36
poprzednie at 33
at 34
To raczej metody Twoich kolegów po PiSie :)
-----------------------------------------------------------
i tu ci boli kolego, ale chciales mi przywalic tak troche okrezna droga co?
pisz nie krepuj sie im wiecej inwektywow tym bardziej wiarygodny bedziesz.
No widzisz i znowu jesteś jasnowidzem, wmawiasz mi popieranie jakiejś partii, która mi zwisa tak samo jak Twój PiS, wmawiasz mi, że od początku chcę Cię obrazić, nawet sam się robisz na siłę ofiarą, poprzednio chciałeś mi prawdopodobnie zarzucić polityczność bo piszę w wątkach o polityce, choć nie znasz mojej motywacji, dlatego nazwałem Cię wtedy pierwszy raz jasnowidzem.
Zdaje Ci się, że wiesz i mnie znasz i próbujesz mi to wmawiać podczas gdy gówno wiesz.
Następnym razem po prostu zapytaj, to Ci może odpowiem, gdy uznam że warto, a Twoje szanse na to abym Cię traktował poważnie trochę spadły po twoim POPiSie :).
sjp.pl słownik języka polskiego
strona głównasłowakomentarzewięcej >
inwektywy
dopuszczalne w grach
forma podst. + znaczenie:
inwektywa (MNn)
zniewaga, obelga
-----------------------------
napisalem inwektywa bo czulem ze chcesz pomniejszyc znaczenie tego co napisalem - czy zniewazony no sam niewiem ?
ale na co zeszlo nasze pisanie - chodzi o to zeby ci przyznac racje i bedzie cool?
Nie lubię wklejać artykułów, ale ten jest ciekawy i trudno się z nim nie zgodzić.
Myślałem, że PRL-owska obłuda i hipokryzja skończyły się wraz z tamtym ustrojem, ale ostatnia odsłona polskiej wojny aborcyjnej przekonała mnie, że wcale nie.
Do Polski z impetem wraca nowe. Uderzającym doświadczeniem epoki PRL był nieustanny rozdźwięk między rzeczywistością a ideologią. Między faktami a wzniosłymi hasłami i normami zapisanymi w ustawach. Można było odnieść wrażenie, że rządzący przy całym deklarowanym racjonalizmie i naukowym ateizmie wierzą w magiczną moc słowa.
Że jak się w konstytucji i na pilśniowych tablicach zapisze przyjaźń z ZSRR, to nagle stanie się cud i tradycyjna polska antysowieckość zniknie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. W ustawach, w oficjalnych deklaracjach i na uroczystościach państwowych rozkwitał więc sojusz z bratnim narodem radzieckim, a życie biegło swoim torem i cały naród opowiadał kawały o Ruskich. Nawet sami towarzysze z PZPR w nieoficjalnych rozmowach dawali upust antyrosyjskim nastrojom, wyrażając się z pogardą o porządkach i obyczajach panujących w ojczyźnie Lenina.
No i teraz to wróciło, tyle że miejsce towarzyszy zajęli ci biskupi i działacze katoliccy, którzy uznali, że jeśli się uchwali zakaz przerywania ciąży, to rzeczywistość zmieni się jak pod wpływem zaklęcia. Czary-mary, nie ma aborcji. I już jest tak samo jak za PRL: w polskim życiu publicznym i w polskim prawie królują drętwe i nadęte frazesy o świętości życia poczętego, a cały naród i tak wie swoje. Że to pic na wodę. Że jak trzeba przerwać ciążę, to się ją przerywa bez wielkich wyrzutów sumienia, bo kilkutygodniowy płód nie jest tym samym, co osoba ludzka. A także dlatego, że aborcja jest – i będzie – łatwo dostępna. Partyjne akademie i kościelne msze sobie, a życie sobie.
Czy można żyć w warunkach takiej schizofrenii bez uszczerbku na umyśle? Można. Przeżyliśmy PRL i nie zwariowaliśmy, więc i teraz przeżyjemy. Na tym można by temat zamknąć. Ale ja mimo wszystko jestem zdziwiony. Zaskakuje mnie postawa biskupów, którzy chyba utracili wiarę w możliwość prowadzenia misji duszpasterskiej, skoro uznali, że swoje cele muszą osiągnąć nie drogą nauczania wiernych, lecz za pomocą prawa państwowego i sankcji karnych. Prawa, które obowiązuje wszystkich: wierzących i niewierzących. A właściwie, przepraszam, źle się wyraziłem – nie obowiązuje, bo jest i będzie masowo łamane.
I dziwi mnie, że w ostatniej bitwie polskiej wojny aborcyjnej hierarchowie opowiedzieli się po stronie tych, którzy proponują rozwiązania skrajne, zdradzające fanatyczną gorliwość i bezkompromisowość.
Siła i pozycja Kościoła w polskim życiu politycznym i narodowym przez całe lata, dekady, a może i stulecia wynikała z faktu, że potrafił on trzeźwo analizować rzeczywistość, strzegł się ekstremizmów i utrzymywał kontakt z realiami, w jakich żyją Polacy. Nie odpływał w sferę utopii, był wyznawcą umiaru, realizmu i polityki środka. To naprawdę dziw nad dziwy: fanatyczni antyaborcyjni sekciarze zdołali podporządkować sobie biskupów i ich stanowisko stało się dziś oficjalną linią Kościoła.
Tego nie było nawet w PRL. Owszem, zdarzali się nawiedzeni, którzy ze śmiertelną powagą traktowali oficjalną propagandę i wierzyli w te wszystkie frazesy. Przykładem była choćby moja nauczycielka wychowania obywatelskiego. Tyle że ideologiczni ortodoksi budzili powszechne rozbawienie. Nikt ich nie dopuszczał do decydowania o sprawach wagi państwowej. Partyjni decydenci opędzali się od nich. A dziś, gdy słucham biskupów, coraz częściej mam wrażenie, że mówią głosem Tomasza Terlikowskiego.