spider72
#110 | Dziś - 12:13
Daję wam przykazanie nowe, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem; żebyście i wy tak się miłowali wzajemnie. Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali *.
* nie dotyczy gejów - podpisano papież, Jezus się pomylił :)
-------------------------------------------------------------------------------
nie tylko gejow, ale wszystkich myslacych inaczej i szukajacych prawdy i sprawiedliwosci za krzywdy pedofilii rowniez
podpisano:Benedykt
kolejna ofiara idiotycznego prawa antyaborcyjnego, tym razem w Irlandii
31-letnia kobieta będąca w 17 tygodniu ciąży zmarła w szpitalu w irlandzkim Galway po tym, jak lekarze odmówili aborcji pomimo zagrożenia dla matki. Władze wszczęły śledztwo.
Savita Halappanavar była w 4 miesiącu ciąży. Nie była to jej pierwsza, ale poprzednie poroniła. Tym razem ciąża także nie przebiegała normalnie i płód był zagrożony, a kobieta źle się czuła. Skarżyła się na potworne bólee, w końcu poprosiła lekarzy o przerwanie ciąży. Od medyków miała jednak usłyszeć, że "Irlandia to katolicki kraj" i "póki bije serce płodu" nie wykonają aborcji.
Po trzech dniach agonii matki, funkcje życiowe płodu ustały. Lekarze usunęli go, a kobietę przenieśli na intensywną terapię, gdzie niedługo później zmarła. Sekcja zwłok wskazała na sepsę jako przyczynę śmierci.
Zarówno władze szpitala i irlandzkiego odpowiednika NFZ wszczęły dochodzenie w sprawie. W Irlandii prawo nie pozwala na dokonanie aborcji nawet jeśli życie matki jest zagrożone. Słowa męża zmarłej, który podkreśla, że nie jest "ani Irlandczykiem, ani katolikiem", mogą wywołać jednak debatę na ten temat w katolickim kraju. Przed szpitalem już teraz pikietują przeciwnicy restrykcyjnego prawa antyaborcyjnego. (polskieradio.pl)
Najbardziej szokujace jest to ze ta kobieta nie byla katoliczka ani chrzescijanka, ale z powodu chorego prawa forsowanego przez KK nie zyje :/
Tomek, poruszyłeś dość istotny temat.
"...ta kobieta nie byla katoliczka ani chrzescijanka..."
-----
Spróbuj uzgodnić ze sobą pewne sprawy.
Jest wiele kobiet w UK nie będących ani katoliczkami ani chrześcijanami.
Jeżeli ten argument do Ciebie przemawia, to musimy respektować kulturę bliskowschodnią, czyli "noszę burkę" (nawet robiąc zdjęcie do prawa jazdy).
Badź konsekwentny.
W kazdym kraju istnieje prawo. Jeżeli masz ochotę żyć w takim kraju - musisz zaakceptować istniejące prawo.
Tak samo, jak akceptujesz zdejmowanie butów wchodząc do czyjegoś mieszkania.
"...ale z powodu chorego prawa forsowanego przez KK nie zyje :/"
-----
I tu jest pies pogrzebany. Zwolennikom prawa religijnego we wszystkich aspektach życia, polecam przeprowadzkę do
takiego kraju - Iran, Arabia Saudyjska i wiele innych wiodących cywilizacji.
Nie zapomnijcie przysłać kartki na święta. :)
w tym wpisie chodzilo mi o to ze tworzacy prawo i opierajac sie przy tym o jakakolwiek religie krzywdza tych ktorzy tej religii nie wyznaja. pomijajac juz drobny szczegol ze prawo w panstwie swieckim powinno byc swieckie i powinno opierac sie na zdaniu naukowcow i etykow a nie na opinii kleru.
sprawy dotykajace sumienia powinny pozostac w sferze decyzji kazdego czlowieka, a ksieza powinni ograniczyc sie do wplywu na swoje owieczki z ambony i nie mieszac sie do prawa swieckiego
Moja rodzina mieszka w Waterford, Irlandia.Podczas kazdej wizyty u nich dowiaduje sie o aborcji, ktorej dokonala znajoma- znajomego, siostra szwagra pierwszego meza...Aborcje wykonywano w prywatnych klinikach w Szkocji, bo najblizej.Godzinny lot samolotem, za 200euro, 700 euro na zabieg w prywatnej klinice, i 500 euro za pokoj w premier inn, dla dwoch osob na kilka dni.Razem 1400 euro.Dwie najnizsze tygodniowki, dwojki pracujacych ludzi.
W podziemiu, w Irlandii taki zabieg kosztuje srednio 1500 euro.
Jacy znajomi, kogo?Twoi?
Jak nie rozumiesz, co napisalam, to nie komentuj.Mowilam o ludziach zyjacych w otoczeniu mojej rodziny, ich znajomi, znajomi, znajomych, o piatej wodzie po kisielu...
Jak szkole ukonczylas, ze masz taki problem z mysleniem?
Po czym wnioskujesz, ze to forma antykoncepcji?Nie bede sie powtarzala.
Jak cos pieprzysz, to chociaz uzasadnij.
Ja tutaj widze patologie myslenia.
Nie lubię wklejać artykułów, ale ten jest ciekawy i trudno się z nim nie zgodzić.
Myślałem, że PRL-owska obłuda i hipokryzja skończyły się wraz z tamtym ustrojem, ale ostatnia odsłona polskiej wojny aborcyjnej przekonała mnie, że wcale nie.
Do Polski z impetem wraca nowe. Uderzającym doświadczeniem epoki PRL był nieustanny rozdźwięk między rzeczywistością a ideologią. Między faktami a wzniosłymi hasłami i normami zapisanymi w ustawach. Można było odnieść wrażenie, że rządzący przy całym deklarowanym racjonalizmie i naukowym ateizmie wierzą w magiczną moc słowa.
Że jak się w konstytucji i na pilśniowych tablicach zapisze przyjaźń z ZSRR, to nagle stanie się cud i tradycyjna polska antysowieckość zniknie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. W ustawach, w oficjalnych deklaracjach i na uroczystościach państwowych rozkwitał więc sojusz z bratnim narodem radzieckim, a życie biegło swoim torem i cały naród opowiadał kawały o Ruskich. Nawet sami towarzysze z PZPR w nieoficjalnych rozmowach dawali upust antyrosyjskim nastrojom, wyrażając się z pogardą o porządkach i obyczajach panujących w ojczyźnie Lenina.
No i teraz to wróciło, tyle że miejsce towarzyszy zajęli ci biskupi i działacze katoliccy, którzy uznali, że jeśli się uchwali zakaz przerywania ciąży, to rzeczywistość zmieni się jak pod wpływem zaklęcia. Czary-mary, nie ma aborcji. I już jest tak samo jak za PRL: w polskim życiu publicznym i w polskim prawie królują drętwe i nadęte frazesy o świętości życia poczętego, a cały naród i tak wie swoje. Że to pic na wodę. Że jak trzeba przerwać ciążę, to się ją przerywa bez wielkich wyrzutów sumienia, bo kilkutygodniowy płód nie jest tym samym, co osoba ludzka. A także dlatego, że aborcja jest – i będzie – łatwo dostępna. Partyjne akademie i kościelne msze sobie, a życie sobie.
Czy można żyć w warunkach takiej schizofrenii bez uszczerbku na umyśle? Można. Przeżyliśmy PRL i nie zwariowaliśmy, więc i teraz przeżyjemy. Na tym można by temat zamknąć. Ale ja mimo wszystko jestem zdziwiony. Zaskakuje mnie postawa biskupów, którzy chyba utracili wiarę w możliwość prowadzenia misji duszpasterskiej, skoro uznali, że swoje cele muszą osiągnąć nie drogą nauczania wiernych, lecz za pomocą prawa państwowego i sankcji karnych. Prawa, które obowiązuje wszystkich: wierzących i niewierzących. A właściwie, przepraszam, źle się wyraziłem – nie obowiązuje, bo jest i będzie masowo łamane.
I dziwi mnie, że w ostatniej bitwie polskiej wojny aborcyjnej hierarchowie opowiedzieli się po stronie tych, którzy proponują rozwiązania skrajne, zdradzające fanatyczną gorliwość i bezkompromisowość.
Siła i pozycja Kościoła w polskim życiu politycznym i narodowym przez całe lata, dekady, a może i stulecia wynikała z faktu, że potrafił on trzeźwo analizować rzeczywistość, strzegł się ekstremizmów i utrzymywał kontakt z realiami, w jakich żyją Polacy. Nie odpływał w sferę utopii, był wyznawcą umiaru, realizmu i polityki środka. To naprawdę dziw nad dziwy: fanatyczni antyaborcyjni sekciarze zdołali podporządkować sobie biskupów i ich stanowisko stało się dziś oficjalną linią Kościoła.
Tego nie było nawet w PRL. Owszem, zdarzali się nawiedzeni, którzy ze śmiertelną powagą traktowali oficjalną propagandę i wierzyli w te wszystkie frazesy. Przykładem była choćby moja nauczycielka wychowania obywatelskiego. Tyle że ideologiczni ortodoksi budzili powszechne rozbawienie. Nikt ich nie dopuszczał do decydowania o sprawach wagi państwowej. Partyjni decydenci opędzali się od nich. A dziś, gdy słucham biskupów, coraz częściej mam wrażenie, że mówią głosem Tomasza Terlikowskiego.