Umiem czytać, na boczku, na wznak, na północy, i po północy też. :] ;p
Caingorm to jeszcze nie taka odległa północ, niespełna trzy godziny opciągiem z Edka (zawsze pustoszeją w tamtej okolicy, tzn. w Aviemore - w Inverness przecież nie ma niczego, oprócz paru knajp, niepunktualnych autobusów, i miniaturki zamku, otoczonego rusztowaniami i płotem. ;) Thurso to dopiero jest północ. ;)
A tak serio, to z lekka zazdroszczę, łaziłbym. Szwendacz dusi mnie strasznie, nie wyłączył się po noworocznym wypadzie na (m.in.) KtóryToJużRazOrkney, chwilowo udaje mi się go oszukać okolicami Peak District, ale męczę się okrutnie. :( Ciagnie mnie zarówno na północ, jak i na Moje Klify (od Staithes Po Filey - North Yorkshire). To ostatnie to od jakiegoś czasu moja "miejscówka nr 1" - stosunkowo niedaleko, piaszczyste plaże, festiwal w Whitby, i klify, klify, kliiiffffyyyy!!! <3
Oktarynko, zrób dużo kanapek, jeżeli nie chcesz nabijać kabzy Anglikom, ;p i zapuść się kiedyś w te strony, zgubić się w Staithes lub Robin Hood's Bay. :)
Jakby co, to znajdą się też bunkry. ;p
Po świętach i Nowym Roku szwendałem się od Skye po Orkney, tak więc Północy Północy wystarczy mi na tę chwilę, zwłaszcza że nieźle wymarzłem, co dotarło do mnie dopiero w drodze powrotnej, w cieplutkim pociągu, :) chociaż... czemu nie, powłóczyć się to ja zawsze chętnie, ;p miejsc nieodkrytych wciąż więcej niż tych już poznanych. :)
Dla mnie północ (choć jeszcze nie taka dzika ;p ) to już Edynburg i Glasgowice, w tych dniach chciałem szwendać się gdzieś pomiędzy, ale (jak już pisałem) źli ludzie nie puścili mnie z ostatniej szychty, ;p a że nie chciałem rezygnować z którejś z atrakcji, więc zrezygnowałem ze wszystkich. ;p
Natomiast Moje Klify ciągną mnie bardzo mocno, na odcinku kilkudziesięciu mil ich szczytem biegnie odcinek ponad stumilowej ścieżki zwanej Cleveland Way, nadmorski odcinek mam już przeczłapany, niektóre fragmenty nawet kilka razy, więc chciałbym ruszyć tą ścieżką dalej, ale wciąż jeszcze nie nasyciłem oczu, polazłbym tam nawet teraz. Osady, które wymieniłem wcześniej (Staithes i Robin Hood's Bay) - bajeczne. Scarborough piękne poza sezonem, latem kota można dostać, tłumy wieksze niż w Pieprzonym Władysławowie. :/ Plaża w Filey - szeroka, czysta i piaszczysta, ;p długa, bez glutów, farfocli, kamieni, żwiru, meduz, glonów, czasem tylko ktoś zgubi klapka albo gacie, :p i bez jazgotliwej promenady z całym tym hałaśliwym szajsem, jakiego pełno na większości nadmorskich promenad: ryczące głośniki-sriki, migajace światełka-srełka, buda z żarciem przy budzie z żarciem, itepe, itede. Spokój, relaks, ale nadal z nieodległym barem za rogiem, jakby co, ale za to nie mają Costy, Maca i Greggsa - dla mnie egzotyka. ;p
Wracam w te strony kilka razy w roku, i chyba tak już zostanie, odkochać się nie potrafię. Trochę mnie to wkurza, bo mógłbym w tym czasie obwąchiwać kolejne nieznane kąty, ale co jakiś czas muszę tam zajrzeć na kilka dni, bo inaczej jestem nieszczęśliwy, cierpię, i przelewam to moje udręki na ludków z pracy. ;p
Złapałem się na tym, że dzisiaj w aucie wyłączyłem ogrzewanie.